Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

"Zabrakło jakości" - Stoch o olimpijskim wyniku drużyny

- Powiedziałem sobie, że to będzie ostatni taniec na tych igrzyskach. Ostatnie zawody i nie mamy nic do stracenia. Zabrakło jakości, mówię o całej naszej drużynie. Mam poczucie, że nie pokazaliśmy pełni swoich umiejętności i starczyło tylko na szóste miejsce - mówi Kamil Stoch, który w poniedziałek pełnił rolę kapitana polskiej reprezentacji podczas konkursu drużynowego. Tym samym 34-latek zakończył igrzyska w Pekinie bez zdobyczy medalowej.


Skijumping.pl: Dobrze bawiłeś się podczas drużynówki?

Kamil Stoch: Szczerze powiem, że tak. Powiedziałem sobie, że to będzie ostatni taniec na tych igrzyskach. Ostatnie zawody i nie mamy nic do stracenia. Trzeba się bawić, bo umiemy skakać. Przy odrobinie szczęścia mogło być naprawdę fajnie. Nie powiem, że zabrakło szczęścia, choć to był kolejny trudny konkurs, a pierwsza seria była bardzo loteryjna. Druga była równa i każdy starał się pokazać to, co miał najlepsze. Czegoś znowu zabrakło... U nas zabrakło trochę jakości, mówię o całej naszej drużynie. Mam poczucie, że nie pokazaliśmy pełni swoich umiejętności i starczyło tylko na szóstą lokatę.

To była ostatnia szansa medalowa w Pekinie.

Czterdzieści punktów to nie są dziesiąte punktu, kiedy można mówić o sporym pechu. Tutaj zabrakło dużo do podium. Na głównej imprezie sezonu liczą się medale i taka jest prawda. Dla kogoś, kto jedzie po doświadczenie, fajnie zdobywać miejsce w czołówce. Dla nas, starszych zawodników, liczą się namacalne zdobycze. O to walczy się na którychś igrzyskach z kolei. Mam poczucie pustki i niezadowolenia. Zrobiłem wszystko, dałem z siebie maksimum, ale jest spory niedosyt. Jest mi z tym źle, że wyjadę z tych igrzysk z pustymi rękami.

Szósty i czwarty indywidualnie, a także dwukrotnie szósty w zmaganiach zespołowych. Mówimy o ścisłej czołówce.

Na pierwszych czy drugich igrzyskach byłoby super i latałbym w skowronkach, ale to moje piąte igrzyska. Zdobywałem już medale i wiem, jak to się robi. Wiem, czego mi tutaj zabrakło. Zabrakło solidności, chłodnej głowy i zimnej krwi. Zabrakło pewności i przypieczętowania, że należy mi się to. Ewidentnie tego zabrakło, bo pierwsze skoki miałem udane we wszystkich konkursach, a drugie próby psułem. Może nie psułem totalnie, ponieważ i tak to były najlepsze skoki, bo treningi w ogóle wychodziły kiepsko, ale koniec końców to ja popełniałem ten ostatni błąd, który przypłacałem brakiem tego, czego mi tutaj brakuje...

Cztery lata przygotowań, tygodnie rozmów i planowania, a tymczasem już po wszystkim.

Niestety... Cztery lata zleciały. Niedawno cieszyłem się ze złota i brązu w Pjongczangu, a teraz wyjeżdżam z Pekinu. Wiedziałem, że będzie tutaj trudno. Zdawałem sobie sprawę z ogromu pracy, którą będzie trzeba tu wykonać. Wierzyłem jednak, że wyjadę stąd szczęśliwy i zadowolony, czyli z czymś na szyi. Tymczasem wyjeżdżam z dużym bagażem doświadczeń na plecach. Nie jestem załamany, świat się nie zawalił. Tak bywa. To nie jest pierwsza impreza mistrzowska, którą kończę z dużym niedosytem. Nie psułem specjalnie skoków... Chciałem, ryzykowałem i tak to się skończyło.

We wspomnianym bagażu doświadczeń na pewno są notatki, które mogą przydać się w ostatniej części sezonu olimpijskiego. Tej zimy czeka nas jeszcze sporo konkursów, w tym mistrzostwa świata w lotach narciarskich. 

Przed Willingen wydawało mi się, że wszystko jest super. Przyjechałem tam, trening był w kratkę, natomiast prolog poszedł super. Przyszły zawody, skoczyłem nieźle, ale wycięło mnie w pierwszym konkursie. Trochę ujechał mi grunt pod nogami, więc chciałem pokazać się w drugich zawodach. Planowałem skoczyć dobrze, popełniłem błąd, warunki ponownie dały się we znaki i już było po zawodach. W efekcie przyjechałem do Chin z wiarą, chęcią do pracy, a także świadomością stojącego przede mną zadania. Miałem jednak w sobie niepewność, że nie jestem w super dyspozycji i będzie trzeba wykonać niesamowitą robotę i mieć trochę szczęścia w tym wszystkim. Nie chcę mówić, że nie było szczęścia, bo miałem wszystko na tacy. Musiałem oddać dwa świetne skoki, a oddawałem jeden. Drugi był solidny, ale to nie wystarczyło przy tegorocznym poziomie. Dało solidne miejsca, jedne z najlepszych w tym sezonie. Kiedy ostatni raz byłem szósty i czwarty w zawodach? To są skoki na dobrym poziomie i tym buduję pewność na kolejne wyzwania, które mnie czekają. Te igrzyska nie były dla mnie szczęśliwe, nie wyjeżdżam stąd w pełni usatysfakcjonowany, ale jest jeszcze coś do zrobienia. Mamy Puchar Świata w lotach, mistrzostwa świata w lotach i jeszcze trwa Puchar Świata. W tym ostatnim nie można liczyć na wysokie miejsce, ale trzeba walczyć do samego końca i zakończyć sezon z podniesioną głową.

Emocje podczas igrzysk przypomniały, że sportowiec też jest człowiekiem. Kibice stanęli za tobą murem.

Ostatnio wielu było świadkami mojej walki z samym sobą, ale tak czasami jest, że wszystko wylatuje w najmniej oczekiwanym momencie. Coś puszcza i nie jesteś w stanie tego zatrzymać. Dostałem bardzo dużo wiadomości ze słowami pocieszenia, gratulacji za walkę i dostarczone emocje. Cieszę się, że kibice dalej przeżywają te emocje i dostarczamy im sportowych wrażeń. O tym w tym chodzi. Skaczemy dla siebie, ale chcemy być oglądani, oklaskiwani i podziwiani. Sport jest rozrywką dla ludzi, którzy to oglądają i odwrotnie. My potrzebujemy kibiców, którzy dadzą nam energię i nas zmotywują oczekiwaniami dobrych wyników. To wyzwala w nas energię, żeby się rozwijać.

Z Kamilem Stochem rozmawiał Dominik Formela