Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Stoch broni Doležala. "Nie powinien być przekreślony"

- Z tym trenerem, w wieku 35 lat, czuję w sobie niewykorzystane pokłady energii. W dalszym ciągu się rozwijam. Kto w tym wieku może to jeszcze powiedzieć? Pojedynczymi skokami nadal mogę nawiązywać walkę z najlepszymi - mówi Kamil Stoch, który nie godzi się z decyzją Polskiego Związku Narciarskiego dotyczącej rozstania z Michalem Doležalem.


- Mówię w emocjach, kosztuje mnie to bardzo dużo stresu i energii. To trudna sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale nie widzę innego rozwiązania. Trzeba mówić o tym głośno w mediach, ponieważ nie dano nam szansy wypowiedzenia się w wąskim gronie. Nikt nas nie zapytał o zdanie. W jaki sposób to wszystko ma funkcjonować? - zastanawia się trzykrotny mistrz olimpijski.

- Ludzie, którzy wykonują ostatni krok i mają zdobywać puchary, muszą mieć zaufanie do współpracowników. Nie da się nagle odciąć i zakłócić relacji, które buduje się przez lata. Jeżeli zostaną wprowadzone zmiany, o których jest mowa, wówczas trudno zbudować takie relacje na szybko - odnosi się do planów zatrudnienia nowego szkoleniowca spoza Polski.

- Odbyliśmy rozmowę z przedstawicielem Polskiego Związku Narciarskiego. Doszło do tego na nasze życzenie po decyzji zarządu o nieprzedłużeniu umowy z obecnym trenerem. Dano nam do zrozumienia, że muszą zajść pewne zmiany, ponieważ sponsorzy mogą się wycofać. Mogę sam finansować swoje szkolenie, jeżeli tak to ma wyglądać i zarząd nie chce przeznaczać aż takich pieniędzy na to, byśmy wygrywali zawody. Może wszyscy będą się cieszy i klaskać, gdy będziemy walczyć o 20. miejsce? Nie opłacę szkolenia całej grupie, ale z własnych pieniędzy jestem w stanie pokryć własne szkolenie i tyle - twierdzi trzykrotny zdobywca Złotego Orła.

- Rozdzielenie grupy na starszych i młodszy? To kwestia na okres po sezonie. Wszyscy zastanowimy się nad tym bez emocji i z dystansem, po odpoczynku. Kiedy głowa odpocznie i na nowo będzie można zebrać myśli, ustalając plan działania i priorytety. Można to wszystko poukładać, bo da się to zrobić. System działa bardzo dobrze, natomiast popełniono błędy. Nie zostały one popełnione przez jednego człowieka, lecz przez wszystkich. Począwszy od prezesa, przez sekretarza generalnego, dyrektora sportowego i sztab szkoleniowy, kończąc na zawodnikach. Mieliśmy dużo szans. Sam w wielu momentach nie dawałem rady, coś mnie blokowało, bądź sam się przypalałem i skupiałem na czymś innym. To wszystko złożyło się na to, że sezon był poniżej oczekiwań naszych i kibiców. Ale to nie znaczy, że nagle trzeba wszystkich zwalniać i szukać kozła ofiarnego. Nie tędy droga, trzeba spokojnie znaleźć rozwiązanie - kontynuuje mistrz świata z 2013 roku.

- Potraktowano trenera w niezrozumiały sposób. Nie dano mu szansy wypowiedzenia się, przedstawienia popełnionych błędów i planu na ich naprawę, z czym można osiągać lepsze wyniki. Popełniono najgorszy z możliwych błędów, którego skutek jest tragiczny. Był błąd w komunikacji, bo to trener powinien mieć okazję wypowiedzieć się przed zarządem PZN na temat tego, co było złe i co można poprawić, bez udziału pośredników. Ja nie mam zamiaru być tym pośrednikiem - podkreśla rekordzista Polski w długości skoku.

- Obecny sztab jest najlepszy na świecie, z którym miałem okazję współpracować. Uważam, że wykorzystalibyśmy tę szansę, gdyby dano nam możliwość jeszcze popracować. Młodzi zawodnicy też by się czegoś nauczyli, ale trzeba wszystko połapać od nowa. Jesteśmy rasą rozumną, więc potrafimy uczyć się na błędach i wprowadzić plan działania obfitujący w sukcesy - dodaje Stoch.

- Zaufanie i wiara w powodzenie projektu jest najważniejsza w tym wszystkim. Nie stalibyśmy w Planicy bez zaufania do obecnego trenera i jego myśli szkoleniowej. Ostatni Turniej Czterech Skoczni? Sami widzieliście. Byłem cieniem samego siebie. Nic mi nie wychodziło, a potem przyplątała się kontuzja. Trener wiedział jednak, w jaki sposób mi pomóc. Wprowadzono zmiany, które powoli przynosiły dobre skutki. Gdybyśmy mieli więcej czasu, może więcej siły... Do tego pojawiały się sytuacje losowe, które wybijały nas z rytmu. Mam na myśli między innymi zmiany regulaminu sprzętowego w trakcie sezonu, co jest absurdem. Działy się różne rzeczy, na które nie mieliśmy wpływu, a oddziaływały na nasze skoki i wyniki - uważa Stoch.

- W trakcie sezonu wprowadzono modyfikacje. Trenerzy zareagowali na to, co było złe i efekt był taki, że na igrzyskach walczyliśmy o medale. Piotrek do piątku walczył o Małą Kryształową Kulę, a ja wróciłem na dobre tory i cieszę się lotami. Skaczę tutaj z uśmiechem na twarzy i radością, choć jestem kompletnie wyczerpany i na wszystko brakuje mi sił. Technicznie wszystko działa. Bronię naszego trenera, żebyśmy dalej mogli coś zdziałać - oznajmia.

Co ze sportową przyszłością Kamila Stocha? - To kolejna kwestia, na którą w tym momencie nie odpowiem. Wszystko zależy od tego, jak to się dalej potoczy. Sam potrzebuję odpoczynku, by wszystko poukładać w głowie. Jeżeli będzie mi dane pracować z osobami, do których będę miał pełne zaufanie i będę wierzył we wspólny sukces, wtedy mogę podjąć dalszą walkę i znaleźć w sobie siły na rozwój. Z tym trenerem, w wieku 35 lat, czuję w sobie niewykorzystane pokłady energii. W dalszym ciągu się rozwijam. Kto w tym wieku może to jeszcze powiedzieć? Pojedynczymi skokami nadal mogę nawiązywać walkę z najlepszymi. Gdyby sezon na początku potoczył się trochę inaczej, dzisiaj mogło być zupełnie inaczej - odpowiada.

- Chodzi o to, byśmy teraz wszyscy usiedli do rozmów. Trener nie powinien być przekreślony, ten szkoleniowiec zasłużył sobie na kolejną szansę. Nie powinien być potraktowany w ten sposób. Uważam, że to barbarzyństwo. Powinien móc przedstawić plan dotyczący możliwości podciągnięcia tej grupy i poprowadzenia jej do sukcesów, ze wskazanymi przez siebie ludźmi. Wtedy zarząd PZN powinien podjąć decyzję, a nie wprowadzać zmian z nadzieją na to, że może będzie lepiej... - kończy.

Korespondencja z Planicy, Dominik Formela