Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: 17 mgnień zimy

Czy to był najbardziej turbulentny sezon zimowy w skokach w historii? Może nie, ale na pewno jeden z najbardziej poharatanych przez czynniki zewnętrzne jak i wewnętrzne. Spróbuję go jakoś podsumować. W siedemnastu punktach. Dlaczego siedemnastu? A dlaczego nie?


Siedemnaście to tak samo dobra liczba jak każda inna. Wszystkich nietolerancyjnych hejterów uprasza się o niedyskryminowanie liczby "17". Doszukujących się tajemnych znaków i ukrytych znaczeń odsyłam do psychiatry. Look for the breadcrumbs gdzie indziej.  Ciekawskich pozostawię niezaspokojonych. Zapraszam na siedemnaście mgnień zimy. Takie retrospekcje à la wspominki w stylu strumienia świadomości z elementami suspensu. Ostrzegam, że desygnaty konotacyjne mogą być niejednoznaczne. 

Snežena kraljica

Tak naprawdę to dla polskich kibiców ten sezon zakończy się dopiero wtedy, gdy zostanie wybrany nowy trener kadry. Ale dla wszystkich innych już się skończył. Sezon taki sobie, ale przynajmniej zakończenie było zacne. Te konkursy oglądało się po prostu bardzo dobrze. Piękna pogoda zawsze dobrze nastraja. Zniesiono covidowe restrykcje i na skocznię wrócili kibice tworząc niezapomnianą, fantastyczną atmosferę. Atmosferę tym bardziej radosną, że Słoweńcy zgotowali swym fanom kupę radości.

Powiedzieć, że podopieczni Hrgoty mieli piorunującą końcówkę sezonu, to nic nie powiedzieć. To, co zrobili w piątek, to była duża sztuka. Jeszcze na półmetku pięciu zajmowało pięć pierwszych miejsc. Skończyło się na czterech, ale to i tak rekord. Przy okazji 356 punktów zdobytych w konkursie indywidualnym przez jeden kraj, to drugi najlepszy wynik w historii pucharu świata. Lepszy wykręcili tylko Japończycy w Sapporo 23.01.99. 401 punktów wtedy zdobytych może jeszcze długo pozostać niepobitym rekordem. W sobotę - zgodnie z przewidywaniami - wygrali drużynówkę. Jeśli szukać tam niespodzianek, to tylko takiej, że Norwegowie dość długo dotrzymywali im kroku. Ostatecznie w niedzielę tylko jeden z gospodarzy stanął na podium. Ale kolektywnie natłukli tyle punktów, że w Pucharze Narodów łyknęli nie tylko Norwegię, ale również Niemcy. I o mały figiel, a wyprzedziliby też Austriaków i w jeden weekend, przesuwając się z czwartego na pierwsze miejsce, zdobyliby trofeum. Planica 7? Czterech Słoweńców w czołowej piątce. Jedynym Słoweńcem, który nie cieszył się w Planicy na 100% był chyba tylko Timi Zajc. Skoczek, który wedle niektórych powinien był zdobyć złoto w Vikersund i był głównym (obok Krafta) bohaterem konkursów w Oberstdorfie, zajął w Planicy dwa razy czwarte miejsce. Nie udało mu się też wywalczyć Małej Krystzałowej Kuli za loty - tu ubiegł go Žiga Jelar. Ale Zajc i tak nie ma powodów by narzekać, bo to był  dla niego niezwykle udany sezon. Dwa drużynowe medale z Pekinu i dwa medale z Viekrsund - drużynowy i indywidualny. A na sam koniec sezonu i tak wygrał Planicę 7. Pal licho kasa, ale ta siedmiokilogramowa czekolada!

Obżarte jamniki

W Planicy, w cieniu rywalizacji najlepszych pod koniec sezonu skoczków, zakończył się wyścig o puchar świata. Miał być emocjonujący do samego końca. Emocje były jak przy myciu okien. Obaj pretendenci wyprztykali się z wszystkiego co najlepsze we wcześniejszych fazach sezonu. Miejsca Smoka w ostatnich sześciu konkursach sezonu: 6,7,10,6,5 i 8. Miejsca Szerszenia: 7,5,9,9,12 i 16. Może nie wyścig ślimaków, ale otyłych, przejedzonych jamników na krzywych łapkach, którym ktoś rzucił kawałek rozgotowanego serdelka. Jeśli ktokolwiek przed każdym z ostatnich konkursów dał się nabrać podgrzewającym temat dziennikarzom i komentatorom i rozbudzał w sobie nadzieje na jakieś emocje związane z rywalizacją, to te nadzieje bezlitośnie i okrutnie mordował bezduszny samuraj, niemal w każdym skoku dokładając kilka małych metrów Niemcowi. I powiększając swoją przewagą o kilka, kilkanaście punktów. Jakby nie oceniać formy Ryōyū w końcówce sezonu, to ta zima ugruntowała jego pozycję jako najwybitniejszego japońskiego skoczka w historii. Nie tylko jest jedynym przedstawicielem Kraju Kwitnącej Wiśni, który zdobył Puchar Świata. Teraz już ma dwa. W dodatku w tym sezonie okrasił swoja kolekcję dwoma olimpijskimi medalami - złotym i srebrnym. Wygrał też po raz drugi Turniej Czterech Skoczni. Z 27 zwycięstwami w pś przesunął się na ósme miejsce w klasyfikacji wszechczasów. Kozak. Geiger znów musiał uznać wyższość rywala. Dwa lata temu był to Kraft, teraz Kobayashi. Znowu sobie trochę poliderował, wygrał trochę konkursów, ale na tym najważniejszym podium nie mógł się wdrapać wyżej, niż na drugi stopień. Z Pekinu przywiózł dwa brązowe medale ze skoczni dużej - indywidualny i drużynowy. Z Vikersund - też tylko drużynowe srebro. W Raw Air też był drugi. I tyle. Takie skalpy na pewno nie zaspokajają jego ambicji. Na koniec dodajmy, że nudnawa końcówka nie powinna zepsuć ogólnego wrażenia. W ciągu sezonu główni rywale wyszarpywali sobie koszulkę lidera w sumie sześciokrotnie. Choć pewnie gdyby nie perypetie Smoka z dyskwalifikacją testem na covid w Finlandii, to kolorytu w tym wyścigu byłoby mniej.

Zjazd ze stromej górki

Brązowy medal Dawida Kubackiego, dwa podia Piotra Żyły i jedno Kamila Stocha. Zwycięstwa? Tylko w kwalifikacjach. Polska kadra zaliczyła ostry zjazd. W porównaniu z sezonem zeszłym, ale i ostatnimi pięcioma sezonami. W porównaniu z jesiennymi oczekiwaniami. W porównaniu z zapowiedziami. Przecież sztab już za chwilkę miał znaleźć receptę, już za chwilę miał wszystko połapać. Nic dziwnego, że skończyło się pożegnaniami. I powiedzmy sobie jasno. To, że Stoch i  Żyła skakali na takim poziomie, na jakim skakali, to i tak zasługuje na uznanie. PESEL nie kłamie. Wystarczy popatrzeć, gdzie są dziś skoczkowie z ich roczników. Albo niżej w klasyfikacji, albo dawno na emeryturze. Problem od lat pozostaje ten sam - brak zastępców. Od dawna jest tylko ta trójka - Stoch, Żyła Kubacki. Na krócej lub dłużej doskakiwali do przyzwoitego poziomu Kot, Hula, Stękała czy Wolny. Ale to zawsze były tylko chwile. Na drugiego Stocha to możemy poczekać sto lat. Bo to, że natychmiast po Małyszu trafił nam się skoczek równie wybitny to i tak nadmiar szczęścia. Ale drugich Żyłów i Kubackich to my powinniśmy już mieć dawno.

Tańce z belkami

Jedna z rzeczy, które sporo kibiców zapamięta z tego sezonu, to chwile, w których belki startowe na skoczniach przypominały windy w biurowcach na Wall Street. Większość ciska gromy na jury. No dobra, parę razy mogli dać sobie trochę na wstrzymanie. Ale czasem nie mieli wyboru. To, co się dzieje z belką, jest odbiciem tego, jak bardzo system skoczek-sprzęt jest dziś uzależniony on podmuchów powietrza. W tę stronę poszedł ten sport. Maksymalnie wykorzystać aerodynamikę. I łagodna zmiana podmuchu faktycznie decyduje o tym, że leci się poza HS, czy ląduje przed punktem K. Skoro FIS zdecydował się na dyskwalifikacje za bieliznę, która jest pod kombinezonem, to znaczy, że wyścig technologiczny naprawdę zaszedł bardzo daleko. Skoro robi się wielką wojnę o tak czy inaczej zmodyfikowane buty, to znaczy, że na tym jak skoczek układa się na nartach można ugrać naprawdę wiele. Albo równie wiele stracić.

Postrach skoczków, trenerów i krawców

Mika Jukkara. Przy nim wspomnienia skoczków i trenerów o Seppie Gratzerze przyjmą niedługo taką formę. Ale cóż ma Fin robić? Skoro wszyscy kombinują ze sprzętem jak mogą, to i roboty więcej. To, że facet nie jest odklejony od rzeczywistości, tylko doskonale się w niej odnajduje, poświadcza przykład Agi Baczkowskiej, która zresztą w sławetny olimpijski wieczór zawstydziła Fina. W Polsce został dla wielu kibiców wrogiem publicznym numer 2, zakazując siedmiomilowych butów. Kto został wrogiem publicznym numer 1, to też wszyscy pamiętają. Facet, któremu ci sami kibice trzy czy cztery lata wcześniej chcieli przyznawać honorowe obywatelstwo.

Kolekcjoner

Marius Lindvik. 24 lata. Mistrz Olimpijski z dużej skoczni, Mistrz Świata w Lotach. Drugi na Turnieju Czterech Skoczni, drugi w Planica 7, jako jedyny nawiązał tam walkę ze słoweńskimi latawcami. Rzutem na taśmę odebrał koledze z drużyny podium klasyfikacji generalnej. O całe 4 punkty. Rok temu stwierdził, że nie jest gotowy psychicznie na loty i odpuścił Planicę. A dziś jest mistrzem świata w lotach. Jak dla mnie to on jest drugim największym zwycięzcą tego sezonu.

Prawdziwego mężczyznę poznajemy po tym jak kończy (sezon)

Inny, wciąż jeszcze młody skoczek, który był bohaterem końcówki sezonu, to Žiga Jelar. Chłopak, który nie załapał się do kadry na mistrzostwa w lotach, dwa tygodnie później zdobył Małą Kryształową Kulę. To pokazuje fenomen nie tylko Jelara i fenomen skoków, ale też pokazuje jaką potęgą w lotach są Słoweńcy. Cóż to jednak było za zakończenie zimy dla Jelara. Sponiewierany przed sezonem przez covid, odpuścił sobie początek zimy, potem brylował w pucharze kontynentalnym i notował coraz lepsze wyniki w pucharze świata, by w finale przyćmić największe gwiazdy.

Postrach prawej bandy

Halvor Egner Granerud. Facet, który postanowił zawstydzić Dawida Kubackiego i pokazać mu, że można lądować znacznie bliżej prawej bandy, niż Polak. Gdyby stawiał sobie bardziej ambitne cele, to ten sezon mógł wyglądać dla niego inaczej. 10 razy stawał na podium, ale wygrał tylko dwa konkursy. Trzeci na TCS, korzystając z kontuzji Johanssona załapał się do drużyny która wywalczyła brąz na lotach. Ale na samym finiszu dał się zepchnąć Lindvikowi z trzeciego miejsca w wyścigu po Kryształową Kulę.

Kibice wracają na stadiony

Wszyscy mamy już po dziurki w nosie tej pandemii. Wirus robi się coraz mniej zjadliwy i powoli wracamy do normalności. Stadiony pod skoczniami znów gościły kibiców i oby kolejne zimy mogło tak być już wszędzie. Atmosfera, jaką fani stworzyli w Vikersund czy w Planicy była naprawdę świetna i przypomniała nam, że zarówno smutki jak i radości życia najlepiej jest dzielić z innymi. Ale lepiej dzielić radości, niż smutki. Najlepiej radości ze zwycięstw naszych rodaków.

Jak nie urok, to przemarsz wojsk

Niestety, jeszcze nie zdążyliśmy zapomnieć o pandemii, a do Europy, czyli głównego teatru rozgrywania skoków narciarskich, zawitała wojna. Putin stwierdził, że czas przestawić wajchę wojny hybrydowej i środek ciężkości przerzucić na tradycyjne działania konwencjonalne. I choć decydenci starali się początkowo tego uniknąć, presja opinii publicznej doprowadziła do wykluczenia ze skoków przedstawicieli kraju agresorów. Rosja od wielu lat rozbudowywała swoje wpływy w świecie sportu, ale przynajmniej na razie, wydaje się że Kreml otrzymał dotkliwy cios tam, gdzie go boli, czyli w dumę i prestiż. Jeśli o mnie chodzi, to skocznie w Niżnym Tagile czy Krasnej Polanie mogą przerobić na miejsca skoków na bungee, albo punkty widokowe. Dopóki ten raczej azjatycki, niż europejski geograficznie i mentalnie kraj się nie zdeputinizuje i nie ukorzy, dopóki nie porzuci drogi budowania sukcesów sportowych przy pomocy pieniędzy i sterydów, nie mam ochoty oglądać żadnych zawodów tam organizowanych. Nie mam ochoty oglądać ich przedstawicieli w żadnej dyscyplinie i konkurencji.

Nadwyrężony imidż

Niespecjalnie należy się dziwić, że ulegli wobec Rosji działacze federacji sportowych spotkali się z olbrzymią krytyką kibiców. Widoczki Klimowa pokazującego rosyjską flagę na rękawiczce w Lahti a potem z dumą wypinającego pierś na obrzydliwym militarnym capstrzyku w Moskwie na długo zapadną wszystkim w pamięć. Ale też w pamięć zapadną słowa i decyzje. FIS psuje sobie wizerunek. Niestety, oznacza to kłopoty nie tylko panów i pań z FIS, ale kłopoty dyscypliny, dla której zaglądamy na ten portal.

Kurczący się świat skoków

A przecież już wcześniej nie było lekko. Świat skoków wciąż się kurczy. Co z tego, że punkty zdobył İpcioğlu, skoro za chwilę z Pucharu Świata mogą zniknąć Czesi? Bądźmy szczerzy - skoki w Turcji to efemeryda. Komuś w końcu się to znudzi, zakręci kurek z pieniędzmi i pozostaną wspomnienia, jak po Bernacie Soli. Jeśli ktoś poważnie myśli o odbudowaniu tej dyscypliny, to w takich krajach jak Finlandia, Szwecja, Czechy, Słowacja, Stany Zjednoczone, Kanada, Włochy, Francja, Chiny, Rosja czy Ukraina muszą znaleźć się zawodnicy nie tylko regularnie punktujący, ale regularnie startujący w konkursach drużynowych a nawet czasami także odnoszący sukcesy - stający na podium, wygrywający konkursy. Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że kwalifikacje nie są czasem potrzebne w Japonii. Ale w Niemczech? Nie chcę się do tego przyzwyczajać.

Chińskie Igrzyska

Mam bardzo ambiwalentne uczucia co do tej chińskiej Olimpiady. Część dziennikarzy która tam poleciała, powiedziała, że żadne skarby świata tam nie wrócą. Inni twierdzili, że na tak piękną skocznię, jak tą w Zhangjiakou są gotowi wrócić choćby przyszłej zimy. Fakt, że tak pięknej skoczni trochę żal nie wykorzystywać. Tym bardziej, że w porównaniu z bombardującymi osiedla mieszkaniowe i rozjeżdżającymi czołgami samochody osobowe Rosjanami, Chińczycy nagle zaczęli wyglądać na fajnych kolegów. Ujgurzy i Tybetańczycy pewnie się nie zgodzą. To może krakowskim targiem - zorganizujmy na zachętę kilka konkursów w Zhangjiakou, ale nie dawajmy już Chińczykom Igrzysk. Co w Pekinie Olimpiada, Putin kogoś wnet napada.

Fajne mistrzostwa, tylko skocznia zepsuta

Czempionat w Vikersund był w sumie całkiem emocjonującą imprezą. Odbywaną na "byłej największej skoczni świata". Szlag mnie trafia, że ktoś tego biednego mamuta tak okaleczył. W Planicy też nie padł ostatecznie rekord świata, ale jednak lata się tam teraz wyraźnie dalej. W dodatku mistrzostwa pozostawią po sobie jedną z tych kontrowersji, która po wielu latach będzie nadal rozpalała spory wśród różnych zapalonych fanów, geeków i miłośników toczenia sporów po prostu: czy to Zajc zasłużył na złoto bardziej niż Lindvik?

Ciche odejście

Czy ktoś jeszcze w ogóle pamięta, że w roku 2021 karierę zakończył Gregor Schlierenzauer? To było we wrześniu, więc trudno powiedzieć, że to jedno z pożegnań tego sezonu. Ale gdy kończył się poprzedni mogliśmy jeszcze mieć nadzieję, że nie tylko zobaczymy go jeszcze na skoczniach, ale że nawiąże do swoich najlepszych sezonów Szkoda, że tak wybitny skoczek podjął tę decyzję w takim momencie. Kto wie, co osiągnąłby Gregor, gdyby nie tamta kontuzja. Może usunąłby w cien Latającego Fina? Tak czy owak myślę, że jego rekordu 53 wygranych konkursów pucharowych może nie pobić nikt przez następne 30 lat. A może 50. Taki sportowiec zasługiwał na pożegnanie w Planicy z pompą i paradą - jak najwięksi.

Pożegnania w Planicy

W związku z tym najhuczniejsze odejścia w Planicy były udziałem Severina Freunda i Daiki Itō. Freund - trochę podobnie jak Schlierenzauer, tylko na mniejszą skalę, też wydaje się być skoczkiem nie do końca spełnionym. I jego karierę też zahamowała kontuzja. Pozostanie tym Niemcem, który siłą rozpędu w dość nieprzekonujący sposób zdobył jedną Kryształową Kulę tylko dlatego, że w skokach narciarskich nie ma "team orders". I jak to dobrze, że nie ma. Cóż to był za finał sezonu. A Severin? Ma Kulę, ma tytuły mistrzowskie i klasyczny i w lotach. Mistrzostwo olimpijskie w drużynie, 22 wygrane konkursy. Być może mógł zostać drugim Weißflogiem. Zapewnił sobie miejsce w historii niemieckich skoków na podobnej półce co Schmitt, Hannawald czy Thoma. Jeszcze w Oberstdorfie z kibicami pożegnał się  Richard Freitag. Kto jeszcze oprócz tych skoczków, znanych z Pucharu Świata, odstawił narty do kąta? Thomas Diethart, Anže Semenič, Stefan Huber, Viktor Polášek, Andreas Alamommo i Andreas Schuler.

Na kogo zwrócić swe oczy od początku przyszłego sezonu?

Załóżmy optymistycznie, że pandemia się skończy, wojna Putina nie skończy się atomową apokalipsą, nie nastąpi inwazja Marsjan i w Ziemię nie rypnie żadna asteroida. Innymi słowy - za niecałe osiem miesięcy zacznie się kolejny sezon zimowy w skokach. Pewnie bezpieczniej byłoby typować w listopadzie, albo chociaż na koniec Letniej Grand Prix, ale ja felietonów latem nie piszę i nie zamierzam zacząć. Kto dalej będzie rozdawał karty na skoczniach przyszłej zimy? Pierwsze dwa nazwiska, które od razu przychodzą mi do łowy  - Kraft i Kobayashi. To są kolesie, którzy na pewno potrafią utrzymywać się na szczycie przez kilka sezonów. I oni do swych bogatych kolekcji mogą dorzucić kolejne łupy. Oprócz nich - Marius Lindvik. Jeśli jakiś Norweg miałby znów zdobyć Puchar Świata - to on. Na pewno też będę zwracał baczną uwagę na Žigę Jelara. Na papierze wydaje się, że najlepszym Słoweńcem powinien być Zajc, ewentualnie Lanišek. Ale mi nos podpowiada Jelara. A serce?  Wiadomo, że biało-czerwonych. Miejmy nadzieję, że nowy trener tchnie w nich ducha nowego i nowe siły wleje. A ja już kończę lanie wody i przechodzę do tabelek.

 

                                        Czołówka PŚ Panów 2021-2022
Lp zmiana zawodnik kraj przybytek pkt. strata1 strata2
1   Ryōyū Kobayashi Japonia 77 1621 0 0
2   Karl Geiger Niemcy 37 1515 106 106
3     +1 Marius Lindvik Norwegia 120 1231 390 284
4     -1 Halvor Egner Granerud Norwegia 51 1227 394 4
5   Stefan Kraft Austria 64 1069 552 158
6   Markus Eisenbichler Niemcy 7 950 671 119
7   Anže Lanišek Słowenia 105 936 685 14
8   Timi Zajc Słowenia 100 711 910 225
9   Jan Hörl Austria 17 662 959 49
10   Cene Prevc Słowenia 38 657 964 5

No i tak to się ostatecznie skończyło. Smok nie dał szans Szerszeniowi. Pierwsza dziesiątka bez Polaka - nie chcę się do takiego widoku przywyczajać. Japończyk, dwóch Niemców, dwóch Norwegów, dwóch Austriaków i trzech Słoweńców. Z jednej strony najlepszy Słoweniec dopiero siódmy, z drugiej - po raz pierwszy w historii w pierwszej dziesiątce  jest ich aż trzech. 

Poczet Zwycięzców 2021-2022
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 Ryōyū Kobayashi Japonia 8 1
2 Marius Lindvik Norwegia 5 3
3 Karl Geiger Niemcy 4 2
4 Stefan Kraft  Austria 4 5
5 Halvor Egner Granerud Norwegia 2 4
6 Anže Lanišek Słowena 1 7
7 Timi Zajc Słowenia 1 8
8 Jan Hörl Austria 1 9
9 Daniel Huber Austria 1 11
10 Ziga Jelar Słowenia 1 20
11 Daniel-André  Tande Norwegia 1 21

Neojapończyk nie zdominował tego sezonu głównie ze względu na dyskwalifikacje i perypetie kowidowe. Jak widać w tabelce, Geiger wygrał nawet mniej konkursów od Lindvika. Jedenastu różnych triumfatorów to nawet całkiem przyzwoita liczba. 

Poczet Podiumowiczów 2021-2022
Lp zawodnik kraj 1 2 3 suma wPŚ
1 Ryōyū Kobayashi Japonia 8 3 0 11 1
2 Marius Lindvik Norwegia 5 2 3 10 3
3 Karl Geiger Niemcy 4 5 2 11 2
4 Stefan Kraft Austria 4 0 5 9 5
5 Halvor Egner Granerud Norwegia 2 6 2 10 4
6 Anže Lanišek Słowenia 1 4 2 7 7
7 Ziga Jelar Słowenia 1 1 0 2 20
8 Daniel-André  Tande Norwegia 1 1 0 2 21
9 Timi Zajc Słowenia 1 0 2 3 8
10 Jan Hörl Austria 1 0 1 2 9
11 Daniel Huber Austria 1 0 0 1 11
12 Markus Eisenbichler Niemcy 0 2 4 6 6
13 Piotr Żyła Polska 0 1 1 2 14
14 Peter Prevc Słowenia 0 1 1 2 15
15 Robert Johansson Norwegia 0 0 2 2 12
16 Cene Prevc Słowenia 0 0 1 1 10
17 Lovro Kos Słowenia 0 0 1 1 18
18 Kamil Stoch Polska 0 0 1 1 19
19 Yukiya Satō Japonia 0 1 0 1 13

Aż czterech skoczków wykręciło wynik dwucyfrowy, Kraft był blisko, ale poszedł w jakość, nie ilość. Trzy polskie podia. Poza skoczkami z Wielkiej Szóstki (abstrahując od faktu, czy Polskę wciąż można do tego grona zaliczać)  - nie ma nikogo.

Polacy 2021-2022
Lp zawodnik przybytek pkt wPŚ
1 Piotr Żyła 35 480 14
2 Kamil Stoch 42 397 19
3 Dawid Kubacki 34 231 27
4 Paweł Wąsek 0 61 43
5 Jakub Wolny 16 46 47
6 Andrzej Stękała 11 19 60
7 Aleksander Zniszczoł 0 8 66
8 Stefan Hula 0 4 74

To się samo komentuje. Może już się nie biczujmy. Spójrzmy z optymizmem w przyszłość. Nowy trener, nowy sztab, nowe możliwości.

Bracia 2021-2022
Lp Bracia kraj pkt.
1 Kobayashi Japonia 1800
2 Prevc Słowenia 1177

Z wielkim smutkiem przyjąłem do wiadomość fakt zakończenia kariery przez Stefana Hubera, z jeszcze większym usuwałem austriackie rodzeństwo z tabelki. Ale byłby czad, jakby tu kiedyś trafili bracia Lock. 

       Plastikowa Kulka 2021-2022
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 Pius Paschke Niemcy 15 33
2 Antti Aalto Finlandia 13,1 58
3 Andreas Wellinger Niemcy 12 29
4 Stephan Leyhe Niemcy 12 22
5 Naoki Nakamura Japonia 11,1 31
6 Constantin Schmid Niemcy 11 23
7 Niko Kytosaho Finlandia 10,1 50
8 Mackenzie Boyd-Clowes Kanada 10 63
9 Ulrich Wohlgenannt Austria 10 36
10 Siergiej Tkaczenko Kazachstan 8,1 n
11 Artti Aigro Estonia 6 55
12 Markus Schiffner Austria 6 53
13 Joacim Ødegård Bjøreng Norwegia 5 69
14 Maximilian Steiner Austria 5 66
15 ****** ****** ***** 5 64
16 Keiichi Satō Japonia 5 49
17 Thomas Lackner Austria 5 45
18 Daiki Ito Japonia 5 39
19 Junshiro Kobayashi Japonia 5 32
20 Daniel Tschofenig Austria 5 25
21 Robert Johansson Norwegia 5 12

Taaa-dam! Pius Paschke zgarnął trofeum, o którym każdy po cichu marzy, ale nikt nie chce się głośno przyznać. Pius - wzniosłeś pomnik trwalszy nad spiż. 

I to by było na tyle. Po prostu.

Cytat zupełnie na temat:

"I have never, in memory, saw so many Slovenians collectively firing on all cillinders at any one time."

David Goldstrom

Cytat zupełnie nie na temat:

"Ludzie sądzący, że wiedzą wszystko, są bardzo irytujący dla tych z nas, którzy naprawdę wiedzą."

Isaac Asimov

Ceterum autem censeo notas artifices esse delendas.

***

Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.