Strona główna • Kazachskie Skoki Narciarskie

Siergiej Tkaczenko: Jestem kimś na kształt jamajskich bobsleistów

Gdy przed trzema laty zdobywał medal mistrzostw świata juniorów, mogło się przez chwilę wydawać, że kazachskie skoki w osobie Siergieja Tkaczenki znalazły w końcu swojego konia pociągowego. Choć został pierwszym od blisko dekady reprezentantem swojego kraju, który zdobył punkty Pucharu Świata, to spisuje się w ostatnim czasie mocno poniżej oczekiwań. Miniony sezon był dla niego kolejną nieudaną zimą.


Latem ubiegłego roku podczas LGP w Szczuczyńsku, przy słabej co prawda obsadzie, zajął 6. i 10. miejsce. Potem było już tylko gorzej. Zawody Pucharu Świata kończył na kwalifikacjach lub pod koniec piątej dziesiątki. Jedynym wyjątkiem od tej reguły był drugi z grudniowych konkursów w Klingenthal, w których Kazach dostał się nawet do drugiej serii, ale wzięło w niej udział 31 zawodników i to Tkaczenko był w drugiej serii tym ostatnim bez choćby jednopunktowej zdobyczy. Swoich drugich igrzysk także mile nie wspomina. Na mniejszej skoczni zajął 41. miejsce, na dużej mimo skromnej obsady nie był w stanie przebrnąć kwalifikacji. 

Tkaczenko już w listopadzie sygnalizował, że proces przygotowania do sezonu przebiega mocno nie po jego myśli: - wszyscy czołowi zawodnicy trenują w Zakopanem na torach lodowych, a my tu w Szczuczyńsku stoimy w miejscu - żalił się w jednym z wywiadów. -To trochę tak, jakby biegacz narciarski, zamiast treningu z nartami, miał tylko zajęcia na siłowni. Dostaliśmy około miesiąca przerwy od skakania i musimy zaczynać wszystko od nowa. 

Jak powiedział niedawno w rozmowie z portalem Prosport.kz to właśnie kwestia nieudanych przygotowań wpłynęła na taki a nie inny obraz jego zimowych startów.  - Miniony sezon uważam za nieudany. Nie udało się przeprowadzić do niego żadnych konkretnych przygotowań. Przez dwa miesiące próbowałem wypracować formę na igrzyska wyłącznie w czasie zawodów. Skoki oddawaliśmy tylko podczas startów, treningów w zasadzie nie było. W planach miałem występ w mistrzostwach świata w lotach, walkę o poprawę rekordu życiowego i miejsce w trzydziestce. Ale przy braku odpowiednich przygotowań nie było sensu tam startować. Nie mogę się jednak już doczekać walki w sezonie letnim. Chciałbym wskoczyć do pierwszej dziesiątki i utrzymać się tam przez cały sezon. Ale czy to się uda... Zobaczymy.

- Chcę po prostu jak najlepiej wykonywać swoją pracę - dodaje.- Chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, że chłopaki z Kazachstanu też potrafią pięknie i daleko latać. Właściwie to pochodzę z Ridder. Nigdy nie miałem tam do dyspozycji skoczni. W czasach sowieckich coś tam było, teraz nie ma nic. Zacząłem trenować bez dostępu do skoczni, dopiero w Ałmatach zobaczyłem ją po raz pierwszy. A potem zdobywałem doświadczenie za granicą. Moja historia jest podobna do jamajskich bobslejów, którzy wystąpili na igrzyskach w Calgary. Oni nie widzieli lodu i nie wiedzieli, co to są bobsleje. Ja widziałem śnieg, ale nie wiedziałem, co to są skocznie.