Strona główna • Chińskie Skoki Narciarskie

Co ze skokami w Chinach? "Niebawem znów zobaczycie naszych zawodników"

Chińskie skoki narciarskie przypominają oblężoną twierdzę. Po klęsce podczas domowych igrzysk olimpijskich tamtejszych zawodników jeszcze bardziej ukryto przed światem. Czy ogromne inwestycje poczynione przed Pekinem będą miały jeszcze okazję zaprocentować? 


Ostatnia wzmianka w chińskich mediach na temat tamtejszych skoczków pochodzi z czerwca. - Pracujemy ciężko i celujemy w Mediolan. Po osiągnięciu celu uczestniczenia we wszystkich konkurencjach Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, dwie narodowe drużyny treningowe - skoków narciarskich i kombinacji, czasową wycofują się, by trenować. Po rozpoczęciu nowego sezonu zimowego 2022/23 wyjedziemy za granicę, wziąć udział w niektórych zawodach, aby przetestować wyniki tegorocznych treningów - mówił wówczas opiekun zawodników z Państwa Środka, Zhou Xiaozhuang.

Póki co brak jakichkolwiek bezpośrednich sygnałów, by Qiwu Song i spółka mieli przystąpić do rywalizacji. Dodatkowe wątpliwości w kwestii chińskich olimpijczyków z Pekinu zasiał nasz znakomity biathlonista, Tomasz Sikora. "Nie wiadomo czy zobaczymy jeszcze na trasach narciarskich Qiang Wang (2 miejsce w finale sprintu w PŚ w Drammen 2022). Po igrzyskach olimpijskich w Pekinie działalność narodowej drużyny sportów zimowych Chin została zawieszona." - napisał Sikora na Twitterze. 

Budowa niemal od zera skoków w Chinach była potężnym finansowym przedsięwzięciem. Postawiono nowoczesne kompleksy skoczni narciarskich, multifunkcjonalny tunel aerodynamiczny. Zaproszono też do współpracy całe zastępy europejskich szkoleniowców, w tym największe sławy trenerskie. Praktycznie żaden z tych specjalistów nie przywiózł stamtąd miłych wspomnień. 

- Pamiętam, jak wysłano mi nagranie z monitoringu, kiedy kamera uchwyciła, jak udałem się na recepcję w hotelu, na co nie było zezwolenia - opowiadał Joakim Aune, trener z Norwegii, który minionej zimy zakończył współpracę z Azjatami. - Wtedy poczułem się po raz pierwszy trochę niespokojny. Wiem, że mój telefon był monitorowany i wiem, że odpowiedni ludzie obserwowali wszystko, co robiliśmy. Nie wiem tylko jak dokładnie i w jakim stopniu. Wszystko starali się dokładnie ukrywać i zacierać ślady. Również inni zagraniczni trenerzy mówili, że ich telefony były na podsłuchu, a oni cały czas czuli się obserwowani.

- Jako sportowiec nigdy nie poradziłbym sobie z systemem, z którym oni mają do czynienia - dodawał w rozmowie z norweską telewizją TV2 - Pracują pod ogromną presją. Mimo to, żaden z nich nie poradził sobie na igrzyskach. Niewiele jest osób, które wytrzymałyby takie obciążenie psychiczne podczas codziennych zajęć. Widziałem sportowców, którzy jeszcze przed rozpoczęciem treningów byli tak wyczerpani, że zasypiali, leżąc na ziemi. 

Jedyny przedstawiciel połączonej chińskiej drużyny skoczków i kombinatorów norweskich, którego los jest ogólnie znany to dwuboista Zhao Jiawen od kilku miesięcy mieszkający i trenujący na co dzień w fińskim Kuopio. Na skoczniach w Zhangijakou zaprezentował się w konkursach kombinacji oraz w skokowym mikście. - Jestem tu za sprawą Miki Kojonkoskiego, którego poznałem podczas szkolenia w Chinach - wyjaśnia nam sportowiec. -  Bardzo dobrze mi się z nim współpracowało, świetnie się dogadywaliśmy. Z jego pomocą szybko udało mi się zaaklimatyzować w Finlandii. Wszyscy w klubie od początku byli dla mnie mili i pomocni, podobnie jak rodzina Miki. Chcę im wszystkim bardzo podziękować. Po starcie w Pekinie marzy mi się występ na igrzyskach w Mediolanie w 2026 roku.

Jiawen chętnie opowiada o sobie, natomiast unika jednoznacznej odpowiedzi na temat sytuacji swoich kolegów po fachu, którzy przed igrzyskami zostali skoszarowani w ośrodku w Laiyuan i po Pekinie nie startowali już w żadnych zawodach. Nie ma w tym zresztą niczego dziwnego. Chińska federacja od dawna nakłada na zawodników i pracujących dla niej trenerów konkretne ograniczenia w komunikacji z mediami. Mika Kojonkoski otrzymał warunek, że należną mu odprawę pieniężną od chińskiej federacji dostanie tylko wówczas, gdy na piśmie zobowiąże się do tego, że nie będzie mówił o tym co widział i przeżył podczas swojej pracy szkoleniowej w Azji.

- Wymaga to ciężkiej pracy wielu ludzi, ale mam nadzieję, że nasze skoki i kombinacja poprawią swój poziom. Ja chciałbym swoją dobrą postawą znaleźć naśladowców - mówi Zhao. Co więc z całym dużym projektem budowy chińskich skoków? - Mogę tylko powiedzieć, że niebawem znów zobaczycie naszych zawodników - uciął krótko.

Pozostaje jeszcze pytanie, gdzie ich zobaczymy. Szef rosyjskich skoków, Dmitrij Dubrowski, poinformował, że w marcu odbędą się w Rosji zawody międzynarodowe z udziałem reprezentantów Turcji, Kazachstanu i właśnie Chin. Według słów działacza organizację takiej imprezy miała rzekomo zaaprobować Międzynarodowa Federacja Narciarska. Zawody pierwotnie planowano na grudzień, przesunięto je jednak o kilka miesięcy, a powodem miała być kolizja z Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej.