Strona główna • Mistrzostwa Świata

Gdyby nie ten wiatr - podsumowanie występu Polaków w konkursie na skoczni K90

Konkurs Indywidualny o tytuł Mistrza Świata 2005 należy do historii. Zapowiadany jako starcie dwóch gigantów: Adama Małysza i Janne Ahonena - w rzeczywistości stał się loterią wietrzną, gdzie, owi znakomicie dysponowani zawodnicy niewiele mieli do powiedzenia. Chyba najlepiej w tej grze wypadł Janne Ahonen, który do prowadzącego Roka Benkovica w pierwszej kolejce stracił na tyle niewiele, że w drugiej rundzie zdołał awansować o 1 pozycję, co dało mu w rezultacie brązowy medal.

Adamowi Małyszowi do medalu brakło 1,5m. Tylko tyle, albo aż tyle. Aż szkoda, że ten pierwszy skok był taki krótki, bo w drugiej próbie Adam pokazał wielką klasę: 93 m i awans o 10 pozycji, ten wynik mówi sam za siebie. Do złota dzieliło go 10 punktów, ale do brązu - tylko trzy. I to jest skala porażki: 1,5 m więcej w pierwszym skoku i byłby w strefie medalowej.

O tym konkursie Apoloniusz Tajner powiedział:

- To był niesamowity konkurs. Zgadzam się z Adamem, że wiatr wypaczył wynik. Okazało się, że paradoksalnie lepiej byłoby gdyby Adam w pierwszej serii skoczył nieco słabiej i zajmował 20-22. miejsce. Zawodnicy z tych miejsc mieli w drugiej serii świetne warunki i Adam mógłby je wykorzystać, możliwe, że nawet wskakując na podium.

Na najwyższym stopniu podium widziano Adama Małysza, Martina Hoellwartha, Janne Ahonena i innych. Na Roka Benkovica mało kto stawiał. A jednak potwierdziła się stara teza: skoki są nieprzewidywalnym sportem.

- Zwycięstwo Benkovica to wielka niespodzianka. Jest mistrzem i nie ma dwóch zdań. Ale też pozostaje pytanie co by było, gdyby warunki były dla wszystkich sprawiedliwe. Na dwóch ostatnich mistrzostwach świata, a także na igrzyskach w Salt Lake City, Adam zdobywał medale przy bezwietrznej pogodnie lub delikatnych podmuchach. Wtedy decydowała forma, dzisiaj w dużej mierze przypadek - zakończył dyrektor sportowy PZN swoje refleksje na temat przebiegu tego konkursu.

O wystepie naszych pozostałych reprezentantów można powiedzieć: zawiedzione nadzieje. Marcin Bachleda, który po pierwszej serii zajmował naprawdę znakomite, 15. miejsce, w drugiej, przy mniej korzystnych warunkach, właściwie nie pozostawił cienia złudzeń, co do tego, czy potrafi walczyć w gronie najlepszych. Nie potrafi - ostatnia punktowana, 30. pozycja tego dowodzi.

Liczyliśmy na Roberta Mateję i Mateusza Rutkowskiego. Obaj jednak nie zdołali skoczyć na tyle daleko, by wejść do grona najlepszych. Robert, który w jednej z wypowiedzi stwierdził, że nie lubi tej skoczni, osiagnął odległość 87,5m i zajął tym samym 41 pozycję. Najsłabiej wypadł Mateusz Rutkowski. Mistrz Świata Juniorów w dalszym ciągu nie może odnaleźć dawnej formy. 45 lokata po skoku na marną odległość 85 metrów mówi sama za siebie. W konkursie nie brał udziału Kamil Stoch, który nie przebrnął przez kwalifikacje. Dla niego konkursy w Oberstdorfie nie są imprezą główną w sezonie. Ten zawodnik będzie musiał zmierzyć się w marcu z rówieśnikami na Mistrzostwach Świata Juniorów w Rovaniemi.

Trener Kuttin będzie miał bardzo trudne zadanie. Z pięciu kandydatów trzeba wytypować czwórkę, która wystartuje w konkursie drużynowym i będzie walczyć o jak najlepszy wynik. Wszyscy życzymy naszym skoczkom jak najlepiej, ale po sobocie nikt chyba złudzeń nie ma: forma naszych zawodników, oprócz lidera Adama Małysza, pozostawia wiele do życzenia.

Cytaty: onet.pl