Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Smutne nastroje polskiej ekipy po pierwszym weekendzie MŚ w Oberstdorfie

Pierwszy weekend i dwa konkursy skoków najważniejszej imprezy tego sezonu już za nami. Zarówno sobotnie, jak i niedzielne zmagania obfitowały w wiele niespodzianek i sensacji, a polscy kibice niestety nie mogą być w pełni zadowoleni z postawy podopiecznych Heinza Kuttina, a przede wszystkim z Adama Małysza, który był faworytem do złotego medalu w konkursie indywidualnym.

Nasz najlepszy skoczek - Adam Małysz - nie ukrywał ogromnego rozczarowania swoim wynikiem:

- Tak się naprawdę nie da skakać - mówił załamany Adam Małysz. - Jednemu wieje z przodu, drugiemu z tyłu, nijak się w tym nie można rozeznać. Jest jak na loterii, gdzie o wszystkim decyduje szczęście. Ja go nie miałem.

- Cały ten konkurs został wypaczony przez warunki atmosferyczne - komentował na gorąco Małysz. - A najbardziej skorzystali na tym Słoweńcy. Chyba wszyscy widzieli, jak furczały chorągiewki, kiedy oni skakali, a jak wisiały, przy naszych próbach.

- Wydaje mi się, że naprawdę swoją pracę wykonałem dobrze, a że o powodzeniu zadecydowały sprawy ode mnie niezależne. Może w piątek na dużej skoczni Schatenberg szczęście się do mnie uśmiechnie.

Trener polskiej kadry - Heinz Kuttin - wiele żalu ma do jury sobotniego konkursu:

- Winne jest jury, które ustala zbyt szeroki "korytarz" dopuszczalnego wiatru. Tłumaczą, że gdy warunki są zmienne, przy wąskim korytarzu trzeba by długo czekać przed każdym skokiem, a to nie podoba się telewizji. W sobotę można było skakać przy podmuchach od 0,5 m/s w plecy do 3 m/s pod narty. Wszyscy trenerzy muszą zgodnie zaoponować i powiedzieć, że w takiej sytuacji nie ma mowy o rywalizacji fair.

- Szóste miejsce drużyny to nie katastrofa. Po sobocie bałem się, że nie zakwalifikujemy się do drugiej serii. Kamil skakał dobrze, Robert rozpędzał się z każdą próbą. Tylko Marcin nie miał swojego dnia. Poziom był naprawdę bardzo wysoki, Rosjanie byli poza naszym zasięgiem.

- To były smutne dni, ale teraz tym staranniej trzeba się zabrać do pracy przed konkursami na dużej skoczni. Przed średnią zrobiliśmy wszystko, co możliwe, nie udało się. Plan nie został wypełniony. Trzeba walczyć dalej. Nie możemy też szukać usprawiedliwień na siłę - że wiało, że Słoweniec Miran Tepes, puszczający skoczków z belki, wybierał dla swoich rodaków najlepszy moment. Nie przesadzajmy, wszystko odbyło się w zgodzie z przepisami.