Strona główna • Historia Skoków Narciarskich

Wielkanocny bój o rekord Wielkiej Krokwi

Choć Święta Wielkanocne przywołują wyłącznie wiosenne konotacje, to obchodzone są często tuż po zakończeniu zimy. Historia skoków narciarskich zna sporo przypadków, kiedy w czasie ich trwania zawodnicy rywalizowali na śniegu w różnej rangi zawodach.


2 kwietnia 1956 roku, w lany poniedziałek, na Wielkiej Krokwi rozegrano świąteczny konkurs skoków. Ze zwycięstwa po skokach na 78 i 84,5 m cieszył się Roman Gąsienica-Sieczka, który wyprzedził Andrzeja Gąsienicę-Daniela i Andrzeja Krzeptowskiego. Najdalej latał Władysław Tajner (84,5 i 83,5), ale upadek w jednym ze skoków sprawił, że goleszowianin znalazł się za podium. Jeszcze lepszą odległość, 86,5 m, uzyskał skaczący tylko jako przedskoczek Stanisław Marusarz. To on już po zakończeniu rywalizacji zainicjował walkę o poprawienie rekordu skoczni, który wynosił 88 m i należał do NRD-owskiego skoczka Harry'ego Glassa.

- Rekord powinien wrócić w polskie ręce! - miał powiedzieć do swoich młodszych kolegów "Dziadek". Wyzwanie przyjęli dwaj najlepsi skoczkowie konkursu - Gąsienica-Sieczka i Gąsienica-Daniel. Pierwszy skakał jednak sam 43-letni Marusarz, który poleciał aż na 93 metra, ale wcisnęło go w zeskoku i musiał ratować się podpórką. Chwilę później rekord skutecznie zaatakował Sieczka, osiągając 89,5 m., jednak jego osiągnięcie aż o trzy metry przebija Daniel. Robi się coraz później i zimniej. Śnieg na rozbiegu zaczyna zamarzać, zwiększa się prędkość na najeździe. Marusarz ląduje na 91 metrze, włączający się do zabawy Józef Huczek osiąga 88,5 metra. 

- Na rozbiegu Krokwi pozostało już tylko dwóch zawodników - Daniel i Sieczka - pisał legendarny dziennikarz, redaktor Marian Matzenauer. -  Dwaj serdeczni przyjaciele mieli ze sobą stoczyć decydujący pojedynek o tytuł rekordzisty Krokwi. Sieczka wystrzela z progu jak z katapulty. Jego lot cechuje ogromny spokój i opanowanie, a wynik - nowy rekord skoczni - 93,5 m. - relacjonował. Daniel poleciał jeszcze o kilka metrów dalej, bo aż na 98 metr. Ale nie miał szans ustać tego skoku.

Ostatnim rekordzistą Krokwi przed przebudową został zatem Roman Gąsienica-Sieczka. Wówczas co do zasady nie dzielono rekordów skoczni na oficjalne i nieoficjalne. Rekordem był najdłuższy skok oddany na danym obiekcie bez względu na długość rozbiegu i na to, czy oddano go w treningu czy podczas zawodów. Wynik Sieczki jako najlepszy rezultat na Krokwi przetrwał pięć lat. Zimą 1961 roku najpierw Karl Schramm pofrunął na 98,5 m, a potem Nikołaj Szamow ze Związku Radzieckiego podczas Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny uzyskał 99,5 i 100 metrów. 

Roman Gąsienica Sieczka był olimpijczykiem z Cortiny d'Ampezzo z 1956 roku. Zajął tam 25. miejsce. W zrobieniu dużej kariery przeszkadzały mu poważne kontuzje. Jedna z nich zakończyła jego sportowe życie. W 1957 roku na igelitowej skoczni w Harrachovie doznał katastrofalnie wyglądającego upadku. W jego wyniku musiał spędzić długie miesiące w klinice, gdzie amputowano mu stopę. Po rozbracie ze skocznią zajął się stolarką. Był też instruktorem gry na skrzypcach. Jego wychowankiem jest wokalista i lider zespołu Zakopower, a przy okazji również wielki fan skoków, Sebastian Karpiel-Bułecka.

Warto przypomnieć, że przed wojną trzykrotnie rekordzistą Krokwi był ojciec Romana, Stanisław Gąsienica-Sieczka. W 1929 roku podczas pozakonkursowej serii mistrzostw świata w Zakopanem uzyskał swój najlepszy wynik na tej skoczni, lądując na 66 metrze.

Przenieśmy się na koniec jeszcze na chwilę o kilka dekad do przodu. Ale pozostaniemy na tej samej skoczni. Sezon 1995/96 był pierwszym bardzo dobrym w wykonaniu Adama Małysza, który wygrał na zakończenie pucharowych zmagań na Holmenkollen, a całą zimę zakończył na szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Ale po konkursie w Oslo nie mógł jeszcze myśleć o odpoczynku, bo czekała na niego seria krajowych konkursów. 8 kwietnia w lany poniedziałek, na Wielkiej Krokwi rozegrany został świąteczny konkurs skoków narciarskich. Zwycięski okazał się oczywiście Małysz za sprawą prób na 115 i 118 metr, dzięki którym uzyskał notę 232,3 pkt. Dopiero po tych zawodach nastał dla Małysza czas wakacji. Za zarobione na skoczniach pieniądze sprawił sobie "powielkanocny" prezent, zamieniając swojego dwunastoletniego Fiata 126p na kupionego w Niemczech używanego, ale wymarzonego Volkswagena Golfa.

Czytaj też: Wielkanocny skandal na skoczni

Opracowano na podstawie:

W. Szatkowski: "Od Marusarza do Małysza"

 L. Fischer, J. Kapeniak, M. Matzenauer: "Kronika Śnieżnych Tras"

Źródła własne.