Strona główna • Niemieckie Skoki Narciarskie

Wellinger mistrzem świata zamiast Lindvika? „Tego nikt mi już nie odda”

Andreas Wellinger zamknął miniony sezon z poczuciem satysfakcji i nową motywacją. W wywiadzie dla niemieckiego serwisu sport1.de opowiedział, jak ostatnia zima wyglądała z jego perspektywy i jakie ma plany na kolejną. Odniósł się też do trwającego śledztwa Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i Snowboardowej (FIS) w sprawie manipulacji sprzętowych Norwegów, którego wyniki mogą mu dać pierwszy w karierze tytuł indywidualnego mistrza świata.

Mogłoby się wydawać, że mistrz olimpijski z 2018 roku może zaliczyć miniony sezon do udanych. Na jego koncie znajduje się zwycięstwo turnieju Raw Air, dwie pucharowe wiktorie, a także indywidualne srebro mistrzostw świata. Bawarczyk nie jest jednak w pełni usatysfakcjonowany osiągniętymi wynikami.

– Początek sezonu był na plus, potem nastąpił spadek formy w środku, a na końcu dyspozycja ponownie zwyżkowała. Niestety, to nie do końca to, co sobie wyobrażałem, zwłaszcza jeśli chodzi o stabilność przez całą zimę. Ogólnie to był udany sezon, ponieważ zdołałem odzyskać formę, szczególnie pod jego koniec – podkreśla na łamach sport1.de.

Choć nie była to idealna zima, jej końcówka dała podopiecznemu Stefana Horngachera zastrzyk motywacji do dalszej pracy. – To pozytywne zakończenie zdecydowanie zabieram ze sobą. Już teraz jestem w pełni zmotywowany na nowy sezon – zaznacza zawodnik zbliżający się do 30. urodzin.

Afera związana z nieprzepisowymi kombinezonami Norwegów odbiła się głośnym echem w środowisku skoków narciarskich. Od wybuchu skandalu niebawem miną cztery miesiące, natomiast śledztwo w sprawie nadal trwa. W praktyce oznacza to, że wciąż nie wiadomo, czy złoto wywalczone przez Mariusa Lindvika na normalnym obiekcie w Trondheim, nie zostanie mu odebrane. W takim scenariuszu Wellinger przesunąłby się o miejsce wyżej i to on mógłby pochwalić się tytułem mistrza świata.

– Dla zawodnika najważniejsze jest, by przeskoczyć zieloną linię i zobaczyć zapaloną jedynkę przy swoim nazwisku. To coś wyjątkowego. Te emocje, ceremonia, hymn, zdjęcia. Wszystko, co dzieje się tego dnia na skoczni i po niej, to mój napęd, moja motywacja. Tego nikt mi już nie odda. Nie pojedziemy drugi raz do Trondheim, nie będzie powtórnej ceremonii z hymnem. Nie będzie zdjęć. Poczekam i zobaczę, co się stanie. Nie mam na to wpływu – mówi Wellinger w wywiadzie przeprowadzonym przez Sophie Affeldt.

– Istotne jest, abyśmy byli wiarygodni dla fanów, dla opinii publicznej, dla wszystkich, którzy kochają skoki i nam kibicują. Musimy znów postawić na wartości sportu. Musi panować uczciwość. Musimy pokazać, że jesteśmy jedną, wielką skokową rodziną, w której panuje fair play, a wygrywa ten, kto rzeczywiście był najlepszy – dodaje w kontekście negatywnych wydarzeń z ostatnich tygodni.