Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kojonkoski mógłby pracować w Polsce?

Nie od dziś wiadomo, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, że stanowisko trenera polskich skoczków zwolni się z końcem sezonu. Spekulowano, iż miejsce Kuttina mogą zająć Vasja Bajc, Hannu Lepistoe czy Berni Schoedler. Do potencjalnych kandydatów na trenera polskiej reprezentacji dołączył ostatnio słynny Mika Kojonkoski.

Jak podaje „Przegląd Sportowy, PZN byłby w stanie zatrudnić Fina: „Temat Kojonkoskiego nie był jeszcze dyskutowany na zarządzie. Twierdzę jednak, że finansowo byłoby nas na niego stać" - zdradził Grzegorz Mikuła.

A ile pieniędzy musiałby przeznaczyć związek na wynagrodzenia dla M. Kojonkoskiego? Obecnie ten najbardziej szanowany trener zarabia ok. 15-18 tys. Euro (przyp. red. Heinz Kuttin otrzymuje 9 tys.). W ofercie finansowej Polacy musieliby także przebić tą oferowana przez naszych zachodnich sąsiadów. Niemcy również mają "chrapkę" na pozyskanie Miki dla swoich zawodników. Sam Kojonkoski przyznaje jednak, że tak naprawdę pieniądze nie odgrywają tu dużej roli: „Brak motywacji jest początkiem końca każdego sportowca, ale i trenera. Jeśli dojdę do wniosku, że 'wypaliłem się' w obecnej pracy, po prostu ją zmienię" - twierdzi Fin.

"Czy rozważyłbym propozycję z Polski? Pewnie! Uwielbiam ten kraj, uwielbiam Zakopane. Uwielbiam waszych kibiców, którzy znają się na skokach. Poza tym praca z Adamem Małyszem byłaby wielkim wyzwaniem. Słyszałem, że mówił o zakończeniu kariery, ale nie wierzę w to. Sądzę, ze będzie skakał do kolejnych igrzysk, a teraz potrzebuje tylko nowego trenera i szerokiego zespołu szkoleniowego" - dodaje fiński trener.

Mika Kojonkoski uważany jest za jednego z najlepszych trenerów świata. Kiedyś sam był skoczkiem startującym w barwach swojego kraju, Finlandii. Na arenie światowej nie radził sobie jednak aż tak dobrze, żeby kontynuować karierę zawodniczą, więc został trenerem.

Prowadził reprezentację Austrii i Finlandii. Obecnie jest szkoleniowcem norweskich skoczków, których w przeciągu zaledwie jednego sezonu doprowadził na sam szczyt.

Mówi się o nim „cudotwórca", a to stwierdzenie, patrząc na jego dokonania, nie jest chyba przesadzone. Czy czułby się dobrze w Polsce? To raczej nie ulega wątpliwości. Fin cieszy się u nas równie wielka popularnością, co niejedna gwiazda sportu i na pewno szybko zaaklimatyzowałby się w naszym kraju.