Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Zbigniew Klimowski: "Musimy stale się kształcić"

Zbigniew Klimowski od sezonu 2006/2007 pełni funkcję asystenta Hannu Lepistoe w kadrze A polskich skoczków. Mimo, iż w światku skoków ten trener jest obecny już od ponad 10 lat, to dopiero od niedawna jego sylwetka jest znana szerzej kibicom skoków narciarskich. Serdecznie zapraszamy do wywiadu, jakiego Zbigniew Klimowski udzielił naszemu serwisowi po treningu kadry A w Zakopanem.

Skijumping.pl: Czy mógłby Pan przybliżyć przebieg Pana kariery trenerskiej?

Zbigniew Klimowski: Zacząłęm pracę w 1994 roku, jako trener klubu w Nowym Targu - LKS Kowaniec. Po dwóch latach przeniosłem się do LKS Ząb, gdzie zacząłem współpracę z Kamilem Stochem. Pracowałem tam gdzieś do 2000 roku, ale jeszcze jako trener tego klubu prowadziłem kadry juniorów oraz kadrę C. Po dwóch latach w kadrze C zostałem asystentem w kadrze B.

Skijumping.pl: A co się stało z klubem klubem LKS Kowaniec?

Zbigniew Klimowski: Został zlikwidowany, podobnie jak skocznie w Nowym Targu - K-25, K-35 i K-50. Z tej grupy skoczków został tylko Dawid Kubacki.

Skijumping.pl: Czemu postanowił Pan zostać trenerem?

Zbigniew Klimowski: Po zakończeniu mojej kariery dostałem propozycję pracy w Nowym Targu. Byłem praktycznie jedyną osobą z tego regionu, która zajmowała się skokami, więc był to dobry początek. Pomogło mi też doświadczenie zawodnicze, a dzięki temu, że wcześnie zakończyłem karierę, łatwiej było mi trafić do dzieciaków.

Skijumping.pl: Uważa Pan, iż młodszy trener ma lepszy kontakt z podopiecznymi?

Zbigniew Klimowski: Niekoniecznie. Nawet w naszej kadrze A, mimo iż Hannu Lepistoe ma już 60 lat, to chce, aby zawodnicy zwracali się do niego "na ty". Wiadomo, że każdy ma respekt, szacunek, ale on chce aby te kontakty były bliższe, mniej formalne.

Skijumping.pl: Czy czułby się Pan na siłach zostać pierwszym trenerem kadry?

Zbigniew Klimowski: Kadry B na pewno tak, prowadziłem już samodzielnie kadrę juniorów, kadrę C czy drużyny klubowe. Na razie jednak nie podejmowałbym się jeszcze raczej obejmowania funkcji głównego trenera pierwszej kadry.

Skijumping.pl: Jak Pan sądzi, czemu w Polsce jest tak mało trenerów skoków narciarskich?

Zbigniew Klimowski: W ostatnich latach pracowali u nas głównie starsi trenerzy, doświadczeni. Dopiero od okresu, gdy ja rozpocząłem pracę, tak od 94-95 roku, przybyło paru nas - m.in. Józef Jarząbek. Ta grupka nadal jest, a nowy nabór trenerski będzie dopiero wśród tych zawodników, którzy są obecnie na AWF lub właśnie skończyli.

Natomiast nie można powiedzieć, że w Polsce nie ma trenerów. Konferencja dla trenerów, którą prowadził Hannu Lepistoe, pokazała iż jest około dwudziestu tych szkoleniowców, więc jak dobrze popatrzeć to jest z kogo wybierać. Wiadomo, że są to głównie starsi i doświadczeni trenerzy, ale jest też paru młodych, którym powinno się dać szansę prowadzenia jakiejś grupy skoczków, niech się pokażą.

Skijumping.pl: Jak ocenia Pan pomysł prowadzenia szkoleń dla trenerów przez Hannu Lepistoe?

Zbigniew Klimowski: Na pewno da to dużo. My czerpiemy wiedzę głównie od naszych trenerów z poprzednich lat i na pewno dużo jest w tym pożytecznych rzeczy, ale tych nowinek niestety oni już nie wprowadzali. Poprzez takie konferencje, trener ze światowej półki dzieli się swoją wiedzą i na pewno coś nowego wniesie. Trzeba to tylko umieć przełożyć na praktyczny trening i na skocznię.

Skijumping.pl: Kogo uważa Pan za największe nadzieje polskich skoków?

Zbigniew Klimowski: Wiadomo, iż z aktualnej grupy są to Kamil Stoch, Piotrek Żyła czy Stefan Hula - oni mają największy potencjał. Natomiast wśród młodszych zawodników utalentowani są na pewno Dawid Kowal, Sebastian Toczek, a także Klimek Murańka czy bracia Kot. A jak to wszystko się potoczy, trudno powiedzieć. W tej dyscyplinie sportu, często jest taka sytuacja, iż dość przeciętny zawodnik ambicją i pracą dochodzi do światowej klasy. Zawodnicy potrzebują więcej spokoju i czasu. Nie jest dla skoczka najważniejsza tylko motoryka, ale niezmiernie istotna jest psychika.

Skijumping.pl: No właśnie, w ubiegłym roku Kamil Stoch po świetnych skokach treningowych, w kwalifikacjach, zupełnie gubił się w konkursach...

Zbigniew Klimowski: To jest właśnie to, co mówiłem. Kamil jest bardzo dobrze fizycznie przygotowany, natomiast jeśli chodzi o psychikę to jest jeszcze sporo pracy. Mam wrażenie, że najlepsze dla niego jest zbieranie doświadczenia poprzez starty w konkursach.

Skijumping.pl: Czy kadra współpracuje z jakimś psychologiem?

Zbigniew Klimowski: Na dzień dzisiejszy jeszcze nie, ale są prowadzone wstępne rozmowy z dwiema-trzema osobami. Będziemy jednak chcieli nawiązać współpracę, tylko nie będzie ona taka ścisła. Gdy zawodnicy będą potrzebować psychologa, wówczas będzie nawiązywany kontakt - na zasadzie konsultacji.

Skijumping.pl: Co uważa Pan za swój największy sukces trenerski?

Zbigniew Klimowski: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno w poprzednich sezonach to drużynowe Mistrzostwo Świata Juniorów, siódme miejsce Kamila po upadku. Gdy prowadziłem samodzielnie kadrę juniorską, wywalczyliśmy szóste miejsce drużynowo w Karpaczu. To też jest jakiś sukces - na tę chwilę to było największe osiągnięcie drużyny polskiej.

Skijumping.pl: Czy nadal rozwija Pan swoje trenerskie kwalifikacje?

Zbigniew Klimowski: Na pewno. Jesienią jest organizowany dwuletni kurs trenerski i większość z nas - młodych trenerów - będzie na niego uczęszczać. Dodatkowo będę brał również udział we wszystkich konferencjach, organizowanych przez Hannu czy też PZN. Musimy stale się kształcić, bo w przeciwnym wypadku będziemy stali w miejscu.

Skijumping.pl: A jak dokładnie wygląda hierarchia trenerska w Polsce?

Zbigniew Klimowski: Funkcjonują następujące stopnie: instruktor, trener II klasy, trener I klasy oraz trener klasy mistrzowskiej. W tej chwili w Polsce tylko Apoloniusz Tajner jest trenerem klasy mistrzowskiej. Głównie pracują u nas trenerzy II stopnia. Jeśli ktoś nie ma stopnia trenerskiego, wówczas nie może prowadzić pierwszej reprezentacji skoczków.

Skijumping.pl: Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w pracy.