Strona główna • Szwedzkie Skoki Narciarskie

Alexander Herr: "Zostałem oszukany..."

Ta rozmowa nie jest po to, aby publicznie prać brudy z DSV. Ale zostałem oszukany i chcę wszystko wytłumaczyć - tymi słowami rozpoczął swoje „wyznanie" Alexander Herr, skoczek dotychczas startujący dla niemieckiej kadry, który od nowego sezonu będzie reprezentował Szwecję.

Wszystko zaczęło się w okolicach Turnieju Czterech Skoczni... 06.01.2006 w Bischofshofen wiedziałem już, że spełniłem kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich. Z trenerem (Peterem Rohweinem) spotkaliśmy się, aby porozmawiać o materiałach i kombinezonach, ponieważ miałem dostać nowe. Niestety nie były one jeszcze gotowe, ale aż tak bardzo się wtedy tym nie przejąłem, gdyż był jeszcze czas na załatwienie tej sprawy.

Potem w Kulm podczas Mistrzostw Świata w Lotach, dokładnie w niedzielę 15.01.2006 odbyła się druga rozmowa na ten temat. Kombinezony wciąż były niegotowe, bo jak twierdził Peter materiały nie zostały jeszcze odpowiednio dobrane. Zadzwoniłem do firmy Meininger (producent kombinezonów - przyp. red.) i rozmawiałem wtedy z Rudim Tuschem, który potwierdził tą wersję - nie było jeszcze materiałów. Po Kulm pojechaliśmy do Ruhpolding - ja oczywiście bez kombinezonów, które właśnie wtedy już powinienem testować. W czwartek poszedłem do Petera, ponieważ już się niepokoiłem - obiecał mi, że na drugi dzień będę je miał. Bardzo byłem ciekaw jak one przez noc będą gotowe, ale ok. - trener wie lepiej.

Niestety - kombinezon testowy dostałem dopiero w Zakopanem, pod koniec stycznia. Pech chciał, że nie miałem wtedy zbytnio okazji, aby go przetestować, ponieważ na drugi dzień nie dostałem się do pięćdziesiątki. Po skokach w Polsce polecieliśmy do firmy Meininger, aby dać już do uszycia kombinezony na Igrzyska Olimpijskie - tak, abym mógł w nich już skakać w Willingen. Było to w poniedziałek i po przymiarkach doszliśmy do wniosku, że dostanę trzy nowe kombinezony. Peter Rohwein był cały czas przy mnie i wszystko nadzorował, łącznie z przymiarkami. W Willingen chciałem, aby moje kombinezony jeszcze sprawdził Sepp Gratzer z FISu, ale Peter powiedział, że wszystko jest w porządku, że to niepotrzebne i że mam sobie tym głowy nie zawracać, tylko skupić się na skakaniu.

Po Willingen pojechaliśmy do Turynu. I co się okazało??? Że jeden kombinezon jest o 1,2 cm za duży w kolanie i biodrze, a drugi o 1,7 cm za duży w kroku! Trzeba je było szybko przeszywać - a przecież przy przymiarkach Peter twierdził, że wszystko jest w porządku! Zaczęła się robić nerwowa atmosfera, do tego doszły małe spięcia w drużynie. To, że Georg Späth i Michael Uhrmann mają miejsca w drużynie było wiadome - natomiast o tym, czy ostatecznie do drużyny na konkurs na dużej skoczni wejdę również ja miało się okazać po kwalifikacjach. Same kwalifikacje nie miały mieć znaczącego wpływu na decyzję trenera, tylko również treningi, wyniki z małej skoczni oraz całokształt dotychczasowego sezonu. Treningi niestety odwołano z powodu wiatru, a potem warunki dalej były nierówne. Mimo wszystko byłem pewien, że zostanę nominowany do skoków na dużej skoczni.

W momencie, kiedy usłyszałem, że jednak do drużyny wejdzie Martin Schmitt Igrzyska Olimpijskie były dla mnie skończone. Z tego też powodu podjąłem decyzję o pojechaniu do domu (a nie zostałem do niego wysłany przez DSV, jak mówiono). Oczywiście, że byłem wściekły. Uważam, że miałem ku temu jak najbardziej powody.

Już po zakończeniu sezonu - 30.03.2006 pojechałem na rozmowę z DSV do Planegg (siedziba Niemieckiego Związku Narciarskiego - przyp. red.). Niestety do żadnych kompromisów nie doszliśmy. Po 6-8 tygodniach miała zapaść jakaś konkretna decyzja - zadzwoniłem więc, ale żadnej odpowiedzi nie dostałem. Wtedy też postanowiłem opuścić DSV.

Kiedy się okazało, że mógłbym startować dla innego kraju, zdecydowałem się z tej możliwości skorzystać. Dlaczego akurat Szwecja? Myślę, że właśnie tu może mi się udać przełom i dostać do światowej czołówki. Jeśli chodzi o sprawy natury biurokratycznej to myślę, że do zimy już wszystko powinno być załatwione. Mogę mieć podwójne obywatelstwo. Normalnie nadanie obywatelstwa trwa około pięć lat, ale są wyjątki.

Moim celem jest oczywiście Kuusamo. Jestem w tej chwili w dobrej formie, trenuję normalnie - tylko niestety brakuje mi porównania z czołówką światową. Jestem przekonany o słuszności mojej decyzji. Gdyby tak nie było, nie doprowadziłbym tego tak konsekwentnie do końca. Najważniejsze jest jednak wyjaśnienie wszystkiego, żeby w końcu móc zamknąć tą sprawę.

Koledzy z niemieckiej drużyny przyjęli decyzję ze zrozumieniem. Spotkałem ich, pogadałem, ale nie ma o czym mówić. „Cześć powiedziałbym również do Rohweina, ale odwrócił się do mnie plecami, a dla mnie świat się na tym nie kończy, jak Peter mi „cześć nie powie.

Drużyna szwedzka przyjęła mnie super. Na początku było ciężko, bo nie wiedziałem jak na to wszystko zareagują, ale jak się okazało, chłopaki byli zachwyceni, bo mogą czerpać również zyski z mojego doświadczenia. Rozmawiamy miksem niemiecko - angielsko - szwedzkim i jest przy tym zawsze pełno śmiechu. W Szwecji bardzo mi się podoba... W leżącym nad morzem Örnsköldsvik jest nowe centrum skoków narciarskich. Jeszcze nie wiem, gdzie będę spędzał większość czasu - pewnie wiecznie w drodze pomiędzy Niemcami a Szwecją, no i kolejnymi zawodami.