Strona główna • Artykuły

Podsumowanie lotów w Vikersund

Tegoroczny konkurs lotów narciarskich w norweskim Vikersund miał dwóch bohaterów. Pierwszy z nich to tradycyjnie już wiatr, utrudniający najlepszych skoczom na świecie rywalizację. Drugi z nich to rewelacyjny w tym sezonie Norweg - Anders Jacobsen, który nie miał sobie równych w sobotnim konkursie. Niedzielny konkurs to już popis wiatru, zbyt silne podmuchy zmusiły jury do odwołania zawodów.


Po tradycyjnie rozgrywanym na przełomie Starego i Nowego Roku Turnieju Czterech skoczni nadszedł czas na pierwsze w tym sezonie loty narciarskie. Szansę przeprowadzenia inauguracji tegorocznych zmagań na obiektach o punkcie K-185 dostało norweskie Vikersund. Na liście startowej widniały nazwiska zaledwie 42 skoczków, ale światowej czołówki nie zabrakło, która poza gwiazdą sezonu - 17 letnim Gregorem Schlierenzauerem, stawiła się na zawodach.

Trzeba już na początku przyznać, iż skocznia HS-207 w Vikersund nie jest do końca najlepszym obiektem do rozgrywania zawodów wysokiej rangi, którą szczyci się Puchar Świata. Już po wynikach czwartkowych serii treningowych można było przypuszczać, że warunki atmosferyczne nie będą rozpieszczały skoczków. Zdarzało się, że czołowi zawodnicy tego sezonu oddawali skoki bardzo krótki i często o kilkadziesiąt metrów krótsze od potencjalnie słabiej dysponowanych rywali. Problemy miało też jury zawodów, zmienny wiatr powodował, że podczas treningów, a potem także zawodów długość rozbiegu trzeba było niejednokrotnie zmieniać.

Sobotni, i jak się okazało, jedyny konkurs odbył się przy sztucznym świetle i obejrzało go ponad 20 tysięcy widzów, w tym wielu Norwegów zachęconych do przybycia pod skocznię sukcesami rodaka - Andersa Jacobsena. Debiutujący na skoczni mamuciej zwycięzca 55. Turnieju Czterech Skoczni nie zawiódł oczekiwań kibiców - latał daleko i najrówniej spośród wszystkich uczestników konkursu. Wydawać by się mogło, że jego rywalami będą Simon Ammann i Andreas Kuettel - fenomenalnie spisujący się w tym sezonie Szwajcarzy. Jednak już pierwsza seria sobotniej rywalizacji przekreśliła ich szanse w walce z Norwegiem gdyż przyszło im oddać swe próby w złych warunkach wietrznych. Na brak szczęścia do sprzyjającego wiatru narzekać mogli też Adam Małysz, Kamil Stoch, Dimitry Vassiliev oraz Andreas Kofler, którzy na pewno ostatecznie nie byli zadowoleni ze swoich miejsc. W przeciwieństwie do nich, z kapryśnej pogody może być zadowolony Andreas Widhoelzl, który niespodziewanie prowadził na półmetku zawodów, ale w serii finałowej w warunkach porównywalnych do czołówki przegrał o kilkadziesiąt metrów! Nieoczekiwanie wysoko dzięki sprzyjającym podmuchom wiatru po pierwszej serii konkursu uplasował się również Jan Matura. Czech był 7. po skoku na 191.5m, ostatecznie spadł aż o 12 pozycji. Zaskoczył również Harri Olli, Fin oddał dwa równie dalekie skoki ponad 190 metrowe i dało mu to ostatecznie 5. pozycję tuż za rodakiem - Janne Ahonenem.. Świetnie spisał się w Vikersund, sygnalizujący wysoką formę, już miesiąc przed MŚ w Sapporo, Thomas Morgenstern. Austriakowi zabrakło jednak kilku metrów do wyprzedzenia Andersa Jacobsena i w rezultacie musiał zadowolić się 2. miejscem. Wydawać się też może, że powoli do formy dochodzi Matti Hautamaeki, który po raz drugi w tym sezonie stanął na najniższym stopniu podium zawodów, a to dzięki finałowemu skokowi na odległość 201m.

Warto docenić dobre pozycje skoczków słoweńskich, którzy, po fatalnym początku sezonu, w Vikersund spisali się przyzwoicie. Zarówno Rok Urbanc jak i Robert Kranjec pewnie uplasowali się na miejscach 17. oraz 13. Ale to wciąż nie może cieszyć Vasji Bajca, który ma wyraźnie problem ze zbudowaniem stabilnej formy swoich podopiecznych. Trener Rosjan - Wolfgang Steiert - z pewnością może mieć pretensje do warunków pogodowych, gdyż jego czołowi skoczkowie, będący zresztą ostatnimi czasy w dobrej formie, nie zdołali zdobyć zbyt wielu punktów. Czesi, bez Jakuba Jandy, który jak wiadomo nie radzi sobie zbyt dobrze na skoczniach mamucich, nie imponowali. Szwajcarzy skakali za to bardzo przyzwoicie jednak tak jak wielu inny, czołowych skoczków nie mieli wiele szczęście do wiatru. Wielka szkoda gdyż na treningach ich skoki były obiecujące, wymieniano ich także w gronie faworytów do zwycięstwa. Trudno ocenić postawę skoczków norweskich bez uniknięcia parafrazy przysłowia odnoszącego się ostatnimi czasy jedynie do polskich zawodników "Odwróć tabele, Norweg na czele". Trudno nie zauważyć, że Mistrz Olimpijski - Lars Bystoel znalazł się poza czołową 30 zawodów a aktualny MŚ w lotach - Roar Ljoekelsoey zajął jedno z ostatnich miejsc ze skokiem na odległość zaledwie 140m! Oczywiście, co do formy Andersa Jacobsena nie można mieć zastrzeżeń jednak kwestia drużyny na MŚ w Sapporo jest bardzo ciekawa. Norwegowie skaczą bardzo nierówno i poza jednym fenomenem, niestety, zawodzą także u siebie, "w domu". Austriacy, w nieco okrojonym składzie, bez gwiazdy Gregora Schlierenzauera i "starych lisów" - Martina Hoelwartha oraz Wolfganga Loitzla, pokazują, że są wciąż niezwykle mocni. Debiutujący na mamucie Arthur Pauli zajął 15. miejsce, Thomas Morgenstern stanął na podium, a w najlepszej 10 zawodów uplasowali się także Andreas Widhoelzl i Martin Koch. Zawiódł jedynie Andreas Kofler, którego stać na pewno na lepszą lokatę niż zaledwie 23. Drużyna Alexandra Pointer jest godna pozazdroszczenia. Potwierdza się fakt, że austriacki szkoleniowiec posiada obecnie najszczerszą i najsilniejszą kadrę w skokach narciarskich. Jednak gdyby w sobotę odbył się konkurs drużynowy to bezapelacyjnie wygrali by go Finowie. Aż czterech reprezentantów tego kraju znalazło się w czołowej 10 konkursu w Vikersund, a Matti Hautamaeki stanął nawet na podium. To musi cieszyć trenera kadry fińskiej gdyż MŚ już niedługo i chyba czas najwyższy pomyśleć poważnie o drużynie. Poza Lappim i Ahonenem na awans do kadry na Mistrzostwa może liczyć Harri Olli, który tym razem zajął 5. miejsce! Jeżeli potwierdzi swoją formę w kolejnych zawodach to może dostać również szansę na walkę o medale w Sapporo.

Powinniśmy też zainteresować się występem naszej własnej kadry prowadzonej przez Hannu Lepistoe. To kolejny weekend, który można podsumować krótkim stwierdzeniem - nie tak to miało wyglądać. Apetyt dodatkowo rozbudziły fenomenalne skoki Kamila Stocha i Roberta Matei, którzy na treningach poprawili swoje rekordy życiowe szybując ponad dwusetny metr. Nie potrafili tego wyczynu powtórzyć w zawodach i w rezultacie ich występ był tylko przeciętny. Zaskoczeniem, po z kolei słabych skokach treningowych, była 29. pozycja Stefana Huli, choć należy przyznać, że jemu akurat wiatr sprzyjał. Nic natomiast nie usprawiedliwia 38. miejsca Roberta Matei, który nie wykorzystał szansy na zdobycie punktów do klasyfikacji PŚ. Trudno polegać na skoczku, który skacze tak nierówno. Warto powiedzieć też kilka słów o Adamie Małyszu. Najlepszy polski skoczek przyjechał do Vikersund przeziębiony i w rezultacie jego wynik mógł zostać lekko wypaczony przez chorobę. Podobno, jak twierdzi trener Kruczek, nie sprzyjał mu także wiatr, ale osobiście trudno już wierzyć w takiego pecha naszego mistrza. Cieszy jednak fakt, że mimo wszelakich przeciwności, Adam Małysz znów plasuje się w czołowej 10 zawodów. Pewne jest też jedno, wielka forma jest blisko, ale nadal trzeba wiele detali dopracować. Wypada także czekać kiedy w polskiej kadrze powstanie drużyna godna reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej.

Podsumowując weekendowe zmagania w Norwegii należy powiedzieć, że jest to sztandarowy przykład konkursów z jakimi spotykamy się w tym sezonie. Brak śniegu, zbyt silny, porywisty i zmienny wiatr po raz kolejny przyczyniają się do lekkiego wypaczenia wyników zawodów, a także ich odwołania. To wszystko wydaje się już jednak stawać pewnego rodzaju normą i poza formą trzeba także mieć szczęście do wiatru. Znane przysłowie mówi, iż "Szczęście sprzyja lepszym" i trzeba przyznać - wiele w nim racji.