Strona główna • Czeskie Skoki Narciarskie

Mazoch nie pamięta Zakopanego, krakowski szpital zapłaci karę?

"Wypadku nie pamięta i nie wie, że skakał w Zakopanem. Ten dzień ma wymazany z pamięci. Myśli, że wszystko stało się w listopadzie w fińskim Kuusamo" - takiej informacji udzielił czeskim mediom dziadek Jana Mazocha, mistrz olimpijski z 1968, Jiri Raska.

Dla młodego skoczka powrót do domu jest niewątpliwie szansą na odnalezienie się po wypadku, do którego doszło niespełna 2 tygodnie temu na Wielkiej Krokwi. I choć nie zdaje on sobie jeszcze sprawy z tego, co dokładnie zaszło 20-tego stycznia w Zakopanem, rodzina sportowca nie zamierza na razie konfrontować go z tym tragicznym wydarzeniem.


Tymczasem w cieniu prasowych doniesień o stanie zdrowia czeskiego zawodnika rozgrywa się zażarta polemika dotycząca rzekomego złamania prawa przez krakowskich lekarzy. Skoczek szybko odzyskał sprawność ruchową dzięki nowoczesnej aparaturze zakupionej rok temu przez Szpital Uniwersytecki w Krakowie.

Kontrola ministerstwa zdrowia twierdzi, iż placówka naruszyła dyscyplinę finansów publicznych, wydając ministerialne pieniądze nie tylko na sam zakup sprzętu, ale i na remont pomieszczenia, w którym go następnie ustawiono.

Trudno jednak mówić o pociągnięciu kogokolwiek do odpowiedzialności i domaganiu się zwrotu dotacji, skoro plan jej wykorzystania został uprzednio zatwierdzony przez urzędników.

Najpóźniej w połowie lutego dowiemy się, czy wobec krakowskiego szpitala podjęte zostaną sankcje karne.

Jednak co do słuszności zakupu nikt nie może mieć wątpliwości. Wszyscy widzieliśmy upadek Jana Mazocha. Fakt, iż ze szpitala wyszedł niemalże o własnych siłach już kilka dni później, jest nie tylko dowodem na niezbędność tejże aparatury, ale i na błyskotliwą interwencję lekarską.