Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Hannu Lepistoe: "Jeszcze rok i pewnie powiem sobie dość"

Fiński szkoleniowiec polskich skoczków - Hannu Lepistoe - nie ukrywa, że jest trochę zaskoczony aż tak udanym pierwszym sezonem swojej pracy w naszym kraju.

"Może trochę mnie to zaskoczyło. Od początku jednak miałem przeczucie, że nam się uda. Obserwowałem Adama od wielu lat, znałem jego możliwości" - mówi dla "Rzeczpospolitej" Hannu Lepistoe.


"Przyglądałem mu się uważnie również w tych sezonach, gdy mu nie szło, i widziałem, że skacze pod względem techniki tak, jak chcą trenerzy, a nie on sam. W technice skoku bardzo ważne jest m.in. to, jak zawodnik przekłada prędkość na progu na odbicie. Adam w ostatnich sezonach nie potrafił tego robić dobrze. Heinz Kuttin jest młodym człowiekiem i początkującym trenerem, może nie miał doświadczenia w pracy z takim talentem. Nie wiedział, jak sobie radzić z kimś bardzo popularnym. Pewnie chciał, żeby Adam skakał tak, jak on sam to robił, gdy jeszcze startował, a taka metoda nie działa. Każdy skoczek potrzebuje czego innego" - dodaje fiński szkoleniowiec.

"Kiedy Adam uwierzył w wygraną w PŚ? Wtedy, kiedy znów stał się szybki na rozbiegu. Przez cały sezon mieliśmy z tym problemy, zwłaszcza gdy było bardzo zimno. W Oberstdorfie, gdzie wygrał po raz pierwszy w sezonie, przyszła odwilż. Było ciepło i narty zaczęły jechać szybciej, takie mamy smary. Gdy tracimy zbyt dużo do rywali pod względem szybkości, Adam nie jest w stanie wygrywać. W Sapporo podczas kwalifikacji było ciepło i nie miał sobie równych. W dniu konkursu na dużej skoczni wrócił mróz i z nim zniknęła szansa na medal" - opowiada Lepistoe.

"Szansa pracy z Małyszem wiele dla mnie znaczy, bo zbliżam się do końca kariery. Moje dni jako trenera są policzone. Jestem już za stary na tę zabawę. Polska to ostatni przystanek. Został mi tu jeszcze rok kontraktu, a potem pewnie powiem dość. To zależy też od tego, jak nam pójdzie następnej zimy, czy będziecie mnie potrzebowali" - zakończył Fin.