Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz inaczej- wywiad

Ostatnio nasz najlepszy skoczek- Adam Małysz udziela mnóstwa wywiadów. W większości przypadków wciąż padają te same pytania i drążony jest ten sam temat- jak np. szanse zdobycia po raz 3 z rzędu PŚ. Tym razem, dla Marka Serafina, Adam Małysz mówi na wiele innych tematów.

Mistrzu Adamie, jest propozycja: nie będziemy gadać o zawodach w Lahti i Planicy, nie będziemy ci liczyć punktów i szans na kolejne zdobycie Pucharu Świata. Słowem - zapominamy o skokach. Przyjmujesz ofertę?

- Z radością! Ale o czym - w takim razie - będziemy mówić?

O typowo męskich upodobaniach: dziewczyny, samochody, fotografia prasowa, komputery... To - zdaje się - twoje pasje?

- Owszem, ale z takim jednym zastrzeżeniem...

Nie powiesz chyba, że nie lubisz kobiet?

- Nie powiem, ale dżentelmeni nie mówią nie tylko o pieniądzach. Nie roztrząsają też publicznie kwestii męsko-damskich.

Zatem - pozostając dżentelmenem - powiedz jakie kobiety kochasz?

- Ładne, energiczne, z silnym charakterem, o wyraźnej osobowości, a przy tym trochę opiekuńcze.

Ile takich w życiu poznałeś?

- Powiedzmy, że jedną, jedyną...

Na imię jej Izabela?

- Owszem.

Poniekąd piękne, ale i trochę nudne. Tylko żona?

- Tylko. Nie, jest jeszcze jedna kobieta w domu: Karolinka.

Mistrz nie chce być wylewny. A może jeszcze parę damskich imion?

- Bardzo proszę: Xanthia, Lancia, Nubira, Formuła...

Mistrz kierownicy?

- O nie, za mistrza nie uważam się w żadnej dziedzinie. Nawet w skokach.

Mistrz się wyłamał. O skokach mieliśmy nie mówić. Skoro jednak zeszło na samochody - jakie było pierwsze ukochane auto Adama Małysza?

- ,,Maluch"! Ukochany tylko dlatego, że pierwszy. Od wczesnych dziecięcych lat była we mnie pasja do samochodów. Zaczęła się od tego, że z kolegami szaleliśmy na... rowerach, udając, że jeździmy TIR-ami albo jakimiś bardzo szybkimi samochodami.

Naśladowaliście odgłosy pracy silników? Było "brrr, brrrum"?

- Chyba bywało. A poza tym mnie bardzo pasowały samochody terenowe. Rowerem szalałem po górkach, wyobrażając sobie, że prowadzę terenowe auto z napędem na cztery koła.

Nie był to rower terenowy - typu mount bike?

- Nie. Takich wówczas jeszcze w Polsce nie było, w każdym razie ja nie miałem takiego roweru. Miałem "Pelikana".

Wróćmy do przesiadki do samochodu.

- Był ,,maluch", potem Volkswagen Golf, którego kupiłem w 1996...

Przepraszam: a prawo jazdy mistrz miał już wówczas?

- Miałem. Gdy tylko było to możliwe, kiedy skończyłem 18 lat, zrobiłem kurs. Kupiłem trzynastoletniego Malucha, w stanie dość opłakanym. Miałem jednak szwagra - blacharza, który pomógł mi doprowadzić ów bolid do stanu względnie normalnego. Wymieniliśmy, co było przegniłe, i pojechałem nim - dość późnym już wieczorem - do Frensztatu na zgrupowanie. Uparłem się, że pojadę właśnie moim pierwszym samochodem. Do ósmej robiliśmy, a o dziewiątej pojechałem. Szwagier z siostrą poszli spać, ale on nie mógł zasnąć. Miał wyrzuty sumienia, że puścił mnie w drogę do Czech tym zabytkiem. Wreszcie wstał, ubrał się i... ruszył za mną. Dojechał do granicy, ale mnie nie spotkał i wrócił. I to jemu cokolwiek się zepsuło, a nie mnie. Zgasły mu światła i wracał do domu na przeciwmgielnych. Takie były moje motoryzacyjne "pierwsze koty za płoty".

A później przyszły pierwsze zwycięstwa w konkursach Pucharu Świata, miejsca na podium i trochę kasy, więc...

- Pojechałem więc - marząc o Golfie "dwójce" - do Niemiec, w okolice Bielefeld, i kupiłem używaną "trójkę". Szukaliśmy czegoś - znów ze szwagrem - nawet w Holandii, ale było ciężko. Zbliżały się Święta Wielkanocne, więc wreszcie wrzuciliśmy tego Golfa na lawetę i przywieźliśmy go. Był lekko rozbity, ale w sumie bardzo dobry egzemplarz. Byłem z niego zadowolony. Jeździłem trzy lata i sprowadziłem z zagranicy Audi - "trójkę". Diesla TDI, zresztą Golf też miał silnik dieslowski. I tak się już przyzwyczaiłem, że nie wiem, czy kiedykolwiek kupiłbym "benzynę".

Zatem - w motoryzacji - mistrz szedł cały czas do przodu?

- Nie. Przestałem wygrywać na skoczni i zrobiło się krucho. Przyszło sprzedać tę "audicę", żeby mieć co jeść. Chyba z pół roku nie miałem żadnego samochodu. Ale wciąż nie opuszczała mnie namiętność do aut terenowych. Pamiętam, jak byliśmy na zgrupowaniu w Harrachovie, to na jakimś podwórku stał Jeep Grand Cherokee. Chodziłem wokół niego jak wokół relikwii. Zaglądałem z tyłu, z przodu, z boku - aż się bałem, że właściciel się zainteresuje, czy jakiś złodziej mu nie chce ukraść tego samochodu. Trzy - cztery razy dziennie oglądałem owo cacko - tak mi się podobało.

I przyszedł dzień spełnienia marzeń - stałeś się właścicielem Jeepa Grand Cherokee?

- No, tak. Najpierw znów przyszły sukcesy na skoczni i po niejakich staraniach zrealizowałem dziecięce marzenia.

Pamiętam, że miałeś też Opla Tigrę?

- Nic ciekawego. Żona się napaliła, ale ja nie miałem sympatii dla tego samochodu. Strasznie żarł benzynę.

I tak dojechaliśmy do Citroena - "piątki", którą wygrałeś w naszym plebiscycie...

- Bardzo udany samochód, szczególnie jeśli chodzi o zawieszenie. Super, byłem zachwycony. Nie miałem zbyt wielu okazji, żeby nim jeździć, ale to płynie, a nie jedzie.

A teraz - jak wiem - mistrz wkrótce odbierze kolejnego Citroena za drugie zwycięstwo w Plebiscycie na Sportowca Roku...

- Tak, ale tego nie piszcie!

Czego?

- Nie podawajcie dnia, ani godziny... Trochę się boję "komitetów powitalnych".

Ale paru dziennikarzy możemy zaprosić?

- Paru... - tak. Wiem, że będzie jakaś minikonferencja prasowa.

Teraz - po negocjacjach z Citroenem - odbierzesz "ósemkę", w zamian za dwie "C-piątki" - roczną i nową.

- Tak mi się wymarzyło. Lubię duże samochody, więc chcę spróbować czegoś nowego.

Miałeś jakieś przygody związane z pasją motoryzacyjną, odbyłeś ciekawe wycieczki?

- Byliśmy w Chorwacji, na wyspie Krk, dość daleko... Tak w ogóle to mnie nie przeraża długa jazda samochodem. Lubię prowadzić - nawet w nocy, na długich trasach. Wolę to niż samoloty, bo coś się dzieje i sprawia mi przyjemność. Chyba, że jest to w Stanach Zjednoczonych - tam się nie da jeździć!

A to dlaczego?

- Prowadziłem samochód, gdy jechaliśmy - przed igrzyskami w Salt Lake City - do Cedar City. Piękna, szeroka autostrada, a ograniczenie prędkości takie, że można usnąć za kierownicą. Załączasz "drivera", który ci nie pozwala na przekroczenie dozwolonych mil na godzinę, wszyscy śpią koło ciebie i wleczesz się, wleczesz, aż masz już tego dosyć. A szybciej nie pojedziesz, bo zaraz pojawią się "koguty", które cię skasują.

Dość o samochodach. Czy nigdy nie ciągnęło cię - kiedy "posuwałeś" rowerkiem po górach - do motocykli? Rajdy obserwowane - trial, a może nawet żużel?

- Nie. Nigdy nie miałem do tego zamiłowania. Tomaszem Gollobem na pewno bym nie został. Teraz zastanawiam się nad motocyklami, ale myślę, że jeśli już - to raczej czterokołowce. To bardzo fajne i kojarzy się z terenem, a więc z... terenowymi samochodami.

A skutery-bajery, na przykład wodne? I wodne narty?

- Wodne skutery - tak. Narty na wodzie? Próbowałem, właśnie w Chorwacji, ale nie wciągnęło mnie.

Czy mistrz pozwoli, że do szaleństw wodnych oraz innych powrócimy przy następnej rozmowie?

- O kurczę, tak - muszę zacząć się pakować. Rano lecimy do Helsinek, a potem do Lahti.

W Oslo rozmawiał Marek Serafin