Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Co z tą formą?

Czy to była tylko wpadka? Adam Małysz trenuje w Val di Fiemme i ostatnie treningi mogą nastrajać pozytywnie. W poniedziałek skakał zdecydowanie dalej niż w Pucharze Świata. "Są powody do optymizmu" przekonuje trener Hannu Lepistö.

Mistrz Świata z Predazzo w obu konkursach na "swojej" skoczni nie awansował do finałowej serii. W sobotę był 46, a w niedzielę 40. "Nie pamiętam, kiedy ostatnio wypadłem tak słabo w Pucharze Świata" - mówił od razu po niedzielnych zawodach. "Jestem w dołku psychicznym" - dodawał.


W poniedziałek rano pojawił się jednak na skoczni w dobrym nastroju. Razem z kolegami z zespołu (Krzysztofem Miętusem, Kamilem Stochem i Marcinem Bachledą) przez ponad kwadrans wygłupiał się na śniegu. Skoczkowie rzucali się nawzajem kulkami, ulepili małego bałwana oraz sporo żartowali. Doszło nawet do pojedynku zapaśniczego między Miętusem, a Bachledą.

W pewnym momencie zawodnicy położyli kulę śniegu nad drzwiami wejściowymi do kontenera, w którym przebierają się skoczkowie. W tym czasie przebywał w nim serwismen Maciej Maciusiak. Gdy wyszedł ze środka, śnieg zleciał mu na głowę. Maciusiak w rewanżu zbombardował skoczków śnieżkami. Radość i energię Małysz przeniósł na skoki treningowe. Przed południem oddał siedem prób. Z tego samego rozbiegu, z którego rywalizowano w niedzielę, skakał w granicach 125-132 m. Przypomnijmy, ze w sobotę w Pucharze Świata uzyskał zaledwie 114,5 m, a w niedzielę jeszcze mniej, bo 111,5 m. Gdyby latał tak jak wczoraj, walczyłby o podium, a może nawet wygraną.

Nadal nie wiadomo, czy Małysz pojedzie na kolejne zawody PŚ w Harrachovie. "Decyzji jeszcze nie podjąłem, zrobię to po wtorkowym treningu" powiedział trener Lepistö. Tymczasem z Czech dochodzą niepokojące sygnały. Panująca w centralnej Europie odwilż sprawia, że zawody na mamucie są zagrożone.