Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Co się wydarzyło w Sapporo?

W miniony weekend w Sapporo odbywały się aż trzy konkursy Pucharu Kontynentalnego. W mizernej obsadzie 36 skoczków punktować miała czwórka Polaków. Zadanie wypełnili tylko Stefan Hula i Piotr Żyła, natomiast start Tomisława Tajnera i Tomasza Pochwały zakończył się kompromitacją.


Pierwszy z nich raz znalazł się poza trzydziestką i raz został zdyskwalifikowany, a drugi dyskwalifikację przeżył dwukrotnie. Sumując - w 3 konkursach w których obsada była słabsza niż w w niejednym FIS CUP, obaj zdobyli tylko po 9 punktów. Gdy startuje mniej niż 30 zawodników, nie zdobyć żadnych punktów to sztuka nie lada. Ale Polak potrafi. W dodatku 3 dyskwalifikacje w 3 konkursach wewnątrz jednej ekipy to ewenement na skalę światową. Powodem kar były nieprawidłowości w kombinezonach. Zawodnicy mieli ze sobą po dwa stroje - do zawodów i do treningów. We wspomnianych przypadkach najprawdopodobniej założyli te bez "plomb" FIS-u.

"Chłopcy wracali w nocy. Kar żadnych nie będzie, bo w Azji dostali już sportową nauczkę, ale na pewno dojdzie do męskiej rozmowy, może sam prezes z synem jej nie przeprowadzi, ale ja na pewno" - zapowiada wiceprezes PZN Andrzej Wąsowicz. "Te punkty były nam potrzebne, bo pozwoliłyby na wystawienie w PK pięciu reprezentantów, a co za tym idzie, FIS dawałby nam większe refundacje" - dodaje wiceprezes, który w PZN odpowiada za kwestie finansowe.

Być może powodem dyskwalifikacji był brak trenera w Japonii? Żaden z opiekunów nie wybrał się do Kraju Kwitnącej Wiśni. Skoczkom sekundował tylko szykujący się do tej roli Grzegorz Sobczyk. Zbigniew Klimowski na prośbę Małysza towarzyszył mu w PŚ, Piotr Fijas i inni szkoleniowcy mieli zgrupowania młodszych roczników i inne zaplanowane wcześniej obowiązki.

"Mamy mało trenerów i w takich sytuacjach staje się to widoczne. Z drugiej strony do Japonii polecieli doświadczeni zawodnicy, znający języki, więc chyba nie w tym tkwi największy problem" - zastanawia się Wąsowicz.

Gdziekolwiek największy problem by nie tkwił, trzeba coś na niego zaradzić. Takie występy jak te w Japonii po prostu ośmieszają polskie skoki narciarskie. I nie tylko o śmiech chodzi. Dziś sport to biznes. A kto w lekkomyślny sposób naraża własną firmę na straty, ten długo się w biznesie nie utrzyma.