Tadeusz Pawlusiak - elegancki skoczek

  • 2003-10-11 17:47
[strona=1]

 

Wilkowice - to miejscowość położona niedaleko Bielska-Białej. Nazwy ulic: „Narciarska i „Olimpijczyków; wskazują jak ważne miejsce w historii tej miejscowości zajmował sport. Z Wilkowic wywodzi się siedmiu olimpijczyków: Anna, Tadeusz, Stanisław, Józef, Piotr Pawlusiakowie, Aleksander Klima i Zbigniew Hola. Tadeusz Pawlusiak w skoku, fot. ze zbiorów T. PawlusiakaIstniała tutaj skocznia narciarska na której miejscowa młodzież zdobywała narciarskie szlify, a głównym inicjatorem rozwoju sportowego młodzieży był trener Franciszek Klima. Z Wilkowic pochodzi bohater niniejszego tekstu -Tadeusz Pawlusiak.

 

***

Mówiono o nim, że „wygrywa wielkie potyczki, a z braku szczęścia nie może wygrać bitwy. Zdjęcie Romana Serafina, przedstawiające skok Tadeusza Pawlusiaka, pokazuje jakim był on perfekcjonistą skokowego stylu. Głowa skoczka styka się niemal z nartami. Dlatego Pawlusiak mówi - byłem eleganckim skoczkiem. To prawda, skakał w pięknym stylu, będąc ozdobą wielu międzynarodowych konkursów, także tych olimpijskich i o mistrzostwo świata. Jednak przez upadki wymykały mu się medale i punktowane miejsca na najważniejszych imprezach światowego narciarstwa. Fachowcy z całego świata uważali, że spośród polskich skoczków to właśnie on należał do skaczących najlepiej stylowo zawodników. Uważa lata spędzone na skoczniach całego świata za najpiękniejsze w swoim życiu. Pochodzi z niezwykle usportowionej rodziny: czwórka Pawlusiaków uczestniczyła w Zimowych Igrzyskach olimpijskich i reprezentowała barwy Polski: Anna1 w 1976 r., Tadeusz w 1972 i 1976 r., Stanisław2 w 1980 r., Józef3 w 1980 r. oraz Piotr jako trener kadry skoczków w 1994 r. Tadeusz Pawlusiak był skoczkiem, jego żona uprawiała narciarskie biegi, a tradycje rodzinne podtrzymuje obecnie syn - Wojciech.
Tadeusz Pawlusiak poświęcił skakaniu ponad 20 lat swego życia. Karierę rozpoczął w 1959 r., a przygodę ze skokówkami zakończył w 1979 r., w wieku 33 lat. Urodził się 9 sierpnia 1946 r. Jest synem Józefa i Heleny Pawlusiaków. Jego ojciec uprawiał biegi narciarskie w przedwojennym „Strzelcu. Startował w biegach patrolowych w latach 30. Po latach pod skocznią w Wilkowicach poszedł w jego ślady Tadeusz.
Jak zaczynał? W latach 50. pojawił się w Wilkowicach Franciszek Klima, który rozpoczął energiczny rozwój sportów zimowych w tej miejscowości. - Trener Klima był bardzo dobrym trenerem, umiał do młodzieży dotrzeć i pociągnąć ją za sobą, a teraz takich trenerów jest niewielu. Umiał nam też wszystko pokazać. Trenowaliśmy pod jego okiem rzut oszczepem, kulą (kulą rzucałem w granicach 15 m), dyskiem, gry zespołowe: siatkówkę i piłkę ręczną. Zbudowaliśmy tu, w Wilkowicach, skocznię narciarską. I to własnym sumptem, ludzie dali drzewo na jej rozbieg, a budowano ją społecznie. Mieszkańcy Wilkowic dołączyli się aktywnie do powstania tej skoczni. Zresztą w latach „pięćdziesiątych i „sześćdziesiątych sport rozwijał się energicznie na tym terenie. Kluby były silne, było wiele obiektów: skocznia w Mesznej, Bystrej, Wilkowicach i Szczyrku. Na skocznia miała nowoczesny profil. A trener Klima pilotował jej budowę. Skocznia powstała w połowie lat 50. Rekord tej skoczni wynosił 43 m. Potem w 1962 r. uległa przebudowie. Stała na betonowych słupach. Rozgrywano na niej nawet Mistrzostwa Śląska. Skocznia ta zaczęła ulegać zniszczeniu w latach, gdy klubom zaczęło brakować pieniędzy i „zginęła śmiercią naturalną, gdy brakło środków. Skocznia była oświetlona. Poniżej tego obiektu wykonano trasę biegową o długości ok. jednego kilometra - mówi Tadeusz Pawlusiak. - Na niej zaczęła się moja kariera sportowa. Na trening chodziło regularnie 30 - 40 osób. Ta skocznia już nie istnieje4.
Moje pierwsze narty skokowe pamiętam bardzo dokładnie, bez nazwy, były to „samoróbki z jesionu, bardzo sztywne. To były „skokówki, które dostałem z LKS Bystra. Te narty otrzymaliśmy po dobrych zawodnikach. Pierwszy skok oddałem na nartach zjazdowych, ze szpicem zbitym blachą. Zresztą startowałem także w zawodach w narciarstwie alpejskim.
Tadeusz Pawlusiak - dwukrotny olimpijczyk (1972, 76), fot. Tadeusz OlszewskiW 1965 r. wszedł do kadry narodowej w kombinacji norweskiej. Miał wtedy 19 lat. Kombinacja wyzwalała wszechstronność i przygotowanie kondycyjne, co każdemu skoczkowi przydaje się potem. Od tej konkurencji zaczynali więc prawie wszyscy późniejsi mistrzowie. Najlepszym jego wynikiem w kombinacji norweskiej było miejsce w „20 w Reit im Winkl przed Zimowymi Igrzyskami w Grenoble (1964). Na liście najlepszych dwuboistów świata został sklasyfikowany w 1967 r. na 22 miejscu. Kombinację przestał uprawiać przed Mistrzostwami Świata w Szczyrbskim Jeziorze w roku 1969. Stało się to w następujących okolicznościach.
W roku 1969 r. w Polsce na skoczniach Zakopanego, Wisły i Szczyrku miał się odbywać Puchar Przyjaźni w skokach. Była to sztandarowa impreza sportowa w dawnych „demoludach. Na zawody zapowiedziały przyjazd bardzo silne reprezentacje ZSRR, Czechosłowacji i NRD. Polski Związek Narciarski zaczął szukać zawodników do drużyny i wtedy zarekomendował mnie trener Kaczmarczyk. Byliśmy bowiem z początkiem sezonu na zawodach w kombinacji, bodajże w Le Brassus, gdzie w konkursie skoków „przeskoczyłem skocznię. Po powrocie do kraju trener opowiadał o moim wyczynie i w ten sposób trafiłem do reprezentacji kraju na Puchar Przyjaźni w skokach5.
Zmiana konkurencji okazała się trafna, gdyż Pawlusiak skakał coraz lepiej. W Pucharze Przyjaźni w 1969 r. był w czołówce. Pawlusiak zajął 7 miejsce na skoczni w Szczyrku-Skalitem, był 3 w Wiśle-Malince i wygrał konkurs na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Przyczynił się także do zwycięstwa polskiego zespołu w skokach drużynowych. W sezonie 1969/70 odniósł szereg wartościowych wyników: na skoczni olimpijskiej w St. Moritz był drugi, znalazł się w czołówce międzynarodowych zawodów w Lahti w Finlandii, gdzie był trzeci. W Turnieju Czterech Skoczni zajął ósmą lokatę6. Zwyciężył także w Pucharze Beskidów.
W rok później Podczas Pucharu Przyjaźni, rozegranego w NRD (1970), okazało się, że wybór skoków jest w jego przypadku trafny. Konkurencja była bardzo silna, gdyż skoczkowie z NRD należeli do światowej czołówki: w Klingenthal Pawlusiak był 11-ty, a wygrał Queck, przed dwoma Schmidtami i skoczkami z ZSRR - Napalkowem i mistrzem olimpijskim z Grenoble - Biełousowem. Drugi konkurs odbył się na skoczni w Brotterode. Pawlusiak był 12-ty. Z Polaków wypadł najlepiej Gąsienica-Daniel, zajmując 8 lokatę. W konkursie w Oberhofie, rozegranym podczas bardzo niekorzystnych warunków atmosferycznych, Pawlusiak był szósty. Tym samym Polak w klasyfikacji generalnej tego Turnieju zajął wysoką siódmą lokatę7.
Już wtedy zaczęły go prześladować upadki. - Skakaliśmy na niemieckich „Poppach. Skakali na nich wszyscy liczący się skoczkowie świata. Cała seria upadków eliminowała mnie z osiągnięcia dobrego wyniku - stwierdza. Jego sportowym idolem, na którego patrzył z podziwem był Jiri Raska z Czechosłowacji. - Patrzyłem na niego z zazdrością, bo wiecznie był dobry i to był jeden z niewielu zawodników, który mógł się podobać publiczności w locie. Miał perfekcyjny styl. Był też bardzo koleżeński. Podpatrywałem jego skoki i w moich czasach Raszka był jednym z najlepszych - dodaje.

[strona=2]

 

Pech z w Szczyrbskim Jeziorze (1970)

 

Pierwszy medal w latach 70. zdobyli polscy skoczkowie na MŚ w Szczyrbskim Jeziorze. Pojechali na nie: Tadeusz Pawlusiak, Józef Kocjan, Stanisław Gąsienica Daniel, Adam Krzysztofiak, Józef Przybyła, Piotr Wala oraz Jan Bieniek jako zawodnik rezerwowy oraz trener Janusz Fortecki. Na średniej skoczni Pawlusiak był 12. Ale ponieważ wolał duże skocznie, liczył na dobry wynik na wielkiej skoczni.Polscy skoczkowie na MŚ w Wysokich Tatrach 1970, fot. ze zbiorów Stanisława Gąsienicy-Daniela
Konkurs skoków na dużej skoczni w Szczyrbskim Jeziorze dostarczył wszystkim, a zwłaszcza nam Polakom, wiele emocji. Okazało się, że reprezentanci naszego kraju są bardzo dobrze przygotowani do tej imprezy. Skaczący w pięknym stylu Tadeusz Pawlusiak wychodzi na prowadzenie w pierwszej serii po skoku na 94,5 m. Jest lepszy od najdalej skaczących skoczków świata: Napalkowa, Kasayi, Fina Kayhko i innych. Nikt na tak dobrą lokatę Polaka przed konkursem nie liczył. Jeszcze nigdy wcześniej, za wyjątkiem słynnego „Dziadka Marusarza, polski skoczek nie prowadził w konkursie skoków na imprezie rangi Mistrzostw Świata.
Drugi z Polaków, Stanisław Gąsienica Daniel skacze także poprawnie - 92 m, co daje mu po pierwszej serii dobrą 9. pozycję. Jest więc świetnie - aż dwóch Polaków w pierwszej „dziesiątce. W drugiej serii Gąsienica Daniel osiąga aż 100,5 m i na tablicy świetlnej obejmuje prowadzenie. Nie na długo jednak. Fenomenalnie daleko i pięknie skacze zawodnik ZSRR - Gari Napalkow - ma aż 109,5 m. Wiadomo już, że nikt nie wyrwie mu złotego medalu. Faworyt gospodarzy - Jiri Raszka ma 99 m i zajmuje drugą lokatę. Wszyscy czekali teraz na skok ostatniego ze stawki - Polaka Tadeusza Pawlusiaka. Ten wybił się mocno z progu i po pięknym locie lądował na 100,5 metrze. Niestety zaraz po lądowaniu miał upadek. Pawlusiak był zdenerwowany tym, że w drugiej serii podniesiono rozbieg - mówi trener Janusz Fortecki. Popełnił niestety niewielki błąd przy lądowaniu. Wylądował na nodze „zakrocznej, zakrawędziowało mu nartę, wywrócił się nagle i niespodziewanie, a marzenie o srebrnym medalu rozwiało się. Tadeusz Pawlusiak wspomina: Popełniłem błąd przy lądowaniu. To był mój błąd, który kosztował mnie medal. Narta mi „uciekła" i miałem upadek. Potem czułem zawód. Pawlusiak przez ten upadek zajął dopiero 34 pozycję. Ostatecznie w konkursie zwyciężył Napalkow (skoki 91 i 109,5 m), przed Raszką (91 i 99 m) i Gąsienicą Danielem (92 i 100,5 m). A więc jednak mieliśmy medal.

 

Upadek na „mamucie" w Iron Wood

 

Po zawodach w Czechosłowacji kadra polskich skoczków pojechała na „mamuta do Iron Wood w Stanach Zjednoczonych. - To niesamowity obiekt. Konstrukcja ze stali, chwiał się na wietrze,. Cały rozbieg stał na dwóch podporach. Ta druga podpora miała 112 metrów wysokości. Skocznia sprawiała nieprawdopodobny widok. Rozbieg chwiał się na boki w czasie wiatru. Ta skocznia później została rozebrana. W Iron Wood Tadeusz Pawlusiak miał bardzo ciężki upadek. - Na miejsce przyjechaliśmy ok. drugiej w nocy. O ósmej wstaliśmy na śniadanie. Pojechaliśmy na skocznię. Był to dystans ok. 50 km i zaczęliśmy trening. Wyciągnęliśmy narty z pokrowców. Zatarłem pościerane ślizgi parafiną i poszedłem na skocznię. Narty mi bardzo źle jechały i przy szybkości ok. 100 km na godzinę wywróciłem się na progu. Przytrzymało mnie. Spadłem na 98 metr skoczni na klatkę piersiową. Miałem rozerwany mostek. Całe szczęście, że na tyle byłem przytomny przy upadku, że się usztywniłem i nie koziołkowało mnie. Tak że nawet nie byłem podrapany. Po tej kontuzji nie startowałem przez cały sezon. Jesienią powrócił znowu do wysokiej formy sportowej. Wygrał konkurs w Oberwiesenthal, jest 14 na skoczni małej i 9 na na dużej na próbie przedolimpijskiej w Sapporo.

 

Sapporo (1972) z kontuzją)

 

Pojechał na swoją pierwszą olimpiadę z kontuzją. Podczas ostatniego, styczniowego Konkursu Czterech Skoczni, rozegranego w Bischofshofen, nabawił się kontuzji. To było pęknięcie panewki stawu biodrowego. I do Japonii pojechał z nie wyleczoną kontuzją.
Nie zdawałem sobie sprawy, że mam kontuzję. Bolało mnie i w eliminacjach olimpijskich skakałem. Lecieliśmy tzw. linią północną - przez Anchorage w Kanadzie do Tokio. A z Tokio do Sapporo. Skocznie olimpijskie były bardzo trudne. To były w pełni nowoczesne obiekty, których nie było w Europie. Były bardzo bezpieczne. Minimalny błąd eliminował z dobrego wyniku. Liczyła się technika. W Sapporo kontuzja bardzo dawała się mi we znaki. To „16 miejsce nie było złym wynikiem, mnie jednak nie satysfakcjonowało. Sukces Wojtka to była ogólna euforia. Był w świetnej formie, szósty na średniej skoczni i pierwszy na dużej. Zwłaszcza, że skocznia średnia nie była tak lotna jak duża. Tam była bardzo wyrównana czołówka: Steiner przegrał z Wojtkiem o zaledwie 0, 1 punktu, Schmitt też niedużo8.
Do Tadeusza Pawlusiaka należał też rekord Wielkiej Krokwi w Zakopanem, który skoczek z Wilkowic ustanowił podczas wiosennego konkursu w 1973 r.
W dniu 1 kwietnia zebrało się pod Krokwią kilkadziesiąt tysięcy sympatyków sportu, którzy zjechali się z różnych stron kraju, aby zobaczyć jak padnie nowy rekord tej sławnej skoczni. Tymczasem rekord stał pod wielkim znakiem zapytania, a to głównie z powodu raptownej zmiany pogody. Nad Zakopane nadciągnęła odwilż, wiał dość silny wiatr i na skoczni panowały bardzo trudne warunki, najgorsze jednak było to, że śnieg nie był nośny9.
W pierwszej serii skoków żadnemu skoczkowi, za wyjątkiem Tadeusza Pawlusiaka, nie udało się przekroczyć 100 metrów. W drugiej serii, po ustaleniu przez sędziów skoków z najwyższego rozbiegu, posypały się „setki: Adam Krzysztofiak miał 100,5 m, Czesław Janik 105 m, Janusz Waluś 100 m, a Pawlusiak 107,5 m. Wtedy też kierownictwo zawodów zadecydowało o posypaniu rozbiegu salmiakiem, by zwiększyć szybkość najazdu zawodników na próg. Posypały się długie skoki, ale rekordu Krokwi - 112 m, nadal był „nietknięty. Na rozbiegu skoczni pozostał już tylko jeden skoczek - Pawlusiak.
Wszyscy czekali na niego, nikt nie opuszczał stadionu. Zrobiła się ogromna cisza. Widzowie utkwili wzrok w rozbiegu, gdzie ledwo widoczny narciarz przygotowywał się do skoku. Wreszcie jedzie - zbliża się błyskawicznie do progu. Odbicie. Od razu widać, że zawodnik uzyskuje bardzo wysoki pułap lotu. Płynie w powietrzu majestatycznie, spokojnie, pewnie - jego lot wydaje się trwać nieznośnie długo. Wreszcie niezachwiane lądowanie, któremu towarzyszy ryk tłumu i niemal histeryczne „jeeest. Tak, padł nowy rekord skoczni - 113 m10.
Po rekordowym skoku na Krokwi Pawlusiak odnosił jeszcze wiele sukcesów na skoczniach całego świata. Z powodzeniem startował w Konkursach Czterech Skoczni. Znowu czasami pech powodował, że jednak nie był w czołówce. - Raz przeskoczyłem skocznię w Bischofshofen, a mogłem go wygrać. Skoczyłem wtedy w granicach rekordu, 102 m. Tak że wywróciłem się i skocznię w Bischofshofen wspominam niemile - dodaje. Obecnie skoki są dużo bardziej bezpieczne. Kiedyś w konkursie było 20 upadków. Miał wiele kontuzji, kilka razy dotkliwie się rozbił. Jak pomyślę z perspektywy lat, czy jest na świecie drugi skoczek, który miał tyle tak poważnych upadków jak ja, żeby się wziął na skocznię skakać. Kilkakrotnie, leżąc po upadku na zeskoku, mówiłem sam do siebie; - to był już ostatni skok. Ale czas leczy rany i zawsze wracałem na skocznię. I znowu od nowa - stwierdza z uśmiechem.
Wygrał kilka razy Spartakiady Armii Zaprzyjaźnionych w Pamporowie w Bułgarii (1974) i w Zakopanem (1971). Najdłuższy skok w jego karierze to 127 m na skoczni w Planicy. Ale znowu upadłem. Skakaliśmy tam przez cztery dni. Wygrał wtedy Steiner. W 1974 r. już po raz drugi w swojej karierze wziął udział w Mistrzostwach Świata. Tym razem w szwedzkim Falun. Na średniej skoczni był 10.
Tam znowu miał upadek, podczas treningu na dużej skoczni. - Strasznie wiało i miałem upadek. Znowu rozerwało mi mostek, po raz drugi w karierze. I ponownie przez cały sezon nie startowałem - wspomina.
Dobrze ocenia swojego trenera Janusza Forteckiego. - Miał z nami bardzo dobry kontakt. To był bardzo dobry trener. Wspomina także różne dowcipne sytuacje związane z uprawianiem narciarstwa. - Kiedyś pamiętam koledzy przed startem w Szczyrku posmarowali mi narty mydłem. Wtedy byłem jeszcze juniorem, ale zaczynałem dobrze skakać. To był grudniowy konkurs w Biłej. Mogłem wygrać ten konkurs, to mi koledzy posmarowali narty mydłem. Narty mi nie jechały. Więc na mydle nie skoczyłem daleko i nie wygrałem tego konkursu.

 

Innsbruck (1976)

 

Przed Zimowymi Igrzyskami w Innsbrucku znakomitą formę demonstrowali w Europie skoczkowieTadeusz Pawlusiak w skoku, fot. ze zbiorów T. Pawlusiaka austriaccy. „Dzieci Preimla, jak mówiono o wychowankach trenera Baldura Preimla, skakali daleko - dalej niż inni. Okazało się, że przyczyna ich sukcesów tkwi w nowych kombinezonach. Polacy ich nie mieli. - Nie wierzyliśmy w te nowe kombinezony i nowe narty. Mimo to, w starym kombinezonie, potrafiłem z nimi powalczyć. W PZN nie było podpatrywania nowinek technicznych, co jak się okazało, było błędem. A to, że nie nadążyliśmy za nowinkami technicznymi, pokutuje w kraju do dzisiaj. W Innsbrucku był daleko: zajął 31 dopiero miejsce na skoczni K 70.
Karierę zakończył w 1979 r. na Mistrzostwach Polski, w których zajął czwarte miejsce. - Dzięki skokom zobaczyłem kawał świata. Korzyści materialnych z uprawiania narciarstwa nie miałem żadnych. Płacono mi 1200 zł miesięcznie i utracone zarobki rolnicze, potem dodatek olimpijski (ok. 600 zł).

[strona=3]

 

Co daje sport?

 

Na to arcyważne pytanie odpowiada wprost. - Mam trochę dyplomów i pucharów. Sport wyrobił we mnie przede wszystkim dyscyplinę. Czas był „poszufladkowany. A przy okazji zwiedziłem spory kawałek świata - Tadeusz Pawlusiak - zdjęcie współczesne, fot. W. Szatkowskiwspomina. Dalej interesuje się skokami. Sukces Małysza to według Tadeusza Pawlusiaka rewelacja. Ale uważa, że ten wielki wynik nie wpłynie wcale na rozwój skoków w kraju. Tak jak kiedyś sukces Fortuny nie spowodował rozwoju skoków narciarskich w Polsce.
Mieliśmy Łuszczka, a obecnie zupełnie nie ma biegów, mieliśmy Bachledę i Tlałki - nie ma alpejczyków, mieliśmy Fijasa, a przez długi okres nie było skoków, mieliśmy wreszcie świetnych kombinatorów klasycznych, a ta konkurencja obecnie nie istnieje. Sukces Małysza przyćmi braki, ale za tym nie idą środki na szkolenie młodzieży. To zresztą już widać. Kadra ma wszystko, ale to nie świadczy o tym, że jest dosyć środków na rozwój tej dyscypliny. Źle prosperują kluby, które upadają.
Przez 10 lat pracował w klubie (1979 - 1989). Obecnie Tadeusz Pawlusiak pracuje zawodowo. Ma własną firmę. Sport nadal pasjonuje pana Tadeusza. Bardzo cieszy go sukces sportowy Adama Małysza. - Jeżeli Adam w roku olimpijskim powtórzy ten wynik, to naprawę może być dobrze z polskimi skokami. W nim talent drzemał od bardzo dawna. „Obudził się w ostatnim sezonie. Wcześniej wszyscy skoczkowie byli przybici brakiem sukcesu - wyjaśnia Tadeusz Pawlusiak. Adamowi udało się wyrwać z tego impasu. Tego brakuje trochę Skupniowi i Mateji. Skupień był kiedyś talentem na miarę Małysza, gdyż w wieku 16 -17 lat punktował w Pucharze Świata i był na olimpiadzie w Lillehammer (1994). Potem skakał słabiej. Sukces Adama nie pociąga jednak rozwoju skoków w kraju. Kiedyś po zimie dla najlepszych klubów szły pieniądze. Taki klub jak BBTS Bielsko-Biała miał 40 skoczków. Teraz pieniędzy po prostu nie ma. Bardzo zła jest sytuacja klubów: „Wisła Zakopane ma Mateję i kilku juniorów, WKS - Skupnia, Bachledę i kilku juniorów, SN PTT nic, w Nowym Targu nie ma skoczków. Tak samo w BBTS-ie. Jedynie rozwija się Wisła na bazie euforii wokół Małysza. Dlatego rozwój skoków widzę w czarnych kolorach. Małysz i kadra mają sprzęt najwyższej klasy, ale juniorzy już nie. Zdarzało się, że polscy juniorzy są dyskwalifikowani na zawodach międzynarodowych z powodu niewłaściwego sprzętu. Dlatego twierdzę, że jest fatalnie. Młodzież skacze na tym co ma. Sprzęt jest nie regulaminowy. Kombinezon jest obliczony na 30 skoków, potem traci swoje właściwości. A młodzi skaczą z zużytych kombinezonach. Za sukcesem Małysza nie poszły więc środki11.
Najbardziej pana Tadeusza cieszy jednak fakt, że na nartach skacze jego syn Wojtek. Reprezentuje on LKS Jastrząb Szczyrk. Wojtek Pawlusiak urodził się 27 lutego 1986 r. - W LKS-ie jest 5 skoczków, a w makroregionie śląskim ok. 35 skoczków - mówi Wojtek. Mam nadzieję, że Wojtek z sukcesami będzie kontynuował rodzinną tradycję - stwierdza Tadeusz Pawlusiak12. Oby tak się stało, by „narciarska dynastia Pawlusiaków wzbogaciła się o jeszcze jednego olimpijczyka.


1 Anna Pawlusiakówna, narciarka-biegaczka, ur. 10.02. 1952 r. Reprezentantka BBTS Bielsko. ZIO w Innsbrucku (1976) - 26 w biegu na 5 km, 26 w biegu na 10 km i 8 w sztafecie (jej partnerkami były: A. Gębalowa, W. Majerczykówna i M. Trebunia). Za; Z. Głuszek, Leksykon polskich olimpijczyków 1924 - 1998, Warszawa 2000, s. 295.
2 Stanisław Pawlusiak - narciarz - skoczek, ur. 30.04. 1958 r. Reprezentant BBTS Bielsko. ZIO w Lake Placid (1980) - 40 na małej skoczni, 43 na dużej skoczni, za Z. Głuszek, Leksykon polskich olimpijczyków1924 - 1998, Warszawa 2000, s. 295.
3 Józef Pawlusiak - narciarz - kombinator klasyczny, ur. 16.09. 1956 r. reprezentant BBTS Bielsko. ZIO w Lake Placid (1980) - 17 w kombinacji klasycznej. Trener. Za: Z. Głuszek, Leksykon polskich olimpijczyków 1924 - 1998, Warszawa 2000, s. 295.
4 Wywiad z Tadeuszem Pawlusiakiem z 25 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski (Muzeum Tatrzańskie)
5 Art. Bogusława Barwińskiego, Styl i... pech, „Sport z 12 maja 2001 r. , nr 110 (10941) .
6 L. Fischer, M. Matzenauer, J. Kapeniak, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 107.
7 Z: L. Fischer, M. Matzenauer, J. Kapeniak, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 108.
8 Z wywiadu z Tadeuszem Pawlusiakiem z 19 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski (Muzeum Tatrzańskie)
9 L. Fischer, M. Matzenauer, J. Kapeniak, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 238.
10 J. w.
11 j.w.
12 Tadeusz Pawlusiak. Narciarz - skoczek. Kluby: LKS Wilkowice, BBTS Włokniraz Bielsko-Biała. Olimpijczyk: 1972 - Sapporo - 32 na skoczni K 70, 18 na skoczni K 90, 1976 - Innsbruck - 31 na skoczni K 70, Mistrzostwa Świata; 1970 - Szczyrbskie Jezioro - 12 na K 70, 34 na K 90, 1974 - Falun - 10 na K 70. Dwukrotny mistrz Polski w skokach: na skoczni K 70 (1973) i K 90 (1969), sześciokrotny wicemistrz kraju: na skoczni K 70 (1970, 1971, 1974) i K 90 (1973, 1977, 1978), zdobywca Pucharu Beskidów (1970). Turniej Czterech Skoczni: 7 w 1971 r. (3 w konkursie w Oberstdorfie), dane [z] W. Zieleśkiewicz, Encyklopedia sportu, Warszawa 1992.

Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (19514) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Malyszomaniak profesor
    Piękny

    Piękny Artykuł gratuluje :) jak zwykle

  • olivia początkujący
    znow prozba!

    nie zupelnie na temat, choc dotyczy innego "eleganckiego" skoczka. a wlasciwie, to chodzi o to czy malysz jest eleganckim sportowcem czy nie. jestem czesta bywalczynia oficjalnej strony adama, i niedawno wyczytalam tam, w jednej z (a potem w paru jeszcze) wypowiedzi, ze adam zostal przylapany na braniu srodkow dopingujacych. nie wiem kiedy i jak, ale autorka textu podchodzila do sprawy szalenie agresywnie i nie dawala za wygrana. poniewaz nic takiego nigdy do mnie nie dotarlo, i z komentarzy inny internautow wynika, ze do nich tez nie, mam pytanie: czy sytuacja tego typu, rzeczywiscie miala miejsce i jak to zostalo rozwiazane? bo wydaje mi sie nie mozliwym, dopuszczenie malysza do pucharu, jesli jest to prawda. skad takie pogloski?

  • olivia początkujący
    poprawka...:-)

    chodzi oczywiscie o srordi dopingowe, a nie dopingujace....sorry :-)

  • Styrian weteran

    @olivia : zwykla zazdrosc , nic wiecej - caly czas tkwi jeszcze w "swiadomosci" spoleczenstwa takie powiedzonko : "Czy sie stoi czy sie lezy...itp" .
    A tu jeden by mial "charowac" jak dziki wol ? No jakto ? Przeciez to nie mozeliwe ;-). I stad sie biora takie durne pogloski :-)

  • kolesio weteran
    To "BILD"

    O braniu przez Adama różnych specyfików pisał " niemiecki (a już niedługo rónież polski) "Bild" po TCS w 2001r. Pisali też, że Adam jest alkoholikiem (bo ma czerwony nos) i skacze tak daleko, ponieważ przed oddaniem skoków upija się. Także - różne rzeczy różni luidzie piszą...

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl