Skoczkowie z Norwegii leczą się częściowo z własnej kieszeni

  • 2015-11-21 11:54

Kenneth Gangnes poruszył w mediach kwestię ubezpieczenia reprezentantów Norwegii w skokach narciarskich. Teoretycznie zapewnia je Norweska Federacja Narciarska (NSF). W praktyce, w niektórych przypadkach skoczkowie muszą sami pokryć część kosztów leczenia.

26-letni zawodnik przekonał się o tym na własnej skórze. Dwa lata temu w austriackim Hinzenbach doznał typowego w tym sporcie urazu – zerwał więzadło krzyżowe. Następnie przeszedł operację w szpitalu w Innsbrucku, której koszt tylko częściowo pokryło ubezpieczenie NSF.

- Przeznaczyłem na swoje oszczędności, a resztę dołożyli mi rodzice – komentuje skoczek, chociaż jednocześnie nie zdradza jaką sumę pieniędzy musiał uzbierać samodzielnie.

Zabieg został przeprowadzony w Austrii. Jak twierdzi szef skoków narciarskich w Norwegii Clas Brede Braathen, koszty byłyby mniejsze, gdyby zdecydowano się na operację w kraju. Dodaje jednak, że decyzję o przeprowadzeniu jej za granicą, podjęto wspólnie z zawodnikiem i jego rodzicami.

Dlaczego zdecydowano się na leczenie w innym kraju? Kluczową rolę odegrał tutaj czas. - Jeśli poleciałby do Norwegii, kolano zaczęłoby puchnąć, a na zabieg, który był potrzebny od zaraz, musiałby czekać od 3 do 4 tygodni – wyjaśnia trener Alexander Stoeckl - Wybraliśmy więc prywatną klinikę w Innsbrucku, bo było blisko, a ja wiedziałem, że są tam dobrzy lekarze.

Szkoleniowiec skomentował też kwestię sfinansowania zabiegu. - Wiem tylko, że Norweski Związek Narciarski gwarantuje zawodnikowi ubezpieczenie, które obejmuje znaczną część kosztów, operacji czy związanego z tym transportu, ale w tym przypadku to nie wystarczyło, cena była wyższa – opowiada.

Głos w tej sprawie zabrał także Espen Bredesen, mistrz olimpijski z 1994 r., który znalazł się kiedyś w podobnej sytuacji. – W lecie 1994 r., a więc kilka miesięcy po zwycięstwie na igrzyskach, upadłem podczas treningu na sali gimnastycznej i uszkodziłem kark – opowiada i wspomina swoje sfrustrowanie, kiedy dowiedział się, że na finansową pomoc ze strony związku nie ma co liczyć.

- Upadek na głowę skoczka narciarskiego nie był jakiś nieprawdopodobny, ale nie mieliśmy dodatkowego ubezpieczenia, choć uprawialiśmy ryzykowny sport. Niestety tego nie wiedzieliśmy - twierdzi Bredesen – Po tej sytuacji, trochę światła padło na to, że należy zapewnić sportowcom jak najwięcej bezpieczeństwa. W tak ryzykownych sportach, wszystkie ubezpieczenia, w tym te uzupełniające, powinny zostać zakupione.

Gangnesowi udało się na szczeście pokonać trudności i powrócić na skocznię. I to w dobrym stylu. Po udanych występach w lecie, rozpoczyna sezon w kadrze A. Pełen uznania dla niego jest trener Stoeckl. - To wiele mówi o jego osobowości – jest pełen motywacji i gotowy do ciężkiej pracy. Poza tym to była dla niego już druga tego typu kontuzja, ale znów się nie podał i powrócił, co świadczy o wewnętrznej sile tego zawodnika – przekonuje.

Norweg nie może się już doczekać startu w pierwszym konkursie tegorocznego Pucharu Świata. - To jest to, na co jako zawodnicy, czekaliśmy od bardzo długiego czasu. Przede wszystkim będzie można się sprawdzić w rywalizacji z innymi. My czujemy, że nasze skoki są dobre, ale teraz przekonamy się jak dobrzy jesteśmy naprawdę – podsumowuje.


Katarzyna Skoczek, źródło: nettavisen.no
oglądalność: (7363) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    @yyy

    No więc, pinionżki na norweski związek narciarski idą z budżetu państwa. Przydzielaniem pinionżków z budżetu zajmuje się norweski rząd. Rząd pozyskuje pieniądze głównie od podatników(abstra*ując od wpływów z norweskich paliw kopalnych), czyt. wszystkich Norwegów (bo nawet nieróbstwo na zasiłku płaci akcyzę i VAT).
    Zobacz ile pieniędzy mogłoby zostać w kieszeniach Norwegów, gdyby nie marnowali pinionżków na koksy dla Mariusza Bjoergena. Albo innych inicjatyw, którymi zajmuje się bardzo socjalny (czyli socjalistyczny bez zamordyzmu - my jako naród polski winniśmy wiedzieć że to zła droga :))ichni rząd.
    Innymi słowy, w imię demokracji kradnie się ludziom pieniądze na "zbożne cele". Czyli marnuje. :)

  • yyy profesor

    Wyjaśnij mi słowo nie swoje i słowo marnować.

  • anonim
    @yyy

    No w końcu rządy krajów różnią się od siebie także pod względem tego, na co chcą marnotrawić nieswoje pieniądze. :)

  • yyy profesor

    Gdyby to był biegacz lub biegaczka z Norwegi, to pieniądze na konto kliniki wpłynęły by góry jeszcze przed zabiegiem.

  • anonim

    Nie dziwi mnie jego ból dolnej części pleców, w końcu cała Skandynawia zdaje się trwać w socjalistycznej obłudzie. Jak się Norwegom skończą ropa i gaz okaże się nagle że pinionżki w głównej mierze idą z podatków. Szok ;o

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl