Jedna skocznia, jeden dolar - trzech olimpijczyków?

  • 2017-12-20 13:01

Krótka historia o tym, jak przedmieścia Chicago stały się kuźnią talentów w amerykańskich skokach narciarskich.

Klub Narciarski Norge – w oryginale The Norge Ski Club – został założony w Fox River Grove w stanie Illinois przed ponad wiekiem i niemal przez cały ten czas jego członkowie marzyli o tym, by wystartować na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Żadnemu z nich się to jednak nie udało. Sama obecność skoczni narciarskiej na przedmieściach Chicago była już wystarczającym cudem. - Jesteśmy małym klubem z Illinois – mówi trener Norge, Scott Smith. - Nie mamy nawet gór.

Smith sam był jednym z tych, którym marzyły się olimpijskie zmagania. Już długo po tym, jak zakończył karierę skoczka, zastanawiał się, co mogłoby być przełomem dla kolejnego pokolenia skoczków z Norge. Piętnaście lat temu wpadł na pewien pomysł – a co, jeśli kupimy większą i lepszą skocznię?

Okazało się, że właściwie jest jedna skocznia wystawiona na sprzedaż. Była własnością małego miasteczka Ely w stanie Minnesota i stawała się problemem dla jego włodarzy. Klub narciarski Norge zgodził się zapłacić radzie miasta Ely za skocznię dokładnie… 1 dolara.

A potem stało się coś niesamowitego. Dzieciaki z Norge, które nauczyły się skakania, odbijając się z progu skoczni z Ely, wyrosły na najlepszych amerykańskich skoczków narciarskich. I co ciekawe, niemal na pewno dwóch lub nawet trzech z nich wystąpi w lutym na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pyeongchang. "Mały klub z Illinois", jak nazywa go trener Smith, prawdopodobnie będzie więc miał tyle samo zawodników w drużynie narodowej USA, co cała reszta kraju razem wzięta. - Miło słyszeć, że zrobiono z niej dobry użytek – mówi Harold Langowski, manager ds. budżetu miasteczka Ely.

Norweska tradycja pod Chicago

Nic w Fox River Grove nie sugeruje, że jest ono epicentrum olimpijskiego sportu zimowego. Znak z napisem "SKOCZNIA NARCIARSKA", wskazujący na siedzibę klubu usytuowanego na końcu ulicy Ski Hill Road, wydaje się żartem. Ta podmiejska osada z własną skocznią narciarską jest tak mało znana, że nawet mieszkańcy innych, sąsiadujących miasteczek nigdy o niej nie słyszeli.

Jednym z takich ludzi był Kevin Bickner. Był małym chłopcem z pobliskiego Wauconda, kiedy po raz pierwszy przyszedł na doroczny konkurs klubu narciarskiego Norge. Nawet wtedy wydawało mu się to dziwne – co ta skocznia tutaj robi?

Była tam dzięki norweskim imigrantom – przywieźli oni wynaleziony przez ich kraj sport do miejsca, w którym się osiedlili. Prawdopodobnie jednak mieliby oni problemy z rozpoznaniem dzisiejszych skoków narciarskich. Ci, którzy uczyli się w ostatnich latach w klubie Norge, wjeżdżali bowiem na szczyt samotnej góry, a później musieli wspinać się prawie 200 stopni, aż dotarli na szczyt rozbiegu skoczni – tak wysoko, że przy dobrej widoczności byli w stanie zobaczyć drapacze chmur w Chicago. A potem zjeżdżali w dół z prędkością sięgającą 80 km/h i... nadchodził czas na latanie.

Za zimno, za ciepło...

Klub narciarski Norge istnieje nadal wyłącznie dzięki wspomnianej dorocznej imprezie, która przyciąga tysiące miejscowych. Cały roczny budżet klubu zależy od poziomu sprzedaży biletów, piwa i Jagermeistera w ciągu tego jednego dnia. Idealne warunki? Wystarczająco ciepło, żeby ludzie kupili bilety, i wystarczająco zimno, by kupili też piwo i Jagermeistera. W zeszłym roku zawody zostały przełożone, bo było za ziepło. Raz było też za zimno – na zawody przyjechał wówczas gospodarz znanego programu "Wide World of Sports". - Najzimniej w życiu wcale nie było mi w Innsbrucku, w Austrii czy we francuskich Alpach – powiedział kiedyś. - Najzimniej było mi w Fox River Grove.

Trener Smith lepiej niż ktokolwiek inny rozumiał ciemne strony bycia skoczkiem narciarskim z Illinois. Sam je przezwyciężył – startował w drużynie narodowej, sędziował podczas ZIO w 1992, a niedawno został wybrany do American Ski Jumping Hall of Fame – Amerykańskiej Galerii Sław Skoków Narciarskich. Na tablicy rejestracyjnej jego pikapa dumnie prezentuje się napis "SKI JMP".

Wysyp talentów

Smith przyznaje, że w okolicach roku 2000 zauważył w klubie Norge coś niecodziennego. Nowe dzieciaki były bardzo, bardzo dobre. "Może gdyby otoczyć je profesjonalną opieką trenerską", pomyślał sobie wtedy, "mogłyby nawet stać się wystarczająco dobre, by pojechać na Igrzyska".

Wierzyć w to – to było trochę szalone. Kluby trenujące na poważnie były w Park City w stanie Utah, w Steamboat Spring w stanie Colorado i w Lake Placid w stanie Nowy Jork – w kurortach o olimpijskich tradycjach i ze skoczniami mamucimi spełniającymi międzynarodowe standardy. Klub Norge nie miał żadnego z powyższych. "Trochę szalone" nie było jednak nigdy przeszkodą dla kogoś, kto spędził całe życie, skacząc na nartach. Zebrał więc kilka osób, usiedli w barze i przy piwie zaczęli robić notatki na jednorazowych serwetkach.

W niedługim czasie mieli coraz więcej dzieciaków, latających dalej niż kiedykolwiek. Problemem nie byli więc skoczkowie – była nim skocznia. Skocznia, na której trenowano w klubie Norge, nie była modernizowana od roku 1981, a powstanie jej stalowej konstrukcji można było datować na lata 40. XX wieku. Wyglądała bardziej jak duża karuzela. Nie była jednak dostatecznie duża – punkt konstrukcyjny skoczni klubu Norge wynosił K-64. Smith wiedział, że olimpijskie marzenie wymaga czegoś więcej.

Używana skocznia narciarska

Właśnie wtedy usłyszał o używanej skoczni na sprzedaż w Iron Range w Minnesocie, 4 godziny drogi na północ od Minneapolis, 2 godziny na północ od Duluth, niemal na kanadyjskiej granicy. Ely mieści się zupełnie w środku niczego. Otwarcie skoczni narciarskiej w 1982 r. było wielkim wydarzeniem w małym miasteczku. Niestety, nie był to dla niej dobry moment. Niedługo później nastąpił kryzys w lokalnym przemyśle górniczym, co spowodowało stopniowe wyludnianie się okolicy. Utrzymywanie infrastruktury dla tak niszowego sportu nie było priorytetem malejącej populacji Ely. Tamtejsza skocznia stała więc bezużytecznie – aż do 2003 roku. - Jedyne, do czego by się nadawała, to ratunek – mówi Warren Nikkola, emerytowany hydraulik i ciepłownik, który swego czasu trenował młodych skoczków z Ely. - Zaczynała przyprawiać nas o ból głowy.

Nikkola wiedział o istnieniu klubu narciarskiego Norge – sam tam był i nawet tam skakał. Spodobał mu się więc pomysł przeniesienia skoczni do nowego, dobrego domu. Władze Ely zgodziły się i szybko dogadano umowę na 1 dolara.

Klub narciarski Norge musiał więc rozmontować skocznię, przewieźć ją setki kilometrów na lawetach, poskładać na nowo na parkingu, wynająć buldożery, by wyrównać wzgórze i sprowadzić z Finlandii pokrycie igelitowe do letnich treningów. Cały projekt kosztował około 500 tysięcy dolarów, a jego realizacja zajęła wiele miesięcy. Prace wstrzymano na jakiś czas po znalezieniu w ziemi kości rdzennych Amerykanów. Ostatecznie prace udało się ukończyć zaledwie na kilka dni przed dorocznym konkursem w styczniu 2004 r. Smith sam otworzył skocznię… lądując na twarzy. Cała zgromadzona publiczność nagrodziła go aplauzem.

Olimpijska drużyna spod Chicago?

Kevin Bickner należy do tych zawodników klubu Norge, którzy nie znali innej skoczni niż ta z Ely. Wciąż pamięta pierwszy raz, kiedy odważył się wspiąć na sam szczyt skoczni – bo wciąż pamięta, jak z niego schodził. - Byłem przerażony – przyznaje.

To było jednak dawno temu. W 2017 r. Bickner znalazł się znów na szczycie skoczni – ale tym razem w Norwegii. A tamtejsza skocznia mamucia jest 3 razy większa od tej w klubie Norge. Wziął głęboki wdech, puścił się w dół po rozbiegu i rozpoczął swój lot, który trwał 8 sekund. W ten sposób Kevin Bickner pofrunął dalej niż którykolwiek inny amerykański skoczek narciarski w historii – 244,5 m.

- Wiemy, że może być najlepszy – mówi z dumą Bill Demong, dyrektor wykonawczy Amerykańskiego Związku Sportów Zimowych. - A nigdy wcześniej nie mogliśmy tego powiedzieć o żadnym innym amerykańskim skoczku narciarskim.

Medal w Pyeongchang jest jednak wciąż mało prawdopodobny – Amerykanie nie zdobyli żadnego krążka w skokach narciarskich od czasu pierwszych ZIO w 1924 r. Bardziej prawdopodobnym "nieprawdopodobieństwem" jest trzech wychowanków klubu Norge w czteroosobowym składzie drużyny amerykańskiej. Obok Bicknera pewniakiem jest bowiem Michael Glasder, a A.J. Brown i Casey Larson są najpoważniejszymi kandadatami, by uzupełnić drużynę. Dom rodzinny Glasdera był oddzielony od skoczni jedynie stawem, który w zimie zamarzał – można było po nim chodzić i szybciej docierać na trening. - Widziałem skocznię wyłaniającą się spośród drzew z okna mojego pokoju – wspomina Glasder.

***

Niedawno temu Smith próbował przypomnieć sobie szczegóły transakcji z Ely i sposób, w jaki zapłacono 1 dolara za skocznię. Wtedy uświadomił sobie, że… nie zapłacono.

- Szczerze mówiąc, nigdy nic im nie daliśmy.


Katarzyna Lipska, źródło: The Wall Street Journal
oglądalność: (13093) komentarze: (20)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Tim doświadczony
    @dzika_swinia @Wojciechowski

    Tutaj jest ładnie jest opisane jak stopniowo wchodził styl V.

    https://sportowefakty.wp.pl/zimowe/59231/magiczne-lata-90-te-2-triumf-rewolucji-jana-bokloeva-rozwoj-

    Kluczowym momentem był sezon 1991/92 i decyzja FIS, że styl "V" będzie stylem traktowanym na takich samych warunkach co klasyczny.

  • PGr doświadczony
    @dzika_swinia @dzika_swinia

    A nie pamietasz tego :)
    Pamietam jak komentor TVP ( innej telewizji niz 1i2 nie bylo :p ) caly czas podkreslali kto zmienial styl i z jakimi problemami. Dieter Thoma lub Jens Weissflog wtedy uparl sie ze skoro juz nie jest w stanie konkurowac z skaczacymi "V" to zmieni styl i zdobedzie nastepne tytuly.

  • PGr doświadczony
    @Janeman @Janeman

    To dzieki za zainspirowanie redaktorow :)
    Nudzi juz czytanie komentarzy na modny ostatnio temat powolania nr7 , a tu fajnay tekst pokazujacy upor i pasje u amerykanow do ciagniecia tej dyscypliny...

  • salto_de_esqui weteran

    W Polsce już by CBŚ wpadło, że zaniżenie kwoty transakcji, a o niezapłaconego dolara upomniałby się Urząd Skarbowy + milion kar i odsetek.

    A tak serio, ciekawy artykuł, daje do myślenia, że są tam ludzie którzy tak walczą, a u nas pajace z COS, TPN czy PZN nie potrafią nawet kompleksu Krokwi zmodernizować (ustalić coś, działać) dla dzieciaków.

  • Janeman profesor

    O nie dość , że redakcja nie wykasowała zamieszczonego przeze mnie linka, to jeszcze przetłumaczyła cały artykuł - dziękuję ;)
    A tak na poważnie, to fajnie, że się zainteresowaliscie , ciekawy temat i zawsze więcej osób przeczyta tutaj, niż w oryginale.
    Jedyny minus , to zdziwienia, gdy klika się na załączony na stronie TWSJ link do filmu z rekordowym skokiem Bicknera...

  • Manuzieg bywalec
    @dzika_swinia @razor78

    Akurat w sezonie 89/90 KK zdobył Nikkola. Bokloev zdobył to trofeum sezon wcześniej, w sezonie 88/89.

  • sosik333 doświadczony

    Liczę na to, że Bickner w końcu się ogarnie, potrenuje i wróci za pare tygodni na PK

  • Wojciechowski profesor
    @dzika_swinia @dzika_swinia

    Natomiast w sezonie 1992/1993 tylko jakieś "niedobitki" (w tym nasz Jarosław Mądry...) skakały po staremu.

  • anonim
    @dzika_swinia @dzika_swinia

    Przemiana była na przestrzeni około trzech lat, ale najwięcej zawodników pozmieniała przed sezonem 1991/1992, czyli genialnym sezonem kilku młodzianów z Nieminenem na czele.

  • Wojciechowski profesor
    @dzika_swinia @dzika_swinia

    Dopiero w sezonie 1991/1992, i to raczej w drugiej połowie. Jeszcze w Albertville znaczącą część skakał po staremu (w tym cała zwycięska ekipa Finów oprócz Nieminena!). Do 1990 roku była tylko garstka "wariatów", w latach 1990-1991 już trochę więcej (na czele ze Szwajcarem Zündem). Pierwszą ekipą, która w całości zaczęła się przestawiać, byli Austriacy, ale to już przed samym sezonem 1991/1992.

  • David77 stały bywalec
    @piotrek10r

    Wszystko możliwe. Drużyna USA pojawiała się w top 8 w konkursach drużynowych w sezonie 2015/16 i 2016/17. W tym sezonie na razie jest 7 pewnych drużyn. Rosjanie i Czesi są w fatalnej dyspozycji i jeżeli nie poprawią poziomu do Igrzysk to widzę realne szanse dla USA w walce o top8 konkursu olimpjskiego.

  • salto_de_esqui weteran
    @dzika_swinia @razor78

    Podobno prekursorem tego stylu był jednak Mirosław Graf ze Szklarskiej Poręby, który skakał na przełomie lat 70. i 80. Boklöv V zaczął stosować na szerszą skalę (międzynarodową).

  • razor78 bywalec

    A właściwie to Boklöva

  • Oreo profesor

    To zakończenie xDDDD

  • razor78 bywalec
    @dzika_swinia @dzika_swinia

    To było prawdopodobnie w sezonie 1989/1990, czyli po zdobyciu KK przez prekursora tego stylu, Boekleva.

  • Piotrek10r bywalec

    Dobrze byłoby zobaczyć kiedyś drużynę zza oceanu w 8. najlepszych zespołów świata.

  • Piotrek10r bywalec
    @dzika_swinia @dzika_swinia

    Było to najpewniej w 1990 lub 1991 roku.

  • dzika_swinia weteran
    Off-topic

    Czy ktoś wie, w którym sezonie większość skoczków zaczęła skakać stylem V?

  • Labrador_Retriever weteran
    @Nowyskoczek5 @Nowyskoczek5

    A Rhoads jest z Park City.

  • Nowyskoczek5 profesor
    -

    A Rhoads ???

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl