Szaranowicz i Małysz - o duecie, który rozkochał w skokach miliony Polaków

  • 2019-04-07 13:38

Mam nadzieję, że Pan Włodek nie obrazi się za umieszczenie jego nazwiska w tytule artykułu przed nazwiskiem Pana Adama. Jednak ma to swój konkretny powód. Ten tekst będzie bowiem przede wszystkim o Włodzimierzu Szaranowiczu, legendzie polskiego dziennikarstwa sportowego, bez którego głosu, emocji i sportowych spostrzeżeń żaden z sukcesów Małysza nie smakowałby równie wspaniale.

Mam też nadzieję, że nie obrazicie się wy, czytelnicy, za to, że artykuł będzie pełen patosu, górnolotnych stwierdzeń i epitetów. Ale to też ma swój konkretny powód. Wspominać będziemy w końcu wspólne chwile Szaranowicza i Małysza, chwile, o których ten pierwszy opowiadał zawsze w możliwie najbardziej wzniosły i okazały sposób. My powinniśmy więc pójść w jego ślady i wspominać te momenty w pięknym, choć odrobinę pompatycznym stylu. W stylu jedynego w swoim rodzaju pana Włodka.

21 marca obiegła nas smutna, acz mało zaskakująca wiadomość, iż związany przez ponad czterdzieści lat z Telewizją Polską redaktor Włodzimierz Szaranowicz, ze względu na problemy zdrowotne, zdecydował się zakończyć swą dziennikarską przygodę. Już podczas igrzysk w Pjongczangu Pan Włodek żegnał się z widzami, przekonując, że będzie to dla niego ostatnia impreza tej rangi w roli komentatora. Do igrzysk olimpijskich Szaranowicz zawsze miał wyjątkowe, wysoce niebanalne podejście. W 2016 roku w wywiadzie dla polskatimes.pl wypowiedział się o nich tymi słowami:

- Mam mistyczny stosunek do igrzysk. To jedne z tych wartości, których trzeba bronić. Jest rodzaj humanizmu olimpijskiego, który niesie takie przesłania, które są ponadczasowe. To spotkania na otwartym stadionie niezależnie od rasy, płci, narodowości, wieku.

I to właśnie był cały Pan Włodek. Pompatyczny aż do bólu, ale też szczery. Z niezwykłą lekkością łączący sport z wartościami moralnymi czy estetycznymi.

Szaranowicz był z polskimi widzami od 1977 roku. Przez lata wyróżniał się nie tylko tworzeniem bujnych metafor, ale też legendarnym głosem, klasą i profesjonalizmem. Komentował liczne triumfy Polaków na letnich igrzyskach olimpijskich, rozgrywki NBA czy piłkarskie mundiale. A co dla nas najważniejsze - towarzyszył także Adamowi Małyszowi podczas najpiękniejszych sezonów jego sportowej kariery. To on przez lata ubarwiał nam swym komentarzem rywalizację polskiego mistrza ze Schmittem, Hannawaldem czy Ammannem, to on w duecie z Orłem z Wisły rozkochał w skokach miliony Polaków. Teraz więc, skoro Pan Włodek odchodzi już na zasłużoną dziennikarską emeryturę, my, fani skoków winni jesteśmy mu się odwdzięczyć i złożyć możliwie najbardziej godny kibicowski tribute (ang. - hołd).

Redaktor Szaranowicz komentował niemalże wszystkie wielkie sukcesy Adama Małysza. Towarzyszył mu podczas złotych mistrzostw świata w Lahti, Predazzo i Sapporo, podczas okraszonych lekkim niedosytem igrzysk w Salt Lake City i Vancouver, a także wielu innych wspaniałych chwil w jego sportowej karierze. Komentując zmagania Małysza, Pan Włodek przeżył wspólnie z nami liczne wzloty i upadki, wprowadzał atmosferę fiesty i rozpaczy w wielu polskich domach, by przed ośmioma laty móc osobiście pożegnać polskiego mistrza. Po raz ostatni duet Szaranowicz i Małysz mieliśmy okazję podziwiać w czasie wieńczącego sezon 2010/2011 konkursu Pucharu Świata na słoweńskiej Letalnicy oraz parę dni później podczas pożegnalnego skoku Adama Małysza na zakopiańskiej Wielkiej Krokwi.

Gdy w roku 2001 w Lahti Małysz zdobywał swe pierwsze medale mistrzostw świata, pan Włodek nie tylko komentował zmagania, ale też w roli redaktora szalał z mikrofonem pod kompleksem skoczni Salpausselkae. Przeprowadzał wywiady ze świeżo upieczonym mistrzem i jego trenerem, Apoloniuszem Tajnerem. Mówił o tym, iż dawno się tak nie bał, dawno nie przeżywał tak wielkich emocji i tak pięknych chwil podczas oglądania sportowej rywalizacji. A był to przecież dopiero początek, jedynie zalążek sportowej przygody, jaką przeżyli wspólnie z nami Adam Małysz i Włodzimierz Szaranowicz.

W 2002 roku podczas igrzysk w Salt Lake City Pan Włodek zdzierał głos, gdy ku uciesze polskich kibiców Sven Hannawald podparł skok na odległość 131 metrów i w olimpijskim konkursie na dużej skoczni niespodziewanie spadł na czwartą pozycję. A przecież dla Małysza oznaczało to jedynie srebro i drugi, po zdobytym na normalnej skoczni brązie, medal igrzysk. Jedynie, gdyż ówczesna dyspozycja polskiego mistrza sprawiała, że wszyscy, łącznie z Panem Włodkiem, mieliśmy apetyty na znacznie więcej. Na olimpijskie złoto, które niestety nigdy nie zawisło na szyi polskiego mistrza.

Jednak już rok później z telewizorów w całym kraju wybrzmiało słynne „Adam, kochamy Cię”, gdy po fenomenalnym skoku na 136. metr Małysz objął prowadzenie w konkursie mistrzostw świata na dużej skoczni w Predazzo. Sekundy później Szaranowicz przekonywał już, że Polak wygrał, zdobył złoto, a przecież na belce startowej został jeszcze jeden z najwybitniejszych fińskich skoczków w historii, Matti Hautamaeki.

- Nie może tego skoczyć Hautamaeki, życzę mu tego, poczekam, przeproszę państwa, ale wydaje mi się, że nie może tego skoczyć - przekonywał rozemocjonowany pan Włodek. Nie dość, że gratulował Małyszowi przedwcześnie, że odrobinę zlekceważył Fina, to jeszcze kłamał jak z nut, życząc Hautamaekiemu zwycięstwa. Jednak nikt nie mógł mu mieć tego za złe. Wówczas Małysz rzecz jasna triumfował (zdobywając drugie złoto na mistrzostwach), a Pan Włodek wraz z Adamem stworzyli jedno z najpiękniejszych widowisk w historii polskiego sportu. W historii do, której Adam wskoczył tak łatwo, tak pięknie, tak wzruszająco dla nas wszystkich.

W trakcie sezonów 2000/2001, 2001/2002 i 2002/2003 „Orzeł z Wisły” w akompaniamencie wzruszeń Włodzimierza Szaranowicza jako pierwszy (i dotychczas jedyny) skoczek w historii trzy razy z rzędu sięgał po Kryształową Kulę. Jednak na kolejne sukcesy polskiego mistrza na imprezie najwyższej rangi musieliśmy czekać aż do 2007 roku, gdy Małysz triumfował w konkursie na normalnej skoczni w japońskim Sapporo. Pięknie, pięknie i znowu najdalej. HA! Ha! – zakrzyknął uradowany redaktor TVP, chwilę później obwieszczając, iż Adam został najlepszym skoczkiem w historii mistrzostw świata. Cztery złote medale indywidualne i jeden srebrny (dziś Małysz ma na swoim koncie jeszcze zdobyty w 2011 roku brąz).

Sezon 2006/2007 to również czwarty triumf Małysza w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wówczas wszystko rozstrzygnęło się podczas ostatniego weekendu cyklu w Planicy, kiedy to wiślanin, zaliczając sześć kapitalnych lotów, rzutem na taśmę wydarł Kryształową Kulę z rąk znakomitego Andersa Jacobsena. Podczas kończącego pierwszy konkurs skoku polskiego mistrza Pan Włodek pytał: Czy ta wielka góra wyzwoli moc Adama Małysza? By chwilę później krzyczeć do mikrofonu: Velikanka wzięta! (taką nazwę do 2004 roku nosiła Letalnica).

Małysz wygrał również dwa kolejne konkursy lotów w Słowenii, a po ostatnim z nich Szaranowicz mógł wykrzyknąć: Nie ma siły na Polaka! Podczas ceremonii wręczenia Kryształowej Kuli Pan Włodek mówił o tym, iż Adam stał się prawdziwym symbolem polskiego sportu. Wspaniale dojrzał, przy czym przez te wszystkie lata nie odszedł od pięknych wartości, które popularyzował swą postawą na skoczniach całego świata. Jak już wspominałem, w jego komentarzu pełno było zawsze patosu, od groma wzniosłych, nie zawsze trafnych metafor, ale chyba też niewiele przesady, niewiele emocji i wzruszeń, których my, miłośnicy polskich skoków sami byśmy nie podzielali.

W sezonie 2009/2010 Adam po raz kolejny stanął w szranki z Simonem Ammannem na igrzyskach olimpijskich i niestety po raz kolejny w bezpośrednich bojach o złoto okazał się wyraźnie gorszy. Wtedy nie było mowy o rozczarowaniu, to Ammann przystępował do igrzysk w roli faworyta, a dla Małysza i jego fanów dwa srebrne medale z Vancouver i tak były spełnieniem wielkich marzeń. Adam, cała Polska jest z tobą - przekonywał przed pierwszym skokiem Małysza na normalnej skoczni Włodzimierz Szaranowicz. By na koniec imprezy po raz kolejny móc stwierdzić: Adam, jesteś wielki.

I tak doszliśmy do sezonu, który w niepowtarzalnym stylu zwieńczył podróż Włodzimierza Szaranowicza i Adama Małysza po skoczniach narciarskich całego świata. W 2011 roku na normalnej skoczni w norweskim Oslo, w miejscowości, w której „Orzeł z Wisły” w 1996 roku odniósł swój pierwszy triumf w Pucharze Świata, Adam sięgnął po szósty, tym razem brązowy, medal światowego czempionatu. Królu Holmenkollen, przypomnij sobie najlepsze loty – w legendarny już sposób prosił Adama przed jego ostatnim skokiem na mistrzostwach Włodzimierz Szaranowicz.

Niedługo potem cieszyliśmy się wraz z Panami Adamem i Włodkiem ze zdobytej rzutem na taśmę, dzięki świetnej postawie w finalizującym sezon konkursie na Letalnicy, trzeciej pozycji Małysza w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W ostatnim konkursie w Planicy polski mistrz również wywalczył miejsce na najniższym stopniu podium, a towarzyszący jego skokowi komentarz Szaranowicza na długo pozostanie w pamięci sympatyków sportu. Niczym ptak, startowany ciupagą, zamień się w małego, wielkiego człowieka i niech będzie to niezapomniany lot, dla ciebie, dla nas. Lot ku historii, którą tworzyłeś przez kilkanaście lat... No chciałoby się, by tak leciał bez końca... – rozmarzył się przed ostatnim skokiem polskiego mistrza w Pucharze Świata Pan Włodek. Chwilę po nim po raz ostatni w swojej karierze komentatorskiej mógł z ogromną radością zakrzyknąć: Adam kochamy cię, kochaliśmy cię tyle lat! By sekundy później dodać, chyba już po raz setny: Adam jesteś wielki.

Na podsumowanie kariery „Orła z Wisły” przyszedł czas ledwie parę dni później, gdy odbył się benefis Adama w Zakopanem, okraszony rzecz jasna wzniosłym komentarzem Włodzimierza Szaranowicza. Piękna historia nam się kończy, ale opowiadał ją swoimi zwycięstwami, medalami, swoją fantastyczną wolą walki, postawą, która była wzorem dla innych i myślę, że będzie wzorem dla Polaków. Żeby śmiało sięgać, ale wcześniej ciężko pracować. Nie ma dróg na skróty, jest tylko talent poparty niewiarygodną mocą. Mocą charakteru, mocą pracy. I to właśnie jest Adam Małysz – mówił do mikrofonu rozemocjonowany Włodzimierz Szaranowicz, chyba największy i najwierniejszy fan Adama Małysza.

Prawdziwe pożegnanie polskiemu mistrzowi Pan Włodek zgotował jednak jeszcze podczas mistrzostw świata w Oslo, kiedy to ze łzami w oczach wygłosił chyba jeden z najbardziej kultowych monologów w historii polskiego dziennikarstwa sportowego:

Już nie będzie Adama Małysza na następnych mistrzostwach świata. Pożegnanie Adama Małysza z mistrzostwami świata. (...) Kilkanaście lat startów. Fenomen sportowy. Powtarzalność sukcesów przez lata, przez dekadę, a przecież pierwsze zwycięstwo w Holmenkollen odniósł tu, na tej skoczni jako osiemnastolatek i było to przecież piętnaście lat temu. Coś niewiarygodnego. Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli, żeby oglądać tę rywalizację. Fenomen socjologiczny! Ileż rzeczy można było mu przypisać podczas tej kariery? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów. Że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei. Zaczynał jako idol kryzysowy, który miał nas prowadzić jako ambasador wspaniałego skoku cywilizacyjnego do Europy. Fenomen społeczny. Przecież my, dzięki tym transmisjom, żyliśmy życiem zastępczym. Był powodem ogromnej zbiorowej radości. Dał nam wiele. Bardzo wiele... (...) Ten fenomen popularności – 14,5 miliona, rekordowa telewizyjna widownia, kiedy zdobywał srebrny medal w Salt Lake City. Trzynaście przeszło milionów – Puchar Świata w Zakopanem. To jego ostatnie zwycięstwo i ta wielka radość nas, ludzi, którzy go oglądaliśmy. Państwo przed ekranami krzycząc, skacząc... Ja także krzycząc, skacząc... Po prostu... Było pięknie i coś się niewątpliwie zamknęło, ale miejmy nadzieję, że w sporcie będzie jakaś próba kontynuacji.

Piękne jest to, iż niemal równe osiem lat temu Pan Włodek wraz z sympatykami polskich skoków żegnał kończącego karierę Adama Małysza. Dziś z kolei to Adam, wraz nami wszystkimi żegna odchodzącego na zasłużoną „sportową” emeryturę pana Włodka. W wywiadzie dla Telewizji Polskiej Małysz oddał hołd wybitnemu dziennikarzowi, używając słów, których nie powstydziłby się sam Włodzimierz Szaranowicz. Włodek to jest legenda, tak jak są legendy w skokach, w sporcie, tak Włodek jest legendą jeśli chodzi o komentowanie skoków narciarskich (…) Włodek, chapeau bas, towarzyszyłeś mi od samego początku. Pamiętam to wszystko, może często przez mgłę, ale pamiętam dokładnie przede wszystkim moje ostatnie momenty w tym sporcie i łzy w oczach Włodka, gdy to załamanie tego głosu... Ja sam, oglądając to później, płakałem.

Tak z kolei wyglądał tribute, połączony z życzeniami urodzinowymi dla Włodzimierza Szaranowicza, napisany przez Adama Malysza na facebooku:

Dziś 70. urodziny obchodzi Włodzimierz Szaranowicz. Jak się okazuje, ten szczególny moment życia zbiega się z zakończeniem przez niego pracy w telewizji. Niestety, rozstanie z mikrofonem jest wymuszone chorobą. To przykre, jak kończąca karierę kontuzja u sportowca. Choć we wspomnieniach ludzi łączy nas wiele sportowych wydarzeń, nie miałem wielu okazji do oglądania zawodów z komentarzem Włodka. Zazwyczaj byłem wtedy w pracy - relacjonował konkursy, w których byłem jednym z głównych bohaterów. Mimo to znam i doceniam jego klasę. Zresztą, ten głos zna chyba każdy w Polsce. Z okazji urodzin życzę wszystkiego najlepszego, spokojnej emerytury i - co najważniejsze - dużo zdrowia! Oraz oczywiście przyjemności ze śledzenia skoków narciarskich, również w roli kibica.

Cóż, stwierdzić, że bez Pana Włodka nie byłoby zainteresowania skokami i ogarniającej całą Polskę „małyszomanii” byłoby oczywiście grubą przesadą. Powiedzieć jednak, że dzięki komentarzowi Szaranowicza każdy z sukcesów Adama miał swój niepowtarzalny wydźwięk i urok, to jak nie powiedzieć nic. A nam zostaje chyba tylko rzec: Panie Włodku, dziękujemy. Za profesjonalizm, klasę i niezapomniane emocje. Za te wszystkie lata, które swym głosem oraz każdą metaforą tak pięknie nam Pan ubarwiał. Dziękujemy w imieniu swoim, wszystkich miłośników polskich skoków, a także, myślę, że w imieniu samego Adama Małysza.

A jeśli mamy Panu czegoś życzyć, to zdrowia. A także następcy, kogoś przy czyim komentarzu sukcesy polskich skoczków będą wybrzmiewały w rodzimych domach równie pięknie, jak w akompaniamencie legendarnego głosu Włodzimierza Szaranowicza.


Tadeusz Turnau, źródło: Informacja własna
oglądalność: (14387) komentarze: (64)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Mateusz_1998 początkujący

    https://skoki16.blogspot.com/2019/04/halo-wodku-benefis-wodzimierza.html

  • Kolos profesor
    @ExoFan

    Mówiłeś o czasach Małysza, Szaranowicz nie komentował wtedy wszystkiego ani nawet większości. Po za tym nie zawsze jego komentarze były aż tak tragiczne - jakość spadała z biegiem lat to fakt ale ogólnie skoki na Szaranowicz raczej zyskały niż straciły.

  • Oczy Aignera profesor
    Autograf

    Dzisiaj dostałem autograf od Philippa Aschenwalda. Czekałem ponad miesiąc, ale warto było.

  • sheef profesor
    Koniec kariery Włodzimierza Szaranowicza

    Pan Włodek bez wątpienia wniósł wiele kolorów do skokowych transmisji w naszym kraju. On jak nikt potrafił budować klimat i niepowtarzalną atmosferę podczas Pucharu Świata oraz imprez mistrzowskich (nie tylko w skokach). Myślę, że tak właśnie zostanie zapamiętany przez kibiców niezależnie od tego jak dużo błędów popełniał w trakcie komentarza sportowego oraz słabych ostatnich lat (choć tutaj na uwagę zasługują względy wiekowo-zdrowotne).
    Panu Włodzimierzowi wypada tylko i wyłącznie podziękować za te wszystkie lata oraz życzyć dużo zdrowia i spokojnej emerytury.

  • ExoFan początkujący
    @Kolos

    Ale słuchaj, to jest Twoje zdanie. Dla mnie widowisko tylko zyskiwało na wartości, gdy puściłem sobie muzykę, a nie musiałem słuchać żenującego komentarza Szaranowicza.

  • MK92 stały bywalec

    Przyjemnie się czytało. Szaranowicz zawsze będzie mi się już kojarzył z sukcesami Adama Małysza. Mamy 2019 rok, a wciąż w głowie można usłyszeć choćby legendarny komentarz do triumfów Orła z Wisły w 2003 roku w Predazzo i podejrzewam, iż za kolejne 16 lat, w 2035 roku, będzie tak samo.

  • Kolos profesor
    @Luk

    Akurat Babiarz w sezonie 18/19 znacznie poczynił postępy w komentowaniu skoków. Po za tym komentował skoki rzadziej niż sezon wcześniej...

  • Kolos profesor
    @ExoFan

    Oglądanie z podkładem muzyki tym bardziej mija się z celem. Wyłączając dźwięk w telewizorze nie wyłączasz przecież tylko komentatora ale i wszelkie inne dźwięki (trybun, na skoczni itd.). To nawet nie jest pół widowiska ale ćwierć. Jest sens oglądania 1/4 widowiska?

  • Luk profesor

    Mimo wszystko pod koniec swej komentatorskiej kariery Szaranowicz popełniał już sporo błędów i komentował zupełnie bez emocji - na przykład Stoch skacze 251,5m a on tylko mówi "jest, jest, jest, tak"

    Dobrze, że przyszła nowa generacja komentatorów ze Szczęsnym na czele. Jednak są wyjątki - Babiarz się do tego zupełnie nie nadaje...

  • ExoFan początkujący
    @Kolos

    Dla mnie oglądanie wydarzenia sportowego z podkładem muzyki jest po stokroć lepsze niż słuchanie podniecania się jakiegoś nawiedzonego komentatora. To drugie dla mnie mija się z celem.

  • Kolos profesor

    I nie jestem jakimś wielkim fanem Szaranowicza - pamiętam jego wielkie egzaltacje na punkcie Schlierenzauera co mnie zawsze drażniło. Ale jednak nie wyobrażam sobie że mógłby nie komentować tego co skomentował w skokach, bez niego pewnie wielu emocji by nie było.

  • Kolos profesor
    @ExoFan

    Komentarz nawet najgorszy jest lepszy niż brak komentarza, dlatego nigdy mi nie przyszło do głowy wyłączać głosu podczas transmisji skoków czy innego wydarzenia sportowego niezależnie jakby irytowało (a zdarzało mi się irytować i to nie raz) . Wtedy oglądanie w zasadzie mija się z celem.

  • ExoFan początkujący

    Co kto lubi. Ja już za czasów Małysza wyłączałem głos podczas konkursów i puszczałem muzykę, bo nie dało się tego słuchać, ale... No właśnie, co kto lubi.

  • Mateusz Matusiak początkujący
    Tempus fugit

    My dzisiaj, stojąc przed nowym sezonem skoków, lekkoatletyki patrzymy z niepokojem i wielkim żalem. Bo oto największy komentator, pełen emocji, miłości do sportu, wiedzy, odchodzi na emeryturę. To była wielka radość Pana słuchać, czerpiąc tę erudycję. Historia magistra vitae. I Pan jako wspaniała cześć historii sportu, stal nauczycielem sportowych realiów życia. Uczynił Pan z tych zwykłych ludzi herosów, którzy w naszym imieniu walczą o dobre imię i sławę Polski.
    Zycze Panu dużo zdrowia, aby nie poddawał się Pan na rehabilitacji. Spędzał jak najwięcej czasu z wnukami. Miał siły i uśmiech na każdy dzień. I jeszcze jedno, żebyśmy jeszcze kiedyś mogli Pana usłyszeć, zobaczyć, jako gościa w studio np.
    Kochamy Pana i dziękujemy!

  • Roxor profesor

    Może i komentatorem bezbłędnym nie był, ale dzięki tym emocjom, które potrafił zbudować niejeden konkurs przeżywało się dużo bardziej. Czasami swoimi słowami potrafił nawet wzruszyć widza.

  • Pavel profesor
    @Raptor202

    Moderatora zapewne. Znaczyłoby, że wreszcie ktoś zrobił to o co apelowałem od lat, czyli jawną listę moderatorów.

  • Raptor202 profesor

    Co teraz oznacza nick podkreślony na czerwono? Nie pamiętam, żeby dervish został redaktorem, a profesora to również nie oznacza, bo kolos tego nie ma, za to Adrian D. owszem.

  • Tomek88 profesor
    Włodzimierz "legenda" Szaranowicz

    Włodek był wielkim komentatorem. To on swoimi komentarzami nadawał dodatkowy blask "małyszomani".Na zawsze będę pamiętał konkursy Igrzysk olimpijskich Salt Lake City czy mistrzostw świata w Predazzo ,które komentował pan Włodzimierz.Wiele wspaniałych lat komentowania skoków w wykonaniu Włodzimierza było pięknym czasem.Po zakończeniu kariery przez Małysza,komentował sukcesy Stocha.Wszystko z wielkim zaangażowaniem,emocjami i profesjonalizmem.Oczywiście zdarzały mu się pomyłki ale to nie przekreśla jego wspaniałych komentarzy przez wiele lat.Bardzo często mówił o igrzyskach w Sarajewie i Uladze.Te igrzyska zapamiętał chyba najlepiej.W ostatnich sezonach często się mylił ale to spowodowane było wiekiem i chorobą.

    Włodek byłeś wielkim komentatorem skoków.Przez wiele lat oddawałeś emocje w sposób niepowtarzalny,unikatowy. To była przyjemność pana słuchać.

    Życzę Panu dużo zdrowia i powodzenia w dalszym życiu.

  • dervish profesor
    @Adrian D.

    Podpadł zamiast po[***]dł :D
    Autocenzor się popisał :D
    Częściowo (a może nawet w większości) podzielam Twoje zdanie. Pan Włodek nigdy nie był moim ulubionym komentatorem więc nie będę mu stawiał pomników. Generalnie: zbyt dużo egzaltacji, aczkolwiek były działki w których nie przeszkadzał, na przykład lekkoatletyka - tutaj dopiero w ostatnich latach zaczął popełniać "wielbłądy" i irytować swoim manieryzmem. Pan Szaranowicz najlepiej kojarzy mi się z nocnymi transmisjami z NBA ("Hej, hej tu enbijej " :) ).
    O ile często bywałem mocno krytyczny wobec Pana Włodka to dziś jest taki czas, ze nie chcę mu wypominać Jego wpadek. Każdy komentator je ma, jeden więcej inny mniej, jeden irytuje bardziej drugiemu więcej się wybacza. Zależy od osobowości. Poza tym to tylko ludzie.
    Uważam, że dziś w obliczu jego pożegnania się z zawodem trzeba pamiętać to co było dobre, życzyć mu dużo zdrowia i uśmiechu.

  • GOTS weteran
    @fridka1

    Hess, był swoistym Pointnerem swoich czasów. Zawsze dość nerwowy, żywo okazujący swoje emocje i w sposób bardzo wyraźny zawsze podkreślał taką moim zdaniem przesadzoną dumę jeśli jego zawodnik wygrał, ale trzeba mu oddać to że odniósł w niemieckich skokach ogromy sukces i włożył nie mały w wkład w rozwój wielkich gwiazd tej dyscypliny.

    A co do pana Szaranowicza, cóż dla mnie jest, był i będzie najlepszym komentatorem skoków w Polsce. I kupuję go ze wszystkimi pomyłkami, lapsusami. Dlaczego? Otóż, dlatego że z jego komentarzem zawsze wiążą się emocje i niesłychane przeżycia, dla mnie najlepsze w życiu, jeśli przynajmniej chodzi o sportową stronę. Zawsze dawał taką werwę, ikrę gdy zaczynał transmisję zawsze robił takie wstępy jak do filmu sensacyjnego, aż chciało się oglądać żaden inny komentator tego nie umie, nawet gdy próbuje to naśladować wychodzi dość sztucznie. No i oczywiście, co oczywiście jest dziełem czystego przypadku pewnie albo może i nie, to właśnie wtedy gdy komentował Szaran, osiągaliśmy największe sukcesy. Bo oprócz wygranego TCS Małysza i brązowego medalu na IO w SLC, Szaran komentował chyba wszystkie największe sukcesy do sezonu 17/18. Po prostu przynosił szczęście.
    Jeszcze jedna, rzecz która bardzo mnie bawiła. Wielu osobom zapadło w pamięć, to jak Szaran nawiązywał do Primoza Ulagi. I w sezonie 18/19, Włodzimierz Szaranowicz komentował tylko JEDNĄ serię w konkursie w Zakopanem, i myślałem sobie że pewnie już nigdy tego nie usłyszę, za 5 minut : Pamiętam na Igrzyskach w Sarajewie, byłem jedynym reporterem który podszedł do przegranego Ulagi :D. Mam niesamowitego banana na twarzy, za każdym razem gdy to mówił. Nawet nie wiem w sumie czemu, może dlatego że przypomina mi to mojego dziadka który też, ze względu na wiek lubi opowiadać po 10 razy przy rodzinnym stole te same anegdoty, ale co najważniejsze zawsze są śmieszne.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl