Skoki narciarskie jako narzędzie resocjalizacji. Historia Allana Habera

  • 2019-08-05 09:55

Środek lata to wciąż czas wolny od prawdziwych emocji na skoczniach narciarskich. Zawodnicy pojawiają się na zielonych arenach bardziej po to, by budować formę na odległe jeszcze zimowe miesiące, testować nowinki sprzętowe niż by poważnie rywalizować o laury. To też wciąż czas, by na naszym portalu prezentować historie niezwiązane z tym, co aktualnie dzieje się w świecie skoków, a nawet mające luźny tylko związek z naszą dyscypliną.

 

Sport jako narzędzie resocjalizacji to temat, który doczekał się już niezliczonej liczby publikacji i opracowań. Wykazują one jednoznacznie ważną rolę aktywności fizycznej w procesie powrotu do funkcjonowania w rzeczywistości po opuszczeniu placówki penitencjarnej. Zajęcia sportowe uczą dyscypliny, wytrwałości, walki z własnymi słabościami, umiejętności przeżywania porażek, redukują stres i negatywne stany emocjonalne. Dlatego też na terenie zakładów karnych nierzadko znajdują się obiekty sportowe. Zazwyczaj są to siłownie lub boiska do uprawiania gier zespołowych, historia zna jednak przypadek prób resocjalizacji więźniów na skoczni narciarskiej.

 

Urodzony w 1940 roku Allan Haber miał trudne dzieciństwo, tułał się po domach dziecka i rodzinach zastępczych. Jego prawdziwym domem była ulica. Jako nastolatek stał się członkiem młodzieżowych gangów. Po raz pierwszy został aresztowany w wieku 17 lat za kradzież pary spodni z domu towarowego. Za kratki trafiał dość regularnie za różne wybryki. Najczęściej były to kilkumiesięczne kary. Haber uzależnił się od heroiny, w końcu za handel narkotykami trafił na kilka długich lat do pilnie strzeżonego więzienia Clinton w Dannemora w stanie Nowy Jork. Tam z czasem zaczął się długi proces jego wewnętrznej przemiany. Niezwykłą rolę w resocjalizacji tego recydywisty odegrała Sandra Lewis Smith, pracująca z więźniami jako wolontariusz. Wspomina go po latach z tamtego okresu jako nieprzyjemnego, wulgarnego człowieka pokrytego tatuażami.

 

Prowadził z nią wielogodzinne rozmowy, a ona jak nikt inny potrafiła dotrzeć do jego wnętrza. - Ty nawet dobrym kryminalistą nie jesteś, skoro co chwilę trafiasz do więzienia – powiedziała mu kiedyś. Podczas długich spotkań z panią Smith stopniowo budował poczucie pewności siebie, szacunku do własnej osoby i do innych, zaczął mu się rysować w głowie obraz totalnej zmiany swojego życia, chęć wyznaczania celów i dążenia do nich. Było jednak w Dannemorze coś jeszcze, co potrafiło wyrwać go z marazmu, stanu przygnębienia i dodać chęci do życia. Sport. W więzieniu funkcjonowała drużyna softballowa. Jest to odmiana baseballu rozgrywana na mniejszym boisku, większą piłką oraz lżejszą i grubszą pałką. W przyszłym roku sport ten zadebiutuje na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Wracając jednak do zakładu karnego Clinton – drużyna Habera odnosiła liczne sukcesy w rozgrywkach międzywięziennych, ale to nie ta dyscyplina, pomimo tego, że dostarczała mnóstwo satysfakcji, stała się pasją naszego bohatera.

 

Na terenie placówki w latach 1951-1969 znajdowała się odnawiana co roku skocznia narciarska. Następnie zbudowano bardziej trwały obiekt, który funkcjonował aż do 1992 roku, kiedy to został zdemontowany na wniosek Departamentu Służb Więziennych z powodu rosnących obaw o bezpieczeństwo więźniów, którzy zazwyczaj nie były doświadczonymi narciarzami. - Wątpię, że to był prawdziwy powód demontażu skoczni. Myślę, że tego typu rozrywka nie pasowała komuś do wizerunku bardzo ciężkiego więzienia, jakim w gruncie rzeczy jest ośrodek w Dannemora-Clinton – uważa Haber.

 

- Region w pobliżu granicy z Kanadą, gdzie znajduje się więzienie zawsze obfitował w duże opady śniegu – wspomina w rozmowie z amerykańskim magazynem Powder - Skocznię budowaliśmy co roku jesienią, wykorzystując do tego celu worki po paszy dla kurczaków wypełnione śniegiem. Praca nad budową skoczni mocno integrowała więźniów, którzy zamierzali później z niej korzystać. Potrzeba było dużo wspólnej, wytężonej pracy, by napełnić worki, związać je i odpowiednio poukładać. Proces jej powstawania trwał zwykle około miesiąca. Problem był zawsze ze sprzętem, wpadłem w końcu na pomysł, żeby napisać do firmy produkującej akcesoria narciarskie. Błagałem ich o narty. Napisałem, że co roku budujemy skocznię i poprosiłem, by wysłali nam kilka przestarzałych desek, które ostały im się w magazynie i nikomu już się nie przydadzą. Skończyło się na tym, że co roku dostawaliśmy zestaw czterech czy pięciu par nart wraz z butami.

 

- Skocznia była dość stroma, nabierało się ogromnej prędkości – opowiada były więzień - Potrzeba było czasu, żeby nauczyć się na niej skakać i nie lądować na tyłku. Nauka postępowała stopniowo, w tym czasie człowiek miał tylko nadzieję, że do czasu opanowania tej sztuki nie zrobi sobie krzywdy. Tak naprawdę najważniejsze było opanowanie pozycji najazdowej. Zdarzały się co niektórym jakieś złamania. Przed oddaniem pierwszego skoku na naszym obiekcie nigdy nie miałem nart na nogach. To było tak różne od wszystkich doświadczeń, których można zaznać, odbywając karę w więzieniu, że stało się niezwykle pociągające. Byłem podekscytowany. Wielu współosadzonych nie udało mi się jednak przekonać do oddania skoku. Bali się.

 

- To było coś co wpływało bardzo pozytywnie na zdrowie psychiczne - ciągnie dalej Haber - To taka odmiana od monotonii, która zajmuje ciało i umysł. Dawało to motywacji, by rano wstać z łóżka i móc robić coś, co było ekscytujące. Kiedy byłeś na skoczni, nie byłeś w więzieniu. W czasie lotu byłeś przepełniony pozytywnymi odczuciami. Naprawdę pozwalało nam to mentalnie opuszczać placówkę, w której się znajdowaliśmy, nawet jeśli był to tylko krótki czas. To był najlepszy sposób na wykorzystanie energii, która się w nas kumulowała i nie miała swojego ujścia. W więzieniu każda czynność która cię zmęczy, jest na wagę złota. Czasem bywały zabawne sytuacje. Ktoś szedł na górę skoczni z mocnym postanowieniem oddania skoku. Wystarczyło, że spojrzał z góry i przestraszony wracał na dół.

 

Haber przeszedł podczas pobytu w więzieniu niewyobrażalną metamorfozę. Jeszcze w czasie odsiadki zapisał się do pobliskiego college'u. Będąc na przepustce poznał Emily Jane Goodman, prawniczkę, która później przez blisko ćwierć wieku pełniła funkcję sędziego Sądu Najwyższego. Zaczęli się spotykać. Goodman bywała momentami przerażona jego słownictwem, ale z czasem wypatrzyła u Alana smykałkę do zawodu prawnika. Pobrali się w 1983 roku, wkrótce potem urodziła im się córka, Justine. Małżeństwo przetrwało do połowy lat 90. Haber postawił mocno na edukację. Pokonywał kolejne jej szczeble, a finalnie udało mu się skończyć prestiżowy wydział prawa na Uniwersytecie Nowojorskim.

 

Wkrótce stał się jednym z najbardziej cenionych adwokatów w całym Nowym Jorku. Jego kryminalna przeszłość w dużej mierze ukształtowała go jako prawnika i pozwoliła zrozumieć pewne aspekty, które dla innych wydawały się nie w pełni zrozumiałe. Jego specjalnością stały się wyjątkowo trudne sprawy, których często nikt inny nie chciał się podjąć. W kontaktach z klientami bardzo mocno naciskał na poznanie wszystkich szczegółów, których niektórzy prawnicy nie chcieliby poznać - Mam przekonanie, że muszę wiedzieć więcej niż "wróg" – powiedział kiedyś, tłumacząc, że gdy rozmawia z klientami określa prokuratora mianem "wroga", by wzbudzić u nich większe zaufanie. Kiedy prosi sędziego o złagodzenie kary dla klienta, argumentuje to swoją historią, wyjaśniając, że każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Jest w tym przekonywujący, a strategia ta często przynosi pożądany skutek. W 2012 roku jego klient miał zostać skazany na 10 lat za handel narkotykami. Ostatecznie poszedł do więzienia na dwa lata.

 

Oczywiście nienaturalnym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że jego życie całkowicie zmieniło się za sprawą amatorskiego uprawiania skoków narciarskich na prowizorycznej skoczni zbudowanej z worków po paszy dla kurczaków. Haber jednak często podkreślał, że ten epizod odegrał istotną rolę dla jego dalszego życia. Pomagał oczyścić głowę w czasie, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Wzmożony regularny wysiłek fizyczny ożywił jego ciało i ducha, tchnął w niego pozytywne impulsy. Było to z pewnością coś w rodzaju pasji, która przez jakiś czas nadawała sens jego egzystowaniu, pomagała redukować negatywne emocje. A on w końcu zdołał to przekuć w działanie na innej niwie. Z czasem musiał jednak zupełnie porzucić narciarstwo za sprawą ciężkiej kontuzji biodra. Kilka lat temu pojawił się temat nakręcenia filmu na podstawie jego nietuzinkowego żywota. Nie wiadomo na jakim etapie dziś jest ten projekt, nie ulega jednak wątpliwości, że sama historia jest bezdyskusyjnie filmowa.


Adrian Dworakowski, źródło: Powder/The New York Times
oglądalność: (5967) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • atalanta doświadczony

    Świetny artykuł. Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądała ta więzienna skocznia.

  • Oczy Aignera profesor
    Zaginiony krewny

    Bardzo ciekawa historia o zaginionym krewnym Daniela i Stefana.

  • Domin10 weteran
    Brawo dla redakcji !

    Świetny artykuł!

  • bxi doświadczony
    Bardzo ciekawy artykuł

    Historia z happy endem. Może Allan zdobył jakiś medal w skokach?

  • Kolos profesor

    Skoki bardziej niż amatorskie ale to niezwykle ciekawe. Na pewno temat skoczni narciarskiej w więzieniu wymagałby jeszcze opisania (może nawet jakieś zdjęcie, jak to wyglądało by się znalazło?) ale i tak z ogromną ciekawością przeczytałem ten artykuł.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl