Ambitny skoczek spod Krakowa – poznajcie bliżej Wiktora Pękalę

  • 2019-09-02 07:07

Niezwykle rzadko zdarza się w naszym kraju, by skoczek pochodzący spoza terenów górskich osiągnął poziom uprawniający go do międzynarodowych startów. Zazwyczaj takie inicjatywy kończą się na okazyjnym amatorskim skakaniu dla przyjemności i rozrywki. Zupełnie inaczej rzecz się ma z pochodzącym spod Krakowa Wiktorem Pękalą, który w poprzedni weekend w Rasnovie zdobył swoje pierwsze punkty FIS Cup wywalczone poza granicami Polski, a w minioną sobotę okazał się najlepszy w kategorii senior podczas Lotos Cup.  W rozmowie z naszym portalem opowiedział m.in. o swojej drodze na skocznie narciarskie, o postępach, jakie poczynił pod okiem trenera Krzysztofa Bieguna i o tym jak na kilka sekund stał się... Gregorem Schlierenzauerem.

Kilkanaście lat temu o karierze skoczka zamarzył chłopiec spod Suwałk, Dawid Osiński, który najpierw regularnie przemierzał całą Polskę, by na skoczniach spełniać swe marzenia o skakaniu na nartach, a potem przeniósł się w Beskidy, aby marzenia przekuwać w rzeczywistość. Do szerokiej nawet krajowej czołówki nigdy jednak nie doszusował. Inaczej rzecz się ma z niespełna 20-letnim Wiktorem Pękalą pochodzącym ze Skawiny leżącej nieopodal Krakowa.

Wiktor Pękala, fot. Anna Karczewska/PZNWiktor Pękala, fot. Anna Karczewska/PZN
fot.

- Jako dziecko, jak każde chyba dziecko, miałem wiele zainteresowań. Chciałem być m.in. skoczkiem, piłkarzem, czy astronautą – wspomina Wiktor - Nie pamiętam już dokładnie jak to się stało, ale z czasem skoki przerodziły się w tę jedyną prawdziwą pasję i już, będąc mniej więcej ośmiolatkiem, podjąłem decyzję, że cokolwiek się nie wydarzy, to zostanę skoczkiem. Nie zastanawiałem się jeszcze wtedy, w jaki sposób zrealizuję swój plan, wiedziałem jedno – będę skakał i już. Przez kilka lat zamęczałem rodziców błaganiem, żeby zabrali mnie na skocznie, ale chyba nie brali tego do końca poważnie. Postanowiłem więc wziąć sprawy w swoje ręce. W  wieku mniej więcej 11 lat sam znalazłem w internecie numer do trenera Wojtka Tajnera. Chyba wtedy rodzice zrozumieli że nie żartuję, zadzwonili do niego i umówiliśmy się na pierwszy trening.

Początki, no cóż, w takim przypadku nie mogły być łatwe. Potrzeba było dużo uporu i strategicznych życiowych posunięć, by urealnić dziecięce, naiwne mrzonki - Na początku trenowałem rzadko, bo miałem jednak do tych gór dość daleko. Trenując dwa razy w miesiącu, raczej nie da się zrobić znaczącego postępu. Pamiętam, że  jednej zimy na skoczni pojawiłem się dopiero w marcu, kiedy sezon praktycznie się kończył, bo wcześniej tata nie był w stanie przywozić mnie na treningi. Na skoczni poznałem dyrektora SMS-u w Szczyrku, który przekonał mnie, żebym zaczął naukę w tutejszej szkole. Zresztą przekonywać mnie długo nie trzeba było, bo wiedziałem że to dla mnie jedyna szansa do rozwoju. Ucząc się w tej szkole, miałem możliwość odbywania codziennych treningów. Postęp nie przychodził może szybko, ale w końcu jakiś tam progres zaczynał się pojawiać. Pod koniec gimnazjum nie zajmowałem już ostatnich miejsc w zawodach, tylko byłem w stanie plasować się mniej więcej w środku tabeli. Moim trenerem szkolnym był trener Jarosław Węgrzynkiewicz, z którym bardzo dobrze mi się współpracowało. W liceum zmieniłem klub i przepisałem się do Sokoła Szczyrk. Po zakończeniu szkoły klub zapewnia mi zakwaterowanie w Szczyrku i dzięki temu mogę dalej skakać. Szkołę skończyłem w zeszłym roku, a  w lipcu zostałem powołany na pierwsze FIS CUP-y w Szczyrku.

Debiut nie wypadł może szczególnie okazale, ale dwa miesiące później Wiktor był bardzo bliski zdobycia swoich pierwszych fisowskich punktów. W rumuńskim Rasnovie zajął 31 miejsce. Forma skawinianina zaczęła rosnąć z każdym miesiącem. W grudniu został powołany do kadry na Fis Cup w Nottoden. Do Norwegii jednak nie poleciał, bo na jednym z ostatnich treningów przed wylotem złamał nadgarstki na skutek upadku przy lądowaniu. Sytuacja ta bynajmniej nie zniechęciła go jednak do skakania.

- Po upadku nie było żadnych myśli, by skończyć ze skakaniem, a wręcz przeciwnie, by jak najszybciej wrócić na skocznię. Byłem mocno sfrustrowany tym wydarzeniem, bałem się, że powrót na skocznię może mi zająć trochę czasu. Sezon akurat się zaczynał, a ja byłem w naprawdę dobrej formie. Totalnie wytrąciło mnie to z równowagi. Miałem złamane oba nadgarstki, więc założyli mi gips. Po trzech tygodniach pojechałem do znajomego lekarza w Bielsku, który po prześwietleniu stwierdził, że możemy ten gips ściągnąć i założyć ortezy, w których będę mógł skakać. Prosto od lekarza pojechałem na skocznię. Zjechałem kilka razy spod progu, skoczyłem jednak następnego dnia, bo warunki nie były sprzyjające. 

Trwający sezon letni jest dla Pękali kolejnym krokiem do przodu. W Szczyrku i Rasnovie zdobywał punkty do klasyfikacji generalnej Fis Cup. - To lato rzeczywiście jest dla mnie dość udane, ale pamiętajmy, że  to tylko lato. Najważniejsze jest to, że wciąż robię postępy i mam nadzieję, że zimą będzie jeszcze lepiej. Od października zeszłego roku trenuję w kadrze Śląsko - Beskidzkiego Związku Narciarskiego i co się z tym wiąże, odbywam bardziej profesjonalne treningi, bo po zakończeniu szkoły musiałem sam ustalać sobie plan szkoleniowy. Teraz robi to za mnie ktoś, kto ma wiedzę na ten temat i potrafi ocenić, czy dobrze wykonuję również  ćwiczenia poza skocznią. Moim trenerem teraz jest Krzysztof Biegun, z którym bardzo dobrze mi się pracuje i to procentuje na skoczni.

- Póki co planuję dalej skakać i robić stałe postępy.  Wyznaczyłem sobie pewne cele, ale na razie nie zamierzam ich zdradzać. Na pewno będę skakał tak długo jak to tylko możliwe – zapewnia Wiktor, który aktualnie treningi musi łączyć z pracą – Po treningach rozwożę pizzę po Bielsku, a czasami po Szczyrku. Miałem też przygodę edukacyjną z AWF-em, ale nie trwała ona zbyt długo.

Wiktor Pękala, mimo że, w co mocno wierzy, najlepsze czasy ma wciąż przed sobą i dopiero pozna smak popularności, miał już przez kilka sekund okazję, by poczuć jak to jest znajdować się na świeczniku: - Kilka lat temu podczas Pucharu Świata lub Grand Prix w Wiśle byłem przedskoczkiem, a spiker zapowiedział mnie jako... Gregora Schlierenzauera.  Na trybunach wybuchła wrzawa, wszystkie wuwuzele poszły w ruch, ale kiedy klepnąłem bulę, publiczność ucichła. Na dole czułem na sobie dziwne spojrzenia, co poniektórzy się śmiali, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. Dopiero na górze koledzy mi wyjaśnili, że całe zamieszanie zostało wywołane pomyłką spikera.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (10061) komentarze: (17)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • monia866 doświadczony
    Widać,że mu zależy i jest zdeterminowany;)

    a tacy ludzie często osiągają sukcesy pomimo przeciwności losu;) Tylko,ze,no właśnie,trochę późno zaczął i już przydałoby się mieć jakiś sukces na koncie. Przykładem jest Thomas Diethart,który też nie pochodzi z górskiej miejscowości (gdzies z okolic Wiednia) i w wieku 20 lat wygrał TCS (a co się później stało z jego kariera to osobny temat,jednak coś w skokach osiągnął,pojechał na IO do Soczi itd.)

  • mario74 stały bywalec

    Wszystko można. Spotkałem kiedyś rodowitego Czecha, ktory miał pasję - pływanie jachtem i robił to na Mazurach. Oczywiście przydałyby się jakieś małe skocznie z dala od gór (kiedyś była nawet w |Warszawie).

  • Kolos profesor

    Gratuluję chłopakowi wytrwałości i odwagi. Ale trudno mu będzie zrobić większą karierę.

  • Lestek weteran

    W ostatni czwartek w wieku 83 lat zmarł mistrz świata z Lahti (1958), Juhani Kärkinen. Chyba ważne, ale nie dowiecie się o tym z największego skokowego portalu...

  • INOFUN99 profesor

    Wydawało mi się, że Wiktor jest zupełnym beztalenciem, bo zdobywając pierwsze punkty FIS-Cup, w wieku lat 20, to już zdecydowanie za późno na zaistnienie w świecie skoków, a w tym wieku to najlepiej w polskich realiach znaczyć wiele w PK i chociaż sporadycznie punktować w PŚ. Jednak to, że zaczął skakanie w wieku całkiem późnym, bo wieku 11, a do tego nie miał wielkich możliwości do rozwoju, bo pochodzi z obszaru spoza gór, zmieniło moje stanowisko na temat tego zawodnika. Moim zdaniem Wiktor może stać się dobrym skoczkiem. W nim można doszukiwać się pewnych podobieństw do Stękały, podobnie jak Andrzej musi dorabiać, a wieku juniorskim był jednym ze słabszych skoczków. Jestem zdania, że gdyby Pękala nie miał tego upadku w grudniu, to dzisiaj miałby punkty II ligi skoczków. Podoba mi się w nim to, że mimo różnych przeciwności losu takich jak pochodzenie z obszarów znajdujących się daleko od skoczni i dorabianie w trakcie kariery, nie składa broni i wierzy w swoje umiejętności. Jest potrzebny polskim skokom. Upór to jego największa zaleta.

  • ZXCVBNM_9999 profesor
    @Qwerty_PL

    Są różne metody podawania odległości:
    -punkt centralny: np. w prawie drogowym http://www.strefakulturalnejjazdy.pl/2016/08/do-centrum-czy-do-granicy-moze-do.html?m=0
    -między najbliższymi punktami miasta/między granicami
    -według innych ustalonych obiektów
    Zarówno twoja jak i redaktora była poprawna :)

  • Qwerty_PL bywalec
    @deo

    Odległości między miastami nie podaje się od rynku do rynku. :) Chwała autorowi za zmianę, bo mój komentarz miał tylko na celu tylko to, żeby osoby spoza Małopolski miały pogląd, że to żadna wieś 20km od Krakowa. Tam nawet sushi z centrum miasta dowożą. :)

  • Adrian D. redaktor

    Ok, ja nie jestem specjalistą od aglomeracji Krakowa, dane te zaczerpnąłem oczywiście z internetu. Żeby nie było, zamieniłem ten fragment i nie ma tam tam już mowy o tych 20 kilometrach 😉

  • ZXCVBNM_9999 profesor
    @Qwerty_PL

    A wiesz jaki dystans do miasta pokazują znaki drogowe? Przyjeło się liczyć odległości między środkami. Podyktowane jest to względami praktycznymi, zdecydowana większość ruchu odbywa się do centrum dużego miasta.

  • deo stały bywalec
    @Qwerty_PL

    Z centrum Skawiny do centrum Krakowa jest około 20 km a to że są to administracyjnie sąsiednie miejscowości to nie zmienia kilometrów że trzeba przejechać przez dzielnice.

  • Qwerty_PL bywalec
    @ZXCVBNM_9999

    No ale pisanie, że Skawina, która administracyjnie graniczy z Krakowem (jak jedziesz przez Zakopiankę, to są może 2-3km, jak odbijesz), że leży 20km od Krakowa? To tak jakby napisać, że Myślenice nie są ok. 30km od Krakowa, tylko 50km. Albo Zielonki są 20km, kiedy zjeżdżając z Opolskiej, zakorkowanej jak cholera - można ironicznie napisać "centrum miasta" - masz 1,5km? Może się czepiam, ale chyba o to chodzi w komentarzach, żeby ludzie nie mający pojęcia o aglomeracji Krakowa, jednak jakąś wiedzę wynieśli.

  • ZXCVBNM_9999 profesor
    @Qwerty_PL

    Może ktoś pomylił odległość miast od siebie z odległością środków miast? :)
    Ty to masz problemy.

  • Qwerty_PL bywalec
    @Adrian D.

    Nie, nawet nie wiem o czym Ty facet piszesz. Ale z geografii się popraw, żeby takich bzdur jak Skawina 20km od Krakowa nie popełniać. Chociaż na rozgrzesznie biorę, że może czytałeś wiki, gdzie tam ciągle wisi ta bzdura o kilkunastu km.

  • Adrian D. redaktor
    @Qwerty_PL

    A zrozumiałeś wreszcie treść newsa, w którym wypowiadała się Oceane Avocat-Gros? Kilka miesięcy temu miałeś z tym poważny problem, mimo że był to dość prosty artykuł 🤭 Już kiedyś Ci napisałem, że nie będę wchodził z tobą w dyskusję, zatem bez odbioru.

  • Qwerty_PL bywalec

    Właśnie się dowiedziałem, że granicząca z Krakowem Skawina leży 20km od niego. Dobrze, że nie 30km, bo wylądowałaby już w Myślenicach. Pismaku rządzisz, geografia na podobnym poziomie co administracja tego portalu.

  • ZXCVBNM_9999 profesor
    Zaczął skakać w wieku 11 lat

    Do Pinkeling to i tak daleko.

  • bxi doświadczony

    Wiktor powodzenia!

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl