Robert Mateja o początkach kariery: W Zakopanem zjeżdżaliśmy na nartach spod skoczni aż do dworca

  • 2019-09-17 14:42

Druga edycja Pucharu Tatr w skokach narciarskich zgromadziła wokół chochołowskich skoczni sporo rozpoznawalnych osób związanych aktualnie, bądź w przeszłości z tą dyscypliną w naszym kraju. Zmagania adeptów sportu w swojej rodzinnej miejscowości obserwował m.in. Robert Mateja, który w rozmowie z naszym serwisem wspomina lata młodości i realia panujące na początkowym etapie jego kariery w okolicach Zakopanego.

Skocznie w ChochołowieSkocznie w Chochołowie
fot. Dominik Formela
Robert Mateja w locie podczas PŚ w Zakopanem 2007Robert Mateja w locie podczas PŚ w Zakopanem 2007
fot. Tadeusz Mieczyński
Robert MatejaRobert Mateja
fot. Tadeusz Mieczyński

- Fajna sprawa, że Chochołów doczekał się nowego kompleksu na wzgórzu Gumolaste. Gdy byłem dzieckiem, wówczas budowaliśmy w tym miejscu skocznie ze śniegu, ponieważ mówimy o zacienionej lokalizacji, gdzie śnieg leżał bardzo długo. Pierwsze skoki, prawdziwe, oddawaliśmy na Kamieńcu przy granicy polsko-słowackiej, gdzie dzieci trochę bały się wysokiej wieży, która tam powstała. Tam zostawali tylko ci najbardziej odważni. Nieopodal wzgórza, na którym odbywa się Puchar Tatr, kiedyś stała też drewniana konstrukcja, po której jeszcze kilka lat temu zostały słupy. Jak wygląda teraz? Dawno tam nie zaglądałem - opowiada trzykrotny olimpijczyk z lat 1998-2006.

- Nowe skocznie w Chochołowie okazały się świetnym pomysłem i są bardzo często wykorzystywane. Widać to po liczbie dzieci, która przyjeżdża tutaj trenować. Zwłaszcza, kiedy w remoncie jest zakopiański kompleks Średniej Krokwi. Młodzież garnie się teraz do uprawiania skoków narciarskich, o czym świadczy liczba uczestników Pucharu Tatr,  gdzie na starcie stawiło się ponad 150 dzieciaków. Te obiekty były bardzo potrzebne w naszym regionie, ponieważ bez nich dzieci musiałyby trenować w Beskidach. Dojazdy tam są kosztowne, a poza tym trudno spiąć to organizacyjnie - kontynuuje Mateja.

- Szkoda, że za naszych czasów nie było takich obiektów, ale też było fajnie! To był zupełnie inny okres. Sporo dzieciaków trenowało skoki, po czym przyszły lata posuchy, kiedy Polska przechodziła przemiany i każdy patrzył na to, jak łączyć koniec z końcem. Jak wyglądało to za moich lat? Naszą szkołą opiekował się klub Wisła Zakopane, a były to fajne czasy, kiedy klub był policyjny. Drugim prężnie działającym klubem był wówczas WKS Zakopane, czyli klub wojskowy. Szkoda, że przez lata upadło to w Polsce, ponieważ taki system do dziś funkcjonuje w Austrii czy Niemczech i sprawdza się bardzo dobrze. Zawodnicy mają jakieś zabezpieczenie, natomiast w Polsce wielu chłopaków po szkole jest zmuszonych zakończyć przygodę ze sportem. Było to widać kilka lat temu, gdy zawodnicy masowo rezygnowali ze skoków, nie mając środków do życia - analizuje były reprezentant Polski, który w debiucie na mistrzostwach świata wywalczył 5. miejsce na dużej skoczni w Trondheim.

- Gdy byłem młodzieńcem, klub opiekował się nami przygotowując Nysę lub Jelcza, zależnie od zapotrzebowania, a następnie dowoził do Zakopanego na treningi. Później było gorzej, ponieważ trzeba było dojeżdżać autobusem, bo wszystko zaczęło się sypać. Sprzęt zazwyczaj czekał na miejscu, ale zdarzało się, że ubieraliśmy się w domu, z nartami na plecach <śmiech>... Wówczas były trochę inne buty skokowe, nie były takie sztywne, co pozwalało na to, że można było w nich chodzić. Wtedy były zupełnie inne zimy. W Zakopanem, po treningu, byliśmy w stanie zjechać spod skoczni aż do dworca autobusowego w Zakopanem na nartach. Ulice nie były odśnieżone czy posypane piaskiem - wspomina pięciokrotny mistrz Polski w skokach narciarskich.

- Dobrze, że są ludzie, którzy dziś dbają o dzieci na skoczni, a do tego pomagają w organizacji tego typu zawodów. Też jestem ojcem i widzę, jak ciężko wyrwać dzieci z domu - zauważa 44-latek, który na Pucharze Tatr pojawił się w towarzystwie córki. 

- Mam nadzieję, że choć 10% uczestników Pucharu Tatr wybije się do profesjonalnego sportu, a wówczas będzie już bardzo dobrze... Jak to wyglądało w przeszłości? Z mojej wioski chyba tylko mi się udało, z kolei Kazimierz Bafia startował w kombinacji norweskiej. Chyba tylko tylu było tych zawodników... Wytrzymywali do wieku juniorskiego, ale następnie brakowało środków - dodaje były trener kadr B i C w Polskim Związku Narciarskim, a dziś asystent trenera kadry narodowej w kombinacji norweskiej.

- Mi akurat udało się dostać do kadry narodowej, gdzie mieliśmy pewne zabezpieczenie z ministerstwa. To była jednak garstka, bodaj pięciu chłopaków na całą Polskę. Dziś problem jest w momencie wejścia w dorosłe życie, po zakończeniu szkoły. Każdy chce coś mieć. Samochód czy po prostu wyjść z dziewczyną na kawę, a środków finansowych brakuje. Skoki narciarskie to sport dla elitarnych. Jakieś pieniądze można zarobić tylko w Pucharze Świata, natomiast do uzyskania stypendium potrzeba miejsca w czołowej "8" mistrzostw świata, a do drużyny łapie się tylko czwórka zawodników - kończy Mateja. 

Z Robertem Mateją rozmawiał Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (8106) komentarze: (31)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Baleleherburudzczyzakorosciejablonpiecza stały bywalec

    wspaniale sie Robercik zestarzał!

  • Qwerty_PL bywalec
    @michcio2434343

    No faktycznie, zwracam honor, miejsce w TOP15 Kazacha zmienia wszystko. Sukces, ogólnoświatowy dobrobyt, postęp nauki i medycyny. Ba, słyszałem nawet, że jak to genialne dla ludzkości osiągnięcie sprawi właśnie Kazach, to na całym naszym globie wstrzymywane są wojny i następuje era pokoju. PS. Mam dziwne wrażenie, że nie zrozumiesz ironii. PS2. A teraz serio: to nawet nie nic. To śmiech na sali, równie żałosny jak podniecanie się Kubicą, czy wygra z Russellem, gdzie clue sprowadza się do tego, że będzie wtedy przedostatni:). Ludzie, litości.

  • michcio2434343 bywalec
    @Qwerty_PL

    To tak jakby powiedzieć że miejsce Kazacha w 15 PŚ to nic "bo przecież nie wygrał"

  • Kolos profesor
    @Qwerty_PL

    To po co zwracasz się do mnie jeśli nie przeczytałeś mojego wpisu? I tworzysz tylko niepotrzebne pustosłowie?

  • Qwerty_PL bywalec
    @fridka1

    Skupień jest pracownikiem cywilnym w ABW, warto to uściślić, bo dumnie brzmi "pracuje w ABW". To tak jak cieć albo kobieta ze świetlicy mieliby być nazywani, że "pracują w szkolnictwie". :) Plus na pewno taki, że nepotyzm PZN w tym przypadku nie zadziałał i nie wepchnęli go na smarowacza nart albo jakiegoś pseudo-trenera. Inni byli bliżej górlaskiej "rodziny", to ich upchali.

    @kolos Nawet mi się całego wpisu czytać nie chciało, bo za dobrze Cię już znam - co by ktoś inny nie napisał, Ty masz zawsze swoje przemyślenia (oderwane z czapy, ale to temat na inną okazję) i musisz zawsze ostatni coś napisać, więc... Do dzieła, bo mnie szkoda czasu na puste słowa. :)

  • Kolos profesor
    @Qwerty_PL

    Bez środków finansowych i minimalnego choćby zaplecza na poziomie daleko się nie zajdzie nawet przy największym talencie.

    Poczytaj sobie w jakich warunkach startowali i trenowali Polscy skoczkowie w latach 90, np
    jeździli na TCS rozklekotanym busem z którego odpadły dzrzwi a Małysz żeby mógł jechać na to TCS to potrzebował zrzutki od lokalnych biznesmenów z Wisły.

    Do tego trzeba dodać mizerię sportów zimowych w tym i skoków jaka była w Polsce. Tylko 4 medale ZIO ostatni w 1972 roku, perspektyw w zasadzie zero. Miejsce w czołowej 10 w IO dla polskiego przedstawiciela sportu zimowego były cudem. To 11 miejsce Skupnia w Nagano to był wówczas duży wynik. Ponad stan.

    Skupień i Mateja byli utalentowani pewnie nie gorzej niż Kubacki, Kot czy Żyła tylko funkcjonowali w takich realiach w jakie były i więcej nie mogli wycisnąć że swoich karier.

    Chociaż faktem jest że Mateja miał zawsze słabą psychikę, wszak prowadził nawet po 1 serii konkursu PŚ w Zakopanem w 1999 roku a skończyło się klapą.

  • fridka1 profesor
    @Qwerty_PL

    Niech ci będzie. To ile osób dzięki Małyszomanii ma dziś ciepłe posadki to się w głowie nie mieści, ale nie musi z góry oznaczać czegoś złego. Kruczek może nie ma CV Lepistoe czy Kojonkoskiego, ale dzięki sukcesom Adama mógł asystować najlepszym i od nich się uczyć. Może był kiepskim zawodnikiem skaczącym na Velikance 166 metrów, ale od zawsze było widać, że od kolegów z kadry odstaje intelektualnie i to na plus. Na drugim biegunie mamy posadki dla Tonio Tajnera. A sam Skupień to podobno dziś pracuje dla ABW (nie mam pojęcia co robi, jemu samemu nie wolno o tym mówić), bardzo mnie to zdziwiło gdy gdzieś tam o tym wyczytałąm. Ktoś kiedyś słusznie napisał, że jedyną osobą ze środowiska, która nie skorzystała na sukcesach Małysza jest Mikeska.

  • Qwerty_PL bywalec
    @fridka1

    Żeby odnosić spektakularne sukcesy, zawsze trzeba wyprzedzać konkurencję. Nie wiem, na ile Małyszowi czy Stochowi pomógł psycholog. Bardziej widzę sukces w ich uporze i dążeniu do sukcesu (tak samo jak Lewandowski - nigdy nie będzie wirtuozem Messim, ani mistrzem trofeów Ronaldo, ale ciśnie ile się da). Punktowane miejsca podczas IO są cały czas (od 1. do 8. pozycji). Podtrzymuję zdanie, które wyraziłem - Skupień nic nie osiągnął, tak samo jak Mateja, a tłumaczenie ich, że były kiepskie czasy itd. jest niestety słabe. Zwróć uwagę, że pożyli z naszych podatków, 10 lat pseudo-kariery, a Mateja nawet po tym wszystkim znalazł ciepłą posadkę w PZN i w całym tym ich góralskim nepotyźmie.

  • fridka1 profesor

    Współpraca z psychologiem sportowym była te 20 lat temu w Polsce czymś dość innowacyjnym. Dziś to standard nawet w biednych krajach. Wtedy uważano to w Polsce za wielkie wow. Wspomniani zresztą przeze mnie łyżwiarze figurowi Zagórska-Siudek zaczęli właśnie współpracę z Blecharzem zanim zrobił to Małysz, o czym mało kto wie i właśnie dzięki tej współpracy zaczęli zdobywać medale ME czy MŚ (jeden bo jeden, ale zawsze i też był to pierwszy medal dla Polski od 10 lat, od czasów Filipowskiego w 1989, od tamtej pory, od 1999, nie doczekaliśmy się medalu w łyżwiarstwie figurowym)

  • fridka1 profesor
    @Qwerty_PL

    Myślisz, że przy dzisiejszym wyścigu technologicznym, bez pieniędzy i bez Horngachera, Stoch by się obronił samym talentem? On długo nie mógł wystrzelić mając już w dużej mierze to wszystko gdy jeszcze Adam był czynnym zawodnikiem. Zadziałało, super, ale nie musiało, a tym bardziej bez zaplecza.

  • fridka1 profesor
    @Qwerty_PL

    Nie twierdzę, że Skupień to legenda tego sportu chociaż czytając polskie portale można odnieść wrażenie, że legendą tytułują każdego kto wygrał jeden konkurs czy zdobył jeden indywidualny medal w skokach. Małysz miał talent, ale gdyby nie psycholog i fizjolog, którzy zadziałali jak katalizator to dziś byśmy na tej stronie nie rozmawiali. Adam prosił o pomoc psychologa już Mikeskę i usłyszał od niego, że bardziej w jego przypadku potrzebny jest psychiatra. Tajner, przy wszystkich swoich wadach, posłuchał swojego zawodnika i dał mu to czego potrzebował. Sam talent inaczej poszedłby na zmarnowanie. Stoch też mógłby się nie obronić gdyby pies z kulawą nogą nie chciał objąć polskiej kadry. To dzięki Małyszomanii nad Wisłą pojawili się austriaccy trenerzy czy Lepistoe. Mnie czasami śmieszyło to jaranie się miejscami punktowanymi na igrzyskach (było wtedy coś takiego) i wkurzałam się widząc kolejne przypomnienie skoku Fortuny (tak mnie to wkurzało jak wspominanie Wembley przy każdej kolejnej potyczce z Anglikami, z wiadomym skutkiem), ale 11 miejscem Skupnia się cieszyłam, bo było to pocieszenie po wpadce Adama i naprawdę nie sądziłam, że stać go na tyle. W latach 90-tych naprawdę mierzono wszystko inną skalą. Medal zimowego sportowca był abstrakcją niczym śnieg na Saharze. Co innego prowadzić firmę na początku lat 90-tych, a co innego być sportowcem sportów zimowych. Coś co dziś wydaje nam się oczywiste i się nam należy, wtedy takim nie było. Dlatego też Adam miał status Boga, bo nie mieliśmy innego punktu odniesienia. Mieliśmy "papieża i Małysza", tak powiedział ś.p. trener Niemców Hess co spotkało się wśród Polaków z wielkim oburzeniem, a że facet powiedział prawdę. Polaka czasem prawda boli.

  • Qwerty_PL bywalec
    @fridka1

    Ja akurat Huli to odbieram, że sfrajerzył się po całości. Przy takiej szansie zrobić marne 5. miejsce, bez medalu, to trzeba faktycznie mieć "talent". Nie zgadzam się z Tobą, co do czasów i możliwości. Najlepsze pieniądze zarobiłem w latach 90., jak powszechnie była "bida z nędzą". Małysz też się potrafił z tego wyłamać, nie było wcale takiej gonitwy wtedy za pieniądzem i za postępem technologicznym w skokach. Facet miał talent, tak samo jak później Stoch, a czasy nie mają tu nic do rzeczy. 11. miejsce Pana Wojtka robi na mnie takie wrażenie, jak Dacia Duster. Niby 4x4, niby nie ma się stylistycznie do czego doczepić, ale jednak złom i rumuńska marka, która mi sie kojarzy z Rumunią lat 80., gdzie Diacie jeździły z butlami gazowymi na dachu (długości +- 1,5m), bo nawet paliwa nie mieli:). Nie róbmy jaj, nie podniecajmy się marnymi skoczkami tylko dlatego, że lepszych nie było.

  • fridka1 profesor
    @Qwerty_PL

    Ciekawe gdzie byliby dziś Stoch i spółka gdyby startowali "w takich czasach" i w takiej "bidzie", bo podejrzewam, że w czterech literach. Zrozum, że wtedy to 11 miejsce to właśnie była "góra". Nie da się patrzeć na wyniki w oderwaniu od "tamtych czasów". Cała Małyszomania to też fenomen "bidy" w tamtej Polsce. Dziś nie ma Stochomanii, bo nie ma takiej "bidy" to i ludzie nie robią ze skoczka narciarskiego obiektu kultu i się do niego nie modlą. Na wszystko trzeba patrzeć w szerszym kontekście. 5 miejsce Huli na igrzyskach to też był "wyskok", ale jednak nikt mu tego nie odbierze.

  • Qwerty_PL bywalec
    @fridka1

    Tylko to jest na zasadzie, że wśród ślepców jednooki jest królem. To że była bryndza wówczas (podczas zawodów w Nagano miałem 20 lat, zdążyłem się do tego czasu urodzić) w skokach czy ogólnie w sportach zimowych, to z mojego punktu widzenia nic nie zmienia. Zawsze patrzę w górę, a nie w dół, równam do góry, a nie do dołu. Stąd podniecanie się pojedynczym wyskokiem i zaledwie 11. miejscem nie leży w mojej naturze. Zwalanie winy na "takie czasy", "nie było piniendzy", "bida była, panie" - ok, zawsze można sobie porażki jakoś ładnie wytłumaczyć:).

  • fridka1 profesor
    @Qwerty_PL

    Ja to 11 miejsce doceniam, bo- w przeciwieństwie do wielu forumowiczów- pamiętam doskonale nędzę skoków lat 90-tych, oglądałam pierwsze wygrane Adama w PŚ i zarwałam noc, by obejrzeć naszych skoczków na igrzyskach w Nagano (wielu z was pewnie na świecie jeszcze nie było). Pamiętam mój zawód widząc Adama lądującego na buli i zajmującego jedno z ostatnich miejsc, bo przecież to była skocznia na której odniósł jedno ze swoich pierwszych pucharowych zwycięstw, to było zalednwie rok wcześniej. Pewnie, że z dzisiejszej perspektywy podniecanie się 11 miejscem jest śmieszne, ale większość z was zwyczajnie nie wie i zna tylko z opowieści tamte czasy. Nie wyszło wtedy Adamowi to się człowiek podniecał 11 miejscem Skupnia. Uzmysłowić sobie trzeba, że to był 26 rok czekania na jakikolwiek medal zimowych igrzysk i każde miejsce w okolicach 10 jakiegokolwiek polskiego zimowego sportowca było "świętem lasu" chociaż dziś młodsi kibice się z tego śmieją. W Nagano tylko łyżwiarska para sportowa Zagórska-Siudek wywalczyła podobną (10) lokatę. Naprawdę medale ZIO to coś co uznajmy za oczywiste dopiero od niedawna i niedługo wrócą czasy kolejnego odliczania do następnego olimpijskiego podium. Może wtedy zrozumiecie dlaczego ja, nieco starsza fanka, "odleciałam" po 11 miejscu skoczka.

  • Qwerty_PL bywalec
    @Oczy Aignera

    Nie mam takiej potrzeby, sam sobie samochody kupuję - i fakt, jestem w tym wybredny:). Nie podniecam się byle czym, tak samo jak "11. miejscem w Nagano" i żeby to jeszcze "doceniać" (!).

  • Oczy Aignera profesor
    @Qwerty_PL

    Ty chyba nawet gdybyś dostał zupełnie za darmo samochód wart pół miliona, to i tak skrytykowałbyś coś w nim.

  • Qwerty_PL bywalec
    @Oczy Aignera

    Śmiech na sali, podniecanie się 11. miejscem w Nagano tego pseudo-skoczka, @fridka1 całkowicie odleciała:). Ja za to pamiętam jego genialny skok właśnie w drużynówce, pofrunął nasz as przestworzy na 85. metr na skoczni K-120. Zresztą cała drużyna skakała wtedy iście kabaretowo, nie pamiętam straty do zwycięskiej Japonii, ale była miażdżąca, chyba z 200-250 pkt.

  • Oczy Aignera profesor
    @fridka1

    Wojciech zepsuł jednak swoje skoki w konkursie drużynowym, przez co był najsłabszym ogniwem polskiej reprezentacji.

  • hwypasek@op.pl początkujący
    Robert był wspaniałym zawodnikiem nie wszyscy o tym pamiętają.Jako pierwszy Polak pokonał granice 200 metrów w lotach .I tego nikt mu nie odbierze.Brawo Robert

    Robert był wspaniałym zawodnikiem nie wszyscy o tym pamiętają.Jako pierwszy Polak pokonał granice 200 metrów w lotach.I tego mu nikt nie odbierze

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl