Filip Sakala: Chciałbym zostać mistrzem świata, jak mój ojciec

  • 2019-11-27 16:15

W miniony weekend w Wiśle nazwisko Sakala powróciło do zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich. Wszystko za sprawą 23-letniego Filipa Sakali, syna Jaroslava, który zadebiutował w konkursach tej rangi. - Mam nadzieję zostać mistrzem świata, jak mój ojciec - zapowiada.

Jak zauważają czeskie media, Jaroslav Sakala swój życiowy sukces zawdzięcza własnej odwadze. Podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich w 1994 roku w Planicy był skonfliktowany z trenerem kadry, Ludkiem Maturą, zaś rywalizację utrudniały silne podmuchy wiatru. Na skoczni doszło do kilku groźnych upadków, a z rywalizacji zrezygnowali m.in. Dieter Thoma i Jens Weissflog. Sakala jednak wystartował, zachował zimną głowę i wywalczył złoty medal.

- Jesteśmy z ojcem do siebie podobni - zapewnia Filip Sakala: - Kiedy chcesz wejść na sam sportowy szczyt i być najlepszy, wtedy nie ma żadnych kompromisów. Dzięki swojej naturze, mój ojciec został mistrzem świata. Mam nadzieję, że powtórzę ten wyczyn.

Jaroslav Sakala jest jednym z ostatnich czeskich skoczków narciarskich światowej sławy. W 1992 roku wywalczył drużynowy brąz na igrzyskach w Albertville. Rok później powrócił z trzema medalami z mistrzostw świata w Falun. Był również trzeci w końcowej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Kiedy dostrzegł, iż czeskie skoki zaczynają tracić kontakt ze światową czołówką, postanowił pójść własną drogą. Walczył z trenerami i działaczami, a sam musiał mierzyć się z kłopotami finansowymi we Frensztacie. Został jednak mistrzem świata.

- Nie uznałbym tego za ojcowski kompleks, ale dorastałem w środowisku, w którym byli tylko najlepsi - twierdzi Filip Sakala w rozmowie z czeskimi mediami: - Rozumiem, że jeśli chcę odnosić sukcesy, to muszę postawić sobie najwyższe cele i wywierać na sobie presję. Nie wiem, czy taka filozofia zadziała, ale w mojej głowie mam już wszystko poukładane, co trzeba zrobić.

Podobnie jak ojciec, Filip musi mierzyć się z problemami. Skoczek z Frensztatu ma 190 centymetrów wzrostu, co sprawia kłopoty w kwestii limitu wagi.

- Jestem dość krzepkim skoczkiem. Ale uważam, że z powodzeniem z tym walczę. Kiedy trzeba, potrafię osiągnąć wymagany limit. To nie jest problem w trakcie zimowego sezonu. Latem jest gorzej - przyznaje Czech.

Sakala po raz pierwszy pojawił się w kwalifikacjach do zawodów Pucharu Świata w 2015 roku w Vikersund, ale nie był w stanie awansować do konkursu. Podobna sytuacja działa się w kolejnych latach, podczas których Filip regularnie startował w Pucharze Kontynetnalnym. Sztuka kwalifikacji udała się dopiero w miniony piątek w Wiśle. Dzień później doznał niegroźnego w skutkach upadku w konkursie drużynowym. W niedzielnej, loteryjnej rywalizacji na Skoczni im. Adama Małysza był trzydziesty szósty.

- W ubiegłym sezonie startowałem w Zakopanem. Pomyślałem sobie, że to moje pierwsze kwalifikacje przed tak dużą widownią. Kiedy sytuacja powtórzyła się w Willingen, gdzie także nie wywalczyłem awansu, musiałem wszystko poukładać na nowo w mojej głowie, złapać się czegoś z tyłu. To był hamulec. Wszystko zaczyna i kończy się w głowie - twierdzi 23-letni reprezentant Czech.

- Cieszę się, że w końcu udało mi się przejść kwalifikacje. Miałem niewiarygodną blokadę w tej kwestii ostatniej zimy. Nie potrafiłem znieść tego mentalnie - przyznaje Sakala.

Po raz pierwszy o synu Jaroslava Sakali zrobiło się głośno podczas marcowych, loteryjnych zawodów mistrzostw świata na normalnej skoczni w Seefeld. Czech na półmetku rywalizacji zajmował sensacyjnie szóstą lokatę. Ostatecznie w finale spadł na dziewiętnastą pozycję.

- W drugiej serii nie miałem żadnych szans. Nawet Ryoyu Kobayashi, który był najlepszym zawodnikiem sezonu, nie dał rady - wspomina skoczek z Frensztatu: - Dla mnie ten konkurs udowodnił, że mam to "coś". Pokazał, że mogę mierzyć na sam szczyt. Uznałem to za zachętę do kontynowania sportowej kariery.

Część dotychczasowej kariery Filipa była bezpośrednio nadzorowana przez Jaroslava Sakalę, który wraz ze swoim nastoletnim wówczas synem spędził kilka lat w słoweńskiej Lublanie, gdzie pracował jako trener młodzieży.

- Moi rodzice się rozwiedli, a ojciec nie bywał często w domu. To był czas w moim życiu, kiedy potrzebowałem męskiego autorytetu - twierdzi Sakala: - Pokazał mi wartości moralne, co poruszyło mnie, jako człowieka. Dzięki niemu zrozumiałem zależności w sporcie, pomógł mi ustalić priorytety. W tej chwili wierzę, iż mogę skakać na najwyższym poziomie, ale kiedyś nie poświęcałem na to pełni czasu. Teraz skupiam się wyłącznie na sporcie. I wiem, że to nigdy nie będzie strata czasu.

Nie można jednak spodziewać się jednego wspólnego zespołu, złożonego z ojca i syna. Zarówno Jaroslav jak i Filip mają dwa różne spojrzenia na skoki narciarskie i wolą nie wdawać się we wspólne dyskusje na ich temat: - Staramy się tego unikać. Ojciec ma własną opinię na temat skoków. Jesteśmy rodziną, a w kwestii skoków zawsze będziemy zwróceni przeciwko sobie. Staramy się więc unikać kłótni.

Obecnie Jaroslav Sakala nie chce wypowiadać się publicznie na temat swojego syna. Przed laty zapowiadał jednak, iż "ma to czucie powietrza potrzebne do lotu". I nie jest w tym poglądzie odosobniony.

- Filip jest trochę wyższy od swojego ojca. Ale ma korzystne warunki fizyczne na mamucie obiekty. Można powiedzieć, że jest lotnikiem - zapewnia triumfator Pucharu Świata 2005/2006, Jakub Janda: - Jeśli chodzi o jego styl lotu, to jest dość agresywny w powietrzu. Niestety, cały czas musi walczyć ze swoją wagą. Wierzymy, że w listopadzie i grudniu wszystko ułoży się pomyślnie. Każdy dodatkowy kilogram masy ciała to trzy metry lotu. I tych trzech metrów brakowało mu w niedzielę, aby wejść do finału konkursu w Wiśle.

- Mój wysoki wzrost pomaga mi zwiększyć powierzchnię nośną w trakcie lotu - zapewnia Filip: - Mój ojciec i ja nie posiadamy zbyt atomowego odbicia, ale odziedziczyłem po nim dobrą technikę. Korzystam z niej, co szczególnie będzie pomocne na mamucich skoczniach.

Teraz przed Filipem Sakalą czeka start w Pucharze Świata w Ruce. Na przełomie roku ma okazję wystąpić w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni. Ale jego główny cel zimy znajduje się na samym końcu sezonu. To marcowe mistrzostwa świata w lotach narciarskich. Mistrzostwa, które odbędą się w Planicy. Dokładnie tam, gdzie Jaroslav Sakala sięgnął w 1994 roku po złoto.

- W mojej głowie przewija się myśl, że mój ojciec tam triumfował - uśmiecha się zawodnik: - Skocznia uległa zmianie, ale atmosfera w Planicy jest wciąż ta sama. Mieszkałem w Słowenii przez dwa lata, czuję się tam jak w domu. Tata wygrał tam mistrzostwa i jest to zachętą, aby skakać tam jak najlepiej.


Adam Bucholz, źródło: isport.blesk.cz
oglądalność: (5744) komentarze: (14)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Setareh bywalec
    @W Punkt

    Przekornie nie zgodzę się z Twoim ostatnim zdaniem ;) nie można przewidzieć, jak się sytuacja za kilka lat rozwinie (chyba, że mówisz o tych konkretnych MŚ w Planicy 2020 - tu to faktycznie taki sukces byłby na miarę trafienia szóstki w lotto). Czesi to w końcu nie Korea czy Kazachstan (w sensie "egzotyki"), i mam wielką nadzieję, że uda im się w końcu odbić od dna. Jak dla mnie, im więcej ciekawych zawodników z różnych krajów, tym lepiej dla dyscypliny :D

  • INOFUN99 profesor

    Filipowi jedno trzeba przyznać, ma w sobie wielki upór i pragnie osiągać świetne rezultaty, a to jest cecha tych najlepszych. Nie pomaga mu fakt, że ma lęk wysokości, a psychika pod względem oczekiwań co do wyników nie jest jego plusem. Fajny lot prezentuje na skoczni Sakala, lata agresywnie. Od 2 lat mu kibicuje, a ostatnio to jemu z Czechów najbardziej życzę sukcesów. Myślę, że talent w sobie ma, chociaż wyniki zakrywają możliwości Czecha. Patrząc na to, że Filip był najlepszym z Czechów w konkursie indywidualnym w Wiśle i że forma naszych południowych sąsiadów jest obecnie fatalna, Czech może całą zimę przeskakać w PŚ. Niech spełnią się jemu marzenia sportowe.

  • W Punkt doświadczony

    Mistrzowskie geny niby są.
    Ale nigdzie nie pisze, że syn mistrza świata musi być mistrzem świata.
    Szczególnie, jeśli stwarza mu się znacznie gorsze warunki do uprawiania tego sportu niż tatusiowi.
    Wtedy, kiedy Jaroslav Sakala reprezentował Czechy, skoczkowie tego kraju należeli, tak jak teraz nasi, do pieszczochów władz. Teraz, jak wiemy, jest wręcz przeciwnie.
    Jeśli Filipowi Sakali spełnią się jego marzenia to znaczy, że dokona rzeczy większej niz jego ojciec. Jest tylko, moim zdaniem, jeden mały problem. Na jego mistrzostwo świata nie ma żadnych szans.

  • JaroslavSakala doświadczony
    @alo

    No wiadomo :D

  • Luk profesor
    @Złoty Orzeł

    No nie powiedziałbym.
    Jego wysoka, 6 lokata po pierwszej serii była tylko dzięki pogarszającym się warunkom dla światowej czołówki. A i tak do lidera (Kobayashiego) tracił 9,2 punktu, a to jest naprawdę sporo jak na skocznię normalną.

  • Wojciechowski profesor
    @erytrocyt_ka

    Nie, nie, on chciałby mistrzostwa dla syna Szakali. ;)

  • erytrocyt_ka profesor

    Najbardziej zapewne chciałby tego również...Przemysław Babiarz :D

  • alo profesor
    @JaroslavSakala

    To w końcu twój syn ;-)

  • atalanta doświadczony

    Na razie nic nie zapowiada, żeby miał osiągnąć poziom mistrzowski, no ale w skokach nic nigdy nie wiadomo. Życzę mu spełnienia marzeń. :)

  • Nowyskoczek5 profesor

    Polasek Vancura Stursa Sakala ... Czwórkę na drużynowy po zakończeniu kariery przez Romana będą mieć. Tylko teraz muszą sie ogarnąć bo jest kiepsko zwłaszcza Stursa a Vancura (najlepszy czeski lotnik) to nawet nie wiadomo w jakiej jest formie .

  • Złoty Orzeł profesor

    No był blisko na MŚ w Seefeld.

  • Kapitan Stopczyk stały bywalec
    Czescy skoczkowie to zawsze były fajne chłopaki

    Niech im się wiedzie :)

  • Bishop stały bywalec

    Ja też lubiłem ojca Filipa.Kibicuje mu teraz

  • JaroslavSakala doświadczony

    Również chciałbym, aby Filip poszedł w ślady jednego z moich najulubieńszych skoczków (jak wskazuje mój nick) :)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl