Przed Sapporo - jak skoki narciarskie trafiły do Japonii

  • 2020-01-29 07:21

Skoki narciarskie stanowiące wynalazek północnych Europejczyków dotarły w swojej wyczynowej formie na dwa inne kontynenty – do Ameryki Północnej i do Azji. Na prawdziwe mistrzowskim poziomie spośród wszystkich pozaeuropejskich krajów sztukę latania na dwóch deskach opanowali  tylko Japończycy. Sporo dekad musiało jednak upłynąć zanim faktycznie dalekowschodni Azjaci zaczęli zagrażać swoim europejskim kolegom po fachu. Na przedprożu japońskiego weekendu Pucharu Świata zapraszamy na podróż w czasie i przestrzeni. Do Kraju Kwitnącej Wiśni.

W Japonii od lat krąży niemal nieznana w Europie legenda mówiąca, że źródła skoków narciarskich należy szukać w systemie wymiaru sprawiedliwości wikingów żyjących w VI i VII wieku. Otóż zgodnie z tym mitem legendarni nordyccy wojownicy mieli podejrzanym o najcięższe przestępstwa przypinać narty i spychać ich z dużej góry w kierunku przepaści. Ci, którzy kończyli ten karkołomny skok martwi albo ranni mieli w ten sposób potwierdzić swoją winę. Ci z kolei, którym jakimś cudem udało się wylądować i ocaleć zostawali uniewinni. Do pewnego czasu historia ta była traktowana jako autentyczna, dopóki raz na zawsze nie rozprawili się z nią historycy.

Pierwsze kursy narciarskie na terenie Japonii miał w roku 1909 zorganizować w Sapporo niemiecki nauczyciel akademicki, Hans Koller. Jego działalność nie odbiła się jednak szerszym echem. Powstanie skoków i ogólnie narciarstwa datuje się w Japonii na 1911 rok. W styczniu tegoż właśnie roku generał Armii Austro-Węgierskiej, Theodor Edler von Lerch, przebywający w dalekim azjatyckim kraju w ramach współpracy z Cesarską Armią Japońską, przeprowadził swój pierwszy kurs instruktażowy na temat poruszania się na śniegu za pomocą dwóch desek. Jedną z lekcji była nauka "latania w powietrzu", dyscypliny zyskującej coraz większą popularność w Europie. Kolebką skoków stała się wyspa Hokkaido, a konkretnie miejscowość Asahikawa, która stała się miejscem najintensywniejszych działań Lercha. Spowodowało to efekt kuli śniegowej. Na drugiej co do wielkości japońskiej wyspie skocznie narciarskie zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. W 1923 roku rozegrano w Otaru pierwsze krajowe mistrzostwa w narciarstwie. W programie imprezy znalazł się konkurs skoków narciarskich.

W tym samym roku Japonię, konkretnie region Kanto, nawiedziło potężne trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,9, dziewiąte najtragiczniejsze (biorąc pod uwagę liczbę ofiar) tego typu wydarzenie w historii świata. Jego następstwem był niszczycielski tajfun. Żywioł pochłonął łącznie ponad sto tysięcy istnień ludzkich. Japonia jako kraj znalazła się w stanie rozkładu. Zdecydowano m.in o wycofaniu japońskich sportowców na czas nieokreślony ze wszystkich imprez międzynarodowych. W ten sposób nie doszedł do skutku debiut japońskiego skoczka na igrzyskach zimowych w 1924 roku, dokąd pierwotnie planowano wysłać co najmniej jednego latającego narciarza. Cztery lata później Motohiko Ban, mistrz Japonii z 1926 roku zajął w szwajcarskim Sankt Moritz ostatnie, 38 miejsce po dwóch bardzo słabych skokach na 34 i 39 metrów. Dla porównania najdłuższy (choć nieustany) skok zawodów wynosił 73 metry.  Żeby było jeszcze smutniej pierwsza z prób Japończyka zakończyła się upadkiem. Na tak słaby wynik złożyło się kilka czynników. Skoczniowa infrastruktura w kraju Bana rażąco odstawała rozmiarami i parametrami od najnowocześniejszych skoczni w Europie. Sprzęt narciarski, smary - pod tym kątem Japończycy również byli daleko w tyle za prekursorami ze Starego Kontynentu. Nie pomogła też Azjacie długa i wyczerpująca podróż najpierw koleją transsyberyjską, a potem innymi liniami kolejowymi do Szwajcarii.

Rok później sprowadzono do Japonii profesjonalnego trenera z Norwegii. Z kolei w 1931 roku na miejscu dzisiejszej Okurayamy w Sapporo (pierwsza skocznia w tym mieście stanęła w 1917 roku) zbudowano dużą profesjonalną skocznię, która stała się krokiem milowym w rozwoju japońskich skoków. W 1932 do Lake Placid wybrało się już czterech skoczków z Kraju Kwitnącej Wiśni, i o ile trójka z nich uplasowała się pod koniec stawki, tak furorę zrobił 19-latek z Yoichi, Goro Adachi, który zajął bardzo dobre ósme miejsce. Wynik Adachiego na kolejnych igrzyskach, w Ga-Pa, poprawił o jedną pozycję Masaji Iguro. Gdyby nie to, że otrzymał niskie noty za styl swoich skoków, mógłby nawet zakręcić się w okolicy podium. Japońskim bohaterem tej imprezy mógł jednak zostać inny zawodnik. Shunji Tatsuta zakończył rywalizację na 46 miejscu w gronie 48 sklasyfikowanych. Oddał skoki na 73,5 i 77 m, które mogły dać mu nawet złoty medal. Oba jednak zakończyły się upadkami. Zwycięzca, Birger Ruud z Norwegii, skakał na 75 i 74,5 m. Rozczarowanie w japońskiej ekipie było niewyobrażalne. Kolejne igrzyska miały odbyć się w 1940 roku w Sapporo, ale z powodu wojennej zawieruchy zostały odwołane. W międzyczasie skoczkowie z Kraju Kwitnącej Wiśni zadebiutowali na mistrzostwach świata. W 1938 roku z Lahti przywieźli wysokie 10 (wspomniany Masaji Iguro) i 12 (Tomico Kickuchi) miejsca.

W latach, na które przypadała II Wojna Światowa próżno, ze zrozumiałych zresztą względów, szukać Japończyków na listach wyników konkursów rozgrywanych w Europie. W 1943 roku odbyły się natomiast w Mandżuko zimowe igrzyska azjatyckie. Było to marionetkowe państwo utworzone przez Japonię na okupowanych przez nią obszarach Mandżurii, w północno-wschodnich Chinach. Na starcie stanęli jednak tylko Japończycy i gospodarze, czyli tak naprawdę, przynajmniej w ogromnej większości, też Japończycy. Wyróżniającą się postacią imprezy był Tokio Kubo. Wygrał rywalizację w kombinacji norweskiej i zajął trzecie miejsce w zmaganiach skoczków. O odważnych i brawurowych zawodnikach z Japonii dziennikarze sportowi zwykli mówić jako o kamikaze. Tymczasem Kubo został autentycznym kamikaze. Jak do tego doszło? Historię skoczka opisuje polska Wikipedia:

"W październiku 1943 rząd Japonii zdecydował się zrezygnować z zawieszania służby wojskowej studentom, w wyniku czego Kubo również został powołany i skierowany na szkolenie do jednostki lotnictwa marynarki wojennej w Tsuchiura. Jego umiejętności zostały docenione i został wcielony do jednostki w Nagoi. W kwietniu 1945 roku, w celu przygotowania do lotu, został przeniesiony do bazy w Kagoshimie. 28 kwietnia 1945 sporządził list pożegnalny, zasiadł za sterami samolotu Aichi D3A i odleciał o 15:20 z Kagoshimy w kierunku Okinawy na samobójczą misję. Do ataku na aliancki konwój u wybrzeży Okinawy doszło ok. 18:30, Kubo zginął, jednak nie jest wiadome czy trafił w cel, czy też został wcześniej zestrzelony."

Po wojnie Japonia, jako państwo pokonane nie mogła wystawić swoich przedstawicieli na igrzyskach w Sankt Moritz, do rywalizacji powróciła w 1952 roku w Oslo. Lata sportowej izolacji od świata zrobiły jednak swoje. Żaden z Azjatów nie był w stanie włączyć się do walki o czołowe miejsca. Punktem zwrotnym dla japońskiego sportu zimowego, w tym skoków narciarskich, było przyznanie w 1966 roku organizacji zimowych igrzysk Sapporo. Już w 1970 roku Yukio Kasaya zdobył w Szczyrbskim Jeziorze srebrny medal mistrzostw świata. Dwa lata później na Miyanomori całe olimpijskie podium przypadło Japończykom, ale to już inna historia...


Adrian Dworakowski, źródło: Toiokeizai.net/Matome.naver.jp/Wikipedia.org/Informacja własna
oglądalność: (15704) komentarze: (19)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Morgensternowy_ doświadczony
    @pogromca januszy

    Teraz dodawanie tych turniejów zepsułoby też klimat skoków narciarskich. Robienie kolejnego turnieju byłoby na siłę i do tego psujące urok skoków. Już samo TN5, czy Willingen 5 były robione na silę. O ile Planica 7 jest bardziej sensownym turniejem, gdyż liczą się też skoki z drużynówki, to o tyle te dwa pierwsze są właśnie na siłę organizowane. Zaletą są 25.000 €, czyli większa nagroda finansowa niż za TCS, a pomimo tego należy odjąć blisko połowę tych pieniędzy na podatki i już mniej wychodzi, zatem Dawid i tak wyszedł lepiej od Kobayashiego, skoro on nie musi płacić podatków ze swojej nagrody od Premiera. Natomiast zapychanie kalendarza takimi turniejami robi się już nudna.

  • W Punkt doświadczony
    @Wojciechowski

    Teraz już niewazne cóż znaczy, bo się okazuje, że tak czy siak byłoby niezrozumiałe dla ludzi z kręgu kultury brytyjskiej. Ich system edukacji nie zna pojęcia "piątka" w takim sensie jak my. Pisząc to o tym nie wiedziałem. Dowiedziałem się dopiero dzisiaj, po zasięgnięciu opinii osoby w temacie zasiedziałej.
    Dlatego zmieniam propozycję. Niech tytuł brzmi HI FIVE POLAND. I to już powinno, jesli nie przy[***]ć uwagę, to przynajmniej z lekka budzić zaciekawienie.
    PS
    Zapewne sam doszedłeś do tego, że interpretacje lokalnego trolla, który rości sobie w dodatku pretensje do cenzurowania innych w zakresie języka angielskiego będac w tym obszarze kompletnym ignorantem, są, jak większość jego dociekań, zupełnie błędne. Na wszelki wypadek jednak o tym informuję.

  • pogromca januszy weteran
    @W Punkt

    Jedna drużynówka mogłaby być, w sobotę w Zakopcu - dla urozmaicenia. Klasyfikacje byłyby dwie - dla najlepszego zawodnika (nagrody dla pierwszej trójki) i najlepszej drużyny (tylko zwycięska z nagrodami). Do klasyfikacji indywidualnej nie liczyłyby się punkty z zakopiańskiej drużynówki, za to do drużynowej liczyłyby się wszystkie konkursy indywidualne - tak moim zdaniem byłoby sprawiedliwie.
    Bez udziwnień znanych z Raw Air, W5 czy P7 typu punkty z kwalifikacji, jedne kwale do dwóch konkursów czy punkty z drużynówki do klasyfikacji indywidualnej.
    Jeśli o nazwę chodzi, mimo wszystko upierałbym się na Turniej Trzech Skoczni - ale to akurat najmniej istotna kwestia.

  • Bajlandopl doświadczony
    @Wojciechowski

    To pewnie taki sam koszmarek językowy, jak "znaleść" zamiast znaleźć @kolosa. Jak wiadomo @kolos słownika jęz. polskiego nie znalazł i zamiast nie znalazłem mówi/pisze nie "znalasłem":). Ciekawe, czy nazwy państw w formie przymiotnikowej małą literą już opanował, bo tłukłem mu to kilka miesięcy. Tak że "Polska za pięć" komentatora @W Punkt jak najbardziej wpisuje się też w polskie idee analfabetyzmu, a tutaj jeszcze z modną nutką anglicyzmu:).

  • Wojciechowski profesor
    @W Punkt

    Cóż znaczy „for five”?

  • Tomek88 profesor

    Bardzo fajny,ciekawy artykuł. Skoki w Japonii to bardzo ciekawy temat i ten artykuł jest bardzo dobrym materiałem,żeby się o nich czegoś dowiedzieć.

    Trzeba przyznać,że początki w skokach to Japonia miała trudne.Od lat 70 poprzedniego wieku jest to jednak kraj,który liczy się w skokach aż do teraz.

  • Tomek88 profesor
    @alo

    Te prognozy rzeczywiście nie są zbyt optymistyczne ale w zeszłym tygodniu przed zawodami Pucharu Kontynentalnego prognozy również przewidywały wiatr 6-8 m/s a konkursy się odbyły. Ja jestem dobrej myśli i mam nadzieje,że każdego dnia będzie można skakać.

  • Oczy Aignera profesor
    Sapporo

    W Sapporo mają pieniędzy sporo. Tyle w temacie.

  • eLman stały bywalec
    @W Punkt

    Lepszą nazwą byłby POL SKI TOUR. Dobrze brzmi i po polsku i po angielsku :)

  • kryska stały bywalec
    @Kolos

    Najlepszym „mandżurskim” skoczkiem był Matsutaro Wakamoto, jest o nim artykuł na Wikipedii. W artykule o nim i Tokio Kubo są też linki do książki zawierającej wyniki zawodów. Niestety nie udało mi się potwierdzić chińskiego pochodzenia żadnego ze skoczków reprezentujących Mandżukuo, bo nie ma o nich prawie nic w Internecie, a sam nie znam japońskiego.

  • W Punkt doświadczony
    skoro zahaczyliście o Turnieje...

    Trzeba się bić o Turniej w Polsce. Powinniśmy wystąpić do FIS o organizację takiego turnieju. Dwa konkursy (sobota, niedziela) w Wiśle, jeden w środku tygodnia w Szczyrku i na koniec (znów sobota, niedziela) dwa w Zakopanem. Jeśli już musi być drużynówka to jedna i na samym końcu, żeby te lepsze kraje wystawiły tych, którzy w Turnieju wypadli dotąd najlepiej. Ale najlepiej, zeby drużynówki nie było. Willingen i Tittisee five też się bez niej obyły i jakoś z tego tytułu nikt nie umarł.
    Oczywiście za wyniki w całym Turnieju osobne, niemałe, nagrody. Normalne, że trzeba zacząć od znalezienia sponsorów. Ale myślę, że z tym aż takich kłopotów nie będzie.
    Ugotowalibyśmy kilka pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze zmieniby się ten strasznie niewygodny dla Wisły listopadowy termin, dzieki czemu uniknęłaby, jako organizator, horrendalnych kosztów. Po drugie zmniejszyłaby się liczba rozgrywanych w naszym kraju i nieatrakcyjnych zupełnie, tak ze sportowego jak i finansowego punktu widzenia, konkursów drużynowych. po trzecie skoczkowie bedą skakać, przynajmniej w Wiśle, w dużo lepszych warunkach niż dotąd.
    Ktoś zapyta: "jaki tytuł turnieju"? Moja propozycja: "Poland for five". Ale nie będę się przy nim upierał, choć ma swoje, wielowymiarowe, walory. Zresztą. Jak dostaniemy organizację Turnieju, to w sprawie tytułu będzie mi zasadniczo wszystko jedno. No, prawie:)
    Termin? Oczywiście styczeń.

  • alo profesor

    Nie za ciekawie przedstawia się prognoza wiatrowa dla Sapporo. W piątek w godzinach kwalifikacji może wiac nawet do 8 m/s a w sobotę do 6 m/s. W niedzielę ma być znacznie lepiej bo do 1m/s. No i dobrze że chociaż na niedzielę bo nie chce wstawać na darmo w nocy. Konkurs ma się odbyć do czorta.

  • Adam90 profesor
    @pogromca januszy

    Bo wtedy czołówka by sobie odpuściła i taki Klimek by miał szanse na podium choć marne, ale zawsze uzbierałby punkty.
    Np sezon 2008-09 było takie coś. Kanada/ Sapporo..

  • unnameduser stały bywalec
    @Kolos

    Wystarczy popatrzeć na transmisje z Iron Mountain. Nie dość, że chce im się bawić w streamowanie tego, to jeszcze pod skocznią jest całkiem sporo ludzi, znacznie więcej niż w takim Predazzo.

  • Kolos profesor
    @pogromca januszy

    Zainteresowanie skokami w USA jest duże, nawrt bardzo. Tyle tylko, że finansowanie skoków w USA jest kiepskie, żeby nie powiedzieć żadne.

  • pogromca januszy weteran
    @Adam90

    Turniej Nordycki w zasadzie wrócił, pod postacią Raw Air - moim zdaniem dużo fajniejszy.
    Natomiast faktycznie szkoda, że w Kanadzie i USA nie ma konkursów. Tylko jaki sens jest robić je na siłę, przy małym zainteresowaniu i niskim poziomie tamtejszych skoczków?

    Trzeba byłoby pomyśleć o reaktywacji Lotos Poland Tour, tym razem w wersji zimowej i pod inną nazwą (bez odniesień komercyjnych), np. Turniej Trzech Skoczni. Druga połowa stycznia to dobry termin. Najpierw weekend w Wiśle, potem środek tygodnia w Szczyrku i na koniec Zakopane.

  • atalanta doświadczony

    Bardzo ciekawy artykuł. Co prawda początki Japończycy mieli trudne, ale od lat 70. prawie cały czas w skokach się liczą. Jest to jakieś osiągnięcie.

  • Adam90 profesor

    Szkoda, ze nie ma konkursów, Kanada, USA, Sapporo, taki maraton poza Europą, tam też jest śnieg.
    Tak samo wróciłby by turniej NOrdycki :(
    Eh te czasy juz minęły

  • Kolos profesor

    Ciekawa jest ta informacja o Igrzyskach azjatyckich w 1943 roku. Czy gdzieś można znaleść wyniki tych zawodów? W sumie jestem ciekawy kto tam reprezentował Mandżuko. Pewnie jakiś Chińczyk mógł się znaleść na starcie.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl