Na traktorze, na plebanii i w przedszkolu, czyli życie po (sportowym) życiu

  • 2020-05-23 10:15

Nie każda miłość jest miłością na całe życie, nie każde uczucie zostaje odwzajemnione. Są skoczkowie, którzy po zakończeniu kariery nie wyobrażają sobie siebie w rzeczywistości niezwiązanej z nartami, są też i tacy, dla których skocznia była tylko etapem przejściowym w życiu i po odwieszeniu nart szukają szczęścia na innych płaszczyznach. Proponujemy krótki przegląd zawodników z najwyższej półki, którzy z konieczności bądź własnej woli, czasowo lub na stałe, obrali sobie ścieżkę zawodową zupełnie niezwiązaną ze sportem. Często dość oryginalną.

Walter Steiner w historii skoków narciarskich zapisał się jako doskonały lotnik oraz wicemistrz olimpijski z Sapporo z 1972 roku. Równie ciekawa jak jego kariera jest sportowa emerytura Szwajcara, którą spędza w Szwecji, a jedną z jej etapów była praca w charakterze kościelnego - "Podczas mistrzostw świata w Falun w 1993 roku pracowałem w tutejszym hotelu" – opowiadał podczas rozmowy z Hill Size Magazine. - "Kiedy impreza się skończyła, hotel zamknięto, a ja szukałem nowej pracy. W tym czasie mieszkałem już z żoną, więc stała praca była mi bardzo potrzebna. Zacząłem pomagać w szkołach, to był fajny czas. Dostrzegł mnie architekt pracujący na tamtejszej budowie i zaproponował pracę. Dlatego od 2000 roku trudniłem się pracą na plebanii i wokół niej." Z wieży kościoła, w którym pracował, widać było skocznię narciarską, na której startował w ramach mistrzostw globu w 1974 roku i  na której o zaledwie 0,2 pkt. przegrał brązowy medal. Na tej  skoczni poznał swą przyszłą żonę, Gunillę, za sprawą której zdecydował się przenieść na północ Europy. Jego małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Steiner nadal jednak mieszka w Szwecji, od lat bierze udział w mistrzostwach weteranów w biegach narciarskich.

Jego rodak, Stefan Zund był sensacją początku lat 90. i  jednym z pierwszych skoczków, którzy dobrze opanowali styl V. W sezonie 1990/91 zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, przegrywając tylko z Andreasem Felderem. Tamtej zimy przyznano mu też Małą Kryształową Kulę za loty narciarskie. Łącznie w swej karierze dwanaście razy stawał na pucharowym podium, czterokrotnie był to jego najwyższy stopień. Gdy nowatorskiego stylu układania nart w powietrzu zaczęli uczyć się inni skoczkowie, Zuend stracił swoją przewagę i z roku na rok coraz bardziej obniżał swoje loty. Karierę zawodniczą oficjalnie zakończył po sezonie 1995/96 w wieku 26 lat. Z każdym sezonem skakał coraz słabiej, nie był w stanie przestrzegać też rygorystycznej diety. Do skoków stracił serce. Nie widział w nich miejsca dla siebie w żadnym zakresie. Urodzony w Zurychu skoczek miał jednak nowy pomysł na życie i szybko odnalazł się w innej rzeczywistości. Skończył studia prawnicze, a od 2005 roku pracuje w jednym z banków w Księstwie Liechtensteinu. Jak sam twierdzi, praca ta daje mu duże korzyści i mnóstwo satysfakcji. Nigdy nie żałował, że zszedł ze sportowej ścieżki.

Jan Bokloev przemknął przez świat skoków narciarskich trochę jak meteor. Rudowłosy Szwed wygrał Puchar Świata, zrewolucjonizował styl latania zawodników, a w wieku 26 lat rozstał się ze sportem i wkrótce potem zapadł się pod ziemię. Ostatnim jego sezonem na skoczniach, już w bardziej symbolicznym wymiarze, była zima 1992/93. W 2016 roku oddał pierwszy po 23 latach skok na nartach, odbijając się z progu maleńkiej, 15-metrowej skoczni w Falun. Przez wiele lat skocznie narciarskie omijał szerokim łukiem, nie chciał mieć nic wspólnego z dyscypliną, której, chcąc nie chcąc, stał się legendą. Po zakończeniu kariery obrał dość niecodzienną ścieżkę zawodową. Zawsze dobrze dogadywał się z dziećmi, co wykorzystał, podejmując pracę w... przedszkolu. Później los rzucał go po Europie. Jego żona była politykiem, dziesięć lat spędził w Luksemburgu, następnie przeprowadził się wraz z nią do Brukseli. Dziś mieszka w Sztokholmie i nadal pracuje z dziećmi. Na marginesie warto nadmienić, że kilka lat temu wyjawił tajemnicę skrywaną przez całą karierę zawodniczą. Przyznał w jednym z wywiadów, że od 11 roku życia choruje na padaczkę. - „Miałem około 40 napadów rocznie. Gdy opowiedziałem o tym lekarzowi, myślałem, że zabroni mi skakać, ale jego reakcja była zupełnie inna. Dał mi zielone światło i powiedział, że sport może być dla mnie formą rehabilitacji. Podczas zawodów nigdy nie miałem żadnych ataków.”

Masahiko Harada, jeden z przedstawicieli wybitnej generacji japońskich skoczków odnoszących zawrotne sukcesy w latach 90. dziś pracuje jako trener skoków, ale funkcji tej nie mógł objąć od razu po zakończeniu kariery skoczka. Nie zdołał odpowiednio szybko uzyskać uprawnień trenerskich, pozostał więc pracownikiem firmy, którą wcześniej reprezentował jako skoczek, tyle, że, rzecz jasna, na innym stanowisku. System, który funkcjonuje w Japonii, polega na tym, że skoczkowie są pracownikami dużych korporacji. Jest to jeden z elementów, który wciąż trzyma na skoczni Noriakiego Kasaiego. Gdyby zakończył karierę i pozostał w firmie na innym stanowisku, jego wynagrodzenie stałoby się o kilka razy niższe. Wracając do Harady - zanim dane mu było zacząć uprawiać fach trenerski, musiał brutalnie zmierzyć się z prozą życia. Medalista olimpijski, dwukrotny mistrz świata siadł za kółko i pracował jako kierowca rozwożący do sklepów jogurty i mleko.

Miesiąc po ogłoszeniu zakończenia kariery w sezonie 2014/15 Wolfgang Loitzl pojechał z zapleczem austriackiej kadry na zawody Pucharu Kontynentalnego. Miał tam podglądać pracę trenera i przyuczać się do nowego fachu. - „To było naprawdę interesujące, ale nie czułem się wtedy gotowy, by wkroczyć na tą ścieżkę. Przede wszystkim musiałbym rozpocząć odpowiednie kursy. Nie miałem wtedy na to ochoty. Potem czas mijał szybko, a ja trochę wypadłem z obiegu, jeżeli chodzi o skoki narciarskie. W pewnym momencie poczułem, że powrót do skoków byłby dla mnie problemem.” Ostatecznie zamiast skoczni wybrał... traktor i został rolnikiem. - „Przejąłem gospodarstwo rolne od moich rodziców w okolicach Bad Mitterndrof" - opowiadał w jednym z wywiadów   - "Jego część została wynajęta, więc nie pozostał mi jakiś wielki obszar. Zawsze jednak jest coś do zrobienia, głównie latem. Najbardziej cieszy mnie to, że mam teraz dużo czasu dla mojej rodziny, dla moich dzieci. Bardzo to doceniam, bo sporą część mojego życia spędziłem w drodze. Cieszę się moim obecnym życiem, jestem szczęśliwy i wdzięczny za to, co dostałem od losu.”

Wolfgang LoitzlWolfgang Loitzl
fot. Tadeusz Mieczyński
Jakub JandaJakub Janda
fot. Tadeusz Mieczyński
Rok BenkovicRok Benkovic
fot. Tadeusz Mieczyński
Masahiko HaradaMasahiko Harada
fot. Petra

Matti Hautamaeki po sportowej karierze postawił na spełnianie dziecięcych marzeń. W wieku 31 lat pociąg do skoków zamienił na pociąg pędzący po szynach. Został maszynistą lokomotywy u fińskiego narodowego przewoźnika VR. Droga, którą przeszedł nie była jednak prosta, w procesie rekrutacji musiał pokonać 900 kontrkandydatów. Pociągi Pendolino należące do VR mogą rozwijać prędkość do 220 km/h, co wymaga od maszynistów naprawdę wysokich umiejętności. - Część pasażerów mnie rozpoznaje, chociaż skoki narciarskie nie są już tak popularne jak dawniej. Stare nazwiska, takie jak Ahonena, moje, Janiego Soininena czy Mattiego Nykänena wszyscy jednak kojarzą. Ale żyję zupełnie normalnie, nikt nie prosi o autograf czy zdjęcie – mówił w rozmowie z Przeglądem sportowym.

Dwie wybitne postaci czeskich skoków poszły z kolei w kierunku polityki. Pavel Ploc w latach 80. dwukrotnie zajmował miejsce na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zebrał też całkiem pokaźną kolekcję medali z dużych imprez. W 1998 roku został radnym miasta Harrachov, a w latach 2006-17 był deputowanym do Izby Poselskiej z ramienia Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej. Po drugiej stronie politycznej barierki ulokował się Jakub Janda, który od 2008 roku był członkiem prawicowej Obywatelskiej Partii Demokratycznej. Z jej ramienia w 2017 roku dostał się do Izby Poselskiej, rezygnując z udziału w sezonie olimpijskim, który od kilku lat był jego celem. Z kibicami pożegnał się po konkursie drużynowym w Wiśle, co też jest sporym ewenementem. Trudno przywołać inną sytuację, w której zawodnik oficjalnie zakończyłby karierę po pierwszym weekendzie w sezonie.

Politykę, tę w wymiarze lokalnym, wybrał też były znakomity NRD-owski skoczek Manfred Deckert, wicemistrz olimpijski z Lake Placid z 1980 roku i triumfator Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 1981/82. W 2008 roku został burmistrzem miasta Auerbach. Zanim do tego doszło przez 17 lat był pracownikiem firmy Duravit funkcjonującej w branży grzewczej i sanitarnej. Po 23 latach od zakończenia kariery, w 2011 roku znów odepchnął się od belki startowej. Jako ważący 100 kilogramów pięćdziesięciolatek na skoczni K-32 w Rodewisch uzyskał 24,5 i 25,5 m. Jego powrót na skocznię był związany z zakładem, jaki zawarł z przedstawicielami telewizji MDR, która w specjalnie przygotowanym reportażu zaprezentowała widzom kulisy powrotu na skocznię medalisty olimpijskiego.

Miał 21 lat, w dorobku tytuł mistrza świata, brązowy medal w drużynie, całą masę trofeów wywalczonych w wieku juniorskim i papiery na długie lata dobrego skakania. Wtedy właśnie Rok Benkovic, sensacyjny złoty medalista z Oberstdorfu, postanowił na zawsze skończyć ze skokami. Swoją decyzję tłumaczył brakiem motywacji i radości ze skakania. Faktycznie przez dwie zimy po odniesieniu życiowego sukcesu nie przypominał w niczym mistrza świata, niemniej zważając na jego młody wiek i talent, wciąż widziano w nim skoczka z dużymi perspektywami. Od sportu odciął się jednak całkowicie.Na życie zaczął zarabiać, grając w pokera, potem przeniósł swoje zainteresowania w kierunku giełdy i obrotu papierami wartościowymi, w końcu zajął się rynkiem kryptowalut. Dziś jest cenionym ekspertem w tej dziedzinie, specjalistą chętnie cytowanym przez słoweńskie media i członkiem zespołu Crypto Trade Academy odpowiedzialnym za prowadzenie szkoleń z zakresu swoich obecnych kompetencji.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (19594) komentarze: (4)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • sheef profesor

    Kolejny artykuł z serii, który można śmiało polecić innym fanom dyscypliny w ramach ciekawostki. Jak widać niektórzy skoczkowie mają bardzo ciekawe pomysły na pracę po zakończeniu kariery przez co nie muszą martwić się o swoją przyszłość. Powodzenia w dalszym życiu zawodowym i prywatnym dla wszystkich bohaterów artykułu.

  • dawid19 początkujący

    Ciekawy artykuł

  • Oczy Aignera profesor
    Michael Moellinger

    Ja dodam, że Michael Moellinger jest szefem firmy, która zajmuje się sprzedażą, serwisowaniem i tuningowaniem Seegwayów oraz wycieczkami na tych pojazdach.

  • Cris0009 początkujący

    Kolejny dobry artykuł.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl