Kamil Stoch o powrocie na skocznię: To powiew normalności

  • 2020-06-03 14:06

Kamil Stoch we wtorkowy wieczór był gościem serwisu Skijumping.pl. Trzykrotny mistrz olimpijski opowiedział nam o wrażeniach związanych z pierwszym zgrupowaniem w dobie pandemii, a także odpowiedział na szereg pytań zadanych przez naszych czytelników.

O pierwszych skokach tej wiosny...

- Tak się akurat złożyło, że zgrupowanie zaczęliśmy w moje urodziny. Super, że mieliśmy możliwość powrotu na skocznię. Nikt nie był tak naprawdę do końca pewny, co się wydarzy i kiedy będziemy mogli wreszcie wejść na publiczne obiekty, jak można nazwać skocznie narciarskie. Powrót do treningu był powiewem normalności. Jestem bardzo zadowolony z tego zgrupowania. Śmiałem się w rozmowie z trenerami, że rzadko początek sezonu przynosi więcej przyjemności niż męczarni, po długiej przerwie i treningu motorycznym. Czasem trudno odnaleźć się technicznie, a tym razem wszystko poszło dość gładko.

O ciężarach przerzucanych na siłowni...

- Aktualnie schodzimy z obciążeń. Największe były dwa tygodnie temu, kiedy ciężar dochodził do 110 kg. Musieliśmy zaliczyć kilka serii po kilka powtórzeń takich przysiadów. Było to największe obciążenie, z jakim miałem do czynienia. Teraz trochę spada intensywność treningów, bo wchodzimy w bardziej techniczny etap szkolenia. Okres najbardziej wytężonej pracy minął, a zaczyna się więcej przyjemności oraz skakania.

O obawach związanych z możliwością zakażenia...

- To nie jest żadna tajemnica, bo w każdym z nas tkwią pewne obawy. Musimy mieć na uwadze względy bezpieczeństwa i zachować zdrowy rozsądek. Mam z tyłu głowy to, że nie można bagatelizować panującej epidemii. To jest coś, co się dzieje. Ludzie na to chorują, cierpią, a niekiedy umierają. Z drugiej strony człowiek miał już dość tej sytuacji po pewnym czasie i naprawdę miło było spotkać się z pozostałymi członkami reprezentacji. Zachowujemy się odpowiedzialnie, dlatego rozgrzewamy się w hotelu, mieszkamy osobno, a szatnią jest nasz pokój. Później i tak pakowaliśmy się do busa i jechaliśmy na skocznię, bo nie ma takiej możliwości, aby każdy miał indywidualny transport na obiekt. To nie ta dyscyplina sportu...

O nowej rzeczywistości treningowej...

- Musimy stosować się do nakazów, wszystkich obowiązują te same reguły. Zachowujemy się odpowiedzialnie, dlatego rozgrzewamy się w hotelu, mieszkamy osobno, a szatnią jest nasz pokój. Później i tak pakowaliśmy się do busa i jechaliśmy na skocznię, bo nie ma takiej możliwości, aby każdy miał indywidualny transport na obiekt. To nie ta dyscyplina sportu... Skocznia była zamknięta dla osób postronnych. Nikt nie mógł wejść i przechadzać się po jej terenie. Z daleka, poza obiektem, było możliwe podglądanie nas, natomiast ulewna aura nie zachęcała do tego. Całe zgrupowanie lało jak z cebra. Oglądanie treningu skoczków, w takich warunkach, nie należało pewnie do przyjemnych.

O dwunastoosobowej kadrze narodowej...

- Dla mnie nie ma żadnej różnicy. Zasady są takie same, a system treningowy pozostaje niemal niezmieniony. Pojawiły się drobne usprawnienia, aby nie wpaść w monotonię, natomiast tak jest w każdej dyscyplinie. Powiększenie reprezentacji to bardzo dobra sytuacja dla młodych zawodników, którzy mają okazję być z nami i poczuć się częścią kadry narodowej. Mogą podglądać nasze podejście do treningu i mam nadzieję, że to pomoże im w dalszym rozwoju. Oby czerpali z tego same pozytywy.

O diecie podczas izolacji domowej...

- Każdy z nas ma inną budowę, upodobania i różnie reaguje na poszczególne rzeczy. Ja nie odmawiałem sobie smakołyków. W trakcie pobytu w domu udało mi się doświadczyć pewnych dań przygotowywanych przez moją żonę, było bardzo przyjemnie, a do tego nie przytyłem. Przybrałem tyle, ile powinienem.

O majsterkowaniu w ogrodzie...

- Dzieje się! Każdy, kto ma trochę własnego miejsca, zdaje sobie sprawę z ogromu pracę, który należy wykonać, aby było miło. Każda minuta jest cenna, jeżeli ktoś się temu poświęca. My mamy bardzo dużo do roboty wokół domu, ale bardzo to lubię i chętnie zajmuję się takimi rzeczami. Wkręciliśmy się z Ewą w ogrodnictwo i każda praca z tym związana przynosi mnóstwo radości, zwłaszcza widząc efekt po czasie. Mam na myśli posianie trawy czy zasadzenie drzewka. To wdzięczne momenty, których efekty widać.

O nadrabianiu listowych zaległości...

- W trakcie kwarantanny znalazłem czas, aby posprzątać swój pokój w domu rodzinnym, z którego wyniosłem się około piętnaście lat temu. Znalazło się tam kilka listów od kibiców, na które przez lata nie odpisałem. Za namową żony postanowiłem odpowiedzieć na nie, bo być może ktoś ucieszy się na odzew po upływie tak długiego okresu. 

O pustych trybunach na arenach sportowych...

- Oglądałem ostatnio spotkanie piłkarskie z podłożonym dźwiękiem kibiców. Chwilami zapomina się o braku fanów na trybunach, jednak czasem widać spóźnioną reakcję na wydarzenia boiskowe. W skokach byłoby zabawnie, gdyby ktoś wylądował na buli, a w tle rozniósł by się krzyk radości <śmiech>... Widać, że realizatorzy starają się, aby dogodzić widzom, ale to nie to samo. W naszej dyscyplinie nie miałoby to racji bytu. W Oslo skakaliśmy bez kibiców i było to naprawdę dziwne. Chcemy skakać dla fanów, być oklaskiwani i dzielić emocje z ludźmi. W trakcie lotu nie słychać kibiców, ale bardzo dużo dzieje się przed i po wykonaniu skoku. Szykując się do swojej próby słyszę reakcję tłumu na występy poprzedników. Wiadomo, że ktoś skoczył daleko, bądź blisko, bo wtedy jest cisza. To niesamowite, kiedy podczas hamowania wytraca się prędkość i nadal słychać krzyki kibiców. Wtedy wspólnie możemy dzielić dobry nastrój.

O kibicowaniu Liverpoolowi...

- Pamiętam sezon 2004/05 i finał Ligi Mistrzów. Oglądałem całą tę edycję, ponieważ byłem wtedy na studiach, i stąd wzięło się moje zainteresowanie tym klubem. Mecz w Stambule pokazał, jak w sporcie można wiarą oraz uporem odwrócić losy rywalizacji w przeciągu kilku chwil. Sam doświadczyłem tego w Seefeld, kiedy walczyłem do końca. Tym sposobem można osiągać wielkie rzeczy. Nie jestem wyjątkowym znawcą czy fanatykiem, nie oglądam każdego meczu i nie śpiewam pieśni kibicowskich chodząc z szalikiem <śmiech>... Niemniej, bieżący sezon był długo wyczekiwany, kiedy drużyna dąży do mistrzostwa. Komentator kiedyś powiedział, że tylko kataklizm może odebrać jej mistrzostwo, no i... <śmiech>... Liczę na to, że liga angielska zostanie dokończona i będą jeszcze powody do radości. Mało tego, po otwarciu trybun chciałbym przejść się na jakiś mecz Ekstraklasy!

O czasach studenckich...

- Nie byłem orłem <śmiech>... Miałem bardzo dużo szczęścia w kontekście studiów. Nie było czasu na imprezy czy poznawanie wielu osób. Na uczelnię przyjeżdżałem w kwietniu, a zajęcia mieliśmy od rana do wieczora w ramach indywidualnego toku nauczania. Wszystko było skondensowane, aby w dwa i pół miesiąca przerobić cały rok. Najgorsze było wstawanie o 6:30 i chodzenie na basen z samego rana. Dobrowolnie na basen nie chodzę, odkąd skończyłem studia. Przy ogromie sportowych obowiązków studia były obowiązkiem do odhaczenia. Czasem spotykam kogoś, kto mówi, że razem studiowaliśmy, a sam tego nie pamiętam. Studia były bardzo intensywne, a do tego spotykam tysiące ludzi i trudno wszystkich kojarzyć.

O meczach skoczków z artystami...

- Dziś, gdy sport wymaga bardzo profesjonalnego podejścia przy niewielkich możliwościach czasowych na takie rzeczy, nie miałoby to racji bytu. Piłka nożna to bardzo kontuzjogenny sport. Trudno brać udział w takich imprezach, dopóki jest się czynnym sportowcem. W takich spotkaniach nie rozróżnia się nóg na skoczków i artystów, i kosi się równo z trawą. W przeszłości, w jednym z takich meczów, złamano nogę Veli-Matti Lindstroemowi. To dość przykra historia...

O najbardziej wzruszającym skoku w karierze...

- Rzadko wspominam swoje skoki, nie śnią mi się później. Trudno je sobie czasem przypomnieć z powodu natężenia emocji, często zostają tylko urywki. Na pewno wybrałbym finałowy skok z obiektu normalnego w Soczi. To był skok, którego kompletnie nie pamiętam, ale mając możliwość odtworzenia go zrobiłbym to, ponieważ był to jeden z najlepszych w mojej karierze. Dużo przyjemności dał mi też lot na odległość 251,5 metra w Planicy, z którego moim zdaniem nie dało się wycisnąć więcej. Żałuję jedynie podejścia do lądowania. Drugi raz, oddając ten skok, pochyliłbym się bardziej do przodu. Działają tam takie siły, że samymi mięśniami nie da się tego utrzymać. Trzeba zachować odpowiednio wyważony środek ciężkości. Bardzo się cieszę, że w najbliższym sezonie czekają nas dwie wizyty w Planicy. Oby wpuścili kibiców!

O kojarzeniu kibiców w tłumie...

- Ktoś musi być bardzo specyficzny, bądź zrobić coś takiego, co zapadnie mi w pamięci. Nigdy nie zapomnę sytuacji z jednej ze stacji benzynowych w Polsce. Wracaliśmy całą grupą, wysiadłem do toalety i po jakiś napój. Zaczepił mnie mężczyzna, który powiedział, że kiedyś był na zawodach w Garmisch-Partenkirchen, a następnie zapytał, czy go pamiętam? Przeprosiłem i powiedziałem, że nie. "Ale jak to Pan nie pamięta!? Przecież z synem tam byłem!" <śmiech>... Pan był oburzony i chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie. Powiedział, że zrobił sobie wtedy, ale chce jeszcze raz. Koniec końców zrobiliśmy sobie chyba to zdjęcie, ale nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich twarzy i osób, choć bardzo bym chciał. Mam kiepską pamięć do twarzy. Muszę spędzić z kimś trochę czasu i poznać tę osobę, aby ją zapamiętać. W innych przypadkach nie jestem w stanie rozpoznać po czasie danego człowieka.

O przykrych doświadczeniach z udziałem fanów...

- Bywa tak, że kibice są agresywni. Ktoś, kto chce zrobić sobie ze mną zdjęcie, a jest "w bardzo dobrym humorze", łapie mnie za szyję i przydusza. Dobrze "rozgrzany" człowiek nie czuje wszystkiego, więc nie robię już sobie takich zdjęć i ściągam z siebie ręce, jeżeli ktoś mnie obejmuje. Są też sytuacje niezrozumienia, kiedy nie jestem w stanie dać autografu czy zrobić kolejnego zdjęcia, co wynika z moich obowiązków. Czasem musi wystarczyć sama "piątka", co nie wszystkim się podoba. Jest jednak wielu wyrozumiałych fanów, dzięki czemu to się wyrównuje. Kiedyś w Zakopanem, gdy siedziałem na belce podczas treningów, jeden z kibiców zwiedzających obiekt poprosił mnie o uśmiech do obiektywu... Usłyszałem, że odbija mi sodówka, skoro nie chcę tego zrobić. Sam jestem jednak kibicem i zdaję sobie sprawę, że zrobiłbym wszystko, aby móc zrobić pamiątkowe zdjęcie ze swoim idolem.

O najbardziej nietypowym prezencie od kibica...

- Jest kilka takich rzeczy. Między innymi słodycze owinięte kartką z pozdrowieniami. Zdarzają się maskotki czy monety pamiątkowe.

O najzabawniejszych zawodach...

- Najzabawniejsza, chyba pod każdym względem, jest Planica <śmiech>... Można tam się dobrze bawić jako zawodnik, a także naoglądać się ludzi w różnych ciekawych sytuacjach jako postronny człowiek, o każdej porze dnia i nocy <śmiech>... 

O podobieństwie olimpijskich gogli z Vancouver i Soczi...

- To te same. Gogle, które otrzymałem na igrzyska w 2010 roku, były jedynymi w kolorze czerwonym, które kiedykolwiek udało mi się dostać. Odłożyłem je sobie i wyciągnąłem po czterech latach na Soczi, bo wiedziałem, że będą idealnie pasowały do tego pomysłu, jaki miałem na zawody w Rosji. Igrzyska w Kanadzie nauczyły mnie pokory i zdrowego podejścia do sprawy. Założyłem sobie coś tam i później konsekwentnie do tego dążyłem.

O najbardziej stresującym momencie w karierze...

- Zależy pod jakim względem. Sam udział w zawodach przysparza wiele emocji oraz stresu. Zawsze chcę skakać najlepiej, a to też w pewien sposób mnie stresuje. Nie potrafię przypomnieć sobie jednego momentu, najbardziej stresującego. Zazwyczaj dużo nerwów towarzyszy mi, gdy prowadzę na półmetku. Nie zawsze potrafię sobie z tym poradzić, nawet dziś, mając tyle doświadczenia.

O ulubionym miejscu na wypoczynek w Polsce...

- Najlepiej wypoczywa mi się w domu <śmiech>... Spanie we własnym łóżku relaksuje najbardziej. Niemniej, w Polsce jest dużo takich miejsc. Kilka razy byłem w Bieszczadach, a super są też Karkonosze. Pięknie jest też na Mazurach czy na Pomorzu. Unikam tłumów, nie lubię ścisku. Zazwyczaj decyduję się na wypoczynek w spokojnych miejscach, gdzie nikt mnie nie zna. Kiedyś Słowaczka rozpoznała mnie na drugim końcu świata, w Nowej Zelandii...

O najwyższym zdobytym szczycie...

- Raz w życiu byłem na Rysach, ale od lat bardzo rzadko chodzę po górach, ostatni raz chyba w wieku 18 lat. W przeszłości mieliśmy treningi marszobiegu, które odbywały się w niższych partiach, ale dzisiejsze zajęcia wykluczają długie wędrówki i męczenie się w taki sposób. Głównie staram się odpoczywać poza zgrupowaniami.

O skoczni, która powinna wrócić do Pucharu Świata...

- Kuopio! Szkoda mi, że nie ma tego obiektu w kalendarzu. To specyficzna skocznia, na którą narzekało bardzo wielu zawodników, a ja bardzo ją lubiłem. Tęsknię za nią <śmiech>... Jestem jednym z nielicznych skoczków, którym odpowiada ten obiekt.

O napisaniu autobiografii...

- Na pewno nie, dopóki jestem czynnym zawodnikiem, żyję w biegu, zdobywając kolejne doświadczenia i wspomnienia. A kiedyś? Zobaczymy.

O rozdawaniu plastronów z zawodów...

- Zdarza mi się oddawać je kibicom, którzy proszą o wsparcie jakiejś akcji charytatywnej, a nie osobom, które zbierają je dla siebie. Jak najbardziej popieram zbiórki charytatywne, na które trafia większość moich plastronów. Zostawiam sobie tylko te najważniejsze.

O skoczni swojego imienia...

- Nie myślałem o tym. Jeśli w przyszłości padnie taka propozycja, wówczas nie widzę przeciwwskazań. Nie chciałbym jednak, aby już istniejące obiekty zostały przekształcane. Każda skocznia ma już swoją historię i patrona. 

O możliwości dostania autografu w dobie pandemii...

- Można to zrobić w taki sam sposób, jak zawsze. Jest strona internetowa eve-nement.com, gdzie znajduje się zakładka kontakt. Wszystko jest tam wyjaśnione. Na adres tam podany można wysłać kartkę z adresem zwrotnym, najlepiej ze znaczkiem. Można napisać list, który chętnie przeczytam, a także poprosić o dedykację. Będąc w domu, mając trochę wolnego czasu, siadam z kawką czy herbatką i odpisuję. To najlepsza forma kontaktu. Nie muszę spieszyć się jak na skoczni, gdzie trudno o wypisanie kilku tysięcy dedykacji. W domu robi się to najlepiej. 

Z Kamilem Stochem rozmawiał Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5268) komentarze: (14)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • wiola4697 profesor

    Świetny ten wywiad! Naprawdę miło się tego słuchało na live, który zrobili Tadziu z Dominikiem. Doceniam bardzo to, że Kamil angażuje się w wiele akcji charytatywnych, nie obnosząc się z tym jak niektórzy sportowcy, a szczególnie piłkarze. A co do tyć natrętnych kibiców to nie ogarniam jak ktoś mógł się obrazić dlatego, że Kamil siedząc na belce i będąc skupionym na skoku nie chciał się spojrzeć i uśmiechnąć do obiektywu. No jak?! Ludzie myślenie nie boli, naprawdę. Zamiast się oburzać to warto czasami pomyśleć

  • wiola4697 profesor
    @janbombek

    To jest ten Pan, który jest zwany Krychą ze skoczni. Bardzo często jest na zawodach

  • jmc stały bywalec

    Świetny wywiad, może wydawać się, że trochę długi, ale idealny do słuchania np. podczas biegania :)

  • komentator_sportowy bywalec
    @kibicsportu

    Nawet skok na YT jest :D

  • komentator_sportowy bywalec
    @kibicsportu

    Nawet skok na YT jest :D

  • Adam90 profesor
    @Luk

    No właśnie, niepotrzebnie odpuścił Stoch w 2010. Bo gdzieś czytałem w wywiadzie, ze akurat chciałbym to trofeum

  • Luk profesor
    @Adam90

    Kamil w najlepszej formie podczas sezonu letniego był w 2010 roku. Był wtedy bliski wygrania Letniej Grand Prix, ale odpuścił sporo konkursów, gdyż brał ślub.
    Mimo wszystko trochę szkoda że Stoch nie ma w kolekcji tego trofeum, a jego koledzy z reprezentacji z wielką łatwością je zdobyli - wszystkie wygrane konkursy Kubackiego w 2017 roku to było coś, 100% skuteczności. Kot też miał szansę na wygranie wszystkich konkursów w 2016 roku, ale niestety przegrał notami w Hinterzarten.

  • Adam90 profesor

    Może Kamil W końcu wygra Letnie grand prix. Dla wielu niepotrzebne, ale kazdy i tak śledzi które miejsce zajmie.Tak , tak wiem, ze niepotrzebne do kolekcji. Chodzi o klasyfikację generalną. Ale Kamil na pewno nie ukrywa, zeby chciał to trofeum. W końcu po coś startuje w tych zawodach.

    Ale fajnie wygląda jak się ma wszystkie trofea :).

  • kibicsportu profesor
    @Luk

    http://medias4.fis-ski.com/pdf/2008/JP/3064/2008JP3064RL1.pdf

    Wtedy prowadził Jernej Damjan o 6,4 pkt przed Kamilem Stochem. Ostatecznie wygrał Kamil Stoch o 7,7 pkt przed Damjanem.

  • Oczy Aignera profesor
    @Luk

    Kamil wtedy prowadził, wyprzedzając Adama Małysza o 1,1 punktu. Ostatecznie to jednak Adam zwyciężył.

  • Luk profesor
    @kibicsportu

    No właśnie nie wiem.
    A może we Wiśle 2010 prowadził po raz pierwszy po pierwszej serii?

  • janbombek doświadczony

    A'propos kibiców, jednego na pewno Kamil kojarzy, to ten "gości z cyckami" , wołają na niego Balbina czy jakoś tak. Ktoś wie coś więcej na jego temat?

  • kibicsportu profesor
    @Luk

    A w Oberhofie nie był wtedy drugi po pierwszej serii?

  • Luk profesor

    "Zazwyczaj dużo nerwów towarzyszy mi, gdy prowadzę na półmetku. Nie zawsze potrafię sobie z tym poradzić, nawet dziś, mając tyle doświadczenia."

    - a mimo wszystko zdołał wygrać swój pierwszy konkurs w Zakopanem 2011, w którym prowadził po pierwszej serii.
    Tak było w Pucharze Świata, natomiast nie jestem do końca pewny kiedy Kamil po raz pierwszy prowadził w konkursie Letniej Grand Prix. Prawdopodobnie był to Oberhof 2007.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl