Ari Pekka Nikkola – wielki skoczek bez wielkiego talentu

  • 2020-07-04 16:50

Dawno, dawno temu Kraj Tysiąca Jezior słynął z herosów brawurowo szybujących w powietrzu nad śnieżnymi szczytami. Tak w zasadzie mogłaby się zaczynać baśń, bo tradycyjne określenie Finlandii brzmi jak wyjęte z twórczości Andersena czy braci Grimm, a i dekada, jaka minęła od ostatnich sukcesów Finów na skoczniach to w tej dyscyplinie niemalże epoka. Przechodząc do sedna, reprezentantom Suomi, oprócz niezliczonej ilości trofeów z imprez mistrzowskich, przypadło łącznie osiem najbardziej wymiernych nagród jeśli chodzi o osiągnięcia uzyskane danej zimy, czyli Kryształowych Kul. Cztery zgarnął Matti Nykaenen, dwie Janne Ahonen, a zestaw fińskich triumfatorów klasyfikacji generalnej Pucharu Świata uzupełniają Toni Nieminen i Ari Pekka Nikkola niedoszły trener... reprezentacji Polski.

Światełko w tunelu

Pierwsze międzynarodowe podium w zawodach dla seniorów Nikkola wywalczył w sezonie 1985/86 w Oernskoeldsvik w Szwecji w zawodach zaliczanych do cyklu Pucharu Europy. Zajął trzecie miejsce, plasując się tuż za drugim w konkursie Janem Bokloevem. Sześć lat później w duchu co chwilę przeklinał legendarnego Szweda i jego „szatański” wynalazek, czyli rewolucyjny sposób ułożenia nart w locie, w kształt litery V. Gdy w sezonie 1992/93 styl wymyślony przez Bokoleva stał się obowiązującym dla wszystkich skoczków, wielu zawodników, również tych wybitnych, zaczęło przechodzić prawdziwe katusze. Matti Nykaenen już wcześniej dał sobie spokój z nartami, Jens Weissflog uczył się skakać niemal od zera. Jeszcze w 1993 roku podczas próby przedolimpijskiej w Lillehammer, na skoczni na której rok później wywalczył złoty medal, nie zakwalifikował się do drugiej serii konkursu... - To była rozpacz – opowiadał Weissflog – W teorii wiedziałem jak to ma wyglądać - wychodzę z progu i oddzielam stopy. Nie myślałem jednak, że w praktyce może być to tak trudne do wykonania. Kiedy dzień po dniu powtarza się ta sama historia, przychodzi zwątpienie. 

Męczył się także Nikkola. W sezonie 1992/93 wystartował w zaledwie trzech pucharowych konkursach i nie zdobył w nich choćby punktu. - Początkowo nie sądziłem, że będę miał z tym aż tyle problemów - opowiadał po latach - Wydawało mi się, że po solidnych treningach wszystko ruszy i podąży we właściwym kierunku. Nie ruszyło. Zacząłem ćwiczyć styl V na dużych skoczniach, ale widząc, że coraz bardziej się gubię, przechodziłem na mniejsze obiekty. W końcu wylądowałem na K-50. Nic nie przynosiło rezultatu.

Przełom nadszedł dopiero wiosną 1993 roku. Pojawiło się wówczas światełko w tunelu. Aerodynamicznym. Tam Nikkola nauczył się właściwej kontroli nart, które podczas prób na skoczni za nic nie chciały go słuchać. Odetchnął z ulgą, uwierzył znów, że to może się udać. Latem, skacząc już stylem Bokoleva, wygrał międzynarodowy konkurs skoków Kuopio, a zimą zaczął wracać do czołowej dziesiątki poszczególnych konkursów Pucharu Świata. Ostatecznie stał się jednym z nielicznych, którzy byli w stanie wygrać pucharowe zawody, oddając swoje skoki zarówno w stylu klasycznym, jak i układając podczas lotu narty w „fałkę”.

Ogórek, pomidor i sałata

Nikkola pierwsze skoki w życiu oddał w okolicach 1980 roku na malutkiej skoczni w Kalliolahti, po której dziś została tylko sterta desek. Jako dziecko pasjonował się również futbolem i długo wahał się nad wyborem dyscypliny, z którą będzie się chciał na poważnie związać. W połowie lat 80. wygrał duże juniorskie zawody w miejscowości Harjavalta, zajmując do tego trzecie miejsce w kombinacji norweskiej i to wydarzenie było decydujące w kontekście jego przyszłości w sporcie. 30 grudnia 1986 roku podczas otwarcia Turnieju Czterech Skoczni zadebiutował w zawodach Pucharu Świata wysokim, dwunastym miejscem. Już kolejnej zimy zanotował swoje dwa premierowe triumfy. Pierwszy z nich odniósł na fińskiej ziemi w Lahti, licząc sobie 17 lat, 9 miesięcy i 12 dni. Był wówczas drugim najmłodszym, po Kanadyjczyku Stephenie Collinsie, zwycięzcą pucharowej batalii. Dziś daje mu to nadal względnie wysokie, dziewiąte miejsce. Dzień później mógł zawalczyć o co najmniej o kolejne podium, ale po bardzo dobrym skoku w pierwszej serii (84,5 m.) w drugiej spadł na 70 metr i 19 pozycję. - Pierwsza wygrana dała mi moc i poczucie, że przyjdą następne. Bardzo ważne było, że pokonałem stres. Ludzi na trybunach było bardzo dużo, mieliśmy świetne wsparcie. Denerwowałem się, czując swoją szansę. Ale wytrzymałem to – mówił niedawno w rozmowie ze Sport.pl.

Do czasu swojego życiowego sezonu 1989/90 miał w dorobku dziesięć podiów, w tym dwa zwycięstwa, zgarnięte w 1987 roku w Asiago mistrzostwo świata juniorów i wicemistrzostwo seniorów w Lahti z 1989 roku. Drugie dziesięć "pudeł", w tym trzy triumfy dorzucił w sezonie, w którym okazał się najlepszy na przestrzeni całej zimy. - Mam wrażenie, że w Finlandii największym prestiżem cieszą się medale dużych imprez, a zwycięstwo w Pucharze Świata nie jest odpowiednio doceniane – zauważa Nikkola - A to jednak nagroda za wysoką formę na przestrzeni wszystkich zimowych miesięcy.

W kolejnym sezonie zdobył brąz podczas mistrzostw świata w Val di Fiemme. Proporcjonalnie do liczby zawodników, którzy coraz lepiej radzili sobie, skacząc stylem V, wyniki uzyskiwane przez Fina stawały się z roku na rok coraz mniej imponujące. Po wielkim, wspomnianym na wstępie kryzysie i mozolnej powrotnej tułaczce na szczyt zanotował jeszcze jeden świetny sezon - 1995/96. Uplasował się wtedy na drugim miejscu w Turnieju Czterech Skoczni (mimo że tylko w Bischofshofen stanął na podium i to na trzecim miejscu) i klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (na ostatniej prostej dał się wyprzedzić Andreasowi Goldbergerowi). Dwa sezony później, po olimpijskiej zimie 1997/98, stanowiącej pasmo niepowodzeń, w wieku 29 lat zakończył karierę. Zdołał jeszcze zająć co prawda trzecie miejsce w Oberstdorfie, ale to był już łabędzi śpiew reprezentanta Finlandii.

Nikkola nie był w stanie utrzymywać wówczas masy ciała gwarantującej mu skakanie na wysokim poziomie. - Dostarczałem organizmowi 700 kalorii dziennie, na talerzu miałem praktycznie tylko ogórka, pomidor i sałatę. Miałem więc zdecydowanie za mało energii, co mściło się na moim organizmie, gdy się zmęczyłem. Zalecenia dietetyczne mówiły o konieczności przyswajania 3500 kalorii w ciągu dnia. Ale stosując się do nich, szybko tyłem.

Praca zamiast talentu

- Od zawsze uważam, że nie byłem szczególnie utalentowanym sportowcem – twierdzi były skoczek i tę opinię powtarza często. - Wszelkie braki nadrabiałem jednak ciężką pracą, to była moja prawdziwa siła. Oczywiście można było osiągnąć więcej w tym sporcie, ale gdy patrzę w przeszłość, to muszę powiedzieć, że z tego co osiągnąłem, jestem naprawdę dumny.

Jest jednak pewien aspekt, który Nikkoli nie pozwala czuć się do końca spełnionym sportowcem. Zawodnik z Kuopio zdobył aż sześć złotych medali wielkich imprez, wszystkie te krążki zostały jednak wywalczone w konkursach drużynowych. Trafił na wspaniałą generację zawodników, z którymi tworzył niepokonany team. Podczas igrzysk olimpijskich, w których uczestniczył czterokrotnie i z których przywiózł dwa drużynowe złota, indywidualnie nie wszedł nigdy nawet do czołowej "10" któregoś z konkursów. W 1992 roku w Albertville zajął dopiero 30. i 53. miejsce, mimo to po pasjonującej walce wraz z kolegami pokonał reprezentację Austrii o półtora punktu. To był jego drugi złoty medal olimpijski, cztery lata wcześniej w Calgary było mu dane skakać w drużynie z największą gwiazdą tamtej imprezy, Mattim Nykaenenem potrójnym mistrzem kanadyjskich igrzysk. Największą szansę na indywidualne złoto imprezy rangi mistrzowskiej miał w 1989 roku w Lahti. Po pierwszej serii plasował się na drugiej pozycji i... tak już zostało, ponieważ druga kolejka skoków została odwołana.

- Jasne, że czuję niedosyt z tego powodu, ale nic z tym już nie zrobię. Szkoda tej straconej szansy w Lahti, tam byłem w naprawdę wielkiej formie, w konkursie drużynowym miałem indywidualnie zdecydowanie najlepszy wynik zawodów. Dziś można tylko spekulować, co by było gdyby. Nie czuję jednak wielkiej potrzeby rozpamiętywania tamtej sytuacji - mówi 9-krotny zwycięzca i 42-krotny "podiumowicz" zawodów Pucharu Świata.

Tajner wolał Lepistoe

Niemal od razu po zakończeniu kariery zawodniczej, Nikkola zajął się trenerką. Doszło do tego jednak trochę przez przypadek. - Będąc skoczkiem, trzymałem się blisko z austriacką kadrą. Zwłaszcza z Andreasem Goldbergerem i Stefanem Horngacherem. Kilka miesięcy po odstawieniu nart postanowiłem odwiedzić ich w czasie, gdy przebywali na zgrupowaniu w Kuopio. Wtedy właśnie podszedł do mnie Pekka Niemelae i zapytał, czy nie interesowałaby mnie praca w klubie w charakterze trenera. Zgodziłem się.

Jego kariera szkoleniowa nie obfitowała jednak w spektakularne sukcesy. Samodzielnym trenerem pierwszej reprezentacji był tylko raz, kiedy w sezonie 2007/08 prowadził kadrę Słowenii. Przygoda trwała zaledwie rok, a następnej zimy na stanowisku zastąpił go Matjaz Zupan. - To było cenne doświadczenie. Na pewno mogliśmy cieszyć się, że w tamtym sezonie słoweńska drużyna zdobyła w Pucharze Świata więcej punktów niż w poprzednich czterech latach. W Willingen Jernej Damjan stanął na podium, zajęliśmy szóstą pozycję w Pucharze Narodów. Na tamten czas to były przyzwoite wyniki. Chciałem kontynuować swoją pracę w Słowenii, ale ówczesny szef związku zdecydował się powołać na to stanowisko swojego najlepszego przyjaciela - żali się Nikkola.

Zdobywca Kryształowej Kuli za sezon 1989/90 dwukrotnie pełnił funkcję trenera fińskiej kadry B i dwukrotnie asystenta pierwszego szkoleniowca. Trenował też indywidualnie takich zawodników jak Matti Hautamaeki, Jernej Damjan, Arttu Lappi czy Sami Niemi. W 2006 roku, po odejściu Heinza Kuttina, był poważnym kandydatem do objęcia funkcji trenera reprezentacji Polski, przed którym miało stać trudne zadanie odbudowania Adama Małysza. - Pamiętam Adama z czasów, kiedy obaj skakaliśmy. Kojarzy mi się z pracowitością. Był też otwarty na nowe różne metody treningowe. Myślę, że wspólnie możemy coś osiągnąć – mówił wóczas na łamach polskich mediów.

Władze Polskiego Związku Narciarskiego ostatecznie zdecydowały się zaufać dużo bardziej doświadczonemu rodakowi Nikkoli, Hannu Lepistoe, podobno akcje bohatera tego tekstu stały jednak znacznie wyżej niż pozostałych kandydatów, Norwega Kjetila Stanbraatena i Słoweńca Vasji Bajca. W 2012 roku zdobywca Kryształowej Kuli za sezon 1989/90 zakończył swoją pracę w świecie skoków narciarskich. Dziś jest kierownikiem działu obsługi klienta w firmie Scania, mającej swoją siedzibę w Kuopio. - Pracuję tu już po raz czwarty, dwa razy odchodziłem, raz mnie zwolniono. Jako sportowiec też byłem uparty – śmieje się Nikkola. Skokami nie przestał się interesować. Gdy ma trochę czasu pomaga w trenowaniu dzieci na małych skoczniach w Siilinjärvi.

Żródła:

Iltalehti.fi
Kaleva.fi
HS.fi
Sport.pl
Informacje własne


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (8208) komentarze: (11)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • kibicsportu profesor
    @Realpany100

    https://www.sport.pl/skoki/7,65074,25744644,jubileuszowy-konkurs-pucharu-swiata-znany-finski-trener-wskazal.html

    Takie coś znalazłem, to powinno być to.

  • Realpany100 doświadczony

    Ma ktoś link do wywiadu ze sport pl ?

  • ugabanie początkujący
    Warto nie zapomnieć

    że był jeszcze jeden fiński zdobywca Kuli - Toni Nieminien.

  • Oczy Aignera profesor
    Piłkarz

    Gdyby Ari-Pekka Nikkola został piłkarzem, to byłby pierwowzorem Petteriego Forsella. Obaj mają problem z szybkim tyciem, a ich wzrost jest zbliżony.

  • Oczy Aignera profesor
    @komentator_sportowy

    Myślisz, że gdyby pierwszy konkurs w Chamonix był bardziej sprawiedliwy, to Wojciech Skupień stanąłby wtedy na podium?

  • Adrian D. redaktor
    @Major_Kuprich

    Ok. Masz rację. Poprawiam.

  • Major_Kuprich profesor
    @Adrian D.

    Chyba jednak się Pan myli.

    https://www.skijumping.pl/zawody/lgp/klasyfikacja-letniego-grand-prix-1995

    https://www.skijumping.pl/zawody/lgp/klasyfikacja-letniego-grand-prix-1996

  • Adrian D. redaktor
    @komentator_sportowy

    Będzie jeszcze okazja, żeby przeanalizować ten sezon i bliżej się mu przyjrzeć 🙂

  • Adrian D. redaktor
    @Major_Kuprich

    Nie, w 1995. W 1996 był drugi.

  • Major_Kuprich profesor
    Nikkola wygrał LGP 1996

    A nie w 1995 jak sugeruje to zdanie:

    "Po wielkim, wspomnianym na wstępie kryzysie i mozolnej powrotnej tułaczce na szczyt zanotował jeszcze jeden świetny sezon -1995/96 poprzedzony triumfem w Letnim Grand Prix. "

  • komentator_sportowy bywalec

    Boli mnie to że o sezonie 95/96 jest wspomniane tylko po łebkach. To że Nikkola został wtedy w ogóle liderem PŚ to była szopka. Najpierw wyeliminowany został Laitinen który tą KK pewno by zgarnął. Później ciężki upadek zaliczył Hoellwarth. Weissflog potencjalnie mógł wygrać KK ale odpuścił trzy weekendy i to na pewno dołożyło dwa grosze. W sumie to Goldberger miał fuksa a zarazem ta kula mu się należało bo jeden jedyny nie miał jakichś załamań formy czy spadków i często plasował się w 10, a Nikkola pod koniec sezonu się posypał (trzeba odjąć zawody w Chamonix bo wystarczy zobaczyć wyniki żeby stwierdzić co za chory weekend to był)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl