"Chodziło o to, żeby się nie pozabijać" - Wojciech Fortuna o pierwszych MŚ w lotach

  • 2020-12-07 19:16

W 1972 roku na zakończenie sezonu rozegrano pierwsze w historii Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich. Gospodarzem była ich kolebka, jugosłowiańska wtedy Planica. Jednym z uczestników imprezy był świeżo upieczony mistrz olimpijski z Sapporo, 19-letni zakopiańczyk Wojciech Fortuna. Co zapamiętał z niej pierwszy złoty medalista zimowych igrzysk? Wiatr, karetki na sygnale i unoszące się w powietrzu fragmenty... styropianu. 

- Jakiś czas temu dotarły do nas informacje, że zarówno Pan jak i Pańska małżonka toczycie walkę z koronawirusem. Nie wypada więc zacząć tej rozmowy inaczej niż zapytaniem o zdrowie
- Dziękuję, na szczęście sytuacja wróciła już do normy. Żona ma problemy z sercem, utrzymywała się u niej wysoka gorączka, musiała więc spędzić dwa tygodnie w szpitalu. Ja z kolei siedziałem w domu, leczono mnie telefonicznie, byłem mocno osłabiony, ale wróciłem już do pełni sił. Mogę zająć się znów moją fundacją, którą prowadzę w Szelmencie. Powinna teraz zacząć w końcu naprawdę prężnie działać. Poprzez jej działalność zbieram pieniądze na pomoc wybitnym sportowcom oraz na aleję gwiazd, w której niedługo dojdą nowe płyty upamiętniające wybitnych przedstawicieli polskiego sportu. 

- Przed nami mistrzostwa świata w lotach. Pan brał udział w pierwszej edycji tej imprezy, która prawie 49 lat temu, podobnie jak teraz, odbyła się w Planicy. Jak Pan wspomina przygotowania do tej imprezy?
- Mieliśmy wtedy sporego pecha. Po powrocie z Sapporo udało nam się przeprowadzić mistrzostwa Polski w Zakopanem, następnie przyszedł halny. Wiało, lało przez chyba dziesięć dni. Mieliśmy w związku z tym długą przerwę w skakaniu. ... No i w takich okolicznościach przyjechaliśmy na Velikankę, największą skocznię świata z rekordem 165 metrów należącym do Manfreda Wolfa.

- To, że nie dało się skakać to jedna sprawa. Ale z tego co wiem, przygotowania do imprezy w Planicy utrudniało Panu też to, że musiał Pan robić za małpę cyrkową...
- Dokładnie tak. Byłem obwożony po Polsce jak małpa. Jak nie do Krakowa, to do Katowic czy do Warszawy. Nikt nie powiedział wtedy: dość, dajcie mu spokój, przecież sezon się jeszcze nie skończył. Przychodziłem rano do klubu, pakowano mnie do Nyski, a ja nawet nie wiedziałem, dokąd jedziemy. Nie zdążyłem jeszcze nawet po posiłku ust wytrzeć i już słyszałem: wyjeżdżamy! Fortuna do Nyski! Pamiętam raz taką sytuację, że pytam kierowcy, Jaśka, dokąd jedziemy. On nie bardzo chciał mi powiedzieć. Okazało się potem, że bał się, że ucieknę kiedy się dowiem, że jedziemy właśnie do Poronina składać kwiaty w muzeum Lenina. Sami towarzysze, pułkownicy, wojsko, milicja, działacze, a ja w środku trzymam wieniec i składam go Leninowi. Ja zapomniałem nawet o tej sytuacji, ale po trzydziestu latach jedna z osób, która była uczestnikiem tego wydarzenia, przypomniała mi o nim. Mówi do mnie, śmiejąc się, nie podskakuj, bo ja mam zdjęcie, które może Cię skompromitować. No i tak to wyglądało. A nie daj Boże, bym się zbuntował i odmówił uczestnictwa w takich wydarzeniach. Zostałbym najpewniej zawieszony, zabrano by mi stypendium. No i weź w takich warunkach przygotuj się do startu w mistrzostwach świata... 

A jak zapamiętał Pan samą imprezę?
- To była wyjątkowo trudna impreza. W Planicy skakało się wtedy wyżej niż dalej. Miałem okazję oglądać loty na obecnej przebudowanej skoczni, która jest teraz fajna i przyjemna. Wtedy było zupełnie inaczej. Pierwszego dnia wiatr wiał z prędkością 5 m/s, organizatorzy jednak za wszelką cenę chcieli przeprowadzić te skoki. Do 90 metra, licząc od progu, zeskok był wyłożony styropianem z powodu braku śniegu. Na styropian położono kamienie, żeby wiatr go nie zwiał. Tak to wtedy wyglądało. Jeden z kolegów z kadry miał pecha, podczas jego skoku zdmuchnęło go wręcz z progu i wpadł w ten styropian. Ja do swojego skoku, a miałem podobnie jak w Sapporo numer startowy 29, naliczyłem osiem karetek na sygnale. Do tego przed moim skokiem austriacki zawodnik Reinhold Bachler w dramatyczny sposób upadł na głowę. Oczyma wyobraźni widziałem już siebie wkładanego na noszach do karetki. No ale nie było wyjścia, trzeba się było skoncentrować i skoczyć. Nie wiem jakim cudem uzyskałem te 132 metry, co pozostało moim rekordem życiowym. Kolejnego dnia było równie dramatycznie. Ostatecznie całe mistrzostwa trzeba było zakończyć po dwóch seriach. Większość zawodników skupiła się nie na tym, żeby daleko skoczyć, ale żeby przetrwać i się nie pozabijać. Wygrał Walter Steiner ze Szwajcarii, który w Sapporo przegrał ze mną złoty medal, a ja zajął 20 miejsce. Szczególnie w pamięci utkwił mi ten widok fruwających fragmentów styropianu. Przyjemnie zrobiło się dopiero po zawodach, kiedy zorganizowano uroczysty bankiet. Atmosfera była już luźna, Josip Broz Tito, przywódca komunistycznej Jugosławii wręczył złote zegarki wszystkim uczestnikom.

- Zdaje się, że to były Pana jedyne loty w karierze?
- Nigdy potem nie skoczyłem już na mamucie, moje losy potoczyły się, tak jak się potoczyły. Moja motywacja do uprawiania sportu skończyła się w Sapporo, o czym już wielokrotnie mówiłem. 

- Jak widzi Pan szanse naszych zawodników w mistrzostwach, które nas czekają już w tym tygodniu?
- Jestem przekonany, że gdyby te mistrzostwa odbyły się w marcu zgodnie z planem, Kamil zdobyłby to brakujące złoto. Był w sakramenckim gazie. Ale przyszła pandemia, zawody odwołano. Trudno. Wierzę w to, że teraz zdobędzie ten wymarzony medal i uzupełni swoją kolekcję. Kamilowi pasuje ta skocznia, ustanowił tam rekord Polski. Przede wszystkim jego siłą jest ogromne doświadczenie. Dla mnie ten człowiek jest geniuszem i nie ma w tym co mówię ani grama przesady.Tym bardziej byłem zdziwiony, kiedy w plebiscycie na sportowca 100-lecia PZN-u, zajął drugie miejsce. Zupełnie nie mogłem się z tym pogodzić. Pozostali chłopcy też skaczą świetnie. Wiem, co mówię, bo oglądam wszystko, co dzieje się w sezonie, wciąż jestem zakochany w skokach. W konkursie drużynowym złoto też jest całkiem realne. Co prawda Norwegowie są kozakami, ale uważam, że dziś to my mamy najlepszych skoczków na świecie. 

Rozmawiał Adrian Dworakowski


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5829) komentarze: (7)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • the_foe doświadczony
    @W Punkt

    Dokładnie tak. Małysz to jest no-brainer. Fortuna nie jest małostkowy, wydaje mi się, ze po prostu dla niego 3 złota olimpijskie to jest nie pojęte. W jego czasach nie było Pucharu Świata nawet. A przez całe lata 80 jeszcze PŚ był traktowany nieco po macoszemu - wtedy MS i IO to były najwazniejsze imprezy, no i T4S. PŚ traktowano trochę jak teraz Ligę Narodów w piłce nożnej.

  • W Punkt doświadczony
    Panu Wojtkowi Małysz na wątrobie leży

    A kiedyś jakby mniej leżał, odnosiłem wrażenie.
    Oczywiście ja dopuszczam, choć sam mam zdanie nieco inne, opinię, że to Kamil Stoch powinien zostać sportowcem 100-lecia PZN. Ale żeby mówić, że ktoś nie mógł się pogodzić z tym, że sportowcem 100-lecia został Adam Małysz? Nie ma człowieka, który położył dla naszego narciarstwa wieksze zasługi. I tego się nie mierzy tylko jakością olimpijskich medali, panie Fortuna.
    Osobiście mam ogromny szacunek dla Kamila Stocha. Tak dla człowieka jak i dla sportowca. Pewnie wiekszy niż dla Adama Małysza. Ale zasługi tego ostatniego dla POLSKIEGO SPORTU są z niczym nieporównywalne. A nawet jeśli się mylę i są, to jak można tak powiedzieć, panie Wojtku? Wstydź się Pan!

  • nicoz weteran
    Złoto

    Podzielam skrajny optymizm Wojciecha Fortuny. Złoto w drużynie na lotach w Planicy UFF. Kto pamięta te dawne czas; chyba nikt a może nie chce pamiętać i dlatego nie ma komentarzy do tego artykułu. Co tam..

  • Kolos profesor
    @janek1123@vp.pl

    Kazachów nie będzie. Jak tam w lecie opowiadał Tkachenko, że nie mają wiz wjazdowych i nie mogą startować, nie wiem czy ich związek już te kwestie ogarnął, po za tym pandemia i nie wiadomo czy też i z tego powodu nie startują.

    Na pewno szkoda,

  • janek1123@vp.pl początkujący
    Rekord

    Rekord Ukrainy wynosi 189,5 metra ,pochodzi z 2009 roku ze starej Planicy i należy do Witalij Szumbareć, czyli zawodnika, który dość regularnie skakał przez kilka sezonów w PŚ, zdarzyło mu się nawet punktować. Myśle, że przy dobrych warunkach jest realne go pobicie:) Tak na marginesie rekordy 18 państw są dłuższe niż 200 metrów.Jak jeszcze ktoś z Kazachów będzie, to jest szansa, że to grono poszerzy się do 20 ekip,
    Thakence zabrakło pół metra ) rok temu w Vikersund.

  • Oczy Aignera profesor
    Fortuna

    Nareszcie jakiś wywiad ze "sponsorem serwisu".

  • SebaSzczesnyy weteran

    Szkoda że loty bez Ammana. Mógł jechać i latać, Formy może nie ma ale przecież lepszej już i tak nigdy mieć nie będzie. Mógł się pożegnać z tą imprezą w sposób oficjalny

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl