Stochów dwóch – skoczek i piłkarz

  • 2021-06-25 07:01

Odpowiadając na pytania, które zapewne pojawią się pod tym tekstem – tak, to wciąż jest portal o skokach narciarskich, a już od lipca po wznowieniu międzynarodowej rywalizacji na skoczniach, będziemy z zapałem relacjonować zmagania na wszystkich możliwych frontach. Póki jednak w naszej dyscyplinie wciąż trwa cisza przed, miejmy nadzieję, burzą, a świat sportu żyje świętem futbolu odbywającym się na naszym kontynencie, staramy się czasem wykorzystywać ten czas również na „wycieczki” w kierunku piłki nożnej.

Z Tokio do Warszawy

Nikt nie ma chyba większych wątpliwości co do tego, że dwie najpopularniejsze dyscypliny sportu w Polsce w XX wieku to piłka nożna i skoki narciarskie. Rodzina państwa Stochów mogła mieć do pewnego momentu nadzieję, że w jej szeregach znajdą się przedstawiciele obu tych społecznych fenomenów. Dzięki legendarnej już dziś „pani Jadzi” mały Kamil zamienił usypywane naprędce śnieżne hopki na prawdziwe skocznie, a potem zaczął ciężką, wieloletnią harówę zwieńczoną po latach zdobyciem najcenniejszych trofeów i dołączeniem do grona najwybitniejszych postaci sportu zimowego. Chrapkę na dużą karierę sportową miał też najbliższy kuzyn Kamila, młodszy o cztery lata Eryk.

Zacznijmy od początku. Bronisław Stoch, tata Kamila, ma brata bliźniaka, Mieczysława. Ten z kolei, przebywając w Japonii, załatwiając tam swoje sprawy biznesowe, związał się z mieszkanką Tajwanu. Góral z Zębu i Azjatka poznali się w szkole językowej uczącej japońskiego. W 1991 roku w Tokio na świat przyszedł Eryk. Całe swoje świadome życie spędził w Warszawie, więc mimo że jego korzenie sięgają Podhala, on sam z górami ma niewiele wspólnego. I tak jak Kamil od najmłodszych lat podskakiwał na dwóch deskach, tak Eryk ganiał za piłką. Obu stryjecznych braci już na etapie kilkuletnich brzdąców połączyła zapamiętała pasja do uprawiania sportu. W 2001 roku młodszy z bohaterów tego tekstu został graczem juniorów Legii Warszawa.

– Mieszkałem w Warszawie, kochałem piłkę, Legia wydawała mi się najrozsądniejszym wyborem do tego, by się rozwijać. Trudno dziś mówić, że osiągnąłem w futbolu jakieś sukcesy, ale największy krok do przodu wykonałem, gdy udało mi się awansować do zespołu Młodej Ekstraklasy, czyli bezpośredniego młodzieżowego zaplecza pierwszej drużyny Legii. To był czas, kiedy w stołecznym zespole grali między innymi Roger Guereiro, Miroslav Radović czy Jakub Wawrzyniak – wspomina Eryk.

Młody Ekstraklasowicz

Można powiedzieć, że dla obu Stochów przełomowym okazał się rok 2007. Kamil zajął bardzo dobre na tamten czas 15 miejsce w Turnieju Czterech Skoczni i ten wynik udało mu się poprawić dopiero pięć lat później. Podczas mistrzostw świata w Sapporo uzyskał najwyższe w swoich startach na dużych imprezach lokaty – 11. i 13. Wreszcie latem w Oberhofie wygrał swój pierwszy w karierze konkurs wysokiej rangi, triumfując w przepięknym stylu w zawodach Letniego Grand Prix.

W tym samym 2007 roku Eryk, o czym wspomniał wyżej, dołączył do drużyny grającej w Młodej Ekstraklasie. Dla 16-latka było to duże wyzwanie. Regulamin rozgrywek ME dopuszczał możliwość zgłoszenia do konkretnego meczu trzech zawodników pierwszej drużyny, więc zdarzało się, że w ramach czasowego zesłania przez Młodą Ekstraklasę przewijały się znaczące w polskiej piłce nazwiska. Było kogo podpatrywać, było się od kogo uczyć. Można było poczuć czasem przedsmak dużej krajowej piłki.

Będąc blisko pierwszej drużyny Legii, młody piłkarz mógł uczestniczyć w zajęciach z zawodnikami wicemistrza Polski, który na krajowej arenie musiał uznawać wtedy wyższość tylko Wisły Kraków. W pierwszym zespole warszawskiej drużyny zagrał nawet w jednym ze sparingów.
 


Dobrze szło, ale przestało

W 2010 roku Kamil zanotował niezwykle udany sezon letni, który okazał się wstępem do znakomitej zimy, pierwszej okraszonej pucharowymi zwycięstwami. Sportowa droga drugiego ze Stochów zaczyna w tym czasie zbliżać się do swojego kresu. O tym dlaczego się nie udało, czego zabrakło, by rozpocząć profesjonalną przygodę z futbolem, Eryk mówi dziś raczej niechętnie. Można odnieść wrażenie, że to był bardzo trudny moment dla młodego pasjonata piłki, który wcześniej oczyma wyobraźni widział się na futbolowym szczycie. – Do pewnego momentu dobrze to szło, potem przestało. Tyle. Czego zabrakło? Trochę talentu, trochę szczęścia, trochę głowy…

Zabrakło też w pewnym momencie zdrowia. Portal Legionisci.com w 2009 roku w dramatycznym tonie relacjonował wydarzenia z jednego z meczów warszawian: „Impulsem do szturmowania bramki gospodarzy był brutalny faul na Eryku Stochu. Legionista w 69. minucie został sfaulowany przez rywala, czego efektem było złamanie wraz z wykręceniem nogi w nienaturalny sposób. Natychmiastowo na miejsce wezwano karetkę, która po niecałym kwadransie przybyła na miejsce i po kolejnych kilkunastu minutach zabrała kontuzjowanego gracza. W efekcie byliśmy świadkami niespełna półgodzinnej przerwy!”. Zanim Stoch przedwcześnie musiał zakończyć udział w tym spotkaniu, zdążył zdobyć bramkę otwierającą wynik. Tego dnia było to jednak marne pocieszenie.

„Było u niego widać mentalność zwycięzcy”

Z piłką nie potrafił się rozstać, ale od tego czasu traktował ją już tylko jako zabawę, wspierając swoimi umiejętnościami i doświadczeniem drużyny z czwartej ligi, okręgówki czy te grające w futsal. Nie dziwi się w żadnym stopniu, że to jego kuzyn z Zębu osiągnął w sporcie nieporównywalnie więcej: - Pamiętam, jak będąc dzieckiem jeździłem zimą na Podhale. Kamil budował sobie skocznie ze śniegu i skakał na nich z pasją. Ja wtedy zjeżdżałem sobie z tych górek i patrzyłem, jak sobie radzi. Już wtedy widziałem u niego determinację, upór, tę mentalność zwycięzcy. Dziś nie mamy częstych okazji do tego by się spotykać, ale w ubiegłym roku na przykład udało się nam obejrzeć razem mecz Ligi Mistrzów.

Słowa kuzyna wpisują się więc w relacje wielu innych świadków rozwijania się Kamilowej pasji i  jego talentu. We wspomnieniach na temat czasów dzieciństwa i wczesnej młodości naszego super skoczka przewijają się często słowa o zawziętości, radości w oczach i złości, kiedy mu coś nie wychodziło. To te cechy, które widać u niego do dziś i które doprowadziły go w to miejsce, w którym obecnie się znajduje.

Pomimo swoich góralskich korzeni Eryk nie jest pasjonatem sportów zimowych. – Nigdy tak naprawdę nie jeździłem na nartach, zresztą grając w Legii miałem nawet oficjalny zakaz, był taki zapis w kontrakcie. Potem jakoś nie było okazji, nie ciągnęło mnie do tego, ale może kiedyś spróbuję. Nie oglądam też jakoś bardzo często konkursów skoków narciarskich, choć gdy mam możliwość i jestem przed telewizorem, włączę transmisję. Choć nie śledzę całych zawodów na ekranie, to wyniki już sprawdzam w miarę regularnie  – przyznaje były Legionista. Chętniej ogląda piłkę nożną, więc trwające Mistrzostwa Europy obserwuje z dużym zainteresowaniem. – Nie będę oryginalny i powiem, że to Francja ma największe szanse na zwycięstwo. Bardzo dobrze oglądało mi się Włochów. Podobają mi się te mistrzostwa, zdecydowana większość meczów jest na bardzo wysokim poziomie i tylko szkoda, że nasza drużyna tak szybko opuszcza ten turniej.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (7465) komentarze: (2)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Oczy Aignera profesor
    Bardziej znany

    I tak najczęściej kojarzonym z piłką nożną Stochem jest Miroslav, który do niedawna grał w Zagłębiu Lubin.

  • Cris0009 początkujący

    Dobrze, ze Kamil wybrał akurat skoki :)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl