Wielki rozmach, mała wyobraźnia i zero cierpliwości, czyli jak to się robi w Chinach

  • 2021-12-15 11:37

Nieco upraszczając sytuację, w tych trzech tytułowych frazach zamyka się podejście chińskich decydentów do rozwoju skoków narciarskich w tym kraju. A jak w soczewce cała ta sytuacja skupia się w przypadku projektu rozwoju młodych skoczkiń z miasta Hangzhou niemającego ze sportami zimowymi nic wspólnego. 

Hangzhou leży we wschodnich Chinach. W średniowieczu było uważane za jedno z największych miast świata. Obecnie jest jednym z najważniejszych chińskich punktów na mapie miłośników herbaty. Produkuje się tam Longjing, jedną z odmian zielonej herbaty, w mieście znajduje się również jej muzeum. Średnia temperatura w Hangzhou wynosi 17 stopni. Sportów zimowych nikt tam nie uprawiał. Wszystko zmieniło się w 2019 roku. W obliczu zbliżających się igrzysk w Pekinie władze miasta postanowiły, że też chcą partycypować w ewentualnych sukcesach chińskich sportowców podczas najważniejszej zimowej imprezy. Miastem partnerskim Hangzhou jest słoweński Maribor i po kilku konsultacjach ustalono, że Słoweńcy nauczą skakać na nartach tamtejsze dziewczyny. 

Wiosną 2019 roku Primoż Peterka wraz z Jelko Grosem, dyrektorem Nordic Planica Center, udał się do Chin, by wyselekcjonować odpowiednie kandydatki na potencjalne skoczkinie. Spośród siedemdziesięciu siedmiu dziewcząt wybrano piętnaście, czternaście udało się do Słowenii. Już na miejscu okazało się, że dwie z nich nie będą mogły uprawiać skoków na wysokim poziomie, ostatecznie więc wraz z Peterką trenuje dwunastka młodych sportsmenek w wieku 12-16 lat. Testy obejmowały dość szeroki wachlarz aspektów psychofizycznych, duży nacisk kładziono na sprawdzenie odwagi kandydatek na skoczkinie. Jednym ze sprawdzianów był skok do wody z bardzo dużej wysokości. Dziewczęta wcześniej uprawiały takie dyscypliny jak:  siatkówka, lekkoatletyka, boks, judo czy podnoszenie ciężarów.

Po kilku miesiącach Chinki skakały już na skoczni K-40. Nadano im nowe bardziej międzynarodowe "imiona", by uprościć komunikację. Na kompleksie w Planicy trenowały więc m.in. Tina, Betty, Molly czy Vivian. - Dziewczyny chciałyby oczywiście wystąpić na igrzyskach w Pekinie, to marzenie każdego sportowca, ale musimy być realistami - mówił przed dwoma laty Primoż Petrka. - Jak na dwa i pół roku wspólnej pracy to bardzo wygórowany cel. Nie do zrealizowania. Można mieć talent, ale by w tak krótkim czasie oddawać skoki dobrej jakości na skoczni K-90... Jestem trenerem, nie mogę sam siebie oszukiwać.

Trener sobie, a Chińczycy sobie. Nie bardzo chcieli słuchać doświadczonego szkoleniowca. Sami wiedzieli lepiej. Być może współpraca z Peterką skończyłaby się podobnie jak dwa lata później z Kojonkoskim, ale nadeszła pandemia. Skoczkinie wróciły do kraju, projekt został zawieszony, a były słoweński skoczek i szkoleniowiec ogłosił zakończenie kariery trenera. Grupy jednak nie rozwiązano. Dziewczęta przekazano pod opiekę chińskiego trenera. Problem polegał jednak na tym, że od najbliższej skoczni dzieliła je odległość setek lub tysięcy kilometrów. Ograniczone możliwości przeprowadzenia treningu na skoczni, starano się uzupełnić ćwiczeniami "na sucho". W listopadzie grupę odwiedził reporter portalu Todayhot.news. Skoczkinie przebywały w bazie treningowej kobiecego klubu piłki nożnej Tonglu Hangzhou, pracując nad siłą, wytrzymałością i wykonując symulacje skoków na prowizorycznych urządzeniach mających pomagać imitować skok narciarski.

Na przełomie listopada i grudnia grupa po długim czasie wróciła na skocznię, wyjeżdżając na długie zgrupowanie do Jilin. Fakt braków u zawodniczek i świadomość zaległości treningowych nie wpłynęły jednak na cele wytyczone skoczkiniom. Trener ekipy wprost mówi o występie podczas igrzysk w Pekinie: - Cykl treningowy będzie podporządkowany zimowym igrzyskom. Cały projekt jest prowadzony bardzo umiejętnie, przewidujemy, że osiągniemy nasze cele i wystąpimy w przyszłym roku w Pekinie - twierdzi, nie zdając sobie sprawy lub nie chcąc sobie zdawać, z tego, że dołączenie do aktualnej chińskiej kadry kobiet i przebrnięcie przez wszystkie etapy kwalifikacji do startu w imprezie jest już praktycznie niemożliwe. Dodajmy, że po zwolnieniu Miki Kojonkoskiego, który nadzorował zarówno męską jak i żeńską reprezentację, trenerem tamtejszych kobiet został były norweski skoczek Joakim Aune, który w ostatnich latach dwukrotnie kończył swoją karierę. Jednym z powodów były kłopoty ze zdrowiem. Aune ma zaburzenia równowagi z powodu problemów z błędnikiem oraz przewlekłe bóle głowy, a także nie słyszy na jedno ucho. 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (7080) komentarze: (4)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Joannna stały bywalec

    Czy autor jest w stanie dowiedzieć się, jaką rolę w chińskiej kadrze pełni Walter Hofer? Byłoby super.

  • Arturion profesor

    Chińczycy, chcą sukcesów. Przez wieki słynęli z cierpliwości. Chyba jednak rewolucja komunistyczna i - zwłaszcza - kulturalna odcięły ich mocniej od tradycji, niż można by sądzić. Więc w skokach nie będą mieć sukcesów.
    Kraj to ludny i na pewno jest tam wiele talentów, ale są gotowi wszystkie zmarnować. Poprzez prostackie podejście do tylko z pozoru prostego sportu.

  • Lets1Go1Brandon stały bywalec

    Tylko czekać jak któraś ze skoczek oskarży wicepremiera o gwałt i zniknie, a igrzyska zostaną odwołane, tak jak turnieje tenisowe.

  • kwak11234@wp.pl profesor

    Chin raczej nie ujrzymy już W PŚ.
    trzeba czekać na ZIO.
    a mogli nie zwalniać Kojonkowskiego;)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl