Starcie Nykänena z Kojonkoskim w Thunder Bay - fragment książki „Życie to bal”

  • 2021-12-27 22:53

Szukacie mocnej książki o skokach narciarskich na zimowe wieczory? Biografia Mattiego Nykänena „Życie to bal”, która ukazała się w naszym kraju w grudniu nakładem Wydawnictwa SQN, może okazać się strzałem w „10”. Poniżej prezentujemy obszerny fragment książki o legendarnym Finie, którego życie było pełne kontrowersji i afer.

Matti Nykänen. Życie to balMatti Nykänen. Życie to bal
fot. Wydawnictwo SQN
Matti Nykänen. Życie to balMatti Nykänen. Życie to bal
fot. Wydawnictwo SQN

Książkę „Matti Nykänen. Życie to bal” zamówisz na: https://idz.do/biografia-mattiego

Grudzień 1985. Gdy w Thunder Bay w Kanadzie reprezentacja Finlandii trenowała do pierwszego konkursu sezonu Pucharu Świata, który miał się odbyć następnego dnia, Mattiemu wciąż mocno dokuczał kac. Jego relacje ze sztabem trenerów stawały się coraz bardziej napięte, czasem pojawiała się wręcz nienawiść. To nic zaskakującego, że szkoleniowcy zdenerwowali się, gdy zobaczyli, w jak kiepskiej formie Matti pojawił się na przeprowadzanych rano ćwiczeniach.

W przebieralni reprezentacji doszło do małej kłótni, która na skutek emocji natychmiast przybrała większe rozmiary. Matti odpowiadał wszystkim bardzo ostro i wkrótce nawymyślał pierwszemu trenerowi Kariemu Ylianttili. Potem wrócił jak burza do hotelu, nie zabrawszy z przebieralni swoich rzeczy. Koledzy z drużyny wzięli je po treningu do kwatery, ale wbrew oczekiwaniom Mattiego nie wnieśli ich do środka, lecz zostawili na zewnątrz.

W tym czasie Matti zdążył pociągnąć już kilka łyków i był lekko pijany. Gdy zauważył w auli znajome postacie, ale bez jego własności, znów się zezłościł.

– Gdzie, do cholery, są moje graty?! – ryknął Matti do Ylianttili.

– Tam, gdzie je zostawiłeś – odpowiedział krótko z surową miną.

Wtedy Matti sądził, że może dyktować reguły gry według własnego widzimisię. W takiej iluzji utrzymywali go dyrektorzy i inne ważne fisze, ponieważ gdy się z nim spotykali, zazwyczaj głaskali go po głowie. W sporcie drużynowym to normalne, że wybitny zawodnik dzięki pochlebstwom otoczenia staje się ważniejszy od reszty członków drużyny. W składającej się z odrębnych jednostek reprezentacji Finlandii działo się wtedy to samo. Matti nie uważał, że jest dla drużyny, lecz że drużyna jest dla niego. Gdy był trzeźwy i spokojny, nie chciał zwracać na siebie zbyt dużo uwagi, a jeśli już, to raczej w żartach. Przynajmniej wśród znajomych próbował być szeregowym członkiem zespołu, Mattim normalsem, który zawsze w podbramkowych sytuacjach gotowy jest bronić kolegów z reprezentacji. Na kacu, nie wspominając już o rauszu, władzę nad nim przejmowały demony. Na scenę wychodził niczego niebojący się Matti celebryta, którego zachowanie przyprawiało Mattiego normalsa o kaca moralnego, a na to nie działał już tylko sam trening. Często trzeba było wypić więcej wódki i w ten sposób tworzyło się błędne koło.

Kari Ylianttila wiedział, że trzeba być bardziej elastycznym wobec gwiazd, ale wszystko miało swoje granice.

– Sam zabierz stamtąd swoje rzeczy. Nie jestem twoim służącym! – ryknął trener.

Zachowanie Mattiego nie podobało się wielu kolegom z drużyny. Nikt nie był też zaskoczony, że awantura trwała do wieczora. Gdy polało się więcej wódki, Matti zaczął rozglądać się w poszukiwaniu winnych. I nie musiał szukać długo, bo wykorzystywał tego kozła ofiarnego już wcześniej – padło na skoczka Mikę Kojonkoskiego.

Matti chował w sobie urazę do kolegi od końca lat 70. Tym razem dał upust emocjom i rzucił się na niego z pięściami. Zazwyczaj ich starcia przybierały formę łagodnych przepychanek, ale obecnie Matti był bardziej wściekły niż kiedykolwiek. Z jego perspektywy sytuacja wyglądała jednak beznadziejnie: był o głowę niższy i o jakieś dziesięć kilogramów lżejszy od Kojo, a to duża różnica w walkach bokserskich i zapaśniczych. Kojonkoskiemu udało się powalić przeciwnika na podłogę, chociaż ten szarpał się i kopał z całej siły.

– Gdy Matti był trzeźwy, nigdy nie miałem z nim żadnych przejść. Ale alkohol w ogóle mu nie leżał, bo zmieniał go w kompletnie inną osobę. Matti i alkohol to było niebezpieczne połączenie dla postronnych. To wtedy dochodziło do utarczek między nami – mówi dziś Kojonkoski. – Został najpopularniejszym sportowcem w kraju w młodym wieku, gdy miał siedemnaście lat. Dla każdego byłby to duży ciężar. Jeśli granice nie są jasno określone, człowiek ma zniekształconą perspektywę patrzenia na świat. W przypadku Mattiego w lustro powinny spojrzeć też fińskie organizacje sportowe oraz społeczeństwo.

Chwilę później teatrzyk przeniósł się do pokoju Kariego Ylianttili i Mattiego Pulliego, osobistego trenera skoczka. Matti drażnił ich przez pewien czas, aż w końcu głównemu szkoleniowcowi puściły nerwy i złapał podopiecznego za gardło. Ylianttila dusił w sobie gniew aż do tego wydarzenia w środku nocy. Teraz wybuchł i uwolnił tłumione emocje.

Pulli znalazł się w trudnej sytuacji, między młotem a kowadłem, tak jak wiele razy wcześniej. Już podczas pierwszego wspólnego sezonu jego relacje z podopiecznym były ciągłą zabawą w kotka i myszkę, w której żaden nie chciał przegrać. Podczas tej podróży Mattiemu powinęła się jednak noga: zgodnie z przewidywaniami natychmiast został odesłany do domu

W samolocie Matti zapewne robił sobie rachunek sumienia. Wbrew temu, co obiecał w Thunder Bay dziennikowi „Ilta-Sanomat” oraz członkom sztabu trenerskiego, po powrocie do Finlandii nie zamierzał powiedzieć prawdy o przyczynach, dla których został wysłany do domu. Dziennikarz gazety wiedział, co stało się w Kanadzie, ale obiecał milczeć, jeśli tylko Matti w kraju sam wyjawi prawdę.

Według oficjalnego stanowiska Fińskiego Związku Narciarskiego powrót skoczka wynikał z „przyczyn osobistych”. Podobno przekroczona została granica krytyczna. Matti swój prywatny punkt K wyznaczył jednak jeszcze dalej. Wyglądało na to, że stawienie czoła prawdzie, nie mówiąc już o otwartym mówieniu o niej, sprawia mu ogromny ból. Oprócz tego tajemnica zawsze mogła wyjść na jaw.

W tamtym okresie Matti dowiedział się, że zostanie ojcem. Chodził z kobietą o imieniu Tarja, która teraz oczekiwała dziecka. Nie był jednak skory do zawarcia z nią poważniejszego związku i nie czuł się gotowy na potomka. Przed bliskimi snuł przypuszczenia, że jeśli przestałby osiągać wyniki w skokach i nie miał szans na kolejne sukcesy, straciłby grunt pod nogami i nic by mu już nie zostało. Przestraszony postanowił zataić całą sprawę lub przynajmniej zaprzeczyć ojcostwu. Zachował się tak jak zazwyczaj, gdy pojawiały się problemy – po prostu przed nimi uciekł.

Prasa i telewizja dowiedziały się o dziecku lata później. Mimo to na lotnisku Helsinki-Vantaa na Mattiego czekał cały fiński cyrk medialny. W Kanadzie skoczka bardzo zawiodło wyczucie sytuacji, ale teraz przynajmniej znów mógł się wykazać zdolnościami krasomówczymi. Gdy doświadczony dziennikarz Anssi Kukkonen zapytał przy tłumie ludzi: „No, Matti, piło się wódkę w hotelu?”, skoczek, wyglądający jak dzieciak z wielkimi błyszczącymi oczami, przybrał twarz pokerzysty i wypowiedział słowa, które przeszły do historii: „Może piłem, może nie, so not, jeśli skoki wychodzą!”.

Książkę „Matti Nykänen. Życie to bal” zamówisz na: https://idz.do/biografia-mattiego


Redakcja, źródło: Wydawnictwo SQN
oglądalność: (3950) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Lets1Go1Brandon stały bywalec
    @Arturion

    Nie, zgubiłem ich na działkach.

  • Arturion profesor
    @Lets1Go1Brandon

    Ale po pół godziny dogonili?

  • Arturion profesor

    I tak był najwybitniejszym skoczkiem wszechczasów. A gdyby mniej pił? To strach się bać.

  • Lets1Go1Brandon stały bywalec

    Wierzcie lub nie, ale ja po wódce też szybciej i dłużej biegałem. Kiedyś nawet uciekałem przed policją przez pół godziny. Na trzeźwo bym tego nie dokonał.

  • Kolos profesor

    Hmm, artykuł (fragment książki) sugeruje, że Nykaenen w grudniu 1985 r. został karanie odesłany z Thunder Bay, ale on w tych zawodach wystąpił - zajął 3 i 4 miejsce, wystartował też tydzień później w Lake Placid (7 i 19), dopiero potem miał dłuższą przerwę - nie wystartował w Chamonix i w całym TCS. Co i tak nie przeszkodziło mu w zdobyciu Kryształowej kuli za tamten sezon, no ale jak już wrócił to na 16 rozegranych do końca sezonu konkursów, 13 razy był na podium. Fenomen.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl