"Zdobyłem złoto, ale przegrałem igrzyska" - Yukio Kasaya o porażce z Fortuną

  • 2022-01-24 13:05

W lutym minie dokładnie 50 lat od igrzysk w Sapporo - wielkiego triumfu Wojciecha Fortuny i porażki na Okurayamie pewnego faworyta do złota, reprezentanta gospodarzy Yukio Kasayi. 78-letni znakomity przed laty skoczek rzadko dziś rozmawia z mediami, ale zrobił niedawno wyjątek dla japońskiego portalu Nordot.app. Zgodził się jeszcze raz sięgnąć pamięcią do bardzo trudnych dla niego wydarzeń sprzed półwiecza, które wspomina, mimo zdobycia złota na mniejszej skoczni, jako swoją klęskę. 

Po trzech zwycięstwach w Turnieju Czterech Skoczni 1971/72 Kasaya nie przystąpił do rywalizacji w Bischofshofen. Choć miał już de facto zapewniony start w domowych igrzyskach, to honorowo postanowił wystąpić w wewnątrz japońskim konkursie kwalifikacyjnym, który kolidował z finałem TCS. Olimpijska rywalizacja w Sapporo rozpoczęła się 6 lutego na mniejszej z tamtejszych skoczni, Miyanomori.

- To była prosta sprawa, nie czułem jakichś wielkich emocji - wspomina Kasaya. - Nie robiłem nic specjalnego, ponad to na co było mnie stać, ponad to co robiłem w innych konkursach. Nie lubiłem tej skoczni, ale byłem w takiej formie, że wystarczyło mi się skoncentrować i zrobić swoje. W chwili, gdy wylądowałem, usłyszałem wiwat dwudziestotysięcznego tłumu. Na skok wciąż czekało jedenastu zawodników, ale reakcja publiczności mówiła wszystko - moje zwycięstwo było przesądzone. Wszystko poszło gładko i zgodnie z planem. 

- Zawody na Miyanomori były tylko przystawką, dodatkiem - twierdzi mistrz olimpijski z mniejszej skoczni. - To Okurayama, duża skocznia,  była najważniejsza i tylko ona się liczyła. To tak jak w judo, liczy się przede wszystkim waga ciężka i zwycięstwa w tej kategorii mają największą wartość. Okurayama to coś więcej niż skocznia, to symbol, brama do innego świata, którą trzeba sforsować. Po pierwszej serii traciłem 5,5 punktu do Wojciecha Fortuny, 19-latka z Polski. Wierzyłem jeszcze, że jestem w stanie odwrócić losy tej rywalizacji. 

W przerwie między seriami Japończyk poczuł, że zwycięstwo w najbardziej prestiżowej konkurencji wymyka mu się z rąk. Dla czterdziestotysięcznej publiczności liczył się tylko triumf ich reprezentanta. Nawet drugie miejsce zostałoby uznane za porażkę. Zdenerwowany Kasaya sięgnął po paczkę papierosów i czekając na swój finałowy skok, odpalał jeden od drugiego. 

- Mój drugi skok był zupełnie nieudany - wspomina. - Popełniłem błąd przy wyjściu z progu, a zaraz za nim dostałem podmuch wiatru z przodu. Walczyłem, ile mogłem, by jakoś uratować ten skok, ale skończyło się na 85 metrach i siódmym miejscu. Mówiąc szczerze, nie potrafiłem się wystarczająco skoncentrować na tym konkursie. Wolałbym, gdyby te zawody odbyły się zaraz po pierwszych. Pięciodniowa przerwa była dla mnie za długa. Dużo było zamieszania po naszych medalach na mniejszej skoczni, sporo się działo wokół, dużo było szumu. Rozstroiłem się. Ale to tylko moja wina i nikogo więcej.

- Nawet jeśli pierwszy złoty medal olimpijski w skokach jest określany mianem "sukcesu" czy "wielkiego osiągnięcia", to traktuję to tylko jako opinię otoczenia. Dla mnie dużo głębsze od satysfakcji ze zwycięstwa na Minaynomori, było poczucie porażki, której doznałem na Okurayamie. Do dziś tak to odczuwam. Nawet jeśli wczoraj wygrałeś, dziś nie wolno ci przegrać. Porażka na dużej skoczni była dla mnie równoznaczna z porażką na całych igrzyskach. Chciałem pokonać Okurayamę, to był mój cel. Przegrałem i nigdy nie patrzyłem na te igrzyska w kategoriach żadnego sukcesu. Ja tam po prostu poniosłem porażkę.

Kasaya to niepowodzenie chciał sobie powetować na kolejnych igrzyskach, w Innsbrucku, ale tam już mocno odstawał od najlepszych. Zajął 16 i 17 miejsce. Po tym sezonie zakończył karierę. Pełnił następnie funkcję dyrektora Japońskiego Związku Narciarskiego, był też sędzią międzynarodowym FIS. Ze świata sportu wycofał się w 2011 roku. 

 

Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (10887) komentarze: (7)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @TheDriger

    Fakt. Dla niego złoty medal IO to nie sukces. Porażką jest brak tego medalu, na który przede wszystkim liczył.
    Szczerze mówiąc to p. Wojciech zrobił mu świństwo... ;-)

  • TheDriger stały bywalec

    To jest właśnie mentalność zwycięzcy. Wielu młodych mogło by się sporo nauczyć od Kasayi

  • Lets1Go1Brandon stały bywalec
    @EddieKoteł

    Serio. I właśnie przeczytałem na stronie japońskiej o skokach, że Noriaki to jego bratanek, więc byłem blisko.

  • Arturion profesor

    Coś na rzeczy jednak może być. Wydaje mi się kiedyś czytałem, że są jakoś spokrewnieni. To może być kwestia transkrypcji japońskich nazwisk. Był np. zawodnik pisany Saito, bądź Saitoh. Ale to tylko jakieś mgliste skojarzenia.

  • EddieKoteł weteran
    @Lets1Go1Brandon

    Ty tak na serio?

  • Jellycrusher bywalec
    @Lets1Go1Brandon

    Kasaya i Kasai trochę się jednak różnią. Coś jak Nowak i Nowacki.

  • Lets1Go1Brandon stały bywalec

    Noriaki to jego syn czy wnuczek?

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl