"Ta grupa wyżera się od środka" - Nicole Konderla o sytuacji w reprezentacji kobiet

  • 2022-02-08 16:00

- Drużyna nie będzie funkcjonować, jeżeli zespół jest rozwalony od środka, zawodnicy nie współpracują z trenerami, a trenerzy mają różną wizję. Choćby przyszedł najlepszy szkoleniowiec na świecie - mówi Nicole Konderla na temat sytuacji w kobiecej kadrze Polski. 20-latka podczas olimpijskiego debiutu w Pekinie rywalizowała indywidualnie, a także reprezentowała nasz kraj w zawodach drużyn mieszanych.

Skijumping.pl: Miesiące przygotowań, tygodnie planowania, a tymczasem kilka dni i po wszystkim. Dla skoczkiń igrzyska w Pekinie dobiegły końca.

Nicole Konderla: Kilka dni i po wszystkim, ale kilka dni jeszcze nigdy nie dało mi tak w kość. Najgorszy był czas po konkursie indywidualnym. Wylała się ogromna fala krytyki, która bardzo mnie przytłoczyła. Nie miałam ogromnych oczekiwań wobec tych zawodów. Przyjechałam tutaj po naukę, a spadło tyle krytyki, że człowiek usiadł i zastanowił się nad tym, co się dzieje. Dołujący był też brak wsparcia od reszty zespołu. W olimpijskiej czwórce było w porządku, ale nasza kadra jest dużo większa i wsparcia w ogóle nie było. Dzień mikstu też nie był prosty, bo niełatwo zebrać się po takiej krytyce i uwierzyć w siebie. Zwłaszcza skacząc z Kamilem Stochem i Dawidem Kubackim. Trzeba było błyskawicznie zebrać się w sobie. Wyszło to całkiem, całkiem. W kontekście skoków na pewno lepiej niż indywidualne zawody. Do tego dostałyśmy ogromne wsparcie od sztabu męskiej reprezentacji. To był bardzo budujący dzień.

Na czym polegało to wsparcie męskiej kadry narodowej?

Ich sztab całą noc pracował nad naszymi kombinezonami przed mikstem. Nie wywierano na nas ogromnej presji. Miałyśmy dać z siebie wszystko i pokazać swoje umiejętności. Pierwsze skoki były trochę lepsze, drugie nieco zawalone. Można nam zarzucać, że zajęliśmy szóste miejsce za sprawą dyskwalifikacji innych, ale to są skoki narciarskie. Trzeba robić swoje. Dotyka mnie krytyka, bo każdego by dotknęła taka fala, ale za cztery lata pokażę, co mogę osiągnąć.

Z wszystkimi argumentami krytyków się nie zgadzasz?

Kibice skoków narciarskich i tak widzą tylko malutką część tego, co robimy, przez co wnioski są wyciągane zbyt pochopnie. Jest duża krytyka, że nie robimy postępu. Świat cholernie odjechał do przodu, jeśli ktoś się przyjrzy. W Zhangjiakou dzieliło nas kilka belek od mężczyzn, a nie tak dawno były to okolice dziesięciu platform startowych. Nie zrobimy nagle takiego przeskoku, że od razu będziemy bić się o medal. A po Seefeld była nakręcona wielka bańka, że wrócimy z Pekinu z medalem. Dlaczego wszyscy są zdziwieni tymi wynikami po takim przebiegu sezonu? Skoki były słabe, natomiast żadna z nas nie przyjechała tu po medal. Przede wszystkim przyjechałyśmy po doświadczenie.

Już w Willingen podkreślałaś, że lecisz do Azji, by zebrać cenne lekcje. Jesteś optymistką, realistką czy pesymistką?

Raczej pesymistką. Bardzo szybko wpadam w ciemne myśli, ale coraz szybciej z tego wychodzę i się ogarniam. Wiem, że po jednych zawodach świat się nie kończy i nie urwie nikomu głowy. Najczęściej sama urywam sobie tę głowę. Krytyka mnie przytłoczyła, ale z drugiej strony dała motywację, by za kilka lat pokazać to, do czego jestem zdolna.

Skupianie się na zbieraniu doświadczenia, a nie wynikach, to sposób na walkę ze stresem?

Chciałabym przyjechać na igrzyska i walczyć o złoto, ale znam realia i poziom swoich skoków. Wiem, jakim problemem nadal są dla mnie zawody. Może grudniowe mistrzostwa Polski w Zakopanem były konkursem, podczas którego oddałam skoki podobne do treningowych? Cały czas jest pod tym względem ogromna różnica. Musiałam być realistką i zdawać sobie sprawę z tego, po co jadę do Pekinu. Jak wyglądają igrzyska? Czy są dużo straszniejsze niż Puchar Świata? No i dać z siebie wszystko. Skoki były, jakie były, ale zostawiłam serce na skoczni. Nikt nie może mi zarzucić, że przyleciałam do Chin i lekceważyłam fakt, że skoczyłam 60 metrów. Też nie jest mi przyjemnie pokonać tyle kilometrów i oddawać takie skoki. Chciałam latać dalej.

Turystyka sportowa. Tak Łukasz Kadziewicz, czyli były siatkarz, który dziś występuje w roli eksperta sportowego, nazwał waszą sytuację. Czujesz się jak turystka sportowa?

Nie, nie czuję się turystką. Przyjechałam tutaj i zrobiłam wszystko, co w danej chwili mogłam. Wiem, że to zaprocentuje w przyszłości. Zebrałam doświadczenie, którego nikt mi nie zabierze. Wiem, że pomoże mi to na kolejnych igrzyskach i w następnych sezonach. Zajęłam jedno z ostatnich miejsc, ale odrzucam turystykę sportową. Ursa Bogataj przed czterema laty była 30. W Pjongczangu weszła do finału, ale była w nim ostatnia. Dziś mówimy o podwójnej mistrzyni olimpijskiej z Pekinu. To są skoki narciarskie.

Stojąc przed lustrem jesteś w stanie powiedzieć sobie, że nie dało się lepiej przygotować do igrzysk?

Na pewno się dało, bo jestem taką osobą, która zawsze uważa, że dało się mocniej potrenować. Na ten moment celem jest przełożenie treningowych prób na zawody, bo wtedy będę w zupełnie innym miejscu. Pokazywałam to już latem, że spokojnie stać mnie na punktowane lokaty, ale zawody cały czas działają na mnie paraliżująco. W tym momencie zakończył się czteroletni okres olimpijski i zaczął się następny. Teraz ważne jest to, by dawać z siebie wszystko i walczyć pod kątem następnych igrzysk.

Szansa medalowa w mikście była motywem przewodnim polskich skoków kobiet od wspomnianych mistrzostw świata w Seefeld, gdzie na półmetku sprawiedliwej rywalizacji nasza drużyna mieszana zajmowała trzecią pozycję. Wskoczenie na olimpijskie podium było wyzwaniem, ale nie chce mi się wierzyć, że w zaistniałych okolicznościach Kanada była poza naszym zasięgiem.

Mnie i Kingę było stać na dużo lepsze skoki. Obiekt olimpijski kompletnie nam nie leżał. W pierwszej fazie leciało się bardzo nisko, nie miałyśmy szczęścia do warunków i trudno było pokonać bulę. Kanada? Na pewno była do schwytania. Dziewczyny mają bardzo fajną zimę, ale latem skakałyśmy podobnie do nich. Nie jest tak, że są nieosiągalne. Wiadomo, że Dawid i Kamil wykonaliby swoją robotę w męskiej części i bylibyśmy w innym miejscu. 

Chciałbym wrócić do braku wsparcia ze strony reszty żeńskiej reprezentacji.

Jeżeli ktoś nas obserwuje to widzi, jaka jest sytuacja. Nie jesteśmy jednością. Nie mamy wspólnego celu i nie pracujemy na niego. To wszystko jest rozwalone. Kolejne robienie szumu przy najważniejszej imprezie w sezonie, jak podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Oberstdorfie, jest przykre. Jesteśmy dużą grupą i powinniśmy się wszystkie wspierać, a nie podcinać skrzydła. Szczególnie w mediach społecznościowych.

A jak wyglądała atmosfera pośród czwórki tworzącej olimpijską reprezentację? Oprócz ciebie byli to trener Łukasz Kruczek, fizjoterapeutka Paulina Węgrzyn-Gębuś oraz Kinga Rajda.

Dla mnie to były to najlepsze dni pod względem wsparcia i otuchy, odkąd jestem w kadrze. Po raz pierwszy poczułam jedność w zespole.

Nie ma ducha zespołu w kobiecej reprezentacji Polski. Większość skupia się na sobie.

Tak jest. Są różne wizje i mam wrażenie, że grupa wyżera się od środka. To trudna sytuacja. Myślę, że poziom naszych skoków i ogólny regres jest spowodowany właśnie tym. To nie jest kwestia szkoleniowca. Drużyna nie będzie funkcjonować, jeżeli zespół jest rozwalony od środka, zawodnicy nie współpracują z trenerami, a trenerzy mają różną wizję. Choćby przyszedł najlepszy szkoleniowiec na świecie - to nie będzie działać.

Jesteś gotowa do zmian, jeżeli takowe od wiosny zarządzi Polski Związek Narciarski?

Będzie to trudne, ale taki jest sport. Nie uprawiamy tenisa, żeby samemu wybierać sobie trenera. Skaczemy na nartach, więc dostosuję się, jeżeli nastąpi zmiana szkoleniowca. Mam nadzieję, że ewentualna zmiana będzie na tyle pozytywna, że wszyscy będą zaangażowani. Trzeba pracować w jednym kierunku, a nie każdy w swoją stronę.

A dobre momenty z kończących się dla ciebie igrzysk, są takie?

Na pewno zjednoczenie się naszej drużyny. Poza tym fakt występu na igrzyskach. Niby nie różni się to znacząco od Pucharu Świata, ale robi to wrażenie. Przez kilka dni nie dowierzałam. Czy ja tutaj jestem? To serio igrzyska? Może jakaś próba? Faktycznie tutaj jestem...

Na sam koniec, bo warto o tym wspomnieć. Kiedy po raz pierwszy skoczyłaś na nartach skokowych?

To było w 2016 roku, miałam niespełna 15 lat.

Bardzo późno.

To prawda, późno. Dlatego bardzo mi przykro, kiedy nazywa się mój przyjazd do Pekinu turystyką sportową. Szybko zrobiłam postęp, bo w pięć lat wywalczyłam kwalifikację olimpijską. Nie zajęłam miejsca kogoś innego. Pojechałam na swoim miejscu, tam było napisane Nicole Konderla.

A co robiłaś przed spróbowaniem sił na rozbiegu?

Wszystko! Byłam człowiekiem orkiestrą. W zespole tańczyłam, grałam na skrzypcach, na koniach jeździłam <śmiech>... Brałam wszystko, co było. Mocniej zaangażowałam się w jeździectwo, ale tam trzeba mieć pieniążki i znajomości. Nie mogłam spełnić tam sportowych ambicji, posypało się i padł pomysł, by spróbować poskakać na nartach. Tego jeszcze nie robiłam!

Z Nicole Konderlą rozmawiał Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (26799) komentarze: (68)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Dziadunio początkujący
    Kruczek

    Jadąc klasykiem to "kury szczać prowadzać" a nie brać się za coś o czym się tylko słyszało

  • INOFUN99 profesor
    Wolnoć Tomku w swoim domku

    Kruczek będąc zawodnikiem, podważał kompetencje trenera Tajnera.
    Karpiel podważa umiejętności trenerskie Kruczka.

    Wniosek jest prosty :-)
    Karpiel nie może zostać trenerem :-)

  • ivo bywalec
    @Wojciechowski

    Zbyt hojna analogia. "Nielotki" przegrywają każdy set do ośmiu... Wróć, nie każdy. W Willingen, udało im się przegrać kilka "setów" do zera.
    Kadziewicz był wicemistrzem świata. One o takim sukcesie mogą tylko pomarzyć. W porównaniu do niego są turystkami.

  • Arturion profesor
    @Antoni

    Skacze w Polsce ok. 30 dziewcząt, to nie jest mała liczba. Ale po ich ilości w zawodach typu Lotos, czy MP widać, że dominuje przestarzałe podejście, żeby nie wypuszczać młodych na "zbyt szerokie wody" przed czasem. Połowa z nich cały okres uprawiania sportu spędzi na "Adasiu" i skoczniach niewiele większych.

  • Antoni stały bywalec
    Mydlenie oczu

    Bla..bla..bla.. Jesli, ktos nie ma talentu a na dodatek zlego trenera nigdy nie bedzie mial przyzwoitych wyników.
    Niektóre Chinki po 3 latach treningów sa lepsze od Polek co swiadczy, ze nasze dziewczyny nie powinny uprawiac tej dyscypliny na koszt podatników, ale dzieki StocHowi i Kubackiemu beda mialy stypendia sportowe. Z E N A D A
    Srodki na skoki zenskie (o ile sponsorzy beda chcieli dalej finansowac "nielotki") powinny byc przeznaczone na budowe damskich skoków od podstaw a nie na finansowamie "turystyki sportowej" i ciaglego zbierania doswiadczenia.
    Mamy wiele Szkól Mistrzostwa Sportowego, w których nie ma szkolenia dziewczat. Co jest przyczyna? Brak trenerów, sprzetu czy nawt rekrutacji nowych adeptek?
    Bez zaplecza ta dyscyplina faktycznie nie istnieje co potwierdza bardzo skromna ilosc dziewczat bioracych udzial w krajowych zawodach. Raptem 7-10 lacznie z mlodymi Czeszkami czy Slowaczkami.
    Tutaj jest sedno problemu. Zenskie skoki byly i sa dalej sabotazowane przez PZN a zwlaszcza przez Tajnera i takze Malysza.
    Jak dlugo beda oni u "wladzy" nic sie nie zmieni i dalej kolesiowie beda czlonkami sztabów szkoleniowych produkujac takie wyniki jakie mamy.

  • Lataj profesor

    Znów zasłanianie się "nabieraniem doświadczenia", a poza tym Konderla nie zrobiła żadnego wyraźnego postępu od poprzedniego sezonu PŚ, mimo że w 3 lata od oddania pierwszego w życiu skoku weszła na poziom startów w zimowych zawodach najwyższej rangi. Jedyne pucharowe punkty w karierze zdobyła za sprawą kadłubowej obsady i to za darmo. Powiedziałbyn raczej, że stagnacja albo nawet lekki regres. Jak paniusie się tak zagryzają pod wodzą Kruczka, faktycznie nie widzę powodu, żeby nie miały lepiej skakać, gdyby miały innego trenera. Jak nowy prezes zwerbuje kogoś z zagranicy dla chłopów, a pozostawi Kruczka z dziewczynami, to byłby szczyt braku profesjonalizmu. Nie wspominam nawet o tym, że również w biegach jesteśmy w ogonie świata.

  • Wojciechowski profesor
    @Raptor202

    Też przesadzasz, tylko w inną stronę. Kadziewicz nie był w drużynie przegrywającej każdy mecz olimpijski po 0:3 i 12:25 w każdym secie... a że język cięty miał zawsze, to swoją drogą.

  • Blue Bird bywalec
    @Pavel Dokładnie. Hannu Lepistoe na wyłączność dla panny Karpiel?

    Bo z Kruczkiem nie wygra kuli

  • Raptor202 profesor

    Swoją drogą Kadziewiczowi radzę ugryźć się w język, zanim znowu zacznie gadać od rzeczy. Może niech ten pan najpierw pokaże swoją kolekcję medali olimpijskich w siatkówce. A no tak, przecież żadnego nie zdobył, więc równie dobrze o nim można powiedzieć, że uprawiał turystykę sportową przez całą swoją karierę.

  • Monzanator doświadczony
    @mokulowski@wp.pl

    W Niemczech status "sportowca-żołnierza" istnieje od 1971 roku. Później to zostało poszerzone o policję. I chodzi o większość zawodników startujących w sportach zimowych, biathlon, biegi, czy saneczkarstwo. Tak samo jest w kilku innych krajach, Austria, Szwajcaria, Francja, czy Włochy też stosują taki model, gdzie sportowcy są na etacie w służbach mundurowych. We Włoszech narciarze, czy biatloniści należą do "carabinieri". Nawet taki mistrz jak Alberto Tomba też należał.

    U nas to jest wielki problem z takim systemowym traktowaniem sportu. Są żołnierze w lekkiej atletyce, czy biatlonie (a to ostatnie po wielkich bólach i stosunkowo niedawno), ale skoki to zbyt niszowy sport, aby warto było się tym zajmować dla kilku dziewczyn, których głównym celem jest bycie influencerką w sieci.

  • Monzanator doświadczony

    Wymówka o "zbieraniu doświadczenia" zawsze aktualna. Ciekawe jaka będzie za cztery lata, o ile pani Konderla w ogóle tyle wytrzyma z klepaniem buli i w Cortinie będziemy mogli wystawić choć jedną zawodniczkę. Nakręcono bańkę o medalu w mikście? Pierwszy tym kamieniem rzucił sam prezes Tajner na antenie TV, więc pretensje do niego, a nie do kibiców.

  • mokulowski@wp.pl stały bywalec
    @INOFUN99

    Pamiętam, że Pius Paschke nawet jak był słabszym zawodnikiem już pracował w policji. Więc tak naprawdę to jest absolutna norma, że sportowcy na Zachodzie wspomagają prawdziwych zawodowców. Choć skoczkowie mogą być nawet lepsi bo są niesamowicie skoczni, więc jakby gonili złodzieja to mają wielkie szanse ich dopaść - no chyba że ten złodziej ma broń. To już inna historia... ale wracając do tematu. Ze słoweńskim szkoleniem się zgadzam w 100% - ja o tym wiem już od kilku lat, że Słowenia wręcz produkuje skoczków narciarskich. Ktoś mi odpowiedział, że Słoweńcy jednocześnie ten potencjał marnują. Tylko że pretensje to trzeba kierować do FISu że doprowadził wyścig zbrojeń oraz przepisy do absurdalnych granic a nie do mnie. To może zrobimy jak w biegach narciarskich i wystawimy dwie drużyny z tego samego kraju... tylko że wtedy byłby jeszcze większy absurd a tego nie chcemy. Ciężko jest znaleźć złoty środek. Ten złoty środek trzeba wpierw znaleźć w polskich kobiecych skokach, bo po wypowiedzi Nicole to tam znajdują się same łajzy które trzeba wręcz napiętnować. Zaczynając od Kamili Karpiel. Ta dziewczyna 3 lata temu była w 30-tce na MŚ i miała potencjał na regularne punktowanie w PŚ. Ja rozumiem że była po ciężkiej kontuzji i długiej pauzie ale nie dogadać się z trenerem i odwrócić się plecami zaliczając regres... zresztą tam nie tylko zawodniczki ale i cała ekipa jest pozbawiona ambicji, charakteru no i są takimi łajzami właśnie. Oczywiście przerost ambicji też nie jest dobry ale żeby trzeba mieć jakiś realny cel ale nawet i tego nie ma. Dlatego potrzeba bardzo głębokich i drastycznych zmian. Tylko one mogą sprawić, że w polskich kobiecych skokach będzie tylko lepiej.

  • bxi1 początkujący
    Nie ma ducha zespołu w kobiecej reprezentacji Polski. Większość skupia się na sobie.

    "Tak jest. Są różne wizje i mam wrażenie, że grupa wyżera się od środka. To trudna sytuacja. Myślę, że poziom naszych skoków i ogólny regres jest spowodowany właśnie tym. To nie jest kwestia szkoleniowca. Drużyna nie będzie funkcjonować, jeżeli zespół jest rozwalony od środka, zawodnicy nie współpracują z trenerami, a trenerzy mają różną wizję. Choćby przyszedł najlepszy szkoleniowiec na świecie - to nie będzie działać."
    Czytam tu coś czego nie rozumiem... Żadna nie osiągnęła jakiegoś spektakularnego sukcesu, jak podium pucharu świata czy choćby medal w drużynie... Teraz medal w mikście był na wyciągnięcie ręki - wystarczyły by skoki przeciętne, nawet nie dobre czy bardzo dobre, zwyczajnie po 10m dalej ale o 10 czy 20m bliżej niż rywalki. Informacja że nie słuchają zaleceń trenera i prowadzą ze sobą wojny jest dla mnie nie do przyjęcia., to brak profesjonalizmu...

  • Karban początkujący

    15 lat miała, rzeczywiście późno... Pamiętam jak dziś, koło 2003 roku, Tajner tłumaczył się, że 'Mateja i Skupień jeszcze uczyli się skakać równolegle, trochę się go udało przestawić, ale nie do końca'. Niestety Polo blokował skoki kobiece tak jak ten Norweg czyli do 2010 roku. Teraz sie to odbija.
    Widać, że tam jest nadal u dziewczyn walka o przetrwanie, każdy członek zespołu włącznie ze skromniutkim sztabem (dobrze rozumiem, że to jest tylko trener i fizjoterapeuta?) chce się utrzymać na powierzchni, więc nie ma mowy o współpracy.
    Nad Kruczkiem bym się nie pastwił, dla niego czy Włochy czy teraz to lajtowe dorabianie do emerytury bez stresu, bo swoje już zrobił i zarobił. Może nie che w domu siedzieć, tylko go żona nie puści na Dakar jak Adasia, więc się pląta dalej przy skokach.




  • muhamadi bywalec

    Nicole "KURDE" Konderla

  • PavloLS stały bywalec
    @szczurnik

    To też racja, ogólnie znajomość języków w świecie sportu jest mega ważna

  • szczurnik stały bywalec
    @PavloLS

    Język obcy czy to angielski czy niemiecki znają dobrze miliony nawet przed ukończeniem 18 lat, czego nie da się powiedzieć o umiejętnościach skokowych. Jeśli chcą trenować, to opanowanie języka do kontaktu z trenerem jest minimum przyzwoitości, szczególnie że celem nie są starty w Lotosach, tylko międzynarodowe, a wtedy i tak trzeba będzie używać innych języków regularnie w trakcie wyjazdów "służbowych".

  • Blue Bird bywalec
    @W Punkt Dyzma to Polo Tajner

    A Kruczek bto tzw. dobry trener który nie ma wyników (od ostatniego sezonu z kadrą męską)

  • maziar1000 stały bywalec

    #KruczekOut
    #TajnerOut
    To oni są odpowiedzialni za to jak skaczą dziewczyny. A szczególnie ten drugi, mieliśmy 10 lat żeby stworzyć w Polsce system dla skoków kobiet a Tajner jest prezesem już ... 16 lat ... Do dziewczyn nie miałbym pretensji. Dali im trenera buloklepa którego wywali z Włoch bo i tam nic nie osiągnął tylko był regres. Dodatkowo zniszczył Kamile Karpiel która skakała lepiej od Rajdy

  • Karol78 bywalec

    Po pierwsze, Kruczek wielokrotnie sam wspominał, że on dziewcząt nie rozumie. Nie rozumie ich zachowań, nie rozumie ich reakcji. Po drugie, Kruczek zawsze kiepsko zarządzał zespołem, nie potrafił wytworzyć autorytetu, popadał w konflikty. W kadrze męskiej jedynie Stoch został z nim do końca. Z resztą miał mniej lub bardziej nie po drodze. Po trzecie, kompletnie wyłożył się na Karpiel, której nie potrafił ani przeciągnąć na swoją stronę, ani chociaż zneutralizować jej negatywnego wpływu na grupę. Resztę widać w tabelach wyników. Kruczek, do widzenia! P.S. Gdybym był Konderlą to też bym się w Kruczku pokochiwał :p

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl