Od sensacyjnego podium do reprezentacji Polski. Mathias Hafele trenerem technicznym Biało-Czerwonych

  • 2022-06-24 18:40

- Uczciwość i bezpieczeństwo w sporcie zawsze są dla mnie na pierwszym miejscu - mówi Mathias Hafele, który tej wiosny został włączony do sztabu reprezentacji Polski. 38-letni Austriak od wielu lat jest związany z naszym krajem, a w ekipie Thomasa Thurnbichlera pełni rolę trenera technicznego. To w rękach Tyrolczyka i jego współpracowników leży kwestia przygotowania sprzętowego na sezon 2022/23. Hafele w przeszłości sam rywalizował w Pucharze Świata, a w pamięci kibiców szczególnie zapisał się zjawiskowym debiutem na początku XXI wieku.

Marc Noelke, Thomas Thurnbichler i Mathias HafeleMarc Noelke, Thomas Thurnbichler i Mathias Hafele
fot. Tadeusz Mieczyński
Mathias Hafele i Dawid KubackiMathias Hafele i Dawid Kubacki
fot. Tadeusz Mieczyński

Skijumping.pl: Dlaczego skoki narciarskie? Rodzinne tradycje, a może inne powody?

Mathias Hafele: Dorastałem w regionie narciarskim i normalnie musiałbym zostać alpejczykiem. Rodzice od najmłodszych lat zachęcali mnie do tego tego i pozwalali spędzać wolny czas po szkole jako narciarz alpejski w Ski Club Arlberg. Zawsze byłem jednak trochę z boku, ponieważ wszędzie chciałem skakać. Rodzice zabrali mnie wtedy na dziecięce zawody narciarskie pod patronatem Toniego Innauera - Talente Cup. Zawody te składały się z narciarstwa alpejskiego, skoków narciarskich i narciarstwa biegowego. Wygrałem skoki narciarskie i klasyfikację generalną w mojej grupie wiekowej. Następnie Toni zachęcił mnie do kontynuowania skoków narciarskich.

Początki na arenie międzynarodowej były bardzo obiecujące. W grudniu 2002 roku wygrałeś Puchar Kontynentalny w Lahti. Na podium stanąłeś obok późniejszych legend - Thomasa Morgensterna, Andersa Bardala i Larsa Bystoela. To Hannu Lepistoe, ówczesny trener austriackiej kadry narodowej, postanowił dać ci szansę w Pucharze Świata?

Hannu Lepistoe co weekend chciał mieć jednego skoczka z Pucharu Kontynentalnego na Pucharze Świata. Myślę, że Hannu i Alexander Pointner dyskutowali o tym, kto pojedzie na Puchar Świata i ostatecznie to ja zostałem wysłany do Engelbergu.

Twój występ na Gross-Titlis-Schanze był wyjątkowy. Pierwsze zawody Pucharu Świata, pierwsze punkty i od razu... druga pozycja. Prowadziłeś nawet na półmetku, ale górą okazał się Janne Ahonen. Wcześniej plasowałeś się w czołówce serii treningowych i kwalifikacji. Jak wspominasz ten weekend?

Świetnie pamiętam weekend w Engelbergu. Nie był to łatwy czas, bo to był mój debiut w Pucharze Świata. Wszystko było dla mnie nowe. Od samego początku bardzo dobrze dogadywałem się ze skocznią. Przed pierwszą próbą w zawodach przedskoczek w poczekalni chciał mnie zestresować, wskazując mnie jako faworyta na liście startowej. Po kontroli sprzętu przyszedł do mnie Walter Hofer i powiedział, że będę miał więcej czasu na przygotowanie się do drugiego skoku, bo moja przewaga na pewno na to pozwoli. W finale na obiekcie było trochę mglisto. Niestety, przy okazji ostatnich trzech skoków wiało lekko w plecy i raz musiałem nawet zejść z belki. Po ceremonii przyszedł do mnie Stefan Horngacher i powiedział, że musimy jechać na konferencję prasową oraz odebrać nagrodę pieniężną. Byłem kompletnie zaskoczony i po prostu poszedłem za nim. Drugi dzień (18. miejsce - przyp. red.) był nieco trudniejszy pod względem warunków pogodowych, bo padał deszcz i wiało.

Czy sukces w Szwajcarii znacząco zwiększył zainteresowanie twoją osobą?

Oczywiście. Poczułem to już w Engelbergu, gdzie musiałem udzielać więcej wywiadów, a podczas Turnieju Czterech Skoczni również dostrzegłem, że wzrosło zainteresowanie mediów. Pojawiło się też więcej zapytań od sponsorów. Prywatnie także. Kiedy wróciłem do domu z Pucharu Świata w Engelbergu, moja rodzina i przyjaciele już czekali z przyjęciem powitalnym.

Pojechałeś na 51. Turniej Czterech Skoczni jako jeden z czarnych koni. Oberstdorf szybko zweryfikował marzenia. Byłeś pierwszym, który nie zakwalifikował się do konkursu. 

Oberstdorf był małą porażką, ale na Schattenbergschanze panowały trudne warunki, jak co roku. W Oberstdorfie byłem rozczarowany, ale moje marzenia nie prysnęły, było to dla mnie cenne doświadczenie.

W czterech kolejnych konkursach wskakiwałeś do czołowej "30", ale mówimy o latach potężnej reprezentacji Austrii. Pojedyncze punkty nie wystarczały, by pozostać pośród elity.

W tym czasie presja ze strony zawodników z Pucharu Kontynentalnego była ogromna. Jeśli wygrałeś wtedy drugoligowe zawody, wówczas z łatwością mogłeś wskoczyć do najlepszej "6" Pucharu Świata. Z tego powodu żadnemu skoczkowi nie wystarczało zebranie zaledwie kilku punktów.

W sezonie 2002/03 pojawili się również Florian Liegl czy Christian Nagiller. Wyniki uległy pogorszeniu, kiedy FIS zakazała używania osławionych austriackich kombinezonów. Czy to było naciąganie przepisów?

W tym czasie Austria wiedziała, jak wykorzystać szarą strefę przepisów. Ale to nie znaczy, że Austriacy byli dobrzy tylko z powodu sprzętu. Z własnego doświadczenia wiem, że te kombinezony wymagały specjalnej techniki skakania. Florian i Christian wiedzieli, jak wykorzystać tę przewagę. Ci dwaj zawodnicy w tym czasie skakali bardzo dobrze. Jest tylko kilku zawodników, którzy mogą pozostać na szczycie przez wiele lat.

Co spowodowało, że w kolejnych latach nie udało ci się wrócić do tego poziomu? W Pucharze Świata skakałeś już tylko w ramach kwoty krajowej.

Miałem kilka problemów z kolanem, ale większość z nich była spowodowana masą mojego ciała. Niestety, nie byłem wystarczająco konsekwentny w kwestii żywienia. To z pewnością najtrudniejszy element dla wielu skoczków narciarskich.

Dlaczego zdecydowałeś się zakończyć karierę w 2007 roku, w wieku niespełna 24 lat? Co robiłeś przez następne lata?

Fakt, że w tym roku zakończyłem karierę, był wynikiem zaistniałej sytuacji. Jako zawodnik zawsze dużo pracowałem ze sprzętem. Uszyłem dla siebie własne kombinezony i przerobiłem buty do skakania. Ponieważ ostatni sezon nie był zbyt dobry, Werner Schuster wpadł na pomysł, żebym pojechał z nim do Szwajcarii. Niestety, tamtejszy związek narciarski potrzebował doświadczonego trenera technicznego. Po tym skontaktował się ze mną Alexander Pointner. Spotkałem się ze wszystkimi zainteresowanymi stronami tego samego dnia, aby sfinalizować rozmowy. To był koniec mojej sportowej kariery, ale rozpoczęło się nowe wyzwanie.

Ostatni start w międzynarodowych zawodach to Puchar Kontynentalny w Zakopanem w 2007 roku. Niewielu kibiców wie, że jesteś związany z naszym krajem od kilku lat.

Tak, zawsze lubiłem jeździć do Polski na zawody lub treningi. W końcu miłość sprowadziła mnie do tego kraju. W międzyczasie Kraków stał się centrum mojego życia i poczułem się tu jak w domu. Brakuje mi znajomości języka polskiego, ale chcę się podszkolić w ciągu najbliższych lat. Tego lata poślubię miłość mojego życia.

Mieszkasz w Polsce i masz szansę obserwować naszą pasję do skoków. Nie uważasz, że to czasami jest szalone?

Śledzę to przez wszystkie lata, od kiedy tu mieszkam. Zawsze fascynuje mnie widok euforii Polaków, po prostu jedynej na świecie. To oczywiście sprawia, że ​​jestem bardzo dumny z pracy dla takiego kraju.

W ostatnich latach zbierałeś doświadczenie jako trener techniczny w reprezentacji Austrii. Po sezonie 2019/20 przeszedłeś do kobiecej drużyny.

Przez 15 lat pracowałem w Austriackim Związku Narciarskim. Najpierw przez 13 lat odpowiadałem za wyposażenie męskiej kadry narodowej. Po tak długim czasie trzeba było dokonać zmiany w drużynie. W tym samym czasie skoki narciarskie kobiet stawały się coraz bardziej popularne na arenie międzynarodowej, a mój transfer jako doświadczonego eksperta od materiałów był ważny dla kobiet.

Kiedy pojawił się temat pracy w reprezentacji Polski?

Od jakiegoś czasu wiedziałem, że moją pracą interesują się pewne osoby w Polsce. Oczywiście ważną rolę odgrywa fakt, że mieszkam w tym kraju od dawna. Na koniec odbyłem kilka rozmów z osobami z Polskiego Związku Narciarskiego, które na początku były dość niezależne od Thomasa Thurnbichlera.

Jak długo znacie się z Thomasem? W zespole jest również twój były trener - Marc Noelke.

W przeszłości nigdy nie pracowałem bezpośrednio z Thomasem, ale miałem z nim jakiś kontakt. On też bardzo dobrze zna sprzęt i ma świetne pomysły. Spotkania, które z nim odbywałem, zawsze owocowały wartościową wymianą koncepcji. Marc był moim trenerem, później pozwolono mi z nim pracować przez dłuższy okres. Ponieważ Marc współpracuje z Thomasem od jakiegoś czasu, wiedziałem już o dobrej robocie wykonywanej przez Thomasa.

Jakie są twoje obowiązki na stanowisku trenera technicznego?

Mój obszar pracy jest bardzo szeroki. Oczywiście głównym zadaniem jest wyposażenie zawodników. Mówię o kombinezonach, wiązaniach, butach skokowych czy nartach. Wraz z Kamilem i Kacprem Skrobotem, a także Maćkiem Kreczmerem, stworzymy zawodnikom warunki, w których będą mogli skakać po wielkie sukcesy. Będziemy również szeroko współpracować z producentami sprzętu do realizacji dużych projektów. Wniosę moje doświadczenie z Pucharu Świata z ostatnich 15 lat.

Czy w polskiej reprezentacji widzisz duże pole do poprawy pod względem sprzętu?

Zawsze jest miejsce na poprawę. Jesteśmy liderami w niektórych aspektach, natomiast w niektórych wciąż musimy się poprawić. W oparciu o przeszłość chciałbym poukładać sektor sprzętowy w Polskim Związku Narciarskim pod kątem przyszłości. Mamy ambitne cele i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby je osiągnąć.

Jako doświadczony specjalista ds. sprzętu - jakie masz zdanie na temat ostatnich kontrowersji? Mam na myśli buty Polaków czy kombinezony Niemców, które niekiedy sprawiały wrażenie zbyt dużych, a przechodziły kontrolę.

Myślę, że w ubiegłym sezonie wiele czynników złożyło się na taką sytuację. Była to prawdopodobnie mieszanka polityki sportowej, doświadczenia, wiedzy o sprzęcie, dużych imprez oraz niekompetencji. Obecnie poziom w skokach jest niezwykle wyrównany, a każdy centymetr ma kluczowe znaczenie w kontekście rywalizacji. Z tego powodu podejmowane jest coraz większe ryzyko, co staje się coraz trudniejsze dla kontrolerów sprzętu. Po stronie związkowych narciarskich setki osób pracuje nad sprzętem, a z ramienia FIS działa niewielu kontrolerów sprzętu. Każdy sport musi poradzić sobie z tym problemem, nawet Formuła 1. Ale dzięki właściwym przepisom i profesjonalnym kontrolom można panować nad tymi sprawami.

Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) poprzez zapowiadane zmiany zmierza we właściwym kierunku?

Generalnie FIS nie przedstawiła żadnych nowości w sprawie mierzenia kombinezonów. Jest tylko szablon dla obszaru krocza, reszta jest mierzona jak w zeszłym roku.
Ale jest nowy pomiar ciała FIS. Stary był trochę problematyczny, ponieważ mierzyłeś sportowców w okolicach intymnych. Zwłaszcza, gdy dotyczyło to nieletnich. Uczciwość i bezpieczeństwo w sporcie zawsze są dla mnie na pierwszym miejscu.

Z Mathiasem Hafele rozmawiał Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (11943) komentarze: (4)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor

    Mam nadzieję, że chłopakom wypali. Bo jak, nie nie, to... Przestanę komentować wobec przewidywalnej fali hejtu.
    Ale dawno nie mieliśmy tak radosnego sztabu.

  • Skokownik weteran

    Podoba mi się zaangażowanie i pasja do pracy z polską ekipą również Hafele. Tak zaangażowanego sztabu to ja sobie nie przypominam, nie tylko w Polsce.

  • Ancymon początkujący
    Edek

    Trener tatuażnik też ma kobietę w Polsce dlatego się tu sprowadził.

  • Arturion profesor

    Co do kontroli to brednie, niestety. "Ale jest nowy pomiar ciała FIS. Stary był trochę problematyczny, ponieważ mierzyłeś sportowców w okolicach intymnych. Zwłaszcza, gdy dotyczyło to nieletnich".
    To akurat paranoja nie związana z problemem.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl