"Cel na ten rok to mistrzostwa Estonii" - rozmowa z Kubą Mirowskim, skoczkiem z Łodzi

  • 2022-07-05 06:41

Na co dzień jest studentem trzeciego roku elektrotechniki na Politechnice Łódzkiej, a od terenów górzystych dzielą go setki kilometrów. Dla prawdziwego pasjonata nie ma jednak przeszkód nie do pokonania. Jakub Mirowski swoje życie w dużej mierze podporządkował skokom narciarskim i udowadnia, że ograniczenia istnieją tylko w naszej głowie. Jego cel na ten rok to udział w mistrzostwach Estonii.

Jakub MirowskiJakub Mirowski
fot. Zbiory prywatne

Skijumping.pl: Uważa się powszechnie, że skoki narciarskie to dyscyplina, którą można uprawiać tylko wyczynowo. Ty pokazujesz, że jest inaczej. Jakbyś określił swój aktualny status? Jesteś amatorem, półamatorem, półprofesjonalistą?

Jakub Mirowski: Myślę, że osiągnąłem taki poziom, że obecnie balansuję gdzieś na granicy amatora i profesjonalisty. Nie jestem już specjalnie zainteresowany skakaniem na skoczniach K30, K40 w zawodach OPEN, jeśli takie są organizowane, ale kiedy startuję na obiektach normalnych i rywalizuję z profesjonalistami to już wyraźnie widać tę różnicę klas. Amatorem nie jestem, bo jakby nie patrzeć skaczę na profesjonalnym sprzęcie często z zawodnikami, którzy tę dyscyplinę uprawiają zawodowo. Ja zawodowcem nie jestem i pewnie nigdy nie będę, choć dzięki startom w Lotos Cup uzyskałem klasę sportową drugiego stopnia, co uprawnia mnie na przykład do startu w mistrzostwach Polski. 

Wróćmy w takim razie do początków. Jak to się u Ciebie zaczęło?

Zaczęło się standardowo, od oglądania skoków w telewizji. Z nartami byłem o tyle związany, że mój tata biegał na nartach i w lokalnych łódzkich zawodach zajmował wysokie miejsca. W 2016 roku udało mi się po raz pierwszy skoczyć. Na Rudzkiej Górze odbywały się wtedy mistrzostwa Łodzi. Spodobało mi się. Nawiązałem kontakt z chłopakami, którzy tworzyli grupę miejscowych skoczków. Nabyłem od nich sprzęt i już latem jeździłem na zawody OPEN, czyli memoriał Tajnerów w Wiśle, Puchar Gilowic. I jeżdżę do dziś, tyle że skaczę już na znacznie większych skoczniach niż wtedy.

Skoczkowie z Twojego klubu, TKKF Łódź podlegającego Polskiemu Związku Narciarskiemu, w większości jednak poprzestają na mniejszych obiektach, na których skacze się 20, 30 metrów. Tobie jednak to nie wystarczało, poszedłeś dalej. Z czego to wynika? Z większego talentu, zaangażowania czy włożonej pracy?

Wydaje mi się, że częściej jeździłem na zawody, treningi. Byłem mocno dociekliwy w kwestiach błędów, które popełniam. Miałem dużą determinację do tego, żeby szlifować swoją odwagę, przechodzić na większe skocznie, oskakiwać się. Było kilka takich zgrupowań z profesjonalnymi trenerami, które dały mi bardzo dużo i które dobrze pamiętam, np. obóz w Szczyrku z panem Piszko z Zagórza, podczas którego ustanowiłem swój rekord życiowy - 59,5 m na K70 w 2018 roku. Mówiąc w skrócie - dużo wyjazdów szkoleniowych, wyciąganie wniosków z rad trenerów profesjonalistów i oprócz tego stała praca w domu nad kondycją i sprawnością. 

W jakich zawodach bierzesz udział? Czy nie spotykasz się nigdy z niechęcią organizatorów w kwestii otwarcia się na skoczków, którzy nie uprawiają wyczynowo tego sportu?

W tej chwili znacznie częściej startuję zagranicą niż w Polsce. W Niemczech jest mnóstwo takich zawodów, w których możemy startować.  Jesteśmy tam zawsze bardzo ciepło przyjmowani, jest super. Nigdy nie ma z niczym problemu. Wystarczy, że się zgłaszamy i przyjeżdżamy. Zawody są podzielone na różne kategorie, każdy znajdzie jakąś dla siebie. Ostatnio w Kottmar w Niemczech szczególnie mocno dopingował nas spiker jako gości z Polski, zapraszano nas już do przyjazdu za rok. Podobnie jest w Czechach. Ludzie nas tam już kojarzą, widać uśmiechy na twarzach. Czasami do wygrania są jakieś nagrody, co jeszcze bardziej motywuje do tego, żeby starać się wypaść jak najlepiej. W Polsce natomiast z takimi zawodami jest ostatnio coraz słabiej. Przed kilkoma laty regularnie rozgrywano konkurencje OPEN przy okazji zawodów dla dzieci, teraz taka kategoria istnieje tylko podczas Pucharu Bieszczadów w Zagórzu, z tymże ostatnie dwie edycje nie odbyły się z powodu pandemii. Zostaje mi ostatnio tylko Lotos Cup, który jest już skokiem na głęboką wodę, bo tam rywalizuje się m.in. z zapleczem naszych kadr. Wymogiem startu w takiej rywalizacji jest posiadanie aktualnej licencji, którą mam, trzeba być też członkiem klubu, który znajduje się w strukturach PZN-u, a nasz łódzki klub w nich jest. W Lotos Cup zadebiutowałem jesienią ubiegłego roku w Zakopanem na K95. Nowa Średnia Krokiew jest skocznią bezpieczną, nisko się tam leci, więc był to odpowiedni obiekt do tego, by właśnie tam zacząć przygodę z tym cyklem. Jednak wskutek pewnego zawirowania nie mogłem wziąć udziału w treningach poprzedzających zawody i moje pierwsze skoki oddałem de facto już w konkursie. 

Średnia Krokiew to największa skocznia, na której skakałeś?

Skakałem już na czterech skoczniach normalnych, w Zakopanem, Szczyrku, Harrachovie i w Predazzo. Każdy ze skoków tam oddanych był jednak zachowawczy. Na co dzień nie mam kontaktu z takimi skoczniami, ale technika, którą obecnie posiadam, pozwala mi na oddawanie bezpiecznych prób. 

Jakie są Twoje plany, cele, jakie są widoki na Twoją sportową przyszłość?

Jednym z takich moich głównych planów na ten rok jest start w mistrzostwach Estonii, które odbędą się 8 października. Chciałem się tam wybrać już w ubiegłym roku, ale sytuacja pandemiczna pokrzyżowała te zamiary. Prawdopodobnie będę pierwszym Polakiem, który wystartuje w tych zawodach. Wcześniej czekają nas Mistrzostwa Świata Weteranów w Słowenii, gdzie jest utworzona specjalna kategoria dla amatorów no i jeśli czas pozwoli to jakieś Lotos Cupy, opcjonalnie jeszcze mistrzostwa Czech. Zimą Mistrzostwa Świata Weteranów odbędą się w Zakopanem i na pewno będziemy chcieli wziąć w nich udział. Plan jest taki, żeby zaliczyć jak najwięcej zawodów.

A jakie są Twoje długofalowe plany? W którym miejscu chciałbyś być, dajmy na to, za pięć lat?

Plan długofalowy to śrubowanie rekordu życiowego do maksimum. Gdyby udało mi się zorganizować jakąś profesjonalną opiekę nad moją techniką, to myślę, że w ciągu pięciu lat byłoby możliwe przekroczenie stu metrów, co wymagałoby jednak wykonania skoku na skoczni dużej, K120 czy K125.

O czymś takim jak udział w FIS Cup masz odwagę marzyć, czy to pozostanie już zawsze poza Twoim zasięgiem?

Nie, chyba żebym zmienił obywatelstwo, a tego na razie nie planuję (śmiech).

Pamiętasz jakąś zabawną sytuację ze skoczni, jakąś anegdotkę którą mógłbyś przytoczyć?

Tak z samej skoczni to nic mi w tej chwili nie przychodzi do głowy, ale pamiętam jak jechałem w 2019 roku do Bańskiej Bystrzycy na mistrzostwa Słowacji. Wsiadłem do pociągu w Łodzi o 17, na miejscu byłem o 9 rano kolejnego dnia. Do tego pamiętam, że o 3 w nocy w Bohuminie nie chcieli nam sprzedać biletów. Finalnie po nieprzespanej nocy spędzonej w pociągu i na dworcu trzeba było od razu iść na skocznię. Ale adrenalina zrobiła swoje, kiedy przyszło do startu, byłem w gotowości. 

Powiedz kilka zdań na temat sprzętu, w którym skaczesz.

Zacznijmy od nart. Nie są one wielkim problem, nie zużywają się aż tak bardzo. Ślizg nie musi być jakiś super, zawsze można nałożyć dodatkową warstwę smaru. Skaczę obecnie na Fisherach. Problem miałem natomiast z wiązaniami, musiałem kupić nowe i to był spory wydatek. Buty można kupić używane i starczają na jakieś trzy-cztery sezony. Problem polega tylko na tym, że mam bardzo dużą stopę i muszę szukać ich raczej za granicą, w Polsce nikt nie ma takiego rozmiaru. Kask musiałem kupić sobie taki z homologację FIS, żeby móc startować w Lotos Cup. Co do kombinezonów to radzę sobie w ten sposób, że jestem członkiem norweskiej grupy na Facebooku i jeden z tamtejszych kombinatorów norweskich często wystawia kombinezony, które są mojego rozmiaru. Łącznie dysponuję pięcioma kombinezonami. 

Jak reaguje Twoja rodzina, Twoi znajomi na Twoje hobby?

Mam pełne wsparcie wśród najbliższych. Wszyscy wspierają, kibicują i to jest miłe. Jak się wraca zawsze jest komu poopowiadać, o tym jak było, co się wydarzyło. Czasem u nas na skoczni zdarzy się, że ktoś spojrzy mniej przychylnym okiem, może nie każdy jest przekonany, że to co robię, ma sens.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (9403) komentarze: (13)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @kobylka_adam

    PZN tak ma. Ale czy można wystartować w FIS Cup bez zgody PZN to ciekawe zagadnienie. Osobiście sądzę, że nie.

  • Adam90 profesor

    Gdyby Janek Ziobro miał takie podejście czy Murańka to może by szybciej zrobiliby karierę hmm /?

  • kobylka_adam początkujący
    @Kolos

    a nie wystawiając pełnej kwoty w tcs po wycofaniu Stocha robili zawodnikom łaskę czy niełaskę? dlaczego nie wykorzstuje się pełnej kwoty w PŚ na własnym podwórku? jednak tej łaski coś mało w PZN

  • Kolos profesor
    @kobylka_adam

    Przecież taki start w FC zawodnik musi sobie opłacić sam (oczywiście kadrowiczom związek opłaca starty). Więc PZN nie robi żadnej łaski wydając zezwolenie, bo to ich nic nie kosztuje.

  • kobylka_adam początkujący

    PZN ma problem, żeby wystawić pełną kwotę startową w zawodach na własnym podwórku, a co dopiero pozwolić startować komuś za granicą. Chociaż nie mówię, żeby wystawiać amatorów.

  • Kolos profesor
    @borek99

    Nad tym się zastanawiałem. Pytanie, czy rzeczywiście PZN robiłby problemy, jeśli chodziłoby o zawody na które i tak nie planował wysłać kadry. Choć oczywiście jestem świadomy jaki jest poziom sportowy Jakuba Mirowskiego. PB na poziomie 58,5 m mówi sam za siebie....

    Po za tym pamiętam przypadek Sebastiana Okasa który na codzień mieszkał i trenował w Finlandii, że wystąpił w 2013 r. Na FC w Kuopio, jako Polak. Choć PZN kadry tam nie wystawiał. Pytanie czy faktycznie trzeba mieć zgodę związku na start czy nie.

  • Arturion profesor
    @SaraT

    "A poza tym czy te używane kombinezony tak są dopasowane, że przechodzą kontrole?"
    Na zawodach tej rangi kontroli sprzętu nie ma.

  • SaraT stały bywalec

    Brawa za odwagę. Super, że skacze. Że się rozwija, że mu się chce.
    Ale skakanie razem z zawodowcami w jednych zawodach to trochę dziwne. Jakby np. w wyścigu kolarskich zawodowców wystartowało paru amatorów.
    A poza tym czy te używane kombinezony tak są dopasowane, że przechodzą kontrole ?

  • Arturion profesor

    Panie Adrianie, dziękuję za ten wywiad. Takich ludzi jak Kuba Mirowski nam potrzeba. Przy okazji pozdrowienia dla wszystkich łódzkich skoczków.

  • alelesz22 bywalec

    Podziwiam takich ludzi! A panu Jakubowi życzę aby nadal się rozwijał w skokach i robił to co uwielbia. A jeśli chodzi o start w Fis Cupie to myślę, że zmiana obywatelstwa nie jest konieczna, tylko niestety PZN może nie wyrazić zgody, ale próbować zawsze warto. :))

  • borek99 doświadczony
    @Kolos

    Oczywiście, że istnieje przeszkoda - żeby zgłosić się do FC musi najpierw uzyskać zgodę PZN, który to musi go do zawodów zgłosić, nie może się sam z siebie zgłosić bez macierzystego związku narciarskiego. A bez problemu można się domyślić jaka byłaby reakcja PZN na taki wniosek ze strony zawodnika, który ostatnio w Roznovie na HS77 skakał 2 razy po 37 metrów, tracąc ponad 20 metrów do najsłabszego Czecha. Świetna pasja, bardzo szanuję, ale PZN przy takim poziomie zwyczajnie nie wyrazi zgody na taki start

  • Kolos profesor

    "O czymś takim jak udział w FIS Cup masz odwagę marzyć, czy to pozostanie już zawsze poza Twoim zasięgiem?

    Nie, chyba żebym zmienił obywatelstwo, a tego na razie nie planuję (śmiech)."

    W zasadzie nie ma przeszkód by zgłosił się na start dowolnego FIS Cupu na który PZN nie wystawia "regularnej" kadry. Nie brakuje konkursów FC bez udziału Polaków.

    Po za tym nawet na zawody na których Polacy startują to rzadko biorą cały limit możliwy (10 skoczków).

    Tak, więc wszystko byłoby wyłącznie kwestią kosztów.

  • Jerzy Mrzygłód początkujący
    Brawo!

    Powodzenia, Panie Jakubie! Podziwiam takich pasjonatów, jak Pan!

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl