Nazywano go Eddiem Edwardsem - historia Espena Bredesena

  • 2024-04-28 20:50

Po igrzyskach w Albertville w 1992 roku został przez norweskie media porównany do Eddiego Edwardsa. Oba konkursy indywidualne kończył na samym dole listy wyników. Ale skoki narciarskie to dziwna dyscyplina. Już rok później był najlepszy na świecie i rozpoczął swój triumfalny marsz po skoczniach narciarskich.

Jak Eddie Edwards

Podczas wspomnianych igrzysk sędziowie oceniający styl zawodników "tolerowali" skoczków lecących zarówno stylem V jak i stylem klasycznym. Espen Bredesen jeszcze kilka tygodni przed imprezą skakał, układając narty równolegle. Nie było konieczności, by w tak newralgicznym momencie zmieniać sposób lotu. Norweg chciał być jednak "postępowy" i przed wyjazdem do Francji zaczął układać narty w kształt litery V. To był duży błąd. Skoczek z Oslo totalnie rozregulował swoją technikę i podczas igrzysk pełnił mało chlubną rolę statysty. Na skoczni K-90 był ostatni, w drugiej serii oddając najkrótszy skok dnia - 65 metrów. Przegrał m.in. z Bułgarem i Rumunem. Na dużym obiekcie zajął 57. pozycję i wyprzedził tylko jednego zawodnika. To znaczy oficjalnie dwóch, ale tylko dlatego, że Niemiec Heiko Hunger nie przystąpił do rywalizacji w drugiej serii, więc trudno na serio brać go pod uwagę. Co ciekawe Bredesen obudził się na konkurs drużynowy i ciągnął za uszy słabującą wtedy reprezentację Norwegii. W klasyfikacji indywidualnej zajął miejsce na samym początku drugiej dziesiątki, ale jego zespół finiszował dopiero na 7. pozycji. Sezon zakończył jednak względnie optymistycznym akcentem, bowiem podczas mistrzostw świata  w lotach w Harrachovie zajął 11. miejsce.

Droga na szczyt

Sezon 1992/93 układał się dla niego dość osobliwie. Zaczął całkiem nieźle, zajmując miejsca w pierwszej i drugiej dziesiątce, ale w okolicach Turnieju Czterech Skoczni zupełnie się pogubił. Błysnął tuż przed główną imprezą sezonu, podczas lotów na Kulm zajął 4. i 6. miejsce i w ostatniej chwili dołączył do szerokiego grona faworytów do medalu na mistrzostwach świata w Falun. Ze Szwecji przywiózł dwa złote krążki, za konkurs indywidualny na dużej skoczni i drużynowy, a potem zdominował końcówkę sezonu Pucharu Świata, wygrywając trzy ostatnie konkursy. A przecież jeszcze rok wcześniej przygrywał z Rumunem i Bułgarem. Zaiste, skoki to bardzo przewrotna dyscyplina. Ale duży wpływ na taki stan rzeczy miał nowy trener kadry Trond Joeran Pedersen, który na sezon 1992/93 poukładał od podstaw norweskie skoki. 

Zima 1993/94 stała pod znakiem wielkiej rywalizacji Bredesena z powracającym do dużej formy Jensem Weissflogiem. Pierwszym punktem kulminacyjnym tej batalii był 42. Turniej Czterech Skoczni. Inauguracyjny konkurs wygrywa Niemiec, drugi Norweg. Na półmetku przewaga w klasyfikacji generalnej cyklu wynosi zaledwie pół punktu na korzyść doświadczonego Jensa. W Innsbrucku wygrywa Andreas Goldberger dzięki petardzie jaką odpalił w pierwszej serii - 114,5 metra było nowym rekordem Bergisel. Weissflog zajął drugie miejsce, a Bredesen mający wtedy nieco słabszy dzień, ukończył zmagania na piątej pozycji. Przed decydującym konkursem na skoczni imienia Paula Ausseleitnera przewaga mistrza olimpijskiego z Sarajewa nad skoczkiem ze Skandynawii wynosiła 12,2 pkt. Wydawała się więc stosunkowo bezpieczną.

Przekręt Ottesena?

Tego, co wydarzyło się w Święto Trzech Króli nikt nie mógł jednak przewidzieć. Sytuacja z finałowej serii przeszła do historii jako według wielu obserwatorów tego wydarzenia dosadny, sztandarowy przykład niesportowego zachowania. Norweg Lasse Ottesen przed skokiem Jensa Weissfloga tak długo zwlekał z oddaniem skoku, że w końcu, już na dole skoczni, został zdyskwalifikowany. Według mediów i niemieckich kibiców, nie mając szansy na wysokie miejsce w końcowej klasyfikacji cyklu (w Innsbrucku po fatalnym skoku zajął ostatnie miejsce w konkursie), postanowił w bardzo szemrany sposób pomóc swojemu koledze z drużyny. Jego zachowanie miało zdekoncentrować Niemca i niejako wyczekać dla niego gorsze warunki. Jeżeli faktycznie taki był jego plan to powiódł się perfekcyjnie. Rozkojarzony Weissflog uzyskał zaledwie 113,5 m, co przy skoku Bredesena na odległość 121,5 zabrało mu jakiekolwiek szanse na zwycięstwo w konkursie i Turnieju. Norweg wygrał zawody i cały TCS, Niemiec zajął trzecie miejsce w Bischofshofen (wyprzedził go jeszcze Kasai), a całą imprezę zakończył na drugiej pozycji ze stratą ośmiu punktów. "Dziękuję Ci Ottesen, ty dupku!" - grzmiał rozgoryczony Weissflog na łamach prasy. Norweg jednak zaprzeczał potem, by jego zachowanie było celowo wymierzone w reprezentanta Niemiec.

"Nie mogłem tego zepsuć"

Drugim kulminacyjnym momentem zimy były igrzyska olimpijskie w Lillehammer. W konkursie na dużej skoczni prowadzący po pierwszym skoku Bredesen nie wytrzymał napięcia w drugiej serii, co wobec świetnego skoku Weissfloga dało olimpijskie złoto wrogowi norweskiej publiczności, a faworyt gospodarzy musiał zadowolić się drugim miejscem. Podczas konkursu indywidualnego na mniejszej skoczni najlepszy był już Bredesen, drugi był inny z Norwegów, Lasse Otesen, a mistrz z dużej skoczni, wydawałoby się człowiek o nerwach ze stali, tym razem przy akompaniamencie dźwięków z piekła rodem ze strony nieprzychylnej sobie norweskiej publiczności, nie poradził sobie z tak dramatycznie nieprzyjemną otoczką swojego występu. Zawody zakończył tuż za podium, na czwartym miejscu, a po pierwszym skoku pokazał publiczności wyprostowany środkowy palec.

- Przede wszystkim jestem wdzięczny losowi. Niewielu sportowców ma w swojej karierze okazję doświadczyć igrzysk olimpijskich na własnym terenie. Poza tym byłem w życiowej formie – najlepszej spośród wszystkich skoczków świata. Wygrałem Turniej Czterech Skoczni i prowadziłem w Pucharze Świata... Nie mogłem tego zepsuć, to byłoby nieracjonalne. Niczego nie żałuję, gdybym wygrał konkurs na dużej skoczni, nie wygrałbym drugiego. Byłoby za dużo euforii, dekoncentracji. A tak, pozostałem skupiony do samego końca - wspominał po latach w rozmowie z dziennikiem Dagbladet.

Bredesen zgarnął Kryształową Kulę za ten sezon, pod koniec zimy wywalczył jeszcze srebrny medal mistrzostw świata w lotach. Do domu wracał jednak z brązowym krążkiem. Jak do tego doszło? Kwestię tę wyjaśniał w rozmowie z Jakubem Radomskim przeprowadzonej dla portalu Onet.pl. - To był czas, gdy osoby decydujące o skokach narciarskich postanowiły zatrzymać wyścig o bicie rekordu świata w długości skoku, uznając to za niebezpieczne. Mistrzostwa świata zorganizowano w Planicy, na największej skoczni, i na treningach kilka osób, w tym ja, przekroczyło 200 m. Działacze bardzo chcieli zadbać o bezpieczeństwo skoczków i wprowadzono absurdalny przepis, w myśl którego za skok powyżej 191 m (tyle wynosił rekord świata, uzyskany w 1986 r. przez Austriaka Andreasa Feldera – przyp. red.) zawodnicy w ogóle nie dostawali punktów za dodatkowe metry. W drugiej serii Roberto Cecon poszybował na 199 m, a punktów przyznano mu tyle, jakby wylądował osiem metrów bliżej. Absurd. Włoch oficjalnie zajął trzecie miejsce, a ja zostałem wicemistrzem świata, ale w normalnych okolicznościach to on byłby drugi. Każdy to widział, mógł łatwo wyliczyć. Fatalnie czułem się z tym, że działacze nie zmienili tych bezsensownych i niesprawiedliwych reguł przed mistrzostwami świata. Później już nic nie mogli zrobić, więc postanowiłem sam działać. Podczas dekoracji podszedłem do Cecona i dałem mu swój srebrny medal, a on przekazał mi brąz. Zamieniliśmy się krążkami.

Salto mortale

Choć skakał potem jeszcze przez sześć lat i momentami kręcił się w okolicach światowej czołówki to nigdy nie zbliżył się już do poziomu, jaki prezentował w latach 1993-94. Wszystkiemu winne było niefortunne podwójne salto wykonane na sali gimnastycznej, które skończyło się bolesnym upadkiem i odczuwalną przez szereg lat kontuzją. -  Przez większą część lat 1993 i 1994 byłem najlepszym skoczkiem narciarskim na świecie i plan na dalszą karierę był taki, aby być nim nadal jak najdłużej. Ale potem doszło do tej nieszczęsnej sytuacji podczas ćwiczeń gimnastycznych. Prawie złamałem kark i wtedy moja kariera w zasadzie się skończyła. Na początku nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo poważna była to sytuacja. Rozpoczęła się bitwa z własnym ciałem. W następnym sezonie wygrałem jeden konkurs. Udało mi się walczyć i być w dobrej formie podczas niektórych zawodów, ale ogólnie rzecz biorąc było dużo wzlotów i upadków. Wszystko zależało od tego, jak sprawowała się moja szyja. Jednego dnia było dobrze, następnego zupełnie beznadziejnie - wzdycha Bredesen.

Mimo poważnych problemów zdrowotnych w sezonie 1996/97 miał szansę na jeszcze jedno trofeum wielkiej imprezy. Prowadził po pierwszej serii konkursu na skoczni normalnej w Trondheim rozgrywanego w ramach mistrzostw świata. W drugiej serii oddał jednak fatalny skok i spadł na 15 miejsce. - Ci, którzy znają skocznię Granåsen, wiedzą, że gdy wiatr zmienia kierunek, to nie da się nic zrobić. Kiedy przyszła moja kolej, było już po sprawie. Dieter Thoma, który skoczył przede mną, upadł i przez chwilę nie podnosił się z zeskoku. Musiałem czekać, a warunki się zmieniły na niekorzyść. Gdyby nie to wydarzenie pewnie bym wygrał - przekonuje Bredesen.

Ze skoków do branży śmieciowej

W tym samym sezonie poprawił w Planicy swój własny rekord w długości skoku. Uzyskał w Planicy 210 metrów, o metr więcej niż trzy lata wcześniej na tej samej skoczni. - Nie było nic wspanialszego niż wygranie igrzysk olimpijskich. Jednak pod względem emocjonalnym wielkim wydarzeniem było dla mnie ustanowienie rekordu świata w lotach narciarskich. To było piękne. Przez jakiś czas uważałem to za największe osiągnięcie w karierze. Potem jednak zmieniłem zdanie, olimpijskiego złota nic nie przebije. Pamiętam też, że kiedy zwyciężyłem w Holmenkollen w 1993 r., na trybunach było 65 000 ludzi... To było chore. Podobnych wydarzeń sportowych nie znajdziesz dziś w Norwegii - opowiada skoczek, który narty odwiesił w 2000 roku. Swój ostatni punkt Pucharu Świata wywalczył na Wielkiej Krokwi. 

Po zakończeniu kariery był przez wiele lat ekspertem stacji NRK, ale jakiś czas temu porzucił to zajęcie. Od 15 lat Bredesen pracuje w branży utylizacji odpadów. Jest dyrektorem generalnym firmy Retura IR, gdzie jest odpowiedzialny za personel, finanse, zrównoważony rozwój, kupno i sprzedaż samochodów osobowych, ciężarowych i wiele innych kwestii.

 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (11678) komentarze: (13)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Franek_skokowy_fan początkujący
    @Adam90

    Nie bo Kraft z Kobayashim

  • Adam90 profesor

    To były fajne czasy gdzie 30 letni Weisflog walczył z Norwegiem ,a teraz nie ma takich pojedynkow bo sie wiek przesunał

  • TsarRomanov początkujący
    @Adrian D.

    O, świetna sprawa! Jeśli w planie jest też uporządkowanie przeszłych artykułów i to jakoś pomoże, to mogę jakoś podesłać listę linków do znalezionych artykułów historycznych, których nie ma we wspomnianych zakładkach :)

  • Adrian D. redaktor
    @TsarRomanov

    To jeden z punktów planu na sezon ogórkowy.

  • TheDriger stały bywalec
    @Raptor202

    Może I oglądał plecy Nykanena, ale w biografii Nykanena możemy się dowiedzieć, że jedynym rywalem jakiego Matii szanował i uznawał za prawie równemu sobie był Weissflog, a resztę traktował jak płotki.
    Poza tym może w tym tekście tak wypada, ale trzeba mieć niesamowicie mocny mental zeby zdobyć złoto w 1984 (pokonując Nykanena), a później w 1994 stylem V zdobyć kolejne złoto. No i żeby skupiać się tak bardzo na trudnym TCSie i wygrać go 4 razy, a właściwie powinien więcej jeszcze.
    Polacy to akurat się powinni uczyć mentalu od jednego z największych w historii tej dyscypliny Weissfloga. Małysz się na nim wzorował i dobrze na tym wyszedł

  • TsarRomanov początkujący

    Zdecydowanie rzadko tu komentuję, ale miałbym niestandardowe pytanie do autora artykułu, bo on odpowiada za większość artykułów historycznych tej strony w ostatnich latach, dla mnie bardzo interesujących.
    Ostatnio naszło mnie na ich czytanie i zauważyłem, że sporo z nich jest dość trudno odszukać. O ile część jest w zakładkach "Artykuły", "Byli mistrzowie" i "Historia skoków", to na pewno nie ma tam większości artykułów o historii (część z nich przeleżała w notatce parę lat czekając na przeczytanie XD).
    Z tego co zauważyłem, to są one często opatrzone u góry strony swego rodzaju adnotacjami "X Skoki Narciarskie" (gdzie X to przymiotnik od nazwy państwa), "Historia Skoków Narciarskich", "Artykuły" i podobnymi. Niestety nie da się z tych adnotacji skorzystać (są klikalne, ale dodaje się tylko "#" do aktualnego linku).
    Czy możliwe jest po Waszej stronie uporządkowanie tego? Myślę, że bardzo przydatne byłoby uczynienie tych adnotacji rzeczywistymi linkami do list artykułów bądź stworzenie jednej zakładki zbierającej wszystkie takie artykuły (nawet od teraz).

  • CzarnyOrzel doświadczony
    @Raptor202

    Wschodni Niemiec to tłumaczy mentalność że zawsze winien kto inny .... ;)

  • Fan_ekipy_pod_narty doświadczony

    Idealny przykład tego jak wejście w nowy styl może popsuć ale i też podreperować zawodnika na poziom mistrza.

  • kubilaj2 weteran
    @Raptor202

    Pomijając fakt, że Matti to naprawdę był GOAT.
    Oczywiście, tylko gdy nie balował ;)

  • Raptor202 profesor

    Weissflog niby Niemiec, a z tego zachowania można wywnioskować, że może jednak Polak. Najpierw dał się wkręcić w jakąś małą gierkę, a potem jęczy, że to przez Ottesena skoczył słabo :D rozumiem już, dlaczego przez tyle lat oglądał plecy Nykanena.

  • Pavel profesor
    @Adrian D.

    To inna kwestia ;)

  • Arturion profesor

    "Norweg chciał być jednak "postępowy""
    No i do dzisiaj wszyscy NOR głównie tego chcą. ;-)

  • Pavel profesor

    Fajny tekst, ale powiem wam, że ta rola Ottesena w wygranym TCSie Bredesena jest przeceniana ;) Oglądałem ten konkurs i oczywiście Norweg kombinował i przeciągał, ale od zakończenia skoku Niemca, który poprzedzał Norwega, a skokiem Wiessloga minęły 4 minuty ;)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl