Okiem Samozwańczego Autorytetu: Zima lekko spóźniona

  • 2024-11-25 00:07

Drodzy czytelnicy. W dzisiejszym felietonie, podsumowującym inaugurację Pucharu Świata w Skokach Narciarskich Mężczyzn i Kobiet 2024/2025, wasz Samozwańczy Autorytet wytłumaczy Wam, dlaczego warto być cierpliwym, nie wyciszać telefonu wieczorami oraz nosić przy sobie chusteczki higieniczne.

Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. 46. edycja Pucharu Świata w Skokach Narciarskich Mężczyzn wystartowała, w dodatku w tym samym miejscu i w ten sam weekend, co 14. edycja tej samej imprezy w wydaniu damskim. Na razie to jeszcze rzadkość, ale za dwa lata puchary de facto nam się zblatują, bo FIS zdecydowała, że od sezonu 2026/2027 kalendarze obu imprez będą identyczne. Podobno najbardziej ucieszyli się z tego Daniel Tschofenig i Alexandria Louttit. Ale ja nie o tym chciałem. Chciałem o tym, że pogoda lekko się spóźniła na inaugurację. Piątek i sobota były w Lillehammer niezwykle mroźne, ale jedyny śnieg jaki można było znaleźć w tej części Norwegii, leżał na zeskoku Lysgårdsbakken. W niedzielę jednak doleciały na miejsce śnieżne chmury i aura dopasowała się do naszej ukochanej konkurencji. 

"- Panie Piusie, możemy sobie selfiaczka z Panem strzelić?
- Nie wiem, co to jest selfiaczek kochane dzieciaki, ale jeśli to jakiś rodzaj dagerotypu, to czemuż nie".

Pan redaktor Mateusz Leleń raczył był zauważyć, że Pius Paschke i Gregor Schlierenzauer to ten sam rocznik, 1990. I że gdy Gregor wygrywał po raz 53, czyli ostatni w karierze, to Pius nie miał jeszcze na koncie ani jednego punktu w pucharze świata. Myślę, że to nam udowadnia, że warto być cierpliwym. I nie piję tu do wielkiego Austriaka, co do którego wielu uważa, że zakończył karierę przedwcześnie. Schlierenzauer powygrywał niemal wszystko, co dało się powygrywać i do statusu najlepszego skoczka w historii brakło mu jedynie olimpijskiego złota. Ale i tak stoi w jednym szeregu z największymi legendami tej dyscypliny. Nie, oczywiście chodzi mi o cierpliwość Piusa Paschke, który całymi latami ciężko harował i wytrwale czekał na swój czas. Ponad dekadę dzielił swoje lata i zimy między konkursy trzech lig - pucharu FIS, kontynentalnego i świata. Ponad dekadę "grywał ogony" i miał status co najwyżej solidnego członka drużyny, z którą wreszcie zaczął zdobywać medale na imprezach mistrzowskich. W tej chwili ma już trzy drużynowe, a każdy innego koloru. Pięć lat temu zaczął rokować coraz lepiej, potem znów przyszła mała obniżka formy. A rok temu dobił wreszcie do szerokiej światowej czołówki, stając na podium i wygrywając pierwszy swój konkurs w karierze. Ta zima może być dla niego lepsza, a facet ma na karku prawie trzydzieści pięć lat. Warto być cierpliwym i spokojnie robić swoje. 
 

"Ta zima będzie przełomową dla naszych dziewczyn, zaufaj mi, jestem profesjonalistą"

W sporcie, jak w życiu, pech jednego to często szczęście kogoś innego. Wielkim pechowcem jest Daniel Huber. Zawodnik, którego prześladują kontuzje. Jak nie kolana, to biodra.  Cztery lata temu bardzo udanie rozpoczął zimę, a potem zakażenie covidem wyłączyło go z walki o medale dla najlepszych lotników w Planicy. Huber przecież tak nam zaimponował rok temu. Powrócił w pięknym stylu po okresie słabszej dyspozycji i pokazał pod koniec zimy, że kozak z niego pierwszej wody i lotnik że ho ho. I choć nikt nie wymieniał go tej jesieni jako pewnego kandydata do Kryształowej Kuli, to wielu ekspertów i dziennikarzy uważało go za zawodnika, który tej zimy może być bardzo mocny i bić się o zwycięstwa. Tymczasem sezon zakończył się dla niego, zanim się zaczął. Środowy trening na Lysgårdsbakken okazał się brzemienny w skutkach. Kolejny uraz chrząstki kolana i koniec zabawy.

"O jeny! To ten słynny fotoreporter sportowy Tadzio Mieczyński!"

I co? Siedzi sobie taki Maximilian Ortner w domu w środę wieczorem, jak znam życie i dzisiejszych dwudziestodwulatków to pewnie ogląda Netflixa albo ciupie w Fortnite'a a tu nagle dzwoni telefon. Dobrze, że go nie wyciszył. Tak jak moja żona. Nigdy nie odbiera, a potem "o, sorki, miałam wyciszony telefon". Ten głośniczek to tam po coś jest, heloł! Kiedyś nawet ludzie płacili po kilkanaście złotych za SMS premium, żeby sobie jakiś fajny dzwonek ściągnąć, teraz już można za darmo takie bajery mieć i się jarać, że ktoś do Ciebie dzwoni, a tu ulubiona piosenka, albo coś żartobliwego. Fajnie, nie? W każdym razie Ortner szybko odebrał i dlatego zdążył na samolot do Norwegii. Niemal prosto z samolotu na rozbieg skoczni, dwa skoki treningowe i nagle koleś, który się nie załapał do pierwszego składu, staje na podium. W swoim czwartym podejściu do pucharu świata, z czego pierwszym za granicami swojego kraju. Nie, ja nie mówię, że to jakiś bambik, mówimy w końcu o zwycięzcy Pucharu Kontynentalnego 2023/2024. Ale wiadomo, że w Austrii jest spora konkurencja i w kontynentalu można utknąć na długo, mając nawet niezłe wyniki. A Ortner dostawał szans w wyższej lidze jak na lekarstwo. Trzy punkciki w Bischofshofen dwa lata temu nie przekonały Andreasa Widhölzla, że na skoczka SV Villach warto stawiać. Dostał jeszcze tamtej zimy jedną szansę - na Kulm, a w zeszłym roku na Bergisel. W obu przypadkach nie przebrnął kwalifikacji. A tu nagle chłopak leci na swój pierwszy w życiu puchar świata za granicą, i na pięknej norweskiej ziemi melduje się na podium. Pewnie jeszcze miał w kieszeniach kurtki śmieci z samolotu, ja zawsze mam. Jakoś tak zawsze z tym wózkiem jadą jak ja śpię, albo czegoś szukam w plecaku, potem wyrzucam te serwetki, albo paczuszkę po cukrze z logo linii lotniczych w hotelach. W każdym razie Ortner udowodnił, że należy trzymać komórkę blisko i dźwięk włączony. Jak nie zadzwoni trener, że jedziesz na puchar świata, to może chociaż RMF? 

" - Weź idź tam do FISu i się poskarż na te przyczepę udającą szatnię.
 - E spoko, heca na kółkach"

A Kristoffer Eriksen Sundal pokazał, że jest twardzielem i ma refleks. Swoją drogą to ci organizatorzy z Lillehammer to są niereformowalni. Już stracili miejsce w RAW Air za różne zaniedbania. A teraz takie cyrki, żeby wyrzynarka do torów ze ścianką reklamową skoczka z belki zrzuciła? Ciekawe, czy będą jakieś konsekwencje. Całe szczęście, że Sundal był już przygotowany do skoku. Narty w torach i właściwa pozycja. Przecież gdyby narty pojechały obok torów, lub skoczek upadł na twarz, mogło się to dla niego naprawdę źle skończyć. Tymczasem Sundal nie tylko wykaraskał się z tarapatów, ale jeszcze wyciągnął z tego naprawdę niezły skok. I jak się przyznał, po wylądowaniu martwił się głównie tym, żeby go nie zdyskwalifikowali za ruszenie na żółtym świetle. Dobrze, że jury uznało ten skok za prawidłowy a nie przyszło im na przykład do głowy zdyskwalifikować Norwega za nieregulaminowe przyspieszenie podczas opuszczania belki...

"Bierzesz nożyczki i bardzo ostrożnie wycinasz chip z zapasem materiału dookoła o szerokości mniej-więcej centymetra..."
"Sorry szefie, przez pomyłkę włożyłem nożyczki do podręcznego i skonfiskowali na lotnisku..."

Stefan Kraft przyjechał do Lillehammer po swoje 44. zwycięstwo. W obu indywidualnych konkursach prowadził, i w obu spadł poza podium. Zamiast 44. wiktorii ma dwa czwarte miejsca. Tu dwie czwórki, tam dwie czwórki, a jaka różnica. Wydawało się, że jest w takim gazie, że będzie szybko, łatwo i przyjemnie. Morał? Trzeba uważać z tymi szybkimi numerkami, bo nie zawsze jest łatwo a i z przyjemnością to różnie bywa. Mówię Wam, faceci, czasem dla prawdziwej satysfakcji to po pierwsze trzeba się napocić, a po drugie bez pośpiechu, powoli, dokładnie, ze skupieniem do samego końca. Nie wystarczy raz dobrze, trzeba dwa razy. Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, tylko jak kończy. Ale Stefan to już dojrzały mężczyzna, stawiam dolary przeciw orzechom, że tym sezonie zgarnie nie tylko 44., ale i 45. zwycięstwo.  

W zeszłym sezonie w Planicy Stefan Kraft pokazał wszystkim, że potrafi finiszować w męskim stylu

Póki co, to Jan Hörl pokazał w Lillehammer Stefanowi, jak należy finiszować. Zwycięzca obu kwalifikacji był w niedzielę na półmetku drugi z minimalną stratą do Krafta. Wykorzystał potknięcie starszego kolegi, i dzięki piątemu miejscu w sobotę i niedzielnemu zwycięstwu, został wiceliderem cyklu. Obok Paschke, Ortnera i Sundala, niewątpliwie jeden z bohaterów weekendu. Warto też zwrócić uwagę na Tate'a Frantza. Jeśli młody Amerykanin zwrócił na siebie uwagę zeszłej zimy, to obecną zaczął rewelacyjnie, od dwóch dziesiątych miejsc. W dodatku imponuje stylem, co doceniają sędziowie. Z dobrej strony pokazali się i inni zawodnicy z krajów uznawanych jeśli nie za egzotyczne, to pryznajmniej za outsiderów. Aigro, Foubert, İpcioğlu - ta trójka może wyjechać z Norwegii zadowolona.

Z całą pewnością my nie możemy być zadowoleni z formy naszych orłów. To, że jest lepiej, niż przed rokiem, to marne pocieszenie. To, że w sezon bardzo słabo weszli też Słoweńcy, czy Japończycy - jeszcze marniejsze. Obyśmy pozbierali się szybciej od tych rywali. Najlepiej już w Ruce. Póki co Jakub Wolny zastąpi Macieja Kota. Bardzo bym chciał, żeby to nie była zamiana siekierki na kijek. 

Sam jesteś kijek.

Oj działo, się, działo w tym Lillehammer. Poza Sundalem, to Polska kadra dostała szatnię w przyczepie na dwóch kółkach. W piątek Crowd Supporters hymnu Niemcom przez minutę nie puszczali. W sobotę Daniel-André Tande przyznał odważnie przed kamerami, że po zakończeniu kariery zmaga się z depresją. Jako dyslektyk ma problemy ze znalezieniem pracy. W sporcie dysleksja nie przeszkadza, w wielu zawodach już może. A co przeszkadza naszemu sztabowi (a w zasadzie dwóm sztabom) solidnie przygotować naszych skoczków do sezonu? Nie wiem, ale to pół biedy. Najgorzej, że oni chyba też nie wiedzą... Ale to dopiero pierwszy weekend, nie warto wydawać zbyt kategorycznych sądów. Miejmy nadzieję, że tak, jak zimowa aura przybyła lekko spóźniona, ale jednak przybyła, tak przybędzie forma naszych skoczków. Odnotujmy jeszcze, że w kąciku jubileuszowym spotkali się w niedzielę wspomniany już Artti Aigro z Michaelem Hayböckiem. Pierwszy wykręcił na liczniku liczbę 100 występów w elicie a ten drugi trzykrotnie większą. "Klub 300" to już nie w kij dmuchał. Tylko kilku aktywnych i kilkunastu w historii ma na koncie więcej. 

A, o chusteczkach jeszcze miało być. No warto nosić przy sobie te chusteczki. Bo zimą łatwo o katar.

Tabelkujmy, bo i czas po temu.

              Czołówka weekendu w Lillehammer
Lp zawodnik kraj przybytek pkt. wPŚ
1 Pius Paschke Niemcy 180 180 1
2 Jan Hörl Austria 145 145 2
3 Daniel Tschofenig Austria 140 140 3
4 Stefan Kraft Austria 100 100 4
5 Maximilian Ortner Austria 92 92 5
6 Gregor Deschawnden Szwajcaria 77 77 6
7 Kristoffer E. Sundal Norwegia 76 76 7
8 Andreas Wellinger Niemcy 58 58 8
9 Anže Lanišek Słowenia 56 56 9
10 Tate Frantz USA 52 52 10
  Paweł Wąsek Polska 26 26 17
  Aleksander Zniszczoł Polska 14 14 23
  Dawid Kubacki Polska 5 5 30
  Kamil Stoch Polska 3 3 31

Pius Paschke liderem PŚ, Amerykanin w pierwszej "10", za to brak tam Japończyka czy Polaka, ciekawie nam się ten sezon zaczął.

                    Poczet Podiumowiczów
Lp zawodnik kraj 1. 2. 3. suma wPŚ
1 Pius Paschke Niemcy 1 1 0 2 1
2 Jan Hörl Austria 1 0 0 1 2
3 Daniel Tschofenig Austria 0 1 1 2 3
4 Maximilian Ortner Austria 0 0 1 1 5

Tradycyjnie pogrubiam podiumowiczów ze zwycięstwem. Ortnera pogrubiłbym z samej sympatii, ale czegoś w życiu trzeba się trzymać i w sumie czemu nie zasad?

                    Plastikowa Kulka
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 Fatih Arda İpcioğlu Turcja 5 35
2 Władimir Zografski Bułgaria 5 33

Przypominam zasady:

1. W klasyfikacji generalnej Plastikowej Kulki zostanie ujęty każdy skoczek, który:
a. zajmie 31. miejsce w konkursie
b. zajmie trzy razy z rzędu 32. miejsce w konkursie

2. Od tego momentu skoczek który spełnił warunki będzie otrzymywał:
a) 5 punktów za miejsce 31. w konkursie (wliczając to, którym spełnił warunek)
b) 1 punkt za miejsce 32. w konkursie (wliczając to, którymi spełnił warunek)
c) W przypadku, gdy strata do 30. miejsca wynosić będzie 0,1 pkt. - dodatkowo 1 pkt
d) 4. W przypadku awansu do drugiej serii 31 skoczków, za zajęcie 31. miejsca - dodatkowo 1 punkt
Na zakończenie sezonu o zwycięstwie będzie decydowała liczba punktów a w wypadku równej liczby punktów niższe miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ.

No i patrzcie. Na razie w wyścigu po Plastikową Kulkę wystartowali Turek i Bułgar, przy czym bija się o nią niezwykle ostro, bo Zografski był w Lillehammer 31. i 29 a İpcioğlu 30 i 31! Eisenbichler też się starał, w sobotę był na półmetku 30. a w niedzielę 32. Widzicie, jaki to trudny Turniej?

W Pucharze Narodów znów z wysokiego C zaczęli Niemcy i Austriacy, jak przed rokiem. Bardzo słaby start zaliczyła Japonia, honor Słowenii uratował Anže Lanišek. My, jak to my. A póki co, to Turcja była lepsza od Finlandii. To znaczy Finlandia ma punkty z mikstu, więc w Pucharze Narodów jest przed Turcją, ale gdyby Turczynki skakały, to kto wie... Na pewno Turcja wykazała się znacznie lepszą efektywnością, bo dwóch Turków w czterech szansach zdobyło jeden punkt, a czterech Finów w ośmiu szansach  - żadnego. A dwukrotnie lepszą od Turków efektywność ma Bułgaria - jeden skoczek w dwóch szansach zdobył dwa punkty. Co się dziwić, Bułgaria leży na północ od Turcji.

Cytat zupełnie na temat: 
Michał Korościel: - Nicole Konderla już w powietrzu.
Igor Błachut: - Już nie.

Cytat zupełnie nie na temat:
"The sun is throwing shadows
You're burning if you come too close
Even if your soul is old
A million years
Time traveler, here and now
The ones who're gone are still around
Your heart and soul will be one
In the seventh sun"
Klaus Maine
 

I tak konkursy otwierające nam 46. edycję zmagań o puchar świata w skokach, przeszły do histori. Już za tydzień mająca również pewne tradycje w inauguracjach, leżąca daleko na zimnej północy, Ruka. A w Ruce tylko dwie rzeczy są pewne: Rozczarowanie ze strony jednego z faworytów i niespodzianka ze strony jakiegoś outsidera.

"Lillehammer! Świetnie się spisaliście! Wzorowa organizacja!"

Ceterum autem censeo notas artifices esse delendas.

***
Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.

Marcin Hetnał, źródło: Informacja własna
oglądalność: (11587) komentarze: (134)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • acka weteran
    @Kolos

    Masz rację - trzeba wzmacniać struktury od dołu. I tu dodaję to, co pisałem o Kruczku. Żądny wiedzy, oczytany, czy nie mógłby być takim koordynatorem PZN do rozbudowy struktur klubowych, tworzenia zachęt dla trenerów orz dzieciaków płci obojga, by zaczęły się najpierw - bawić skokami, a potem miękko przechodzić w tryb zawodniczy, by powstały kompleksowe plany szkolenia i ścieżki kariery. By budować albo odbudowywać obiekty, nie może się wszystko kończyć - mamy kompleks treningowy w Szczyrku, pod Krokwią i jest cacy. Są jeszcze Bieszczady, Beskid Niski, skoki muszą wrócić w Sudety, i to nie tylko w Karkonosze. By jak najbardziej poszerzyć terytorialnie i ludnościowo bazę pozyskiwania skoczkiń i skoczków. Tam, gdzie śnieg jeszcze regularnie pada, mimo ocieplenia klimatu, i czasem nawet poleży. A jak nie - to jest igelit, skoki siłą rzeczy będą się coraz bardziej uletniać i uplastikawiać, jeśli mają przeżyć. Ciekawa jest kampania Małysza z tymi miniskoczniami. Ale to dobre do wyłapywania utalentowanych dzieci. Do tego jeszcze potrzebny jest plan wsparcia tych najlepszych dzieciaków, by trafiały stopniowo na coraz większe obiekty, których nie wybuduje się tanio tam, gdzie teren płaski. Dlatego dzieciaki i ich opiekunowie będą musieli zmieniać miejsce zamieszkania, jeśli będzie chęć uprawiania skoków wyczynowo. A to są baardzo konkretne koszty finansowe i osobiste... itd,itd.

  • Kolos profesor
    @acka

    Mamy trenerów klubowych. Tylko, te kluby wciąż wyglądają jak wyglądają. Jest bieda i są nieliczne. Trzeba wzmacniać strukturę od dołu, a tego niestety za bardzo nie ma. Przydałoby się też wzmocnienie infrastruktury. Bo zbyt wielu czynnych skoczni w kraju to nie mamy.

    Coraz większy jest też problem z ilością trenujących zawodników.

  • Kolos profesor
    @King

    Tylko, że Stoeckl nie był trenerem w naszym rozumieniu. On jednak pracował w systemie gdzie zawodnicy trenowali głównie indywidualnie, w klubach, a Stoeckl co najwyżej koordynował i układał to wszystko w całość. Nie wiem więc czy on cokolwiek konstruktywnego może dać tymi szkoleniami.

  • Kolos profesor
    @Pavel

    Tylko, że Hula miał wcześniej przebłyski, tym bardziej Kubacki-rycerz lata na długo przed Horngaherem. To mimo wszystko zawodnicy z potencjałem i talentem, zwłaszcza Hula który był obiecującym zawodnikiem już jako junior.

  • Arturion profesor
    @Lataj

    "jak np. przegrane powstania w XIX w."
    Bym prosił tego tu nie mieszać.
    To zupełnie inna sprawa i bardzo daleka od sportu, a nawet i biznesu.

  • Lataj profesor
    @acka

    Kolejna różnica jest taka, że aby coś ruszyło w jednym sporcie, to musi przyjść jakiś samograj. A, no i przecież musi się znaleźć ktoś, kto musi innemu dokopać, bo jest w czymś dobry. Chociaż wiele sportów potwierdza, że Polacy potrafią się cieszyć z sukcesów innych. Ale chyba tylko w sporcie. Jak ktoś zrobił dobry interes i się ustawił, to od razu złodziej, gnida, itp. Kolejna rzecz - kult porażki. Obok zwycięstw potrafimy rozpamiętywać porażki, jak np. przegrane powstania w XIX w.

  • acka weteran

    Ciekawy fragment wywiadu z Tomaszem Majewskim w Interii. Teoretycznie mowa o lekkiej atletyce, ale jakoś bardzo pasuje i do obecnej sytuacji w polskich skokach:

    - W sporcie trochę jest tak, że tak zwany głodny zawodnik jest bardziej zmotywowany. Może podeprę się opinią prezydenta francuskiej federacji lekkoatletycznej, której reprezentanci zdobyli w Paryżu też jeden medal, a jego autorką była płotkarka Cyrena Samba-Mayela. W dodatku zawodniczka, która od pewnego czasu trenuje nie we Francji, tylko w Stanach Zjednoczonych. I prezydent wprost powiedział, że francuscy lekkoatleci mają za dobrze, trenują jak trenują i dlatego mają wyniki takie, jakie mają. A więc to nie jest tylko opinia o naszych lekkoatletach, ale generalnie w sporcie musi być element głodu, a gdy ma się wszystko, to czasami wygrywają bardziej zmotywowani. Nasi sportowcy mieli bardzo dobrze. Ja dalej podtrzymuję, że głównym problemem był wiek, czyli zmiana generacyjna. Ale jeśli ktoś narzeka na warunki, to nie. Pod tym względem nasi mieli naprawdę wszystko to, co chcieli. I to nie był problem.

    Czyli jednak te zbyt cieplarniane warunki?

    - Nie to, że bardziej cieplarniane. Chodzi o to, że na nic już nie można narzekać i zwalać. Źródeł porażki w niektórych przypadkach trzeba szukać gdzie indziej. U siebie, w treningu, w podejściu, czy innych kwestiach. A dla uniwersalnej wymówki, że czegoś brakowało, tutaj nie ma miejsca.


    Przecież jeśli jest się sportowcem z topu, to po to dąży się do mistrzostwa, by poszły za tym określone profity i gratyfikacje. Cała ta piramida tak jest skonstruowana, by premiowała i motywowała, również lub przede wszystkim, finansowo.


    - To się zgadza. Tylko jeśli człowiek dojdzie do poziomu, który jest dla niego topem, to pojawia się pytanie: co jeszcze musi mieć w sobie, by rywalizować z najlepszymi? To wszystko kwestia spełniania potrzeb. A część ludzi, gdy je spełnia na określonym poziomie, rozmija się z całym systemem rywalizacji. Niestety to, co im wystarczy, często nie jest tym, co jest potrzebne by walczyć o medale, a nawet zajmować czołowe miejsca.

  • sledzik16 profesor
    @Pavel

    Granerud to jeżeli już robimy takie porównania to z poziomu przedszkolanki. Tylko jest jedną rozb9ca między Granerudem a naszymi specjalistami mam na myśli Stocha Kubackiego i Żyłę. Jemu jak nie szło to odpuścił skakanie i poszedł do przedszkola pracować a nie szukać nowego sponsora na czapkę żeby pieniądze się zgadzaly.

  • Pavel profesor
    @dervish

    Granerud w kilka miesięcy z poziomu przeciętniaka w PK został dominatorem PŚ, Stękała z karczmy zawitał na podium PŚ, a Małysz z poziomu walić skoki idę lepić dachy, wygrał KK.

  • Pavel profesor
    @dervish

    Aha czyli był dobry bo tak ;) To, że skakał słabo to nic ;)

  • acka weteran

    A w końcu skoro Kruczek był taki chętny do nauki, czytania, skoro łyknął praktycznej wiedzy u Lepistoe, a potem ze Stochem sięgnęli po podwójne złoto olimpijskie - dlaczego do dziś, po tym jak trenowanie kadry wypaliło się, co jest raczej normą - tak byle jak go PZN wykorzystuje. A to rzucono go na kapryśne panienki, a to został dyrektorem od logistyki kadry (załatw hotel, parking, narty przenieś) - a teraz spełnia się jako asystent byłego asystenta Horna w teamie mistrza przed emeryturą. Jeśli był taki otwarty na wiedzę, to właśnie on powinien być już od dawna "pełnomocnikiem PZN ds budowy systemu szkolenia" Jeździć, podpatrywać, tworzyć koncepcje szkolenia, przekazywać je trenerom klubowym i bazowym, nadzorować ich przy wdrażaniu systemu. A tak, latka lecą i zamiast być takim polskim guru trenerskim., koordynatorem szkolenia, ląduje w hierarchii coraz niżej. Nie wiadomo, z czego naprawdę to się wzięło, ale z zewnątrz "skokowego grajdołka" - wygląda to marnie...

  • dervish profesor
    @Pavel

    Przykłady wskazują także na coś zupełnie odwrotnego. Patrz na przykład Schliriego i na przykład Schmitta.

  • dervish profesor
    @Pavel

    Zrobił kolejny krok do przodu. Że nie ma to odzwierciedlenia w punktach? Przechodzil specyficzne dla siebie perturbacje. Ale tamten sezon procentuje obecnie.

  • Pavel profesor
    @dervish

    W skokach logika rzadko działa, a przykłady z przeszłości pokazują, że jak zawodnicy k w jakimś momencie kariery pokazał potencjał to jest w stanie przy odpowiednim treningu się odbudować.

  • Pavel profesor
    @dervish

    Co się udało w zeszłym sezonie Wąskowi? ;)

  • dervish profesor

    A wracjąc jeszcze do "katastrofalnego błędu" jaki popełnił nasz sztab w poprzednim sezonie to z perspektywy czasu zaczynam wątpić w ten błąd i że w ogóle popełniono jakiś błąd.
    1. Kozłem ofiarnym został Noelke. Teraz przygotowania bez Noelkego a Kubacki tak samo słaby jeśli nie słabszy. A podobno uwzględniono oczekiwania Dawida, dostał indywidualny tryb przygotowań i program ten został skonsultowany z nim. Różnica tylko taka, ze dzis Dawid do nikogo nie ma pretensji.
    2. Jeżeli w zeszłym sezonie sztab popełnił jakiś kolosalny błąd to dlaczego Zniszczoł i Wasek się temu oparli? Zniszczoł popełnił sezon życia taki którego nikt nawet w najśmielszych marzeniach po nim nie oczekiwał.

  • acka weteran
    @kubilaj2

    Do końca nie wiemy, czy zatrudnienie specjalistów to był autorski pomysł Tajnera, czy ktoś mu z zewnątrz podpowiedział... Oby to pierwsze. Gdyby to było w Polsce normalne, specjaliści typu Panowie Blecharz i Żołądź byliby zatrudnieni już za Mikeszki. I podciągneliby na podia może także Mateję i Skupienia. Tak czy inaczej - polskie trenowanie przez dekady było tak trochę "na czuja", "jak to się u nas zawsze robiło"," kolejny dzień w pracy". Super, jak trener sam coś doczytał, posłuchał innych, ale nie było to zasadą. No i "polskiej szkoły skoków" od 100 lat nie mamy. Gdyby wśród polskich trenerów był jakiś twórczy ferment, poszukiwania, nowatorstwo - nie byłoby tego ciągłego ostatnio ściągania speców z Alp, by "budowali system". I nie mamy pewności, gdy spotykają się oni z naszymi trenerami baz, zaplecza itp, jaki jest odzew? Czy: no tak, wspaniale, działamy - a po powrocie do pracy: a co one tam gadają, u nas się nie da i tyle zachodu... Przez tyle lat, a już 20 lat upłynęło od zatrudnienia Kuttina i Horna, potem był Lepistoe, znów Horn - już samemu można było ich podpatrzeć, podpytać, samemu się poprzyglądać, pojeździć do Austrii, Słowenii, poczytać, przecież Kruczek dużo sam czytał... I ciągle nie ma systemu, a nawet przez 20 lat nie wyłonił się ambitny, ogarnięty polski trener, który byłby takim koordynatorem budowy systemu - od środka. Ciagle tylko czekanie, a to przyjdzie Horn, a to Thurn i "zbuduje nam system", czyli dostarczy gotowych recept, a my je tylko mechanicznie, bwz wysiłku i myślenia własnego, wdrożymy. Albo i nie, jak będzie przy tym za dużo fatygi. A oni raz, że mówią innym językiem w sensie mentalu, pojęć, sposobu działania, ale jeszcze szybko przekonują się, że "budowa systemu" to orka na ugorze, a i tak w końcu rozlicza ich PZN za bieżące wyniki w PŚ (bo kibice i sponsorzy dyszą w kark), a nie za "system"...





















    \]

  • dervish profesor
    @Pavel

    Wręcz przeciwnie logika mówi, że jeżeli komuś nie udało się z 5 trenerami to nie w trenerach tkwi problem.

  • Julixx05 weteran
    @Pavel

    Zapomniałeś chyba o Wąsku

  • Pavel profesor
    @dervish

    Zanim Hula nie trafił na odpowiedni sztab był totalnym buloklepem. Zanim odpowiedni trener nie przebudował techniki lotu Kubacki był nic nieznaczącym przeciętniakiem itd. To, że ktoś miał do tej pory 5 trenerów i nic z tego nie wyszło, nie oznacza, że jest słaby.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl