Miejsca w trzeciej dziesiątce. Zniszczoł i Kubacki po sobocie w Lillehammer

  • 2024-11-24 12:21

Aleksander Zniszczoł zakończył sobotnie zawody w Lillehammer na 23. pozycji, z kolei Dawid Kubacki uplasował się na 26. lokacie. Dla pierwszego z nich są to pierwsze w karierze punkty w starcie otwierającym sezon Pucharu Świata.

Aleksander Zniszczoł (23. miejsce – 121,5 oraz 131,5 metra)

– Start z innego miejsca. To dobrze, że mam od razu punkty i późniejszy numer startowy w kolejnych zawodach. Od razu więcej spokoju. Wiem, że to nie były moje topowe skoki, w trudnych warunkach. Wiemy, że wiatr wiejący w plecy nie ułatwia mi zadania. Jest dużo rezerw. Spokojnie i cierpliwie trzeba nad tym pracować, nabierać pewności siebie i iść do przodu. Nie jetem daleko od tego dobrego skakania. Takie przeczucie ma też najważniejsza osoba w moim życiu, czyli moja żona. Wie, że ta zima będzie dobra i też w to wierzę – słuchamy 30-latka.

– W sobotę zrobiłem krok naprzód. Mam tutaj problem z timingiem na progu, wszystkie skoki wychodziły za wcześnie. W kwalifikacjach też tak było. W pierwszej serii konkursowej musiałem zaryzykować i wyczekać pozycję. Ten skok był oddawany pod kontrolą, żeby moment przeczekać i później się odbić. Druga seria poszła z większym luzem i skok był lepszy – podkreśla.

Zniszczoł, który szykował się na rozbiegu do swojej próby, z blisko mógł obserwować zamieszanie związane ze skokiem Kristoffera Eriksena Sundala, który został uderzony na belce przez ściankę sponsorską.

– Byliśmy w szoku, to był nieciekawy widok. Obniżyli belkę i zaczęto zsuwać maszynę z planszą reklamową, ale nie zahamowano jej. Widziałem jak ta lina się zwija, wszystko jedzie na dół, a Sundal siedział na belce, więc wszyscy zaczęliśmy krzyczeć… aż go uderzyło i pojechał. Cud, że trafił w tory i skoczył 132 metry – mówi Zniszczoł.

Dawid Kubacki (26. miejsce – 123 i 128 metrów)

– Było po japońsku, czyli jako-tako. Nie są to wyniki, na które miałem apetyt, ale przyjmuję je z pokorą i spokojem, bo wiem, że na ostatnich zgrupowaniach prezentowałem lepszy poziom. W Lillehammer od pierwszego skoku nie mogę dogadać się za bardzo wysoką belką startową i męczę się. Potrzebowałem więcej czasu, żeby poskładać się w tę pozycję najazdową po ruszeniu, a i ona od początku nie do końca wyglądała dobrze. Ze skoku na skok było coraz lepiej, więc to na pewno pozytyw. Nadal jest to jednak element, na którym muszę skoncentrować się w niedzielę, bo to sporo zmienia w moich skokach – wyjaśnia 34-latek.

– To reakcja łańcuchowa. Jak się dobrze ruszy z belki, wówczas jest się poskładany dobrze na czucie. Nie trzeba kombinować. Belka jest wysoka, więc musimy się z niej trochę ześlizgiwać, żeby włożyć narty do torów. Start z trochę pokracznej pozycji sprawiał, że byłem trochę za bardzo „z tyłu” w pierwszej fazie. Do tego wysoko tyłkiem. Próba dokładania do pozycji już na najeździe nie jest tym samym, kiedy składa się z belki i od razu jest dobrze. Jest trochę szukania i z tym się męczyłem. W ostatnim sobotnim skoku najlepiej mi się ruszyło. Szybciej się poukładałem, a pozycja najazdowa była stabilniejsza, dlatego poszło trochę lepiej z progu. Na pewno są jednak jeszcze rezerwy – wskazuje.

– Kiedy człowiek jest w bardzo dobrej dyspozycji, jak czołowi zawodnicy, to zmiany belek niewiele zmieniają. Ma się bardzo dobre czucie pozycji dojazdowej i nawet inna belka nie ma tak dużego znaczenia. Zresztą ja z tej belki też potrafiłem tutaj startować i wygrywać zawody, więc to w żadnym wypadku nie jest wytłumaczenie czy główna przyczyna. Przy dobrej dyspozycji to nie ma znaczenia, ale przy popełnianiu błędów potrafi to zaburzyć rytm skoków – dodaje.

– Przechodziłem przez strefę dla dziennikarzy i kątem oka widziałem telebim, bo zerkałem na skocznię. Myślałem, że Sundal ześlizgnął się z belki i to był jego błąd. Widziałem żółte światło i myślałem o dyskwalifikacji. Powtórka wszystko wyjaśniła. Ścianka sponsorska tak mu zajechała w plecy, że w niedzielę może czuć, jakby mu ktoś kijem golfowym przyłożył. Całe szczęście, że ręce miał przed belką, bo mogło się to skończyć nieprzyjemnie dla zawodnika. Takie sytuacje nie powinny się zdarzać, błąd ludzki. Dobrze, że nikomu nie stało się nic złego w tym przypadku. Pokazał, że da się w te tory wskakiwać i nie trzeba się zsuwać jak ja z tej belki <śmiech>… – mówi o swojej perspektywie.


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (3935) komentarze: (2)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • sledzik16 profesor

    Widzę że i Małysz idzie po rozum do głowy I bierze się za tego pożal się Boże szkoleniowca z Austrii.
    Wkoncu może chwalenie osoby TT przez wszystkich się skończy i albo ten przebieraniec wezmie się do pracy albo wyleci z wielkim hukiem z roli szkoleniowca. Teraz tylko może być problem bo kolejny specjalista Stoeckl będzie bronił swojego wytatuowanego i urwanego z choinki jak na nasz kraj szkoleniowca.

  • Arturion profesor

    Może w Kuusamo będzie lepiej...

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl