Falko Weisspflog - skoczek, który stał się inspiracją dla światowej gwiazdy pop

  • 2025-06-13 15:50

Falko Weisspflog, były rekordzista świata w lotach narciarskich i medalista mistrzostw świata za sprawą splotu niezwykłych okoliczności znalazł się, co prawda raczej metaforycznie, na muzycznej estradzie. Choć nie szukał rozgłosu, w pewien pośredni sposób trafił do popkultury. To historia sportowca, który nie tylko wzbił się wyżej niż inni, ale też niespodziewanie zapisał się w historii muzyki pop.

Inspiracja ze skoczni

W 1976 roku dwudziestoletni Johann Hoelzel, młodzieniec z głową pełną marzeń i sercem bijącym w rytmie popowych przebojów, porzucił rodzinny Wiedeń i ruszył w stronę artystycznej przygody – do Berlina Zachodniego. To właśnie tam, w tętniącym życiem, roztańczonym mieście, swoją twórczą przystań znalazł jego idol – David Bowie. Johann postanowił iść jego śladem, licząc, że i jemu uda się przebić do panteonu muzycznych gwiazd.

W Nowy Rok 1977 roku oglądał w telewizji wraz z przyjaciółmi konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Garmisch-Partenkirchen. O zwycięstwo w całym cyklu walczył jego rodak Toni Innauer, który wygrał w Oberstdorfie, a podczas omawianych zawodów w Ga-Pa zajął drugie miejsce. Dodajmy na marginesie, że Austriak był jeszcze trzeci w Innsbrucku, ale w Bischofshofen nie wytrzymał presji i ukończył zmagania na 19 lokacie, a cały TCS po raz drugi z rzędu na czwartej pozycji.

Ale to nie Innauer rozpalił wyobraźnię przyszłego artysty. Uwagę Johanna przykuł ktoś inny – skoczek zza tajemniczej żelaznej kurtyny, z NRD. Falko Weisspflog, charakteryzujący się zawadiacką odwagą, zrobił na młodym Austriaku piorunujące wrażenie. „Był niesamowicie odważny i miał zaj… fryzurę” – wspominał później Hoelzel z błyskiem w oku. Jak podaje portal MDR.de, tego właśnie wieczoru, na skrzyżowaniu popkultury, sportu i czystego impulsu, Johann odwrócił się do przyjaciół i oznajmił: „Od dziś mówcie na mnie Falko!”. Z czasem tylko lekko podrasował pseudonim – zamienił „k” na „c”, by brzmiał bardziej światowo. 

Sokół z Rudaw – chłopiec, który sięgnął nieba

Falko Weisspflog przyszedł na świat w 1954 roku w urokliwej miejscowości Pleissa, leżącej u podnóża Rudaw. Już jako chłopiec z zapałem rzucał się z prowizorycznych skoczni, próbując gonić własne marzenia. Jego pierwszym trenerem był nie kto inny, jak ojciec – wymagający, ale pełen wiary w talent syna. Los jednak nie od razu był dla młodego Weisspfloga łaskawy. Gdy próbował dostać się do elitarnej szkoły sportowej w Oberhofie – zimowego bastionu sportów NRD – spotkał się z odmową. Lokalni trenerzy najwyraźniej nie dostrzegli potencjału w chłopaku z prowincji. Falko nie załamał się – przeciwnie, obrał trudniejszą drogę. Trenował pod sztandarem niewielkiego klubu BSG Motor Grüna, z dala od zgiełku wielkich aren. Dopiero w 1973 roku jego uporczywa walka została zauważona – przeniósł się do renomowanego SC Traktor Oberwiesenthal, gdzie trenowali najlepsi. A już dwa lata później trafił do reprezentacji narodowej NRD. 

W drugiej połowie lat 70. nazwisko Falko Weisspflog brzmiało na skoczniach świata jak synonim brawury i odwagi. W 1976 roku w Oberstdorfie poleciał na odległość 174 metrów, ustanawiając nowy rekord świata w lotach narciarskich. Od tej pory nazywano go mianem Sokoła. Inna sprawa, że ów rezultat, jako najlepszy na świecie, przetrwał tylko dwa dni, kiedy to odległość o dwa metry dłuższą uzyskał wspomniany wcześniej Innauer. Niecałe dwa miesiące wcześniej Falko wygrał Turniej Czeski, zajmując czwarte miejsce w Libercu, dziewiąte w Plavych i pierwsze w Szpindlerowym Młynie.

Mistrzowskie złoto i próba-kuriozum w Czechosłowacji

W roku 1978 Falko Weisspflog – już wtedy dobrze znany w świecie skoków narciarskich jako „Sokół” – sięgnął po najważniejsze trofeum swojej sportowej kariery. Na dużej skoczni w Lahti, podczas Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym, wywalczył brązowy medal, zapisując swoje nazwisko po raz wtóry w annałach narciarskich skoków. W oddanych przez siebie próbach uzyskał 108 i 114,5 metra. Ta druga odległość stanowiła wówczas rekord skoczni. Do srebrnego medalu zabrakło mu ledwie 0,6 punktu, a do złota – niespełna 0,9, co jeszcze bardziej podkreślało rangę jego osiągnięcia.

Miesiąc później stanął na starcie zawodów rozgrywanych na dużej skoczni w Szczyrbskim Jeziorze, w  Czechosłowacji, które zapamięta do końca życia.  Konkurs zapowiadał się emocjonująco, ale nikt nie przewidział, że jedna z jego głównych scen rozegra się nie w powietrzu ani na zeskoku, lecz… na rozbiegu. Miało miejsce techniczne fatum, które objawiło się w najgorszym możliwym momencie. Prowadzący po pierwszej serii NRD-owiec podczas podejścia do drugiego skoku zahaczył prawą nartą o wystający kabel kamery. Falko stracił równowagę i z impetem, niczym kilkadziesiąt lat później Wolfgang Loitzl i Daiki Ito, runął w dół rozbiegu. W ostatniej chwili, będąc o włos od tragedii, zdołał wyhamować. Publiczność zamarła.

Gdy ratownicy pomogli mu wydostać się z opresji, szef zawodów zapytał go, czy chciałby spróbować jeszcze raz? Falko bez chwili wahania kiwnął głową. Jak później wspominał w rozmowie z Mdr.de: „Powiedziałem sobie wtedy: teraz już nic złego się nie stanie. Nawet jeśli po prostu spadnę z progu i wyląduję blisko, nikt nie będzie miał mi tego za złe". Odrzucił więc strach, zebrał siły i ruszył raz jeszcze. Tym razem wykonał piękny skok wylądowany na 109 metrze, co było odległością tylko o pół metra krótszą od rekordu skoczni. Wygrał zawody ze spokojną przewagą. W marcu 1978 roku wystartował też podczas dużej imprezy na skoczni mamuciej Kulm w Bad MItterndorf, potwierdzając renomę świetnego lotnika - zajął drugie miejsce. Wyjątkowo dobrze czuł się w Zakopanem, gdzie na przestrzeni całej kariery udało mu się raz wygrać, a ponadto jeszcze trzykrotnie stanąć na podium.

Falco, Falko i cień Stasi: imię, które wzbudziło podejrzenia

W 1980 roku skoczkowie narciarscy z Oberwiesenthal wracali właśnie z zawodów w Szwecji, gdy podzielili się z Falko Weisspflogiem sensacyjną plotką: podobno austriacki piosenkarz przyjął jego imię jako pseudonim artystyczny! Tak przynajmniej donosił jeden z tabloidów. Weisspflog był w szoku: „Nie mogłem w to uwierzyć” – przyznał. Ale już dwa lata później wszystko stało się jasne. Podczas popularnego programu stacji ARD „Auf los geht’s los”, emitowanego w sobotni wieczór, Falco sam przyznał, że skoczek narciarski Falko Weißpflog zrobił na nim tak wielkie wrażenie, że postanowił przyjąć jego imię. „Moi przyjaciele mówili wtedy nawet: Wygląda jak ty” – dodał z uśmiechem.

Słowa Falco nie wyszły Falko Weisspflogowi na dobre. Ledwie dwa dni później musiał się gęsto tłumaczyć przed działaczami swojego klubu. A to był dopiero początek. Sprawą szybko zainteresowała się Stasi, czyli tajna policja i służba wywiadowcza Wschodnich Niemiec – i zrobiło się naprawdę poważnie. Zaczęły krążyć oskarżenia, że Weisspflog wziął od Falco pieniądze za użyczenie swojego imienia i potajemnie spotykał się z nim podczas zawodów za granicą. Pamiętajmy, że czołowi sportowcy z państw Bloku Wschodniego, zresztą nie tylko oni, znajdowali się często pod stałą obserwacją tajnych służb swojego kraju. „Zrobiło się gorąco” - wspomina Weisspflog. „Nawet w rodzinie, bo przesłuchiwano wszystkich. Stasi chciała wiedzieć, gdzie są pieniądze. Ale przecież żadnych pieniędzy nie było!”.

Nagle Weisspflog stał się powszechnie znany nie tylko na skoczniach narciarskich, ale także na scenie muzycznej. Nawet młodzieżowy magazyn Bravo poświęcił artykuł tej intrygującej historii -  związkowi narciarstwa z kulturą popularną.

Dwie gwiazdy, które nigdy się nie spotkały

Falko Weisspflog zakończył sportową karierę w 1980 roku, choć jeszcze potem zdarzało mu się sporadycznie przypinać narty i wspinać na skocznię. Po przejściu na sportową emeryturę poszedł ścieżką wyznaczoną przez rozsądek: studiował budownictwo, po czym został młodszym trenerem. Po upadku NRD nie porzucił świata sportu – wręcz przeciwnie. Zanurzył się w branży fitness i handlu sprzętem sportowym. Dziś, jako były mistrz przestworzy, reprezentuje renomowaną markę produkującą rękawice i odzież narciarską – tę samą, która ubiera reprezentacje narodowe Niemiec i Austrii w narciarstwie alpejskim.

Tymczasem jego imiennik z artystycznego świata, Falco, od połowy lat 80. podbijał międzynarodowe listy przebojów. Hity takie jak „Rock Me Amadeus” czy kontrowersyjna „Jeanny” uczyniły go ikoną europejskiego popu – zadziorną, niepokorną, błyskotliwą. Niestety, jego życie zakończyło się tragicznie w 1998 roku. Zginął w wypadku samochodowym na Dominikanie. Miał wtedy 41 lat. Sekcja zwłok wykazała 1,5 promila alkoholu we krwi oraz znaczne ilości kokainy i marihuany. I choć łączyły ich imię, sława i odrobina legendy, ekscentryczny popowy gwiazdor i odważny skoczek z zawadiacką fryzurą nigdy się nie spotkali.

Były wszakże przymiarki do tego, aby panów ze sobą bezpośrednio poznać. Pierwsze spotkanie artysty i byłego sportowca zaplanowano na marzec 1994 r., jednak Falco musiał odwołać je dzień wcześniej z powodu choroby. „To była naprawdę wielka szkoda. Bardzo chciałem go poznać” – powiedział Weisspflog. Po raz drugi panowie byli ze sobą umówieni na wiosnę 1998 roku, ale śmierć piosenkarza pozostawiła plany nawiązania kontaktu między dwiema gwiazdami na zawsze niezrealizowanymi. Były skoczek odwiedził niedawno willę zmarłego piosenkarza, która wypełniona jest pamiątkami po artyście. "Kiedy przechodzę przez te pokoje, dostaję gęsiej skórki. To tak, jakbym napotykał część mojej własnej historii” – powiedział, wyraźnie wzruszony Falko. 

 

Adrian Dworakowski, źródło: Mdr.de+Meinbezirk.at+informacja własna
oglądalność: (5581) komentarze: (6)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @Lataj

    Oni już teraz bardziej Niemcy... Rdzenni...
    To pewnie będą słuchać np. Niny Hagen? ;-)

  • Lataj profesor

    Chyba już wiem, czego Horngacherowie będą słuchali.

  • Arturion profesor

    Tego Falko jakoś nie zapamiętałem, choć na pewno oglądałem zawody z jego udziałem. Może mi się po latach rzeczywiście zlał w jedno z Jensem, mimo różnicy tej literki.
    Zaś Falco też nie bardzo kojarzę, ale posłucham na yt. :-)

  • Adrian D. redaktor
    @Arturion

    Nie ma między nimi żadnego pokrewieństwa. Zresztą ich nazwiska różnią się jedną literą.

  • Arturion profesor
    @Skokownik

    A czy Falko i Jens są spokrewnieni?
    Niby Jens urodził się w innej miejscowości, ale też w NRD.

  • Skokownik profesor

    Czy tylko ja najpierw przeczytałem o Weissflogu?

    A na poważnie: ciekawą ciekawostkę p. Adrian wyłowił. Weisspflog był całkiem utalentowanym zawodnikiem, może gdyby historia PŚ zaczęła się trochę wcześniej, to nie byłby tak zapomniany i pewnie mylony z panem Jensem. A inspiracja fryzurą i odwagą skoczka narciarskiego i znanego piosenkarza to ciekawa sprawa, której się nie spodziewałem. Pewnie spotkanie tych panów byłoby dla nich ciekawe - Falco poznałby w pewnym sensie swojego idola. Zginął jak wielu gwiazdorów - tragicznie i w związku z używkami. Szkoda. A ciekawe, że Weisspflog czuje, że kariera Falco jest w pewnym sensie częścią jego.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl