W roku 1978 Falko Weisspflog – już wtedy dobrze znany w świecie skoków narciarskich jako „Sokół” – sięgnął po najważniejsze trofeum swojej sportowej kariery. Na dużej skoczni w Lahti, podczas Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym, wywalczył brązowy medal, zapisując swoje nazwisko po raz wtóry w annałach narciarskich skoków. W oddanych przez siebie próbach uzyskał 108 i 114,5 metra. Ta druga odległość stanowiła wówczas rekord skoczni. Do srebrnego medalu zabrakło mu ledwie 0,6 punktu, a do złota – niespełna 0,9, co jeszcze bardziej podkreślało rangę jego osiągnięcia.
Miesiąc później stanął na starcie zawodów rozgrywanych na dużej skoczni w Szczyrbskim Jeziorze, w Czechosłowacji, które zapamięta do końca życia. Konkurs zapowiadał się emocjonująco, ale nikt nie przewidział, że jedna z jego głównych scen rozegra się nie w powietrzu ani na zeskoku, lecz… na rozbiegu. Miało miejsce techniczne fatum, które objawiło się w najgorszym możliwym momencie. Prowadzący po pierwszej serii NRD-owiec podczas podejścia do drugiego skoku zahaczył prawą nartą o wystający kabel kamery. Falko stracił równowagę i z impetem, niczym kilkadziesiąt lat później Wolfgang Loitzl i Daiki Ito, runął w dół rozbiegu. W ostatniej chwili, będąc o włos od tragedii, zdołał wyhamować. Publiczność zamarła.
Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu
Zaloguj się