Rekordziści Wielkiej Krokwi i Olimpijczycy

  • 2002-10-11 02:00
[strona=1] W 1923 r. zaczęto myśleć o budowie w Zakopanem wielkiej skoczni narciarskiej, na której w przyszłości można by było rozgrywać międzynarodowe zawody. Pomysł jej budowy zrodził się w głowie Karola Stryjeńskiego, wtedy prezesa SN PTT i działacza narciarskiego, który stał się spiritus movens całego przedsięwzięcia. Dążył on do powstania w Zakopanem Parku Sportowego, który obejmowałby skocznię i stadion sportowy u jej podnóża. Jego projekt wyprzedzał z pewnością czasy w których żył. Zlokalizował on przyszłą skocznię na lesistych stokach Krokwi. Sporządził jej projekt wraz ze Szwedem Sellstroemem. Marzeniem Stryjeńskiego był zespół obiektów sportowych na wysokim, europejskim poziomie. Napisał w tej sprawie obszerny artykuł Prawda o wielkiej skoczni w Zakopanem, w którym uzasadniał potrzebę istnienia tego typu obiektu. Władze Zakopanego poparły jego śmiałe dążenia i w ciągu dwóch lat prac powstała piękna skocznia naturalna, która do dzisiaj jest największą w naszym naszym kraju.

Młodzi, kilkunastoletni chłopcy z Zakopanego trenowali, zanim poszli na Krokiew, na dużo mniejszych skoczniach terenowych, usypanych ze śniegu przekładanego gałęziami świerka. Budowali je na Buńdówkach, Lipkach, Jaszczurówce, Nosalu, nieopodal kościoła ojców jezuitów na Górce, przy ulicy Szkolnej i na Bilinówce (słynna "trupiara"). W Zakopanem i okolicy było takich "skoczni" kilkanaście. Osiągali na nich od kilku do kilkunastu metrów. Tam też wyrastały przyszłe talenty Marusarzów, Kulów, Czechów, Gąsieniców, Dawidków i wielu innych. Góralskich chłopców, których nie stać było na kupno skokówek, ale za to mających ogromną wolę walki i dobre warunki fizyczne, uzyskane poprzez ciężką pracę fizyczną. Metody treningowe były też inne niż dzisiaj. Nie organizowano obozów kondycyjnych, zgrupowań, nie było trenerów - każdy z przyszłych mistrzów trenował przeważnie sam, ucząc się na swoich błędach i sukcesach. Ci pierwsi rekordziści byli więc narciarskimi samoukami. Nieraz ich skok kończył się lądowaniem na plecach, albo na głowie. Za to ogromny był zapał. Zawodnicy, działacze, sędziowie tworzyli coś w rodzaju wielkiej rodziny, żyjącej zawodami, sukcesami naszych i wszystkim tym, co było związane z "białym szaleństwem". Powszechna była wszechstronność zawodników i prawdziwym narciarzem był taki, który posiadł umiejętność uprawiania wszystkich konkurencji: kombinacji klasycznej, biegów, skoków, slalomu i zjazdu. Ale z czasem zaczęli się pojawiać specjaliści w jednej tylko konkurencji, także w skokach. Marzeniem młodych był orzełek w koronie przyszyty do swetra z wycięciem i norweskie hikorowe skokówki z trzema rowkami, jakie miał niedościgły mistrz - Bronek Czech. Takie swetry produkował w Zakopanem zakład dziewiarski pana Leona Markowskiego mieszczący się w kamienicy Krzysiaka przy Krupówkach. Jego syn Jerzy wspomina:

ojciec szył piękne swetry z wycięciem. Wykonywał je na zamówienie dla zakopiańskich klubów i ubierał reprezentacje Polski na Igrzyska olimpijskie i Mistrzostwa Świata. Pracowało u niego 4 - 5 osób, a pracownia dziewiarska zaczęła funkcjonować od lat 30. Po wojnie została zlikwidowana w czasach PRL-u

W lutym 1924 r. polscy zawodnicy startowali na I Zimowych Igrzyskach w Chamonix. Franciszek Bujak w próbie na skoczni olimpijskiej miał ciężki upadek i potłukł się tak dotkliwie, że już nie startował w konkursie. Natomiast Andrzej Krzeptowski I był w nim 21. Tak więc wypadła inauguracja polskich skoków. Ale przecież do Chamonix Polacy nie pojechali po medale, ale po naukę. Pobrali ją od najlepszych Norwegów, a pierwszym medalistą olimpijskim w skokach narciarskich został Norweg Jacob Tullin Thams, który skakał nowym stylem aerodynamicznym, z dużym wychyleniem do przodu. Wzorem młodych i wysportowanych chłopców z Telemarku pięknie lądował z głębokim wypadem i przez kilka lat był najlepszy na świecie. [...]

[strona=2]

 

Na zakopiańskiej Krokwi

W ponad rok później, 22 marca 1925 r., miała miejsce uroczystość otwarcia skoczni na Krokwi. Ponieważ padał zacinający deszcz i panowały trudne warunki, zawodnicy skakali z obniżonego rozbiegu. Zwyciężył Stanisław Gąsienica-Sieczka skokiem na 36 m, co było nowym rekordem Polski i pierwszym rekordem obiektu. Za nim był Mückenbrunn (32 m), a trzeci Rozmus (33 m). [...] W związku z postępem w technice skoków rekordowe odległości osiągane na Krokwi zaczęły się szybko zmieniać, a zawodnicy rychło przekroczyli na niej "czterdziestkę", "pięćdziesiątkę" i "sześćdziesiątkę", a na początku lat 60. także "setkę". Na skoczni walczono coraz zażarciej. Dowodem na to były zaawody w 1926 i 1927 r., kiedy międzynarodowym mistrzem Polski w skokach został Czech Franciszek Wende (klub HDW), ale po piętach deptali mu trzej zadziorni i szalenie odważni zakopiańczycy - Andrzej Krzeptowski I, Władysław Gąsienica i Józef Lankosz. W 1927 r. Wende skoczył na Krokwi 46 m, ale Lankosz pobił go o metr. Podobnie było w drugiej serii, a w trzeciej ten zawodnik SN PTT skoczył pięknie i po długim locie z lekkim załamaniem w biodrach uzyskał aż 49,5 m - był to nowy rekord Krokwi. Za rok przesunął go na 61 m nowy mistrz - Bronisław Czech. Młodzi chłopcy chcieli być tacy jak Bronek, elegancko skaczący z pięknym wychyleniem do przodu i płynnymi ruchami rąk w powietrzu. Lankosz natomiast był po wojnie znanym działaczem sportowym, a za swoje zasługi dla narciarstwa otrzymał Złoty Krzyż Zasługi, startował wielokrotnie w zawodach sędziów i odnosił w nich wiele sukcesów. Kolejnym niezwykle utalentowanym zawodnikiem był Bronisław Czech.

 

Mistrzowskie skoki Bronka Czecha

Był pierwszym polskim narciarzem klasy światowej. Bardzo wszechstronnym, uprawiającym zarówno konkurencje nordyckie (biegi i skoki) jak i alpejskie (slalom i zjazd). We wszystkich odnosił międzynarodowe sukcesy. Trzykrotnie startował w Zimowych Igrzyskach: 1928 - Saint Moritz, 1932 - Lake Placid, gdzie osiągnął świetny wynik - 7. lokatę w kombinacji norweskiej i 1936 - Garmisch-Partenkirchen. Był dwukrotnym rekordzistą Krokwi, skakał też na skoczni "mamuciej" w Planicy, ale bez sukcesów. Skoki Bronka odznaczały się wielką elegancją. Równym prowadzeniem nart, na wzór najlepszych Norwegów Narvy Bonny i Tullina Thamsa, oraz eleganckim wychyleniem ciała. Po raz pierwszy swoje niezwykłe sportowe zdolności pokazał Czech podczas II Zimowych Igrzysk olimpijskich w St. Moritz. W kombinacji norweskiej (biegi i skoki) wydawało się, że zdobędzie olimpijski medal. W biegu na 18 km uzyskał piąty czas. A ponieważ był dobrym skoczkiem, lepszym nawet od niektórych Skandynawów, liczono na jego bardzo wysoką lokatę. Niestety dało o sobie znać zdenerowanie i Czech miał upadek przy lądowaniu na 56 metrze olimpijskiej skoczni. Mimo drugiego pięknego skoku na odległość 60,5 m, nie zdołał już nadrobić strat i zajął 10 lokatę. W skokach był 23 i miał obydwa skoki zakończone upadkiem. Bronisław Czech należy z pewnością do postaci, którymi polskie narciarstwo może się szczycić. Trzykrotny olimpijczyk, wielokrotny mistrz Polski, człowiek o szerokich horyzontach i zainteresowaniach był i jest wzorcem do naśladowania dla naszej młodzieży. Stał się bohaterem sportowym, najlepszym polskim narciarzem przełomu lat dwudziestych i trzydziestych.

Według. Encyklopedii sportu z 1992 r. 17 razy Bronek zdobył tytuł narciarskiego mistrza Polski Mistrzostwo: w zjeździe (1929, 1937), slalomie (1936), kombinacji alpejskiej (1936, 1937), w skokach (1928), kombinacji klasycznej ( 1928, 1934, 1937) i sztafecie 5 razy 10 km ( 1927, 1928, 1929, 1930, 1931, 1932, 1933), oraz 4 razy 10 km (1936). Bronek był 3-krotnym rekordzistą Polski w długości skoku - do 63 m (1929), 2- krotnym Mistrzem Czechosłowacji: w biegu na 18 km (1934) i kombinacji klasycznej (1934). Był pierwszym polskim narciarzem o klasie międzynarodowej, drugim w tym okresie był klubowy kolega Bronka - Stanisław Marusarz. Pierwszym wielkim sukcesem bronka było zdobycie tytułu międzynarodowego mistrza Austrii w kombinacji norweskiej w 1927 r. Tak relacjonował Bronek ten sukces na łamach "Przeglądu Sportowego":

"...bardzo mi pomogło wtedy szczęśliwe nasmarowanie. Skombinowałem smary schielowskie, "lepniak" i "Medium" i mieszanina ta okazała się dobra. Najzabawniejsze jest to, że wygraliśmy mistrzostwa Austrii na smarach schielowskich., które przyniosły nam szczęście. Jadąc w tamtą stronę mieliśmy się zatrzymać w Wiedniu i kupić sobie smarów. Okazało się jednak, że nie ma na to czasu i zostaliśmy zdani na łaskę świeżej produkcji naszego znakomitego reprezentanta "klasy starszych". Biegnę więc sobie przygotowany na "pełną" osiemnastkę, jak uprzedzali Austriacy., a tu nagle po pięćdziesięciu minutach widzę, że to koniec tej całej parady. Jeszcze kilkadziesiąt sekund i meta, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Pytam o czas: 50minut 50 sekund !!! Nie, takich cudów nawet Norwedzy nie dokonują. Okazało się później, co przyznali sami organizatorzy, że trasa nie miała więcej niż 12 km. Czas mój mimo to wywołał sensację wśród Austriaków. Drugim powodem zainteresowania się mą osobą, wyrażanym najrozmaitszymi wykrzyknikami zdumienia, były moje półbuciki, w których biegałem. Są to zwyczajne pantofle ze ściętym nosem i kanciastą na przodzie podeszwą. Biegnie się w nich daleko wygodniej niż w butach, które chociażby najlepiej skrojone i uszyte dają zawsze pewien ucisk na kostkę. W pantoflach nie czuję pracy nóg. Jest to szczegół, ale na przestrzeni 18 km wszystkie szczególiki urastają do rozmiarów przykrych i utrudniających. W biegu tym pokonałem najgroźniejszego dla nas konkurenta Rattaya, o 1 minutę 25 sekund na jego własnym, dobrze mu znanym terenie. To dodało znaczenia mojemu wynikowi w moich własnych oczach. ...skoki odbywały się w najfatalniejszych warunkach, jakie sobie można wyobrazić, bo przy huraganowym prawie wietrze. Na terenowej skoczni z śnieżnym progiem wykazaliśmy jednak, że Polacy zrobili duży postęp w skokach. W pierwszej kolejce ustanowiłem rekord Raxu 33.5 metra. W drugim skoku wybiłem się na jakieś 32 metry. Gdy znajdowałem się w powietrzu na kulminacyjnej wysokości, potężne uderzenie wiatru zniosło mnie o cztery metry na lewo (!), poza nawias śnieżny, który kończył się około 27 m. Zamiast wylądować na zeskoku, zostałem rzucony na lód, poczułem piekielne uderzenie w głowę i półprzytomny, wykonawszy na stromym zboczu kilkanaście koziołków, poleciałem w dół. Tak się zemścił Rax za pokonanie jego skoczni. Podnosząc się po tym upadku, największym z wszystkich dotychczasowych moich wywrotek, czułem, że momentalnie cały puchnę: głowa, twarz, ręka, noga i nieszczęsny bok, na który mnie rzuciło! [strona=3]

 

St. Moritz (1928)

Pierwszą olimpiadą zimową Bronka był wyjazd na Igrzyska do St. Moritz w Szwajcarii, gdzie rozegrano II Olimpiadę Zimową w dniach od 11 do 19 lutego 1928 r. W biegu do kombinacji klasycznej (konkurencję tą nazywano wtedy biegiem złożonym - W.S) Bronek zajął doskonałe 5 miejsce, pozostawiając na sobą wielu europejskich asów narciarstwa, jak chociażby znakomitego biegacza z Czechosłowacji, Ottokara Nemeckego i wielu innych. W konkursie skoków największą nadzieją naszej ekipy był znowu Bronek, niestety, skok na 56 m zakończył się jego upadkiem. Mimo to, w drugiej serii, osiągnął 60, 5 m, w pięknym stylu, który wywołał zachwyty wśród zgromadzonych kibiców. Upadek z pierwszej serii spowodował, że w kombinacji Bronek spadł na 10 miejsce, a mógł sięgnąć nawet po medal. Zwycięzcą całej kombinacji został król nart na tej olimpiadzie, Norweg Johan Groettumsbraaten. Oto wyniki biegu złożonego (kombinacji klasycznej) w St. Moritz (1928), gdzie Bronek zajął 10. miejsce. Był to najlepszy wynik w historii polskiego narciarstwa za lata 1920-28.[...]

[...] W roku 1931 Bronisław Czech i Stanisław Marusarz wzięli udział w konkursie skoków narciarskich zorganizowanych we Włoszech w miejscowowści Ponte di Legno, gdzie Bronek zajął drugie a Marusarz czwarte miejsce. Już po zakończeniu konkursu organizatorzy zaproponowali bicie rekordu ich skoczni, zarazem rekordu świata. Zgłosiło się tylko dwóch zawodników: Bronisław Czech i Stanisław Marusarz. pierwszy skakał Bronek i uzyskał 79, 5 metra a za swój piękny skok ( z upadkiem na zeskoku) otrzymał piękny puchar z napisem "recordo mondiale" - rekord świata.[...]

[...] Czech przywiązywał także ogromną wagę do estetycznego i schludnego wyglądu na skoczni. Skakał w norweskim swetrze, białej koszuli, nierzadko z krawatem, i spodniach "narciarach". Tego samego, jako trener, wymagał potem od swoich wychowanków, których przygotowywał do Zimowych Igrzysk w 1936 r. Było nie do pomyślenia by ktoś z polskich narciarzy pokazał się na skoczni olimpijskiej z niedopiętym guzikiem - wspomina Marian Woyna-Orlewicz. Czech repezentował barwy SN PTT Zakopane i dla tego klubu zdobył najwyższe sportowe laury. Rywalizacja między nim i Marusarzem wychodziła na dobre polskim skokom, gdyż obaj chcieli być coraz lepsi i skakać coraz dalej i piękniej. Podpatrywali technikę najlepszych na świecie braci Ruudów i jako jedyni potrafili z nimi nawiązać walkę na skoczniach fińskich, szwedzkich i norweskich.

 

Z rodu Marusarzów

W 1926 r. tuż przed zawodami w skokach na wybiegu Krokwi pojawił się mały, szczupły chłopak w stroju góralskim, kożuszku i kapeluszu na głowie. Miał zaledwie 13 lat. Chciał jednak startować w zawodach i zmierzyć się z seniorami. Sędziowie z początku nie chcieli go dopuścić do skoków z racji młodego wieku, ale w końcu, po długich namowach ulegli. Góralczyk wystartował i zajął trzecie miejsce, za Bronkiem Czechem, który skoczył 44 metry i Gąsienicą Sieczką. Po zakończeniu konkursu uśmiechnięty rozdawał po raz pierwszy w życiu autografy, a w nagrodę otrzymał to, o czym marzył po nocach - prawdziwe narty skokowe. Niedługo później dostrzegli go działacze klubu SN PTT - Józef Oppenheim i Ignacy Bujak. Okiem znawców ocenili oni postępy młodego chłopczyka, poznali też rychło, że ma wielki talent i zapisali go do klubu. Zaczęła się kariera sportowa jednego z najlepszych polskich skoczków. O kim mowa? Tym góralczykiem był oczywiście Stanisław Marusarz - późniejszy wicemistrz świata w skokach z Lahti i legenda skoków narciarskich. Nie był jedynym z rodziny Marusarzy, który w tym okresie zaczynał swoją sportową karierę. Drugim był jego starszy brat Jan, świetny biegacz i kombinator klasyczny oraz kuzyn "Andre" - Andrzej, doskonały w obydwu tych konkurencjach. Wszyscy reprezentowali barwy klubu SN PTT. Stąd w końcu lat 20. zaczęto w Zakopanem mówić o narciarskich "dynastiach" - Marusarzów, Czechów, Motyków, Szostaków, Sieczków. Zakopane zaczynało w tym okresie żyć nowym życiem - sportem. Stał się on dla tej miejscowości, jeszcze wtedy uroczej i niedużej wioski, ważną siłą napędową do jej rozwoju.

[strona=4]

FIS 1929 - pierwsze mistrzostwa świata w Zakopanem

W 1929 r. rozegrano w Zakopanem wielkie zawody FIS - mistrzostwa świata. Jak się miało okazać był to pierwszy z trzech zakopiańskich "fisów". Krokiew została dobrze przygotowana do tych zawodów: zmieniono profil rozbiegu oraz zeskok. Zbudowano także nowe trybuny, umożliwiające kibicom śledzenie zawodników "w locie", oraz trybuny wachlarzowe na 1600 osób. Ponadto wzniesiono cztery trybuny dla gości specjalnych, wojskowych i prasy. Stąd zawody oglądał pan Prezydent RP prof. Ignacy Mościcki. Nowa była także wieża sędziowska z lożą dla sędziów narciarskich. Zarówno dla zawodników, jak i sędziów wybudowano schodki drewniane na rozbieg i do wieży sędziowskiej. Jak widać ze zdjęć z archiwum SN PTT wieże na skoczni zostały do konkursu udekorowane flagami państw, których zawodnicy brali udział w skokach. W ramach FIS-u rozegrano na Krokwi dwa konkursy skoków: konkurs do biegu złożonego (kombinacja norweska) w dniu 9 lutego i otwarty konkurs skoków w dzień później. W pierwszym z nich zwyciężył Sigmund Ruud, drugi był Johanson, a trzeci Vinjarengen - wszyscy trzej z Norwegii, a mistrzem kombinacji po zsumowaniu wyników biegu i skoku został H. Vinjarengen. Dobry wynik osiągnął zawodnik SN PTT - Bronisław Czech, zajmując 4 miejsce w klasyfikacji biegu złożonego. Warto przypomnieć, że przed skokami zawodnicy odwiedzili Muzeum Tatrzańskie przy Krupówkach i podczas dwóch przerw w zwiedzaniu dyrektor Juliusz Zborowski robił zziębniętym sportowcom gorąca herbatę. Może góralską, kto wie...

Otwarty konkurs skoków odbył się w niedzielę 10 lutego 1929 r., przy publiczności około 10 tysięcy widzów i bardzo dobrych warunkach atmosferycznych. Jednocześnie mrozy osiągnęły aż minus 30 stopni! Niestety konkurs odbywał się ze skróconego rozbiegu. Jak widać z wyników zdominowali go skoczkowie norwescy, było ich aż 6 w pierwszej dziesiątce! Zwycięzcą otwartego konkursu na Krokwi został Sigmund Ruud z Kongsberg, pierwszy z narciarskiej dynastii Ruudów. Drugi był Johanson, a trzeci Klappen - wszyscy Norwegowie. Z Polaków najlepszy był Bronek Czech - 10, Franciszek Cukier - 17, Mietelski W. - 23, Karol Szostak - 25, Andrzej Krzeptowski - 27, Rajski Z. - 29, Piotr Kolesar - 31, Władysław Żytkowicz - 34, Aleksander Rozmus - 37, Stanisław Gąsienica - Sieczka - 38, Franciszek Graca - 40. Już poza konkursem rozpoczęto skoki z pełnego rozbiegu i Sigmund Ruud ustanowił nowy rekord Krokwi - 71,5 m, jednak upadł przy lądowaniu. Polscy skoczkowie także skakali bardzo daleko: Bronek Czech i Franciszek Cukier skoczyli po 63 m, a Stanisław Gąsienica - Sieczka aż 66 m - to był nowy rekord skoczni. Konkurs został wysoko oceniony zarówno przez zawodników, jak i prasę zagraniczną. [...]

[strona=5]

 

Lake Placid (1932)

Cały sezon zimowy 1931/32 upłynął w Zakopanem pod znakiem przygotowań do Zimowych Igrzysk w Lake Placid w Stanach Zjednoczonych. Nasi narciarze startowali w Zakopanem, na Mistrzostwach Podhalańskiego Okręgu Narciarskiego oraz kilkakrotnie wyjeżdżali na międzynarodowe zawody w narciarstwie w Czechosłowacji. W konkurencjach alpejskich i norweskich zaczęła wzrastać "gwiazda" wielkiego rywala Bronka- Stanisława Marusarza, który pokonał swego klubowego kolegę w biegu zjazdowym. Mimo to Bronek był zdecydowanym faworytem na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Wyjazd ten odbywał się w atmosferze ogromnej nerwowości, ponieważ Polski Związek Narciarski nie dysponował wystarczającymi funduszami i skład polskiej ekipy olimpijskiej był ustalony dopiero prawie że w ostatnim momencie. W rezultacie wyjechało tylko pięciu narciarzy: Bronisław Czech, Stanisław i Andrzej Marusarzowie, Zdzisław Motyka i Stanisław Skupień. W Warszawie dołączyli do nich hokeiści, których koszty wyjazdu pokryła Polonia amerykańska. Polska ekipa wyruszyła 11 stycznia 1932 r. z Zakopanego, najpierw pociągiem do Warszawy, potem przez Niemcy do portu w Havrze. Tam znaleźli się na pokładzie transatlantyka "Ile de France". W zbiorach rodzinnych Bronka zachowało się zdjęcie przedstawiające naszych olimpijczyków na tle okazałego transatlantyka. Czwórka narciarzy prezentuje się świetnie, są ubrani w dwurzędowe marynarki z orzełkiem w koronie na piersi. Noszą koszule z krawatem. Strój dopełniają typowe dla tego okresu spodnie narciarskie tzw. pumpy i kolorowe skarpety. Przed wyjazdem do nikomu nieznanego w Polsce Lake Placid (1932) pytano Bronka o zawody, a nawet o jego dietę narciarską. Ten z humorem powiedział: - Bez śniegu i cukru nie wyobrażam sobie zawodów narciarskich. Podróż przez ocean w styczniu z pewnością nie należała do przyjemnych - wszyscy narciarze chorowali. Za to podczas podróży Bronek popisał się umiejętnością doskonałej gry w ping-ponga i zwyciężył w konkursie rozegranym na pokładzie transatlantyka. W Nowym Jorku zaś zachwycił ich ogrom wielkiego miasta z jego wielojęzycznym tłumem, wieżowcami - szybko wyjechali do Lake Placid, gdyż jak najszybciej chcieli trenować. W olimpijskim mieście przywitał ich rzęsisty deszcz z nieba, który trwał kilka dni, uniemożliwiając treningi. Dlatego Bronek pisał do siostry Stanisławy:

Cudna jest ta Ameryka, ale za nic bym tu nie siedział. Morze nie zrobiło na mnie wcale wrażenia, a w Nowym Jorku stanowczo za dużo ludzi... Straciliśmy rachubę (czasu), jeszcze żyjemy, kiedy będziemy gotowi, to damy znać. SOS !!! Podpisali: Bronek, Staszek, Jędrek, St. Skupień i zupełnie wykończony Motyka

Wykończyła ich także monotonna olimpijska kuchnia a zwłaszcza konserwy... Bronek mawiał do Zdziska Motyki: - Zdzisiek ugotuj coś, bo już nie mogę tych konserw. 5 lutego odbyła się ceremonia otwarcia zimowych igrzysk, a przysięgę olimpijską wygłosił w imieniu sportowców słynny polarnik admirał Richard Byrd, zdobywca bieguna północnego. 10 lutego Bronek, Motyka, Skupień i Marusarze startowali w biegu na 18 km (startowało 44 zawodników w biegu otwartym i 33 do kombinacji klasycznej). Bronek startował z numerem 27 i zajął 20 miejsce w klasyfikacji ogólnej i 8. w biegu do kombinacji. Zwłaszcza ten drugi wynik, przy normalnej i wysokiej formie skokowej Bronka dawał szanse na punktowane miejsce. Niestety konkurs skoków odbył się w opłakanych warunkach potwornej wręcz odwilży, gdzie woda spływająca zeskokiem skoczni utworzyła na wybiegu spore jeziorko. Mimo to na trybunach zasiadło aż siedem tysięcy spragnionych skoków narciarskich Amerykanów. bronek przeżył na rozbiegu nerwowe chwile, gdyż urwał sprzączkę swojego wiązania i nie mógł skakać. Dostrzegli to jego koledzy oraz słynny skoczek norweski Birger Ruud, którzy pośpieszyli Bronkowi z pomocą. "Andre", Andrzej Marusarz z gwoździa wyjętego z drewnianej konstrukcji skoczni sporządził klamrę i Bronek mógł skakać. Mimo oczywistej sytuacji próbowano Bronka zdyskwalifikować za to, że nie startuje w kolejności. W kombinacji klasycznej Bronek był 7, znajdując się w czołówce zawodów - był to najlepszy wynik polskiego zawodnika na zimowych igrzyskach w Lake Placid i zarazem szczytowy wynik olimpijski w karierze Bronisława Czecha. Do zdobycia pierwszych punktów olimpijskich dla Polski zabrakło trochę szczęścia, gdyż Bronka minimalnie wyprzedził czechosłowacki zawodnik Anton Barton. W pozostałych konkurencjach Bronisław Czech zajął następujące miejsca: w skokach był 12, 18 w biegu na 18 km. 16 lutego "Ile de France" opuścił wraz z naszymi narciarzami Nowy Jork i Stany Zjednoczone i tak skończył się wyjazd na "Nowy Kontynent".

[strona=6]

 

Asy polskiego narciarstwa

Bronek nadal wykazywał wysoki poziom sportowy: w 1933 r. sezon zimowy otwarły zawody o puchar przechodni kapitana sportowego PZN - Stanisława Fächera, podczas których rozegrano bieg sztafetowy z udziałem sztafet SN PTT, S.N. "Sokoła", "Strzelca" i S.N. "Wisła". W tym biegu Bronek uzyskał najlepszy czas indywidualny, a zwyciężyła sztafeta jego klubu. W tym czasie był już słuchaczem Centralnego Instytutu Wychowanie Fizycznego i coraz więcej czasu zajmowała mu nauka. Mimo to potrafił ją pogodzić z uprawianiem sportu i znalazł się w reprezentacji Polski na mistrzostwa świata FIS w Innsbrucku (1933). 7 lutego odbył się bieg rozstawny 4 razy 10 km, rozegrany w fatalnych warunkach prawie zupełnego braku śniegu, który łopatami nasypywali robotnicy na trasę biegu. Polska sztafeta zajęła dopiero siódme miejsce. W biegu do kombinacji był dopiero 31. i nawet świetne skoki na skoczni Berg Isel nie mogły zdecydowanie poprawić jego pozycji - był 15. Nadzieje Polaków poprawił dopiero konkurs skoków: Stanisław Marusarz był szósty, Izydor Gąsienica-Łuszczek ósmy w otwartym konkursie i trzeci w konkursie do kombinacji, Bronek upadł przy pierwszym skoku i skakał ostrożnie

Widać tutaj, że Bronek przeżywał okresy zwyżki i obniżeń formy sportowej. Z jednej strony w niektórych zawodach popisywał się pięknym stylem w skoku, brawurą, odwagą i typowymi dla skoczka "stalowymi nogami", osiągając skoki piękne i długie, a w innych zawodach skakał krótko i osiągał średnie wyniki. Należy to wytłumaczyć zbyt wielkim obciążeniem fizycznym i psychicznym tego zawodnika, który musiał startować we wszystkich konkurencjach, a więc w biegach (nawet na 50 km), skokach, slalomach i zjazdach. Bronek był eksploatowany przez PZN do granic możliwości i nic też dziwnego, że nie mógł zawsze spełnić oczekiwań w nim pokładanych przez działaczy i kibiców. Mimo to prasa sportowa nie szczędziła mu w pełni zasłużonych pochwał nazywając go "asem polskiego narciarstwa". Sukcesy osiągał w ostrej rywalizacji z drugim "asem" polskiego sportu narciarskiego - Stanisławem Marusarzem i innymi świetnymi zawodnikami, jak choćby: Izydor Gąsienica-Łuszczek, bracia Szostakowie, Marian Woyna-Orlewicz, Władysław Berych i wielu innych. Na kolejnych zawodach FIS w Solleftea (1934) Bronek i Marusarz stają się sensacją tych zmagań tocząc wyrównany pojedynek z ponad 200 zawodnikami państw skandynawskich - Marusarz był siódmy w kombinacji klasycznej, Bronek 13. W skokach Bronek wypadł dużo gorzej gdyż był 37. W biegu sztafetowym Polacy zajęli 5 miejsce, a najlepszy czas miał Staszek Marusarz. Bronek przyjaźnił się ze Staszkiem Marusarzem, czego dowodem są ich wspólne zdjęcia z Planicy (1935), kiedy to Marusarz ustanowił rekord świata w skokach - 95 i 97 m na planickiej "welikance". Fotografowali się także na zawodach w Wengen i Mürren, gdzie odnieśli sukcesy w konkurencjach alpejskich. W 1936 r. był trenerem polskich zawodników przygotowujących się do zimowych igrzysk w Garmisch-Partenkirchen. Obóz przygotowawczy polskiej reprezentacji znajdował się w Pięciu Stawach Polskich. Tam na skoczni terenowej zbudowanej ze śniegu trenowali technikę skoku oraz biegali po zmarzniętym stawie.

/Wykorzystano materiały: M. Gąsiorowski, Ewolucja sprzętu i ekwipunku skoczka narciarskiego w latach 1972 - 1981 w świetle obowiązujących regulaminów FIS, [praca magisterska], Kraków 1981; S. Zięba, Śladami dwóch desek, Kraków 1955; i protokoły klubu SN PTT 1907 Zakopane i inne./

/zdjęcia wykonał p. Roman Serafin z Zakopanego i pochodzą z archiwum Muzeum Tatrzańskiego/


Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (18759) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Przedwojenne polskie narciarstwo

    Świetny temat i świetny artykuł.
    Kiedyś to byli zawodnicy uzdolnieni jak np. Bronek Czech z tymi tytułami mistrza Polski robi wrażenie. Trochę miał pecha na Igrzyskach Olimpijskich w 1928 roku.
    Mietelski W. i Rajski Z.- rozumiem że imiona nieznane, trochę głupio.
    Stanisław Skupień- jak widać Wojtek nie był pierwszym Skupniem na igrzyskach i być może nie ostatnim. Ciekawe czy rodzina. Stanisław chyba nie zajął 11. miejsca, ani lepszego.
    Świetny jest ten list z Lake Placid i to zmęczenie :-)
    Widzę, że Marusarz i Czech to były takie nasze gwiazdy międzynarodowe, które też ze sobą rywalizowały.
    Myślałem, że artykuł skończy się na współczesności, ale i tak świetny.

  • Wiurcia początkujący

    Artykuł bardzo ciekawy, wspaniale mi się go czytało:)

  • anonim

    Mnie się wszystko podoba.>>>

  • Malyszomaniak profesor
    Artykuł

    Ten artykuł to pare razy czytałem :)

  • Kanguro bywalec

    Jejku ... dlugie z deka;)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl