Strona główna • Skocznie Narciarskie

Adolf Hitler-Schanze – o skoczni, która skończyła jak jej patron

Sport i polityka to dziedziny, które wzajemnie się przenikają i nakładają na siebie jeszcze od czasów starożytnych. Już greccy wodzowie lubili ogrzewać się w ciepełku triumfatorów olimpijskich zmagań i to nie zmieniło się do dziś. Afront ze strony poważanego sportowca mógł powodować z kolei rysę na wizerunku polityka. Tak było, gdy w 2006 roku Andreas Widhoelzl odmówił wykonania wspólnej fotografii z Joergiem Heiderem, kontrowersyjnym prawicowym politykiem austriackim. Osobny temat to sport w państwach totalitarnych i skromny wycinek tego zagadnienia będzie tematem niniejszego tekstu, a asumptem do jego podjęcia stała się historia pewnej mało znaczącej, prowincjonalnej skoczni narciarskiej. 

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech państw totalitarnych typu wodzowskiego, co nie jest rzecz jasna żadnym odkryciem, a banalnym stwierdzeniem faktu,  jest wszechobecny kult jednostki. Ulice, szkoły, różnego rodzaju inne instytucje czy obiekty, także sportowe, hurtowo otrzymują tam imię „bohatera narodu”. Również nazwy miejscowości są często tworzone na nowo tak, by kojarzyły się z nazwiskiem wodza. I tak dla przykładu, w komunistycznej Jugosławii rządzonej przez Josipa Broza Tito, miasta zaczęły zyskiwać określenie Titowe/Titowy. Pojawiła się propozycja, by ów przymiotnik dodać również do miejscowości, w której komuniści powołali do życia Narodowy Komitet Wyzwolenia Jugosławii. Owe miasto nosiło nazwę Jajce. Ostatecznie jednak Titowe Jajce (znaczy to dokładnie to samo co po Polsku) nie zyskały aprobaty decydentów. Ale dziś będzie nas interesował nieco inny czas i inny totalitaryzm.

Adolf Hitler nigdy nie interesował się sportem. Ta dziedzina życia w żaden sposób wodza nazistowskich Niemiec nie zajmowała, sam nigdy go też nie uprawiał. Dopiero Joseph Goebbels, minister w jego rządzie, uzmysłowił mu jak potężnym narzędziem propagandowym może być sport. W 1937 roku, rok po tym jak Trzecia Rzesza z powodzeniem przeprowadziła zimowe i letnie igrzyska olimpijskie, kanclerz miał już pełną świadomość tego jak nośna dla jego idei może być rywalizacja oparta na współzawodnictwie. Jak idealnie wpisuje się ona w ideologię nazistowską opartą mi.n na kulcie ludzkiego ciała i sprawności fizycznej. Wówczas to w Norymberdze rozpoczęła się budowa największego, w zamyśle, stadionu świata, który miał pomieścić 400 tysięcy widzów. Gdy jeden z konstruktorów wyraził swoje obawy dotyczące tego, że obiekt może nie spełniać wszystkich wymogów międzynarodowych organizacji sportowych, Hitler miał mu powiedzieć: - Nie ma to żadnego znaczenia. Już niedługo wszystkie najważniejsze imprezy sportowe świata będą odbywały się tylko w Niemczech, a wtedy to ja będę decydował, czy obiekt spełnia wymogi czy nie.

Trzy lata przed rozpoczęciem nigdy niedokończonego futurystycznego projektu w Norymberdze, 2 września 1934 roku w Zabrzu, które wówczas nosiło nazwę Hindenburg, otwarto stadion imienia Adolfa Hitlera. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, bowiem w tym czasie imię jednego z największych zbrodniarzy wszech czasów nosiło niemal wszystko, co aktualnie powoływano do życia, gdyby nie to, że Hitler patronem obiektu, na którym swoje mecze rozgrywa miejscowy Górnik, oficjalnie był do... 2005 roku!!! Dopiero wówczas, 60 lat po wyzwoleniu się z Hitlerowskiego jarzma zakończono ten niewiarygodny, trudny do zrozumienia absurd i nazwę stadionu przemianowano, nadając mu imię wybitnego piłkarza Ernesta Pohla.


Imieniem nazistowskiego dyktatora nazwano też, w tym samym 1934 roku, jedną jedyną skocznię narciarską. Nie była to jednak skocznia w Garmisch-Partenkirchen zbudowana na organizowane przez III Rzeszę Zimowe Igrzyska Olimpijskie, na której Hilter otwierał całą imprezę, ani inny znaczący dla dyscypliny tego typu obiekt. I choć w internecie znaleźć można informację, że arena w Ga-Pa była areną Adolfa Hitlera, to zdecydowanie nie jest to prawdą. Co ciekawe na tej samej skoczni Hitler miał otworzyć także kolejne igrzyska, w 1940 roku, które przyznano niemieckiemu kurortowi po rezygnacji Sapporo i St.Moritz. W czasie gdy w 1939 roku trwała kampania wrześniowa, na skoczni olimpijskiej i innych obiektach jak gdyby nigdy nic trwał remont, którego zaniechano dopiero pod koniec października.

Skocznią Htilera nie była też ta znajdująca się w Berchtesgaden, położna w pobliżu rezydencji zbrodniarza, którą widywał on niejednokrotnie podczas wypraw po okolicy. Nikt na szczęście nie wpadł na pomysł (albo o tym oficjalnie nie wiadomo), by na skocznię Adolfa Hitlera przemianować Wielką Krokiew. A przecież na Podhalu funkcjonował ruch kolaborancki Goralenvolk i dyktator III Rzeszy miał w Zakopanem swoją ulicę i plac. Z Wielką Krokwią mógł mieć pozytywne skojarzenia, tam bowiem w 1939 roku skaczący z opaską ze swastyką na ramieniu Austriak Sepp Bradl zdobył tytuł mistrza świata, za co otrzymał od swojego wodza napawający go dumą do końca życia telegram gratulacyjny.

Adolf Hitler-Schanze powstała na peryferiach zimowego sportu, a jej historia w przeciwieństwie do Adolf Hitler Stadion w Zabrzu była krótka i do tego dość kuriozalna. Wątpliwe, by Fuehrer kiedykolwiek dowiedział się o jej istnieniu. Miejscowość Hollerath to maleńka wioska w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia położona tuż przy granicy z Belgią, dziś licząca niewiele ponad 500 mieszkańców. W lesie stoi tam niewyróżniający się niczym ceglany mur, który wygląda jak pozostałość jakiegoś budynku. W rzeczywistości jest to próg dawnej skoczni narciarskiej nazwanej imieniem Adolfa Hitlera. Stanowił on zwieńczenie 120-metrowego rozbiegu o wysokości 20 metrów. Dość skromne tradycje uprawiania sportów zimowych sięgają tam 1910 roku. Mozolna i męcząca podróż w to miejsce z najbliższych ośrodków miejskich była powodem powstania schroniska dla narciarzy, które oferowało im komfortowy nocleg. Na początku lat 30. ówczesny prezes miejscowego klubu William Arnet opracował pomysł budowy skoczni narciarskiej. Wzorowana była na tej, która stała w Oberstdorfie. Miejsce, które wybrano było trudno dostępne, toteż i prace budowlane toczyły się bardzo wolno. Proces jej powstawania trwał aż dwa lata i pochłonął 15 000 ówczesnych marek.

Rozpoczął się w 1932 roku, zakończył w 1934, a pierwsze skoki oddano na niej... po kolejnych dwóch latach, w 1936 roku. Przez dwie zimy w okolicy skoczni nie dało się uświadczyć choćby płatka śniegu, więc o skakaniu mowy być nie mogło. Drewniana skocznia osadzona na betonowych fundamentach stała się najbardziej wysuniętym na zachód obiektem tego typu w Niemczech. Gdy warunki w końcu pozwoliły na jej przygotowanie, możliwości oddania inaugurującego skoku dostąpił Birger Ruud, najwybitniejszy skoczek czasów przedwojennych. Norweg w Hollerath przygotowywał się do igrzysk w Ga-Pa, podczas których zdobył złoty medal. Ruud, trenując na skoczni imienia Adolfa Hitlera, dodatkowo „przyozdobionej” swastykami nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, jak bardzo jej patron zmieni losy świata i wpłynie na jego życie i karierę. Podczas II Wojny Światowej Norwegia stała się państwem kolaborującym z III Rzeszą. Ruud odrzucił propozycję współpracy złożoną mu przez komisarza Rzeszy Josefa Terbovena, ostatecznie za antynazistowskie poglądy został osadzony w obozie koncentracyjnym w Grini pod Oslo.

Jak podaje portal Volksfreund.de ostatni rekord skoczni ustanowił Ludvig Volke z Willingen 27 lutego 1938, skacząc 42,5 metra. Co ciekawe, na obiekcie nigdy nie rozegrano oficjalnych zawodów. Miały tam miejsce jedynie treningi i ewentualnie nieformalne i niesklasyfikowane zmagania. Jego żywot dokonał się pod koniec wojny, podczas bitwy o Ardeny, będącej ostatnią, nieudaną, dużą operacją ofensywną wojsk niemieckich. Skocznia została niemal doszczętnie zniszczona przez amerykańską artylerię. Jej patron znajdował się już wówczas w swoim bunkrze w Berlinie, z którego, nie licząc krótkich spacerów z psem, nigdy już nie wyszedł. Kilka miesięcy później schorowany i opętany urojeniami popełnił samobójstwo w swoim bunkrze w Berlinie, a III Rzesza skapitulowała wobec ofensywy wojsk alianckich i Armii Czerwonej.

Po wojnie w 1953 roku zbudowano na jej miejscu niemal od podstaw nową skocznię, która funkcjonowała do połowy lat 60. i pozwalała ponoć na osiąganie 70-metrowych odległości, choć w tej kwestii pojawiają się rozbieżności. W ostatnich latach, w innej części wioski powstały maleńkie skocznie dla dzieci. Trudna legenda o „skoczni Hitlera” żyje jednak do dziś. Holendrzy, którzy przejęli na własność miejscowe hotele, stworzyli szlak turystyczny prowadzący do miejsca dawnej skoczni. Upamiętnieni zostali również mieszkańcy Hollerath, którzy odważyli się z niej skakać, a w zgodnej opinii wszystkich, którzy mieli z nią do czynienia, budziła ona strach i respekt nawet u doświadczonych narciarzy. Ostatni z miejscowych skoczków, Artur Hanf, zmarł w 2014 roku.

Czytaj też: Faszystowskie Włochy, wielka skocznia i "Recordo Mondiale" Bronisława Czecha