Biegun i inni czyli o sensacyjnych zwycięzcach w Pucharze Świata

  • 2013-11-27 01:14

Tak niespodziewanego zwycięzcy konkursu Pucharu Świata jak Krzysztof Biegun, nie było od dawna. Ale bywali. Nie on pierwszy zadziwił kibiców, ekspertów i bukmacherów. Historia dowodzi, że tak pięknie rozpoczęta kariera może się różnie skończyć.

Krzysztof Biegun jest szóstym z kolei Polakiem, który wygrał konkurs Pucharu Świata. Relatywnie młody - dziewiętnastoletni - nie znalazł się jednak nawet wśród 20 najmłodszych triumfatorów. Nie w jego młodym wieku, ale braku doświadczenia na dużych imprezach polega zaskoczenie.

Gilowiczanin debiutował w PŚ zeszłej zimy w na mamucie w Oberstdorfie, gdzie udał się w towarzystwie Bartłomieja Kłuska, Klemensa Murańki, Jana Ziobry i Aleksandra Zniszczoła. Młodzi skoczkowie pojechali tam by zastępować członków kadry A, którzy odpuścili PŚ, by szlifować formę przed czempionatem w Predazzo. Zdobył jeden punkt i to był do tej pory dla niego cały dorobek w PŚ. Owszem, latem skakał rewelacyjnie - 5. miejsce w klasyfikacji Letniej Grand Prix i jednocześnie 3. w klasyfikacji Letniego Pucharu Kontynentalnego pokazują, że jego forma rosła. Dobre skakanie latem nie zawsze jednak przekłada się na dobre skakanie zimą. O ile więc optymizm był uzasadniony, to jednak i pewna doza sceptycyzmu nie była w jego przypadku nieuprawniona. Wystarczy wspomnieć cazusy Wojciecha Skupienia, Marcina Bachledy czy Dawida Kubackiego.

Od chwili, gdy w sezonie 2009/2010 roku Międzynarodowa Federacja Narciarska wprowadziła do punktacji przeliczniki punktów za wiatr, tak niespodziewanych zwycięzców konkursów jak Biegun mamy dużo mniej, by nie powiedzieć, że prawie w ogóle. W erze przedprzelicznikowej zdarzało się częściej, że zawodnicy bez wyrobionego nazwiska w jednym ze swoich pierwszych konkursów PŚ stawali na najwyższym stopniu podium. Niektórzy z nich okazywali się potem gwiazdami, inni meteorami które tylko krótkim błyskiem zaznaczyły swoją obecność na sportowym firmamencie. Skoczków, którzy pojawią się w tym tekście łączy to, że ich zwycięstwa mało kto się spodziewał, bo wygrywali w swym debiucie, lub krótko po nim. Nie mam ambicji, by wymienić wszystkich, ale postaram się pokazać, że w ponad trzydziestoletniej już historii PŚ był ich więcej, niż kilku.

Przypomnijmy więc - Krzysztof Biegun odnosi swe pierwsze zwycięstwo w swoim drugim konkursie, w debiucie - 16 lutego 2013 - udało mu się zająć na skoczni mamuciej w Oberstdorfie 30. miejsce i zdobyć jeden punkt do klasyfikacji generalnej. Wyczyn godny zapamiętania. Trzeba pamiętać, że nawet sławetny Rok Urbanc - dla niektórych synonim zupełnie przypadkowego zwycięzcy, któremu szczęśliwy los zapewnił wygraną, miał teoretycznie lepsze statystyki. Gdy wygrywał w 2007 roku w Zakopanem loteryjny, jednoseryjny konkurs, skakał w PŚ od 4 sezonów. Wystąpił w tym czasie w 14 konkursach, trzykrotnie punktując. Tydzień przed Zakopanem zajął nawet siedemnaste miejsce w Vikersund, co wydawało mu się wtedy pewnie osiągnięciem życiowego sukcesu. Zakopane było dla niego zresztą łaskawe, bo po raz piąty i ostatni w życiu zapunktował znów na Wielkiej Krokwi w 2009 roku, zajmując w drugim z konkursów 22. miejsce. Notabene Bieguna z Urbancem łączy jeszcze jedna rzecz - obaj mają srebrne drużynowe medale z MŚJ. Biegun z Liberca a Urbanc z Sollefteå. Trudno jednak Urbanca nazywać debiutantem, skoro sezon, w którym odniósł zwycięstwo, był już jego piątym.

Aby więc znaleźć inną, podobną do wyczynu Bieguna historię, trzeba cofnąć się do lat 90 zeszłego wieku. W sezonie 1995/1996 zadebiutował w PŚ Norweg Kristian Brenden. W swoim debiucie w Iron Mountain zajął 24. miejsce i zdobył 7 punktów. Do końca sezonu startował jeszcze trzy razy - bez powodzenia. Kolejny sezon zaczął od drugiego miejsca w inauguracyjnym konkursie w Lillehammer, w drugim konkursie zwyciężył. Później w karierze wygrywał jeszcze tylko raz (17 stycznia 1998 roku w Zakopanem), ale w sumie 8 razy stawał na podium PŚ.

Zacznijmy jednak od początku. Jednym z najsłynniejszych zawodników, którzy zwyciężyli w swoim debiutanckim konkursie pucharowym jest oczywiście Toni Innauer. Austriak miał jednak dość łatwe zadanie bo konkurs w Cortina d' Ampezzo rozpoczynający sezon 1979/1980, był jednocześnie pierwszym w historii konkursem PŚ. I całą pewnością nie można Innauera nazywać debiutantem, ani uznać jego wyczynu za zaskakujący, bo był już wtedy srebrnym medalistą olimpijskim z Innsbrucka i wicemistrzem świata w lotach.

Natomiast w tymże samym, pierwszym, historycznym sezonie wskoczył na arenę dziejową Norweg Tom Christiansen. Oficjalna strona FIS podaje, że jego debiutanckim konkursem były zawody 9 lutego 1980 w St. Nizier (wygrane przez Piotra Fijasa) w których zajął szóste miejsce. Nazajutrz zwyciężył. Do końca sezonu wystąpił jeszcze dwukrotnie, zajmując miejca w drugiej dziesiątce na szwajcarskich skoczniach w Gstaad i St. Moritz a potem zniknął tak nagle, jak się pojawił.

Zupełnie inny przypadek miał miejsce trzynaście miesięcy później. 6 marca 1981 roku niespełna osiemnastoletni Fin, świeżo upieczony mistrz świata juniorów zadebiutował w zawodach Pucharu Świata w Lahti zajmując szóste miejsce, a dzień później był drugi. Swoje pierwsze zwycięstwo odniósł w swoim trzecim konkursie w Pucharze Świata, 30 grudnia 1981 roku w Oberstdorfie i był to drugi konkurs sezonu. Było to jego pierwsze z czterdziestu sześciu zwycięstw. Mowa oczywiście o Mattim Nykänenie, słynnym Latający Finie.

Skoro jesteśmy przy Finach, to nie można w tym zestawieniu pominąć Toniego Nieminena. Tu podobieństwa z Biegunem są uderzające. Nieminen podobnie jak Biegun wygrał swój drugi konkurs, w dodatku będący będący jednocześnie inauguracją sezonu 1991/1992. I podobnie jak Biegun Nieminen debiutował poprzedniej zimy. Owo zwycięstwo w Thunder Bay było rzeczywiście piorunujące (Thunder Bay (ang.) - Zatoka Gromu). Nieminen w tamtym pamiętnym sezonie zgarnął Kryształową Kulę, wygrał Turniej Czterech Skoczni, a na Igrzyskach w Albertville zgarnął indywidualnie złoto i brąz, oraz jeszcze złoto w drużynie. Symptomatyczne jest też to, że Nieminen błysnął niemal równo w 10 lat po Nykänenie.

Tej samej zimy objawił się światu Werner Rathmayr. Owszem, od jego debiutu w styczniu 1990 do pierwszego zwycięstwa w grudniu 1991 upłynęły niemal dwa lata, ale przez te dwa lata Rathmayr wystąpił tylko tylko w czterech konkursach i nie zdobył nawet punktu (choć pamiętać należy, że w tamtych czasach punktowało tylko 15, nie jak dziś 30 skoczków). Do Sapporo leciał niby jako złoty medalista MŚJ, ale tylko w drużynie. W dodatku ten medal też już zdążył się pokryć niemal dwuletnim kurzem. Kto więc spodziewał się po Austriaku dubeltowego zwycięstwa? Dalej poszło już gładko - trzecie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, Puchar Świata w Lotach i drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, tylko za Nieminenem. Sezon 1991/1992 był więc sezonem zaskoczeń. Wyobraźcie sobie, że wyścig po Kryształową Kulę wygra tej zimy Biegun przed Samim Heiskanenem...

Nieminen czy Biegun wygrywali swoje drugie konkursy w karierze. Szybko? Zapaleni kibice pamiętają zapewne przypadek Reinharda Schwarzenbergera, który odniósł zwycięstwo w swoim debiutanckim konkursie, w Oberstdorfie w 1994 roku. Był to początek niezłej kariery, zwieńczonej medalami Igrzysk Olimpijskich i Mistrzostw Świata (choć tylko w drużynie). Schwarzenberger, podobnie jak wspomniany wcześniej Kristian Brenden, wygrał dwa konkursy PŚ i 7 razy stawał na podium.

To wszystko gwiazdy. A meteory jak Christiansen i Urbanc? Ostatnim w erze przedprzelicznikowej niespodziewanym zwycięzcą, który podobnie jak Biegun zwyciężył w jednoseryjnym konkursie, był Fumihisa Yumoto. Trudno tu jednak mówić o debiucie. Yumoto odniósł swe jedyne zwycięstwo w swoim czwartym sezonie w PŚ. Zdarzały mu się zresztą nielicznie występy przyzwoite. Przed swoim triumfem 14 grudnia 2008 w Pragelato pięciokrotnie zdobywał punkty. Wiatr sprzyjał mu na przykład w inauguracyjnym konkursie w Kuusamoo. Zajął tam ósme miejsce, podczas gdy niektórzy faworyci spadali na bulę. Jednak w kilku kolejnych sezonach udawało mi się kilka razy zajmować miejsca w drugiej dziesiątce zawodów a w 2009 roku w Kuopio po raz trzeci i jak dotąd ostatni zameldował się w pierwszej dziesiątce konkursu, zajmując siódme miejsce. Dwa lata temu wystąpił jeszcze w paru konkursach PŚ, a tego lata złapał cztery punkciki LGP za 27 miejsce w Hakubie.

W czyje ślady pójdzie Krzysztof Biegun? Pesymiści stwierdzą, że zwycięstwo odniesione w jednoseryjnym konkursie przy loteryjnym wietrze jest zwycięstwem mało wartościowym. W dodatku dwóch teoretycznie najgroźniejszych rywali wycofało się z walki, więc o powtórkę będzie bardzo trudno. Optymiści będą wskazywać jego rosnącą od lata formę, świetne skoki na treningach i w konkursie drużynowym. I tego warto się trzymać. Oczywiście okoliczności bardzo mocno polskiemu skoczkowi pomogły, skoro skoczkowie z drugiej i pierwszej dziesiątki spychani wiatrem w plecy jeden za drugim lądowali w okolicach linii K. Ale okoliczności na nic by się nie zdały, gdyby Krzysztof nie oddał bardzo dobrego skoku. W dodatku nie był to wyjątek od reguły, Polak takich świetnych skoków oddawał ostatnio sporo. Krzysztof Biegun jest z pewnością zwycięzcą dość szczęśliwym, ale na pewno nie przypadkowym. Przed cała kariera. Bardzo dużo czasu by udowodnić swoją wartość. Najbliższa okazja już w Kuusamo.


Marcin Hetnał, źródło: Informacja własna
oglądalność: (20358) komentarze: (31)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • MarcinBB redaktor
    Bardal

    @obiektywnie
    Przepraszam, ale nigdzie nie napisalem o Bardalu ze byl jednym z faworytow. Nie napisalem nawet "dwaj najgrozniejsi rywale" tylko "TEORETYCZNIE najgrozniejsi rywale".

  • anonim
    Normalnie wygrał

    Biegun wygrał bo warunki pod koniec były gorsze i niektórzy nie mogli oddać dobrych skoków. Mowa tu oczywiście o Stochu czy Schlierenzauerze. Straty w pierwszym konkursie ponieśli głównie ci dwaj skoczkowie.
    Bardal przeciwnie do tego, co autor pisze nie był żadnym jednym z faworytów tylko najwyżej średnim skoczkiem. Jego możliwości to koło 20 miejsca najwyżej.

    Biegun wygrał, a gdyby warunki były inne to i tak by był w czołówce.
    W przeciwieństwie do takiego Urbanca, któremu podwiało i nigdy nic więcej nie pokazał, Biegun jest w formie i nadal powinien plasować sie w czołówce.

  • EmiI profesor
    @terta

    Nie było. W nowym systemie konkursy PŚ wygrywali kolejno Jacobsen, Ammann, Kofler, Larinto, Morgenstern, Hilde,Koch, Freund, Małysz, Stoch, Evensen, Schlierenzauer ( dopiero 12 zwycięzca konkursu PŚ w systemie kompensacji), Freitag, Bardal, Kranjec, Ito, Matura, Hvala, Żyła, Tepes, Biegun.

  • MarcinBB redaktor
    odp.2

    @Pavel
    Tyle, że w momencie gdy ktoś nagle wyskakuje bez wcześniejszych osiągnięć, to jeszcze nie wiadomo, czy potwierdzi swoją klasę, czy nie. Pierwsze zwycięstwo Nykaenena czy Nieminena było pewnie równie sensacyjne co Bieguna. Dopiero potem okazywało się, kto jest gwiazdą a kto meteorem. No chyba, że po kimś oczekiwano błyskotliwych karier ze względu na sukcesy juniorskie. Nie śledziem skoków w latach 70 ani 80, więc nie wiem, jak było w poszczególnych przypadkach.
    @znawca japońskiego
    I tak już w artykule umieściłem za dużo gwiazd a za mało meteorów. Ale dzięki za przypomnienie Funakiego - kolejny przypadek niemal bliźniaczy z Biegunem.

  • OjciecMarek profesor
    @piotr186n

    Porównaj sobie skoki z pierwszej i drugiej serii Lukasa Muellera, Fredrika Bjerkeengena, Mackenzie Boyd-Clowesa, Michaela Hayboecka czy Krzysztofa Miętusa z pierwszego tegorocznego konkursu w Harrachovie. Wszyscy oni mieli porównywalny wiatr w obu seriach, wszyscy w pierwszej serii skakali z belek 13 bądź czternaście, wszyscy w drugiej serii skakali z belki nr. 9 i wreszcie - wszyscy oni skakali w drugiej serii o co najmniej 20 metrów bliżej, niż w pierwszej. Tyle na temat absurdalnych twierdzeń w rodzaju "przy wietrze 1,5 m/s pod narty 5 belek w tę czy tamtą stronę nie robi żadnej różnicy"...
    Link do protokołu z tego konkursu:
    data.fis-ski.com/pdf/2013/JP/3782/2013JP3782RL.pdf

  • anonim

    A Funaki? Planica 94/95 ... nie było to sensacją?
    Według mnie wielkie niedopatrzenie.

  • anonim

    Krzysiek przez cały weekend przezentował równą i wysoką formę. Był w stanie wykorzystać korzystne warunki atmosferyczne co też nie wszystkim się udaje. W erze przeliczników jak już wcześniej wspomniano daleki skok przy korzystnym wietrze nie gwarantuje niczego. Wellinger pomimo skoku krótszego o 10 metrów przy porównywalnych notach przegrał z Krzyśkiem zaledwie o 3 punkty. Zmniejszenie przypadkowości konkursów uległo zmianie. Choć niewątpliwie wyniki tych zawodów częściowo wypaczył wiatr.

  • Pytajnik stały bywalec
    Panie Hetnał...

    "Nieminen podobnie jak Biegun wygrał swój drugi konkurs, w dodatku będący będący jednocześnie inauguracją sezonu 1991/1992. I podobnie jak Biegun Nieminen debiutował poprzedniej zimy."



    "Nieminen nie był ostatnim skoczkiem, który wygrał swoje pierwsze zawody w PŚ.Zapaleni kibice pamiętają zapewne przypadek Reinharda Schwarzenbergera, który odniósł zwycięstwo w swoim debiutanckim konkursie, w Oberstdorfie w 1994 roku."



    Te informacje są sprzeczne.


    Komentarz zmoderowany (Moderator nr:36) / 2013-11-27 19:33:37

  • EmiI profesor
    @piotr186

    Polecieć daleko poleci. Tylko pewną różnicę robi czy doleci daleko, lecąc płasko nad zeskokiem i wyląduje telemarkiem, albo w ogóle wyląduje w przypadku ekstremalnych odległości, (niska belka) albo zacznie skracać skok, albo upadnie i dostanie kontuzji (wysoka belka). .

  • anonim
    Cicha nadzieja

    A ja mam cichą nadzieję że Biegun może być talentem na miarę Nieminena czy Ahonena. Jasne że powtórzenie kosmicznych wyników Toniego jest prawie niemożliwe o tyle spokojne ustawienie się w czołówce światowej (ala Morgi czy Ahonen) i czekanie na eksplozję wydaje się bardziej prawdopodobne. No ale zobaczymy, wspaniale że możemy się tym ekscytować

  • dervish profesor

    He, he.
    Gregor w wywiadzie przed konkursami w Klingen, zapytany kogo w tym sezonie obawia się najbardziej wymienił nazwisko Bieguna.Nawet jeżeli na te wypowiedź spojrzymy przez pryzmat niewątpliwie zamierzonej przez Gregora sporej dawki kurtuazji zwycięstwo Krzyśka nawet dla Austriaków sensacją być nie powinno.

    W mojej ocenie jest to zwycięstwo zasłużone aczkolwiek szczęśliwe. Sensacja może być tylko ze względu na okoliczności (drugi start w PŚ) ale na pewno nie ze względu na prezentowana formę, bo patrząc po niej to Krzysiek znajdował się i znajduje w ścisłym gronie kilkunastu zawodników, których w każdej chwili stać na zwycięstwo lub miejsce na podium PŚ.

  • PGr doświadczony
    Stephan Hocke

    Może nie w debiucie, ale w debiutanckim sezonie skakał świetnie, zaczął od zdobywania grubych punktów i w końcu w którymś z następnych konkursów sezonu zwyciężył.

    Krzysiek ma obecnie formę na dobre skakanie, fajnie że szczęśliwie wygrał, ale robi się za duże szumu i zamieszanie wokół tego skoczka.

  • kibic_malysza profesor
    Sensacyjny Biegun?

    Nie zgodzę się, może niektórzy się nie spodziewali ale po bardzo dobrych występach latem dla mnie nie jest sensacyjnym zwycięzcą. Być może dla innych nacji jest ale dla Polaków interesujących się skokami cały czas to myślę, że nie.

  • Pavel profesor

    Sensacyjny zwycięzca to taki, który wyskakuje nagle, bez wcześniejszych osiągnięć i później formy nie potwierdza. Do takich zawodników nie można zaliczyć ani Lappiego, które prócz tego wyniku meldował się 6 razy w pierwszej 10-tce tego sezonu i cały cykl ukończyl na 15 miejscu. A już na pewno nie o Lieglu, który zajął 5 miejsce w generalce.

  • MarcinBB redaktor
    odp.

    @stavo,@dejw
    O Hafele czy Bodmerze nie napisałem tylko dlatego, że nie wygrali, a artykuł jest o zwycięzcach. ale dziękuję za przypomnienie pod kreską tych sylwetek. Gdybym wspomniał o Hafele, wspomniałbym też pewnie o Nagillerze i Lieglu. Ci dwaj to oczywiście cudowne dzieci kombinezonu z krokiem w kolanie. Gdy ich zakazano, szybko zgaśli. Czy Hafele też go nie używał? Bo to ten sam sezon. Lappi to ciekawy przypadek eksplozji talentu, ale tu juz od debiutu do pierwszego zwycięstwa upłynęło 5 lat, to już raczej porównujmy go do Chedala i Jandy, nie Bieguna :-D
    @Morro, dzięki, racja

  • dejw profesor
    @stavo

    Zgadza się, miałem nawet podać to nazwisko. To było, o ile się nie mylę w Engelbergu.

    W artykule brakuje mi jeszcze dwóch zawodników, którzy wspaniale zaczynali sezon. Arttu Lappi w sezonie 06/07 - zwycięstwo w Kussamo (ogólnie miał ten sezon całkiem udany, 15 miejsce w generalce, 6 miejsce na T4S, przyzwoite starty na MŚ w Sapporo. Kolejny sezon miał już fatalny, niedługo potem zakończył karierę) i Pascal Bodmer trzy lata później (był wtedy drugi, również cały sezon niezły, chociaż końcówkę słabą. Obecnie nie jest w stanie zanotować przyzwoitego występu nawet na FisCupach).

  • stavo początkujący
    Hafele

    Mi najbardziej zapadł w pamięć wyczyn Mathiasa Hafele, który w swoim czystym debiucie zajął 2 miejsce, dzień potem był 16 i takich wyników już nigdy więcej później nie osiągnął. Na pewno to nie był fart, tylko moim zdaniem miał weekend życia.

  • dervish profesor

    Autor newsa słusznie zauważył, ze zwycięstwo w erze przeliczników jest o wiele większa sztuką niż w erze przedprzelicznikowej. Dzisiaj rzadko słyszymy o fuksach, praktycznie trudno sobie przypomnieć tego typu niespodzianki. Promowanie jakości skoku to wielka zaleta przeliczników. Zwycięstwo Bieguna aczkolwiek szczęśliwe fuksem w żadnym przypadku nie jest. Krzysiek odniósł je oddając obiektywnie bardzo dobry skok i prezentując obiektywnie wysoką formę przez cały loteryjny weekend. To są fakty, które maja swoje potwierdzenie w protokołach sędziowskich.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl