Piotr Żyła wrócił na skocznię i opowiada o upadku w Wiśle

  • 2019-11-29 20:19

- Pamiętam całość, choć wszystko działo się powoli. Miałem efekt "slow motion". Wydawało mi się, że od razu wstałem, a jednak leżałem. To było trochę dziwne... - wspomina Piotr Żyła pierwsze chwile po groźnie wyglądającym upadku w Wiśle-Malince, do którego doszło przy okazji inauguracyjnego weekendu Pucharu Świata. W piątek 32-latek wrócił do rywalizacji, a w kwalifikacjach w Ruce wywalczył 15. miejsce.

- Po Wiśle nic się nie zmieniło. Wszystko zostało jak dotąd, po staremu. Pamiętam całość, choć wszystko działo się powoli. Miałem efekt "slow motion". Wydawało mi się, że od razu wstałem, a jednak leżałem. To było trochę dziwne uczucie, a jednocześnie ciekawe... Dawno tak nie miałem, choć różne sytuacje zdarzały się na przykład na treningach - przyznaje wiślanin.

Jak niedzielny upadek wyglądał z perspektywy drużynowego mistrza świata z 2017 roku? - Wylądowałem, a następnie położyłem się na twarzy. W tym momencie nie czułem bólu, a następnie poobracało mną. Pamiętam chwilę, w której zatrzymywałem się na przeciwstoku. Zarzuciłem sobie rękę na brzuch, a następnie nastąpiła chwila kontroli całego ciała, czy wszystko jest w porządku. Wtedy poczułem pieczenie na twarzy, a gdy wstałem, wówczas poczułem 200% mocy <śmiech>...

- Skutki? Skaleczyłem twarz, głównie czoło, ale to nie jest duży problem. Najważniejsze, że mogę skakać i nie mam nawet weekendu przestoju. Jestem w rytmie i mogę realizować swoje zadania. Poza otarciami nie odczuwam żadnego bólu - zaznacza Żyła. 

Czy trener zabiegał o wzmożoną ostrożność przy okazji pierwszych skoków na naturalnym śniegu? - Nie. Nie działo się nic specjalnego, ponieważ mamy doświadczenie wyniesione z lat spędzonych na skoczniach. Oczywiście, pierwszy skok jest testem i lądowaniem na dwie nogi, a następnie wszystko przebiega standardowo. Wystarczy wziąć poprawkę na świeży śnieg.

- Mam pozytywne wspomnienia związane z Ruką, zwłaszcza od trzech lat. Wcześnie miewałem tutaj problemy. Kiedy pokona się bulę, wtedy jest fajnie. W przeciwnym razie pojawiają się kłopoty. Piątek był standardowym dniem na Rukatunturi. Krótki rozbieg, stabilny wiatr pod narty, a więc mieliśmy swego typu loty. Wszystko wskazuje na to, że przed tym sezonem dobudowany dodatkowe belki, aby móc skracać najazd. Z roku na rok poziom jest wyższy, więc trzeba dostosowywać do niego także obiekty.

Korespondencja z Ruki, Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5481) komentarze: (0)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl