Przed Engelbergiem - ciekawostki z historii szwajcarskich skoków

  • 2019-12-19 16:29

Simon Ammann, Andreas Kuettel, Gross-Titlis-Schanze w Engelbergu - to zapewne  pierwsze skojarzenia kibiców związane ze skokami narciarskimi w kraju zegarków, czekolady i legend narosłych wokół bankowych skarbców. Już w ten weekend czeka nas coroczna przedświąteczna pucharowa rywalizacja w Szwajcarii. W ramach wstępu do czekających nas wydarzeń proponujemy krótką i bardzo wyrywkową podróż przez historię tamtejszych skoków wykraczającą mocno poza wspomniane pierwsze kibicowskie skojarzenia.

Przed wojną

Pierwsze duże sukcesy szwajcarskich skoczków miały miejsce jeszcze przed II Wojną Światową. W 1931 roku w Oberhofie srebrny medal wywalczył Fritz Kaufmann. Lepszy od niego okazał się tylko legendarny Norweg, Birger Ruud. Rok później olimpijskie zmagania w Lake Placid zakończył na wysokiej szóstej pozycji. Skoczek ten słynął z niezwykłej odwagi i brawury. W 1939 roku razem z kuzynem, Christianem Kaufmannem, wykonał skok w "tandemie". Dla obu śmiałków okazał się on brzemienny w skutkach. Fritz doznał złamania górnej szczęki i żeber, a Christian złamania nadgarstka i wstrząsu mózgu. Wicemistrz świata z Oberhofu w 1941 roku popełnił samobójstwo. Miał zaledwie 35 lat. W 1933 roku Szwajcarzy świętowali swój największy przedwojenny sukces w skokach. Podczas mistrzostw świata w Innsbrucku Marcel Reymond wywalczył złoty medal. O laury na tej imprezie było jednak o tyle łatwiej, że na jej starcei zabrakło bezkonkurencyjnych wtedy na świecie Norwegów. Powodem miały być wielopłaszczyznowe tarcia na linii FIS-Norweski Związek Narciarski, między innymi przedłużające się, problematyczne starania o przeforsowanie kandydatury Norwega, kpt. Oestgaarda, na przewodniczącego Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Skandynawom miało się też nie spodobać włączenie do programu imprezy narciarstwa alpejskiego. Był to jedyny znaczący wyskok Reymonda w karierze. Tak czy inaczej, jego sukces powtórzył dopiero Simon Ammann, zdobywając złoto mistrzostw świata w Sapporo w 2007 roku. 

O skoczku, który utarł nosa nazistom

W opracowaniu dotyczącym szwajcarskich skoków postanowiliśmy znaleźć miejsce na jeden akcent szwajcarsko-polski. Historia jest na tyle ciekawa, że mogłaby stanowić temat filmu fabularnego. Rzecz działa się na terenie Szwajcarii, natomiast bohaterem tamtych wydarzeń był nasz rodak. Jan Kula był jednym z najzdolniejszych młodych polskich skoczków okresu bezpośrednio poprzedzającego wybuch II Wojny Światowej. Podczas rozegranych w Zakopanem w 1939 roku Mistrzostw Świata jako 17-latek zajął 11 miejsce w konkursie na Krokwi. W zawodach krajowych deptał po piętach samemu Stanisławowi Marusarzowi, co miało swoje odzwierciedlenie znaleźć w pewnym artykule prasowym zatytułowanym "Marusarzowi grozi Kula". Podczas wojny był najpierw kurierem, potem uczestniczył w kampanii francuskiej w 1940 roku, a po niej znalazł się w Szwajcarii, gdzie został internowany i walczył z poważną raną nogi. Przez moment groziła mu nawet amputacja, ostatecznie nogę uratowano. Zimą 1941 roku w szwajcarskiej Arosie miał odbyć się duży konkurs skoków z udziałem niemieckich i szwajcarskich zawodników. Kuli udało się dostać przepustkę i wybrał się w charakterze widza obejrzeć na żywo swoją ukochaną dyscyplinę. Kilka dni wcześniej otrzymał nawet pozwolenie, by na tej skoczni oddać kilka skoków. Znał więc od "praktycznej" strony obiekt, na którym oglądać miał popisy czołowych skoczków z Niemiec i Szwajcarii. Po pierwszej serii zawodów w Arosie prowadził Josef Bradl, Mistrz Świata z Zakopanego z 1939 roku, z którym Kula zrobił sobie pamiątkową fotkę po rzeczonym konkursie. Półtora punktu mniej uzyskał reprezentant Szwajcarii, za nim znalazło się trzech Niemców i kolejnych trzech Szwajcarów. Bradl po świetnym drugim skoku na 62 metry utrzymał prowadzenie i odniósł zwycięstwo w konkursie. Kula nie wytrzymał biernego obserwowania tego, co dzieje się na skoczni. Zgłosił organizatorom chęć pobicia, poza konkursem, rekordu obiektu, który wynosił 64 metry. Otrzymał pozwolenie i nie zaprzepaścił swojej szansy. W pięknym stylu uzyskał odległość 67 metrów. Euforia nie trwała jednak długo. By nie prowokować wściekłych Niemców i uniknąć ich nieprzyjemnej reakcji, Kula zebrał się czym prędzej i wrócił do obozu dla internowanych, gdzie czekała na niego nagana.

Turniej Szwajcarski

Na dwa lata przed inauguracją Turnieju Czterech Skoczni, w 1951 roku, powołano do życia Turniej Szwajcarski, który cieszył się tylko niewiele mniejszym prestiżem niż słynny TCS, ale zakończył swój żywot w 1992 roku. Początkowo impreza rozgrywana na przełomie stycznia i lutego odbywała się co dwa lata na czterech szwajcarskich skoczniach w: Sankt Moritz, Unterwasser, Arosa i Le Locle. Pierwszym zwycięzcą został fin, Matti Pietikaeinen, który rok później zdobył złoty medal mistrzostw świata w Falun. W 1967 roku Arosa została zastąpiona przez Gstaad, a cztery lata później w miejsce Unterwasser pojawił się Engelberg. Od 1977 roku impreza była już rozgrywana corocznie, ale od 1978 roku straciła jedną ze swych lokalizacji, Le Locle, i z turnieju czterech skoczni stała się turniejem trzech skoczni. Rozgrywany od sezonu 1979/80 Puchar Świata wchłonął zarówno niemiecko-austriacki TCS jak i Turniej Szwajcarski, który stał się odtąd jednym z etapów najważniejszego w skokach cyklu. W drugiej połowie lat 80-tych powrócono do koncepcji rozgrywania imprezy co dwa lata, a ostatni turniej, w 1992 roku, składał się już tylko z dwóch konkursów. Skocznia w Gstaad przestała spełniać wymogi Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i na zawsze wypadła z pucharowego obiegu. Nie było już sensu rozgrywania zasłużonego turnieju na dwóch tylko obiektach. Z kalendarza Pucharu Świata zniknęła też wkrótce skocznia olimpijska w Sankt Moritz, która do 2005 roku, czyli do końca jej funkcjonowania, była jeszcze areną rozgrywanego od 1927 roku konkursu bożonarodzeniowego, wchłoniętego najpierw przez Puchar Europy, a potem przez jego następcę, Puchar Kontynentalny. Reliktem Turnieju Szwajcarskiego jest dziś zatem zaliczany do Pucharu Świata coroczny przedświąteczny weekend konkursowy w Engelberu. Jedynym znaczącym polskim akcentem w historii szwajcarskich zmagań jest trzecie miejsce Jana Kawuloka w 1967 roku, który zajął w poszczególnych konkursach 1,3,9 i 4 miejsce.

Walter Steiner - superlotnik, snycerz, kościelny...

W ścisłej czołówce najlepszych szwajcarskich skoczków poczesne miejsce na zawsze będzie należeć się Walterowi Steinerowi. Temu, który w Sapporo w 1972 roku przegrał olimpijskie złoto o 0,1 pkt. z Wojciechem Fortuną, dwukrotnie stawał na podium Turnieju Czterech Skoczni i po dziś dzień należy do najznakomitszych specjalistów od lotów narciarskich w historii. Urodzony w Wildhaus snycerz (rzeżbiarz w drewnie) był bohaterem cenionego filmu dokumentalnego wyreżyserowanego przez Wernera Herzoga: "Wielka ekstaza snycerza Steinera". Równie ciekawa co jego kariera jest jego sportowa emerytura, którą spędza w Szwecji. O tym, czym zajmował się w Skandynawii, gdy przestał skakać opowiedział w 2016 roku w trzecim numerze Hill Size Magazine: - Podczas mistrzostw świata w Falun w 1993 roku pracowałem w tutejszym hotelu. Kiedy impreza się skończyła, hotel zamknięto, a ja szukałem nowej pracy. W tym czasie mieszkałem już z żoną, więc stała praca była mi bardzo potrzebna. Zacząłem pomagać w szkołach, to był fajny czas. Dostrzegł mnie architekt pracujący na tamtejszej budowie i zaproponował pracę. Dlatego od 2000 roku pracowałem jako złota rączka na plebanii i wokół niej. Niestety potem zjawili się socjaliści. Nie lubili mnie, wręcz nienawidzili, bo wykonywałem swoją pracę dobrze i sumiennie...". Z wieży kościoła, w którym pracował widać było skocznię narciarską, na której startował w ramach mistrzostw globu w 1974 roku i  na której o zaledwie 0,2 pkt. przegrał brązowy medal. Na tej  skoczni poznał swą przyszłą żonę, Gunillę, za sprawą której zdecydował się przenieść na północ Europy. Jego małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu. Steiner nadal mieszka w Szwecji, od lat bierze udział w mistrzostwach weteranów w biegach narciarskich. Latem tego roku Szwajcar zawitał do Polski. Został zaproszony przez dawnego rywala z Sapporo, Wojciecha Fortunę, na odsłonięcie tablic sportowców w podsuwalskim ośrodku sportów wodnych i zimowych Szelment. - "Z Walterem nie widzieliśmy się 45 lat" - mówił w sierpniu Fortuna, mieszkający nad Kanałem Augustowskim w rozmowie  z portalem Suwałki24.pl - "Gościmy go od kilku dni, w Gorczycy chodziliśmy na grzyby i ryby, w Szelmencie odpoczywa, jeździ na nartorolkach". Steiner oficjalnie zakończył karierę w 1978 roku, natomiast w połowie lat 80. wrócił na jakiś czas na skocznię, zaliczając kilka konkursów w Pucharze Europy. Współpracował wówczas z firmą produkującą sprzęt narciarski i uczestnicząc w zawodach, testował go "na żywym organizmie". Jak twierdzi, jeszcze przed erą Bokloeva rozchylał podczas lotu narty w kształt litery V. 

Stefan Zuend

Najlepszym skoczkiem z pośród Helwetów w erze Pucharu Świata do czasu wystrzału formy Simona Ammanna był Stefan Zuend. W ścisłej światowej czołówce znajdował się w latach 1990-92 głównie dzięki temu, że jako jeden z pierwszych opanował styl V. W sezonie 1990/91 zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, przegrywając tylko z obecnym trenerem reprezentacji Austrii, Andreasem Felderem. Tamtej zimy przyznano mu też Małą Kryształową Kulę za loty narciarskie. Łącznie w swej karierze dwanaście razy stawał na pucharowym podium, czterokrotnie był to jego najwyższy stopień. Gdy nowatorskiego stylu układania nart w powietrzu zaczęli uczyć się inni skoczkowie, Zuend stracił swoją przewagę i z roku na rok coraz bardziej obniżał swoje loty. Karierę skoczka oficjalnie zakończył po sezonie 1995/96 w wieku 26 lat.. W ostatnim okresie swej kariery czołowe lokaty był w stanie osiągać tylko w zawodach niższej rangi. Ale nie tylko słabe skoki były powodem rozbratu ze skocznią. Szwajcar nie był w stanie dłużej utrzymywać restrykcyjnej diety, koniecznej do utrzymania odpowiedniej dla skoczka wagi. Krótko po zawieszeniu nart na hak rozpoczął międzynarodową dyskusję na temat tendencji do coraz bardziej ekstremalnego zbijania wagi wśród skoczków. Jego krytyka stała się jednym z impulsów do zmian w tym zakresie, które FIS wprowadziła w końcu w 2004 roku. Urodzony w Zurychu skoczek szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości. Skończył studia prawnicze, a od 2005 roku pracuje w jednym z banków w Księstwie Liechtensteinu. 

Drużyna

Szwajcaria raz jeden tylko stanęła na podium konkursu drużynowego Pucharu Świata. Miało to miejsce 12 stycznia 1992 roku w Predazzo podczas pierwszych pucharowych zmagań drużynowych w historii. Trzecie miejsce wyskakała wówczas czwórka w składzie: Yvan Vouillamoz, Sylvain Freiholz, Martin Trunz i wspomniany wcześniej  Stefan Zuend. Od blisko 28 lat Helwetom nie udało się powtórzyć tej sztuki. Co ciekawe, mimo to w sezonie 2006/07 finiszowali oni na trzecim miejscu klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów, minimalnie wyprzedzając Finów. Na korzyść Szwajcarów zadziałało m.in. to, że tamtej zimy rozegrano zaledwie dwa konkursy drużynowe. Znakomita postawa w przekroju całego sezonu Simona Ammanna i Andreasa Kuettela oraz punkty wywalczone przez Michaela Moellingera i Guido Landerta pozwoliły odnieść Szwajcarom niespodziewany sukces. 
 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (11879) komentarze: (36)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Bernat__Sola profesor
    @Wojciechowski

    No nie doskoczył, bo w jedynym swoim weekendzie FC nie zdołał zdobyć punktów.

  • Bernat__Sola profesor
    @Złoty Orzeł

    Faktycznie miałby KK, wygrałby wówczas z Peterką o 1 (!) punkt.

  • Bernat__Sola profesor
    @Paweł39

    Szwajcaria w czarnej d? No nie wiem, oni są klasę wyżej od Finów i razem z Rosjanami są zdecydowanie najlepsi z krajów spoza top6.

  • Bernat__Sola profesor
    @Paweł39

    Munters uciułał 2 razy punkty PŚ, może niewiele, ale zawsze. Dzisiaj Szwedzi chcieliby mieć takiego Muntersa...

  • jma profesor
    Bardzo fajny artykuł, ale...

    Półtorej punktu[***] Rozumiem, że takie byki mogą robić "profesorowie" w komentarzach, ale w artykule?

  • Oczy Aignera profesor
    @Raptor202

    Oficjalnie: Radek Żidek nowym właścicielem portalu Skijumping.pl.

  • Raptor202 profesor
    @ugabanie

    Tak, ta strona też została przejęta w łapy kondominium rosyjsko-niemieckiego pod żydowskim zarządem powierniczym. Żydzi rządzą skokami narciarskimi, tak naprawdę Walter Hofer też jest Żydem, podobnie jak wszyscy austriaccy, niemieccy, norwescy, słoweńscy i nawet japońscy skoczkowie narciarscy. Oczywiście wszystkie te nacje zrzeszone pod gwiazdą Dawida (a także pod cyrklem i węgielnicą, bo to przecież też Masoni) spiskują przeciwko najwspanialszym, najdoskonalszym BOHATEROM, jakimi są polscy zawodnicy. Wszyscy są Żydami, Masonami, spiskują i są źli, bo chcą pozbawić waszych idoli miejsca w historii. Tak naprawdę legendami skoków narciarskich są wyłącznie Polacy, bo wszyscy pozostali to oszuści, którzy szprycowali się sterydami, dopingiem i witaminą C. Nie wierzycie? Spytajcie Krzysztofa Miklasa, on wam powie jak jest naprawdę.

  • Wojciechowski profesor
    @Bajlandopl

    O, Beisvaga zapomniałem. W sumie nic dziwnego, skoro Vogel gdzieś tam jeszcze w PŚ próbował sił, a Beisvag to chyba nawet na poziom zawodów PK nie doskoczył.

  • Wojciechowski profesor
    @ugabanie

    Zapewne z powodu punktu regulaminu o komentarzach niezwiązanych z tematem.

  • ugabanie początkujący
    Oho -

    czyżby cenzura? Komentarz-odpowiedź do Adriana D skasowany. Ciekawe, z jakiego powodu?

    Stało w nim tak: Żarówka to jest przypadek. Natomiast to, że zwłaszcza w Ameryce promuje się wizerunek Polaków jako nazistów, w Izraelu wychowuje się młodzież w duchu nienawiści do Polski; to, że nagrodę nobla dostaje osoba bredząca o Polakach jako "mordercach Żydów" i "kolonizatorach"; to, że po znalezieniu w Jedwabnem dowodów na niemieckie sprawstwo zbrodni (obalających kłamstwa Jana Tomasza Grossa) nadzorujący prace rabin Michael Schudrich wykonał kilka telefonów i natychmiast przerwano ekshumację - to nie jest przypadek.

    Jak tak dalej pójdzie, można przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości np. przeżegnanie się Kubackiego przed skokiem nie będzie już mile widziane (tolerowane) - a najwyraźniej jest to dla niego ważne i - patrząc na aspekt czysto praktyczny - pozwala mu daleko skakać.

  • Złoty Orzeł profesor
    @Bernat__Sola

    Reutelera ograbiono notami ze zwycięstwa w 1 serii.
    Niestety gdyby wygrał Funaki miałby KK.

  • MarcinBB redaktor
    jest ciekawie

    Kolejny bardzo ciekawy artykuł Adriana. Człowiekowi wydaje się, że wie coś o skokach a okazuje się, że nawet nie słyszał nazwisk, które wypadałoby znać.
    Nie zgadzam się, że brakuje teraz barwnych postaci w skokach. Kilku już wymieniono. Poza tym fizjonomia to nie wszystko. A i tak na przykład Sabirżana Muminowa trudno nazwać mało charakterystycznym. Ale jest Domen Prevc latający płasko jak naleśnik, który jeszcze kilka lat temu miewał głowę poniżej poziomu nart. Jest Markeng ze swoimi ciekawymi przygodami. Jest Piotr Żyła ze swoimi zmianami charakterologicznymi. Nadal skacze Schlierenzauer, który trochę spokorniał, ale pamiętamy jego zachowania na skoczni. No i wciąż jest (choć to już ostatnie chwile) fenomen długowieczności Noriaki.

  • Bajlandopl doświadczony
    @Wojciechowski

    Był jeden czarnoskóry "Norweg", nazywał się Anders Beisvag. Ten "Szwajcar" ze Sri Lanki to przy nim jak kawa z mlekiem. Chodzą żarty, że zrezygnował, bo ciężko się skacze z rowerem pod pachą i kubełkiem KFC w ręce:).

    @Pawel39 I co, stanie się coś:)? Popularność skoków w Polsce spadnie, ale życie toczyć się będzie dalej. My nie jesteśmy skokową nacją typu Austria/Niemcy/Norwegia, że nawet gdy jest kryzys, to i tak poziom zawsze trzymają. Będą lata posuchy, to najważniejsze, żeby potem z tego wyjść, a nie zapaść na 15-20 lat.

  • Paweł39 weteran
    @Homeomorfismus

    Za kilka lat może dołączyć do nich Polska.
    To jest nieuniknione jak dalej nic nie będa robić.
    No chyba że ratował nas będzie 40 letni Żyła i Stefan dalej.
    Polska za kilka lat może wylądować tam gdzie jest obecnie Szwajcaria i Finlandia czyli w czarnej d...

  • alo profesor
    @Homeomorfismus

    Może Chiny :-)

  • Homeomorfismus doświadczony

    Trzecia Finlandia, czwarta Szwajcaria w Pucharze Narodów... Dziś to brzmi jak science fiction... A minęło zaledwie kilkanaście lat. Ciekawe, jakie drużyny będą w skokach na czele za kolejnych lat kilkanaście.

  • Paweł39 weteran
    @Wojciechowski

    Pamietam pomylili mi sie ;]
    Był Vogel, ale tez swiata skokokowego nie podbil.
    @Raptor
    No tak ze Szwecji, mi sie pomieszały kraje ;]
    Ale Vogel jak i Munters byli buloklepami bez zadnych osiagniec

  • Adrian D. redaktor
    @ugabanie

    Ja wczoraj w swojej sypialni wieczorem, po 22 czytałem książkę "Żydowski spisek ogarnia świat". I co? O 22.30 przepaliła mi się żarówka w nocnej lampce. Pytam się ja was, przypadeg??!! 1!

  • Oczy Aignera profesor
    @szczurnik

    Pamiętam go przede wszystkim za jego "rowerowy" kask.

  • ugabanie początkujący
    Skok na...

    szwajcarskie banki - warto, by ku przestrodze było to jedno z pierwszych skojarzeń ze Szwajcarią. W latach dziewięćdziesiątych organizacje żydowskie wymusiły na Szwajcarii spłatę wielokrotnie zawyżonych roszczeń za konta bankowe pozostawione przez ofiary holokaustu - co zapewne ograniczyło możliwości finansowania skoków narciarskich. Przed analogicznym, tyle że o wiele większej skali, zagrożeniem stoi Polska. Kto będzie pamiętał o skokach narciarskich, gdy dojdzie do kapitulacji przed ustawą 447 i spłacania żydowskich roszczeń?

  • Oczy Aignera profesor
    @Paweł39

    Krzysztof Miklas podczas TCS 2000/01 w Bischofshofen: "Steinauer z Japonii skakał".

  • Wojciechowski profesor
    @Bernat__Sola

    Pechowiec, chociaż mimo wszystko swoje zdobył. W każdym razie Steinera z pewnością można zaliczyć do ścisłej czołówki światowej lat 70.

  • Bernat__Sola profesor

    Bardzo fajny, ciekawy tekst. Widzę, że ze Steinera straszny pechowiec, tu przegrał o 0,1, tam o 0,2. W sumie tak jak Bruno Reuteler w Oslo 1998... Przed sukcesami Ammanna był jeszcze medal Freiholza na MŚ w Trondheim. W pierwszym sezonie PŚ 8. miejsce w generalce zajął Hansjoerg Sumi, który był wtedy trzykrotnie na podium. O samobójczej śmierci Kaufmanna nie wiedziałem, szkoda. Razem z bratem dokonali skoku w tandemie, zanim zrobili to Rok Urbanc i Jaka Rus.

  • Wojciechowski profesor
    @Paweł39

    Był troszkę „ciemniejszy” Marc Vogel rodem ze Sri Lanki, pewnie o nim myślisz.

  • Bernat__Sola profesor
    @SebaSzczesny

    Ogólnie tak, ale wąsa to ma też przecież Freitag, oprócz tego wściekły Eisenbichler i wieczne uśmiechnięty Nakamura.

    EDIT: Nieźle się zgraliśmy, @Raptor202 :P.

  • Raptor202 profesor
    @SebaSzczesny

    To napisz skargę do Aschenwalda czy innego Forfanga, że nie mają nosa jak skocznia w Lahti.

    Masz wściekłego Markusa i wiecznie uśmiechniętego Nakamurę.

  • SebaSzczesny profesor
    @Paweł39

    Teraz brakuje charakterystycznych zawodników. Kiedyś to jakoś było lepiej. Małysz z wąsem. Ahonen milczący i groźny, Ljokelsey jak ta piz, Hoelwarth z garbatym nosem jak skocznia w Lahti. Do tego Bystoel wyglądający jak jakiś psychopata.

    Teraz to tylko rudy wąsacz sie wyroznia. A reszta jednakowa. nic ciekawego. żadnych emocji nie wzbudzaja,

  • Raptor202 profesor
    @Paweł39

    Munters to Szwed a nie Szwajcar.

  • Paweł39 weteran

    Szwajcaria to kiedyś była drużyna ;]
    Simon Amman, Andreas Kutel, Marco Steinaer i Sylvian Frainfolz czy jakoś tak podobny do Freddy Mercurego;]
    Nawet ja mowilem ze Freddy Mercury na skoczni, teraz nie ma tych zawodników.
    Kutel podobnie jak Aman wygrywal konkursy i to byla taka druga sila, a Steinauer i Freddy to mocni, solidni zawodnicy
    Był ten murzyn szwajcarski Johan Munters czy jakos tak ale swiata skokami raczej nie podbił ;]

  • SebaSzczesny profesor

    Podoba mi sie ta grafika z tym którzy skoczkowie zdobyli najwiecej punktów w Engelbergu.

    Uważam że takie grafiki powinny się pokazywać przed każdym weekendem bo to jest bardzo ciekawe.
    Np. W takim Zakopanem kto zdobył najwiecej punktów ? Ktoś wie ?

  • szczurnik stały bywalec
    Guido Landert

    W ostatnim akapicie.

  • Wojciechowski profesor
    @nanus111@onet.pl

    Mistrzu sportu. ;)

  • Wojciechowski profesor
    @Adrian D.

    Słuszna walka. :)

  • Adrian D. redaktor
    @Wojciechowski

    Ja się nie obrażam, masz rację, w ferworze walki jakoś wyszło. Poprawiłem. Pozdrawiam i dzięki, nie pierwszy raz, za czujność.

  • nanus111@onet.pl stały bywalec
    @Wojciechowski

    Z tym się zgodzę, akurat na I roku filologii polskiej dość dużo tych błędów da się zauważyć językowych występujących w Polsce.
    Swoją drogą skoro na wiceprezesa mówi się prezes, to jak mówić o wicemistrzu do sportowca (formalnie wiceprezes jest wiceprezesem). Mistrzu (wicemistrz tylko na papierze)?

  • Wojciechowski profesor

    Ciekawy, nawet bardzo ciekawy tekst, ale jak widzę „v-ce mistrz”, to coś mnie aż boli. Przepraszam za szczerość.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl