Marusarz, Fijas, Małysz - polscy rekordziści świata w długości skoku

  • 2020-12-09 18:34

Światową listę rekordzistów świata w długości skoku narciarskiego otwiera norweski pionier latania na dwóch deskach, Sondre Nordheim, który w 1868 roku miał oddać w Brukenbergu skok na 19,5 m. Zamyka ją na dzień dzisiejszy Austriak Stefan Kraft z odległością  253,5 m. uzyskaną w Vikersund w 2017 roku. We wspomnianym zestawieniu figurują też nazwiska trzech Polaków. W przeddzień batalii o tytuł króla lotów przyjrzyjmy się bliżej kulisom rekordowych w skali świata skoków naszych rodaków. 

Stanisław Marusarz

W pierwszej połowie lat 30. rozpoczęła się nowa era w dyscyplinie zwanej skokami narciarskimi. Za sprawą słoweńskich pasjonatów w Planicy, niewielkiej miejscowości należącej wówczas do Królestwa Jugosławii, powstała skocznia, która otworzyła przed narciarzami skokowymi nowe horyzonty. Otwarta 4 lutego 1934 roku Velikanka przyciągała najlepszych na świecie zawodników jak magnes.17 marca 1935 roku miał tu miejsce wielki konkurs, na który zawitała cała światowa elita, a także dwóch skoczków znad Wisły: Bronisław Czech i Stanisław Marusarz. Nadrzędnym celem 46 zawodników z sześciu państw było nawet nie tyle zwycięstwo, co rekord świata i przekroczenie magicznej granicy 100 metrów. Treningi przed konkursem trwały trzy dni. Najlepiej prezentował się w ich czasie Marusarz, który regularnie całą światową czołówkę z Norwegami włącznie przeskakiwał o 2- 3 metry. Norweski Związek Narciarski w dniu zawodów wycofał swych reprezentantów, tłumacząc to regulaminem, który zabrania Norwegom skoków powyżej 80 m. Spekulowano jednak, że dumni wynalazcy skoków narciarskich bali się kompromitacji, jaką byłaby dla nich porażka z Polakiem. W konkursie Marusarz nie miał konkurencji. Zwyciężył zdecydowanie przed Czechosłowakiem Antonem Bartonem i Szwajcarem Marcelem Raymondem, w najlepszej próbie, uzyskując 87 m. Gdy konkurs dobiegł końca, a kibice powoli zamierzali rozchodzić się do domu, nieoczekiwanie chęć pobicia rekordu skoczni zgłosili Norwegowie. Zwrócili się z prośbą do organizatorów, by nieoficjalnie, poza konkursem rozegrać batalię o rekord obiektu. Dopiero teraz rozpoczął się niesamowity spektakl pełen emocji i dramaturgii. Marusarz przyjął wyzwanie Skandynawów i zdecydował się stoczyć fascynującą, jak się później okazało, walkę z ich liderem Reidarem Andersenem. W pierwszej serii Andersen uzyskuje 91 metrów. Skaczący chwilę po nim Marusarz poszybował dwa metry dalej. Zdyszany Reidar wbiegł czym prędzej na górę, usiadł na belce, ruszył i wylądował na 94 metrze. Ambitny zakopiańczyk nie dał rzecz jasna za wygraną i zamierzał za wszelką cenę rozstrzygnąć ten pojedynek na swoją korzyść. Na dole 15 tysięcy kibiców czekało na upragnioną "setkę". Zdeterminowany Marusarz katapultował się z progu i piękny lot zakończył na 97 metrze. Choć do upragnionego setnego metra jeszcze trochę brakowało tłum ogarnęło prawdziwe szaleństwo. Był to w tym momencie najdłuższy ustany skok świata! Reidar Anderson postanowił bronić jednak honoru Norwegów i po raz kolejny wspiął się na skocznię. Uzyskał aż 99 metrów. Marusarz nie podjął już walki. Robiło się ciemno, rozbieg pokrywał się lodem, skakanie w tych warunkach stawało się po prostu niebezpieczne. Ale i tak był to wielki dzień polskiego narciarstwa. Marusarz przywiózł z Planicy trzy puchary: za rekord świata, za zwycięstwo w otwartym konkursie skoków i za najładniejszy skok dnia.

Piotr Fijas

Pochodzący Bielska-Białej skoczek latać na mamutach potrafił. Dość przypomnieć, że już podczas pierwszego kontaktu ze skocznią do lotów zdobył brązowy medal lotniczego czempionatu. Dwukrotnie jeszcze podczas tej imprezy wskakiwał do dziesiątki. 14 marca 1987 roku w Planicy rozgrywano zawody Pucharu Świata, na które złożyły się trzy serie skoków. Fijas od początku radził sobie bardzo dobrze, w dwóch pierwszych próbach uzyskał 175 i 166 metrów. W trzeciej kolejce reprezentant Polski wylądował na 194 metrze. Tak daleko przed nim nie skoczył na świecie jeszcze nikt. Tyle, że wtedy Międzynarodowa Federacja Narciarska z uwagi na bezpieczeństwo zawodników nie notowała już oficjalnych rekordów świata. Ten od 1985 roku wynosił 191 metrów. Tyle skoczył Matti Nykaenen w Planicy, rok później na Kulm wynik ten wyrównał Andreas Felder. Kiedy Fijas uzyskał swoją rekordową odległość panowała już zasada, że gdy któryś z zawodników przekroczy 191 metrów, seria musi zostać przerwana i zrestartowana. Formalnie nasz reprezentant został więc z niczym. Nie otrzymał miana rekordzisty świata, ani nie stanął na podium zawodów, bo w powtórzonej serii uzyskał już tylko 147 metrów. Jako jego najsłabszy tego dnia skok nie liczył się on do końcowej klasyfikacji i podopieczny trenera Lecha Nadarkiewicza zajął siódme miejsce. Co się odwlekło, to nie uciekło. Nazajutrz Polak rzutem na taśmę wskoczył na pudło drugiego konkursu, o pół punktu wyprzedzając czwartego Mirana Tepesa. Rekord Fijasa pobił dopiero w 1994 roku Martin Hoelwarth, skacząc 196 metrów. Potem nastała już era ponad dwustumetrowych lotów...

Adam Małysz

Na finał Pucharu Świata 2002/03 do Planicy polski superskoczek jechał nie tylko po to, by przypieczętować zdobycie trzeciej Kryształowej Kuli. "Adam ma chrapkę na rekord świata" - mówił przed zawodami trener Apoloniusz Tajner. Polak był wtedy w wybornej formie i wydawał się pewnym kandydatem do pobicia rekordu Andreasa Goldbergera, który od 2000 roku wynosił 225 metrów. Już podczas pierwszego treningu Małysz wyrównał ten wynik, zostając współrekordzistą świata. Dwie godziny później, podczas kwalifikacji samodzielnym rekordzistą został  Matti Hautamaeki, uzyskując odległość 227,5 m. Po skoku Fina jury obniżyło belkę startową o dwa stopnie. Małysz, jadąc na rozbiegu z prędkością słabszą o trzy km/h od Fina, nie był w stanie pobić tego wyniku i wylądował na 222,5 metrze. Nie krył potem swojej irytacji: - "Czuję wielki żal, że nie udało się pobić tego rekordu. Walczyłem, ale się nie udało. Może gdyby sędziowie nie obniżyli rozbiegu aż o dwie belki? Trudno, może musieli tak zrobić. Poza tym szczerze powiem, że byłem trochę wkurzony, jak słyszałem i czytałem informacje, że Małysz nie umie latać, że na mamutach nie ma szans. Skąd się brały takie opinie? Przecież jako czwarty skoczek na świecie przekroczyłem granicę 220 m. Dziś chyba ostatecznie przekonałem tych niedowiarków, że na mamutach mogę walczyć o zwycięstwo z takim samym skutkiem jak na mniejszych skoczniach."  W treningu przed pierwszym konkursem indywidualnym Hautamaeki o metr pobił swój rekord. Małyszowi znów obniżono rozbieg. Z niższej beli powtórzył swój najlepszy wynik, znów lądując na 225 metrze, ale ponownie odebrano mu szanse na rekord. Królem Planicy został wtedy Hautamaeki, który własny rekord do końca weekendu wyśrubował  do 231 metrów. 

Bronisław Czech

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, o tym, że pierwszym Polakiem noszącym miano rekordzisty globu w długości skoku mógł być Bronisław Czech. Po zakończeniu zawodów na wielkiej skoczni w Ponte di Legno we Włoszech Czech i Marusarz zgłosili chęć walki o nowy rekord świata. Skocznia z uwagi na niekorzystne warunki nie była perfekcyjnie przygotowana i nikt z pozostałych uczestników zawodów nie przystąpił do batalii o najlepszy w historii wynik. Jako pierwszy ruszył Czech i kapitalny lot zakończył na 79 metrze. Zakończył go niestety upadkiem już po wylądowaniu, wskutek którego stracił przytomność i doznał pęknięcia torebki stawu skokowego. Włosi koniecznie chcieli nadać wyczynowi Czecha miano rekordu świata, argumentując, że zakopiańczyk wylądował poprawnie, a upadek przydarzył mu się na odjeździe. Polakowi wręczono nawet puchar z napisem Recordo Mondiale. Biorąc pod uwagę ogólnie przyjęte kryteria, skok nie mógł jednak zostać uznany za rekord. Na wieczornym rozdaniu nagród organizatorzy mieli zamiar wręczyć Czechowi czek na 15 tysięcy lirów za pobicie rekordu skoczni i, według nich, świata, ale polski skoczek honorowo go nie przyjął.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (7345) komentarze: (9)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Wojciechowski profesor
    @W Punkt

    Ale to były tylko treningi i serie próbne, ewentualnie skoki w kwalifikacjach, które dla obu z nich nie miały formalnego znaczenia, więc ducha sportu bym przesadnie nie szukał (osobiście w ogóle nie traktuję takich serii jako rywalizację). Być może niepotrzebnie ustawiali belkę zbyt wysoko, ale to w końcu były swego rodzaju testy, a nie zawody.

  • W Punkt doświadczony
    @Wojciechowski

    Siedem numerów to jest przepaść. Siedem razy belke moga zmienić:)
    Ale myślę, że "bano" się nie o tych sześciu pozostałych, a o Małysza. Pytanie czy bali się o jego zdrowie czy o to, że skoczy lepiej od Fina i z nim wygra, pozostaje otwarte.
    Przy czym, zdaje się, postąpiono wzorcowo wg przepisów. A czy z duchem sportu? Tego już pewnym, tak do końca, bym nie był.

  • Wojciechowski profesor
    @mokulowski@wp.pl

    Nie no, to nie był niski numer. Po prostu do lutego miał niezły, ale nie nadzwyczajny sezon.

  • Matthias88 doświadczony

    Warto by wspomnieć o Matei, który jako pierwszy Polak poleciał na ponad 200 metrów. Było to w Harrachovie w sezonie 2000/2001.

  • mokulowski@wp.pl stały bywalec
    @W Punkt

    Matti wtedy jechał z tak niskim numerem, ponieważ wcześniej odbywał służbę wojskową która jest w Finlandii obowiązkowa. No ale wiemy, że on był długodystansowcem (skacząc w swoich najlepszych czasach) co pokazał dwa sezony później jak w wielkim stylu odebrał Małyszowi miejsce na podium w klasyfikacji generalnej.

  • Tomek1982 stały bywalec

    Miały dziewczyny skakać, a tak mamy pokazy paralityków.

  • Wojciechowski profesor
    @W Punkt

    Siedmiu skoczków rozdzielało ich na liście startowej.

  • Nowyskoczek5 profesor

    Już kiedyś o tym pisałem ale napiszę jeszcze raz.
    Zamiast kolejnych idiotycznych komedii powinni zrobić film o Stanisławie Marusarzu i Bronisławie Czechu ...

  • W Punkt doświadczony

    Pamietam te konkursy w 2003 roku.
    Adam w końcu nie wytrzymał tego obniżania mu bez przerwy belki. Prowadząc 10-ma metrami po pierwszej serii w sobotę, w drugiej przegrał z Hautamaekim wygrany konkurs. To go ostatecznie przybiło i na drugi dzień był już tylko cieniem siebie z poprzednich trzech dni. Zajął czwarte miejsce.
    Może gdyby tak nie szalał na treningach, to byłyby dwie wygrane? Możemy gdybyać.
    Sędziów bym akurat bronił. Hautamaeki miał chyba stosunkowo niski, tak mi się teraz wydaje, numer. Musieli obniżać belkę.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl