One przecierały szlaki – pionierki kobiecych skoków

  • 2021-11-25 00:28

Według starej norweskiej opowieści noszącej w sobie najpewniej sporo cech legendy pierwszą osobą, która oddała udany skok w oficjalnych zawodach była kobieta. W 1863 roku podczas zmagań w Trysil uważanych za pierwszy w historii oficjalny konkurs 16-letnia Ingrid Olsdatter Vestby miała być autorką jedynej poprawnie wylądowanej próby.

Ile w tym prawdy, a ile fikcji do końca nie wiadomo. Przeskoczmy jednak o ponad sto lat do przodu od wspomnianych zawodów w Trysil, by przyjrzeć się historii kilku pań, które wywarły wpływ na współczesne kobiece skoki, które przecierały szlaki dla Iraschko, Hendrickson czy Takanashi, dla zawodniczek, które już dziś serią kwalifikacyjną zainaugurują jedenastą edycję Pucharu Świata.

- Jako dziecko najczęściej bawiłam się z chłopakami. Byłam takim trochę dzikusem. Skakałam na drzewach, miałam liczne siniaki, jeździłam z ojcem na wyprawy wędkarskie. Kiedy w niedzielny poranek byłam ubrana w ładną sukienkę i miałam kokardę we włosach, mówiono: napatrz się na taką Anitę, bo już niedługo będzie cała brudna – wspominała po latach Anita Wold, była norweska skoczkini w rozmowie z portalem Vi.no.

Na skocznię trafiła jako siedmiolatka za namową ojca, który sam czasem skakał. Dwa razy nie trzeba było jej tego proponować. Wspięła się na jeden z obiektów w Trondheim i tak to się zaczęło. Ojciec Oddvar został jej trenerem. W tym czasie widywało się na skoczniach w Norwegii również inne dziewczynki, ale szybko rezygnowały one z tego rodzaju zabawy. Anita skakała nałogowo.

- Czas na koleżanki miałam tylko latem. Poza tym moje życie składało się tylko ze szkoły i skakania. Dużo częstszy kontakt miałam z chłopakami i niejako czułam się jednym z nich. Było wiele sytuacji, kiedy chłopcy panicznie bali się zostać pokonanymi przez dziewczynę, traktowali to jak ujmę na honorze, a ja z nimi wygrywałam.

Wold była pierwszą w historii kobietą, która dostąpiła zaszczytu oddania skoku na Holmenkollen. Kilkakrotnie biła kobiece rekordy świata. Najpierw skoczyła 73 metry w Meldal, w 1974 roku na tym samym obiekcie wyśrubowała go do 82,5 m., 85 metrów uzyskała z kolei w Szczyrbskim Jeziorze w Czechosłowacji. Po swój życiowy wynik musiała polecieć na kontynent azjatycki. W 1975 roku na Okrayamie uzyskała 97,5 m. Rywalizowała tam w konkursie z mężczyznami, a wygrał go mistrz olimpijski Yukio Kasaya. Anita zajęła 39. miejsce, nie wiadomo, czy przeskoczyła któregoś z mężczyzn. Mogła dokonać jeszcze jednego historycznego wyczynu. Miała być pierwszą kobietą, która oddała skok na obiekcie do lotów narciarskich. Warunki panujące na Vikersunbakken były jednak mało sprzyjające i ostatecznie nie zdecydowała się na lot na tamtejszym mamucie.

W 1977 roku, mając 20 lat wycofała się ze skakania. Nie znalazła naśladowczyń, z którymi mogłaby rywalizować, a od mężczyzn dzieliła ją coraz większa przepaść. - Czułam, że nic już nie osiągnę – wspomina. Dziś Anita Wold ma 65 lat. Jest mężatką, ma troje dzieci i tróje wnucząt. Jest na emeryturze i wiedzie spokojnie życie nieopodal Trondheim. Nie żyje przeszłością, swoje trofea i pamiątki po przygodzie ze skokami przekazała lokalnemu muzeum.

***

Także Therese Altobelli, jedna z prekursorek skoków na kontynencie amerykańskim, dorastała w otoczeniu dwóch braci i niemal samych kolegów na osiedlu. – Mama bardzo chciała zrobić ze mnie prawdziwą dziewczynkę, ale ja zdecydowanie wolałam naśladować chłopaków w tym co robią – wspomina w rozmowie z Ironmountaindailynews.com. Tak trafiła na stok narciarski, a potem na skocznię. – Miałam marzenie i jasny cel. Nikt nie mógł mnie powstrzymać. Chciałam skoczyć z dużej skoczni w Iron Mountain. Czekała mnie długa i trudna walka, musiałam zmagać się ze złośliwymi docinkami na zasadzie: „idź lepiej pobawić się lalkami”. Złośliwości spotykały mnie również ze strony rodziców chłopców z klubu, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że wygrywa z nimi dziewczyna.

Historyczny moment nadszedł w środę 22 lutego 1978 roku. Altobelli stanęła na rozbiegu skoczni Pine Mountain i czekała na sygnał do startu od swojego ojca. Warunki były trudne, mocno wiało. Nie wszystkim podobał się widok dziewczyny, która czeka na oddanie skoku na bardzo wymagającym obiekcie podczas porywistego wiatru. – Wysłali faceta, żeby sprowadził mnie na dół. Powiedziałam mu, że za żadne skarby stamtąd nie zejdę. Zrobiłam swoje, oddałam skok i z Bożą pomocą wylądowałam jak trzeba – opowiadała po latach.

Łączenie treningów z nauką w college’u stało się z czasem problematyczne, Therese w 1981 roku, mając 21 lat, zrezygnowała z dalszego skakania. Zainspirowała jednak inną z dziewczyn, Carlę Keck z Minnesoty, która również skoczyła z dużego obiektu w Iron Mountain. Gdy w 2014 roku skoki pań zostały włączone do programu igrzysk olimpijskich, wiele osób dziękowało jej za przetarcie szlaków i wkład w rozwój kobiecego skakania.

- Spełniło się to, co mówili mi kiedyś rodzice: „któregoś dnia ludzie zrozumieją, ile dla nich zrobiłaś, a ty poczujesz to, jak bardzo wpłynęłaś na wiele innych osób – wspomina. W tym roku Therese Altobelli za swoje pionierskie wyczyny została włączona do amerykańskiej Galerii Sław Sportu.

***

- Z moją macicą jest wszystko w porządku – mówiła z uśmiechem na ustach kilka lat temu magazynowi Der Standard Eva Ganster, odnosząc się w ten sposób do swoich zmagań o prawo uprawiania skoków w latach 90. Wówczas to niedawno zmarły prezydent FIS Gianfranco Kasper wrogo odnosił się do kobiecego skakania, twierdząc, że panie uprawiające tę dyscyplinę ryzykują poważnym uszkodzeniem macicy. Austriaczka nic sobie nie robiła ani z opinii szefa światowego narciarstwa ani z nieprzychylnych komentarzy, które docierały do niej z innych stron.

Jako mieszkanka Kitzbühel Eva niemal urodziła się z nartami na nogach. Rozpoczynała od narciarstwa alpejskiego. Nagrodą za uzyskanie najwyższych pozycji podczas konkursu była możliwość oddania skoków na niewielkiej skoczni. Owa nagroda przysługiwać miała wyłącznie chłopcom, ale Ganster nie miała ochoty z niej rezygnować. Bardzo szybko okazało się, że ma smykałkę do tego sportu. W grudniu 1990 roku podczas zawodów dla dwunastolatków zajęła drugie miejsce rywalizując z piętnastoma chłopcami. Zwycięstwo straciła tylko przez noty za styl. Rok później zdobyła już tytuł mistrza Austrii w tej kategorii wiekowej.

Słuchy na temat niezwykle utalentowanej dziewczyny dotarły do Paula Ganzenhubera, dyrektora słynnego gimnazjum w Stams, który zaproponował jej szlifowanie swoich umiejętności w renomowanej placówce. Eva była jedyną w szkole skoczkinią. Wielkim orędownikiem talentu panny Ganster był jej ojciec, Edgar, który pukał do wszystkich możliwych drzwi, by otwierać przed córką coraz to nowe perspektywy. W 1994 roku Austriaczka pokazała się szerokiej publiczności jako przedskoczkini w czasie Turnieju Czterech Skoczni. Tę samą rolę pełniła podczas igrzysk w Lillehammer. Na oczach 40 tysięcy widzów ustanowiła kobiecy rekord świata, skacząc 113,5 m.

W 1997 roku jako pierwsza skoczkini odbiła się z progu skoczni do lotów narciarskich. Na Kulm uzyskała 167 metrów i trafiła do księgi rekordów Guinessa. W 2003 roku wystartował na Zimowej Uniwersjadzie, rywalizując z samymi mężczyznami. Na mniejszej skoczni wyprzedziła dziesięciu zawodników płci męskiej.  Ze skokami dała sobie spokój w 2005 roku, mając 27 lat. To był już czas na dokonanie poważnych życiowych wyborów, związanych z podjęciem pracy zarobkowej.  Nie doczekała kobiecego pucharu świata, żeńskich konkurencji na igrzyskach czy mistrzostwach świata. - Nie siedzę w kącie, płacząc z tego powodu. Nie zdobyłam nigdy złotego medalu, ale mam wiele przeżyć i doświadczeń, których nikt nie może mi zabrać – przekonuje Ganster. Dziś pracuje jako terapeutka w pięciogwiazdkowym hotelu.  


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5553) komentarze: (12)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @Kolos

    A do boksu mężczyzn jesteś przekonany? Kobiety bywają nawet bardziej waleczne i bezlitosne, czemu mają się sportowo nie bić? Bo zaburza to twoje poczucie estetyki? Nie te czasy. Gdybyśmy, jako mężczyźni, mieli władzę, to co innego... ;-)
    A co do "skakajek" przyjąłem ten termin od występujących tu fanów skoków kobiecych (ze szczególnym uwzględnieniem @Starego Dobrego Styriana. Podoba mi się, więc będę używał nadal.

  • Arianin początkujący
    @Niespełniony Dekarz

    Przepraszam moderacjo, ale pilne

  • Kolos profesor
    @Arturion

    Kobiety skaczące na nartach to "skoczkinie" a nie żadne skakajki. Jak dla mnie niech kobiety uprawiają sport jaki chcą, ale to nie znaczy, że mamy się od razu tym zachwycać. Skoki kobiet są akurat ok. I zawsze byłem za skokami kobiet.

    Ale np. do boksu kobiet nikt mnie nie przekona.

  • kobylka.adam@gmail.com początkujący
    @Julixx05

    ale ja tylko powtarzam, co Małysz kiedyś powiedział

  • Arturion profesor
    @Julixx05

    Raczej "strongwomenkami". ;-)

  • Arturion profesor
    @niemamkolan

    Ale jest szansa, że wszystkim będą ciążyć podobnie. :-)

  • Julixx05 weteran
    @niemamkolan

    Ten komentarz jest obrzydliwy. Kombinezony mają specjalne kroje, pod sylwetkę dziewczyn. Chyba, że kobieta ma bardzo duży biust to może to przeszkadzać ale takich sytuacji ogólnie w sporcie jest niewiele

  • Niespełniony Dekarz początkujący
    @Julixx05

    Może jej się zmieniło.

  • Julixx05 weteran
    @Niespełniony Dekarz

    Przecież tam jest napisane, że ta pierwsza ma trójkę dzieci i wnuki

  • Julixx05 weteran
    @Arturion

    Zgadzam się z tobą, ogólnie podziwiam skoczkinie, bo są takimi strongmenkami

  • niemamkolan początkujący
    @Arturion

    jak to ujął kiedyś nasz dyrektor, cycki im będą ciążyć

  • Arturion profesor

    Lubię skaczące kobiety. Dlaczego mogą być biegaczkami, koszykarkami, piłkarkami, a skakajkami nie? Zwłaszcza te które chcą nimi być i marzą o tym. Dziewczyny, trzymajcie się w wiatru! :-)
    Co do lotów, to - jak widać - indywidualnie można dopuszczać.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl