"Skandal", "szowinizm", "uśmiech Judasza", czyli trudny finał TCS 86/87

  • 2022-01-04 18:01

35. edycja Turnieju Czterech Skoczni przypadająca na sezon 1986/87 pozostawiła za sobą duże uczucie niesmaku i niedosytu w obozie reprezentacji Norwegii. Wszystko za sprawą wydarzeń, które rozegrały się w Święto Trzech Króli w Bischofshofen. "To był skandal" - grzmiała norweska prasa.

Tamten Turniej Czterech Skoczni był jednocześnie turniejem czterech pór roku. W Oberstdorfie panowała iście wiosenna odwilż, w Ga-Pa piekło niemalże letnie słońce, w Innsbrucku lało z nieba jak w listopadzie, a w Bischofshofen szalała śnieżyca. Po tej edycji TCS bardzo dużo obiecywali sobie Norwegowie, którzy czekali na zwycięstwo swojego rodaka od 15 lat, kiedy to najlepszy okazał się Ingolf Mork. Apetyty były tym większe, że od początku sezonu świetnie radził sobie Vegard Opaas, który jak się później okaże, wygra cały sezon Pucharu Świata, zresztą jako pierwszy Norweg. Pewnym ułatwieniem dla uczestników tej edycji był fakt, że Matti Nykaenen wpadł w ciąg alkoholowy w czasie świąt Bożego Narodzenia i do Oberstdorfu dotarł w ostatniej chwili. W czasie trwania Turnieju nie miał ochoty przestać balować i w austriackiej części imprezy już nie wystąpił.

Na dobrą sprawę szanse na końcowy sukces Opaas mógł stracić już w Garmisch-Partenkirchen. Po zwycięstwie w Oberstdorfie, w Ga-Pa doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji z Norwegiem w roli głównej. W pierwszej serii konkursu, gdy Opaas dojeżdżał już do progu skoczni, jeden z pracowników odpowiedzialnych za przygotowanie najazdu odgarniał jeszcze z niego śnieg. Zbity z tropu i zdekoncentrowany Skandynaw wylądował na zaledwie 87 metrze i nie zakwalifikował się do drugiej serii, w której udział brało pięćdziesięciu skoczków. Organizatorzy z uwagi na wyjątkową sytuację dopuścili jednak Norwega do udziału w drugiej części zawodów. Opaas skoczył 105,5 metra, co było najlepszą odległością dnia i zawody ukończył na 15. miejscu. W Innsbrucku zajął trzecią pozycję i do końca pozostał w grze o końcowy triumf. 

Po trzech konkursach prowadził zwycięzca sprzed roku Austriak Ernst Vettori, wyprzedzając o niespełna 4 pkt. Ulfa Findeisena (NRD) i o 6 pkt. Opaasa. Praktycznie tylko ta trójka liczyła się w walce o końcowe zwycięstwo. Po pierwszej serii konkursu na skoczni imienia Paula Ausserleitnera na czele znajdował się nieoczekiwanie Fin Tuomo Ylipulli dzięki skokowi na 109 metrów. Dla gospodarzy najważniejsze było to, że tuż za nim plasował się Vettori, który tym samym powiększył o kilka punktów przewagę nad najgroźniejszymi rywalami. Pierwsza część zawodów odbywała się przy intensywnych opadach śniegu, ale gdy rozpoczynała się druga seria pogoda w znacznym stopniu się uspokoiła. Wydawało się, że triumfator turnieju zostanie wyłoniony w sprawiedliwych okolicznościach. Ale kiedy na rozbiegu pozostało już tylko kilkunastu skoczków rozpętała się potężna burza śnieżna. Rozbieg zasypywany miękkim śniegiem powodował, że skoczkowie lądowali na buli. Po tym jak Primoż Ulaga wylądował na 76 metrze przerwano zawody. Z racji, że śnieżyca nie ustępowała, zadecydowano o anulowaniu drugiej serii i uznaniu wyników pierwszej jako ostatecznych. Spotkało się to z ogromnym rozczarowaniem w ekipie norweskiej, która do końca liczyła na zwycięstwo Opaasa.

Media w Norwegii wpadły w furię. Prym w krytykowaniu organizatorów wiódł dziennik Bergensavisen. W jego tekście pojawiały się takie słowa jak "skandal", "szowinizm" czy "uśmiech Judasza", odnoszące się do szkoleniowca triumfatora Turnieju. Według gazety przewodniczący jury Jugosłowianin Gorjanc był tylko figurantem, a faktycznie za sznurki pociągali trenerzy reprezentacji Austrii i Finlandii, Paul Ganzenhuber i Matti Pulli. Obaj mieli wymuszać na jury wcześniejsze zakończenie konkursu, mając w tym swój interes. Podopieczny tego pierwszego wygrywał w takim układzie turniej, a drugiego konkurs. Według informacji, do których dotarła gazeta ustalenia poczynione w przerwie miały być takie, że jeżeli nie uda się dokończyć drugiej serii, zawody zostaną przełożone. Jednak w sytuacji, w której obrót spraw okazał się korzystny dla Austriaków i Finów, ci, mając dużo do powiedzenia, podzielili się łupami, zostawiając na lodzie reprezentanta NRD i Norwegii. Findeisen miał w kierunku Ganzenhubera skierować wiązankę takich słów, które nie nadają się do cytowania nawet po godzinie 22. 

Pikanterii całej sytuacji dodawały jeszcze problemy organizatorów z oceną poprawnej odległości Fina Pekki Soursy z pierwszej serii. By naprawić ten drobiazg i nanieść poprawną wartość na listę wyników potrzebny był im kwadrans, co wydłużyło przerwę w zawodach. Już po fakcie spekulowano, że gdyby nie te kłopoty, które w zawodach takiej rangi nie miały prawa się wydarzyć, być może udałoby się dokończyć drugą serię przed śnieżną zawieruchą. W utyskiwaniu norweskiej prasy z pewnością jednak dużo było szukania dziury w całym. Turniej się zakończył, trofea rozdano, a Vegard Opaas mógł tylko ubolewać nad swoim pechem, czy też fatalnym błędem pracownika skoczni w Ga-Pa, który pozbawił go wygranej w prestiżowym turnieju.

Czytaj też:

Skończył karierę, bo... "nie miał na chleb". Vegard Opaas - pierwszy norweski zwycięzca PŚ


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (6239) komentarze: (3)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor

    @Emil
    Zdecydowanie tak. Pamiętam ten turniej. Ciągle coś było nie tak. Ale ostateczna decyzja z przerwaniem zawodów finałowych w Bisho była słuszna, bo skakać się nie dało. Co do ustaleń o ewentualnym przełożeniu, jak, się pogoda popsuje, to wersja norweska. Nikt inny jej nie potwierdził.

  • EmiI profesor

    Jeśli faktycznie podczas skoku Opaasa w Ga-Pa ktoś jeszcze był na rozbiegu, to był najbardziej powód do powtórki skoku a nie marnego dopuszczenia do II serii. I ten skok pozbawił wygranej a nie odwołanie w Bischo 2 serii.

  • Mati2121 stały bywalec

    Bardzo ciekawy artykuł.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl